Luty 2000(numer 98)


Zjazd absolwentów i nauczycieli LO w Łobzie

 


Spis treści: 
Gadka Dziadka
Dobre roku początki. Z daleka od Łobza
Grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy
Jubileusze
Od redakcji
Polska Akcja Humanitarna - pomoc dla ofiar wojen
Spotkanie z muzami
Szkoda parku
Szkolne gazety
Uwaga, narkomania!
Dyżury radnych powiatowych
Finlandia kraj ciekawy lecz mało znany
Grupa marketingowa w rolnictwie
Koncert kolęd
Kronika policyjna
Licealistki na podium
Liceum techniczne w Łobzie
LOK wręczył doroczną nagrodę
Łobeska bieda
Miłuj bliźniego - bliźniemu służ
Łobescy dzielnicowi
Nagroda dla Mirosława Smugały
Nowe władze Światowida
Nowy kalendarz
Ocieplenie stropu nad piwnicą
Rok w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej
Spotkanie
Kącik radnego
W Urzędzie Stanu Cywilnego
Wiadomości wędkarskie
Z żałobnej karty


Gadka Dziadka


Rozbrajająca szczerość

Różne, panie, plotki chodzą po ludziach na temat tego, że mamy obecnie nie jakąś tam III Rzeczpospolitą, a rzeczpospolitą kolesiów obdzielających się różnymi fuchami, dochodami, chapiących bez skrupułów, ile się da z mizernego narodowego dobytku. Plotki plotkami, a czasem jednak dowiadujemy się oficjalnie czyli przypadkiem, że ten czy ów, czy inny mianowaniec z poręki jedynej słusznej siły dostaje legalnie na pierwszego dwadzieścia, trzydzieści czy nawet czterdzieści razy więcej niż przeciętny robol, nauczyciel, policjant, lekarz, pielęgniarka czy inny budżetowy frajer. Ale żeby jawnie tego, że jest to "normalność", że jest to zgodne z "prawem" do niedawna nikt nie potwierdzał.

Tymczasem, mimo że tyle było mowy o tym, że nareszcie przerwane zostaną "nomenklaturowe" praktyki komuny, nic się pod tym względem w naszym kraju nie zmieniło. To fakt, że nastąpiły zasadnicze zmiany gospodarcze, że mniej więcej normalna rynkowa gospodarka zaczęła decydować o naszej przyszłości, że ugruntowują się w życiu politycznym demokratyczne normy, że mamy możliwość (co Dziadek właśnie robi), powiedzieć publicznie, chociaż nie bezkarnie, czego dowodem są losy "Łobeziaka", że nam się wiele zjawisk i ludzi po prostu nie podoba. Niemniej osobnicy, którzy dzięki rozbudzonym nadziejom na lepsze i społecznemu zaufaniu zdobyli obecnie władzę, głosząc wcześniej hasła równości społecznej, solidarności i uczciwości, przenieśli z dawnego ustroju najgorsze wynaturzone i wyolbrzymione jego nawyki i przekonania, a przede wszystkim to, że to oni są właśnie nieomylni, najlepsi, bezkarni, że im wszystko wolno, że mają monopol na rozdawanie przywilejów, że im się wszystko należy, a przede wszystkim stanowiska i pieniądze, bogać tam - pieniądze, pieniądzory. Nie da się ukryć, że nowa partyjna parcelacja naszego kraju nasila się, a ostatnio przyjęła rozmiary niepokojące.

Ostatnio pojawiły się w związku z tym próby ideologicznego uzasadnienia tych działań, bo przecież na każdym kroku widać, jakiej degradacji uległy ideały z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Trzeba coś z tym zrobić, żeby wytłumaczyć się przed narodem z tej zdrady. Być może, ale tylko być może, jakieś tam resztki wstydu i przyzwoitości kołaczą się jeszcze w sumieniach niektórych naszych nuworiszy. W końcu chyba czytać też umieją i sygnały o tym, co ludzie naprawdę dzisiaj myślą o tym, co się porobiło z obiecankami, zaczynają pewnie do nich docierać.

Tylko czy naprawdę właściwie je rozumieją, czy dotarła do nich świadomość tego, że ludziska gdzieś tam na dole dosłownie przyjęli kiedyś zapewnienia o mającym nastąpić u nas szybko ziemskim raju?
Raczej nie rozumieją. Pycha, pewność siebie, przekonanie o tym, że społeczeństwo jest przypadkowe, niewdzięczne, po prostu głupie, infantylne, nie rozumiejące, jaką to łaskę mu się robi rządząc nim, raz po raz daje osobie znać w zachowaniu się najważniejszych osób w naszym kraju.

Oto w swoim noworocznym wywiadzie radiowym (rano 31 grudnia 1999 r. w Programie I) usłyszał Dziadek, jak pani marszałek senatu RP Alicja Grześkowiak pytana o to, czego życzy narodowi, swoim znanym ciepłym, rozlewnym, ale równocześnie pouczającym i władczym, matczynym głosem powiedziała, że życzy mu, żeby był cierpliwy. Przecież ona wie, ze swej pańskiej wysokości, tłumaczyła łaskawie "dzieciom" przy głośnikach, że ludziom ciężko, ale to nic, bo musimy ponieść koszty transformacji, a za kilka lat będzie lepiej.

Doprawdy szczerość to rozbrajająca! Nareszcie wiadomo, co jest grane. MUSIMY ponieść koszty transformacji! Tylko kto mianowicie ma je ponieść? Nagle przyszła Dziadkowi na myśl tamta anegdota o Marii Antoninie z czasów rewolucji francuskiej, która, gdy rozwścieczony lud paryski podszedł pod jej pałac, żądając chleba, wyszła na balkon i przyglądając się hołocie przez lorgnon zapytała ze zdziwieniem, dlaczego "oni" nie jedzą ciastek, przecież są lepsze od chleba. Czym to się skończyło - wiadomo, i pani marszałek tego za nic Dziadek nie życzy. Niemniej nie powinna mówić o tym, a tym bardziej pouczać nas, że MUSIMY ponieść koszty transformacji osoba, która za państwowe czyli nasze pieniądze ma się wspaniale, wozi się po całym świecie prywatnym państwowym samolotem (odbyła ponad 20 przyjemnych podróży w ciągu ledwo dwóch lat) i jeszcze od czasu do czasu narzeka, że to jest bardzo ciężka i niebezpieczna praca, bo samoloty są wprawdzie ochrzczone, ale jeszcze radzieckie, a te wiadomo... Nad panią marszałek czuwa jednak łaska boska. Tak było, kiedy jej samolot musiał lądować na pustyni. Ostatnio pojawił się w związku z tym bardzo poważny problem państwowy - oto czy kupić nowe aeroplany paniskom czy wojsku. Doprawdy to jest nie tylko rozbrajająca szczerość, ale po prostu cynizm. Wręcz w głowie się nie mieści, jak szybko ludzie szermujący jeszcze niedawno hasłami równości społecznej, których by się nie powstydził stary Marks, zapomnieli o nich i bez wstydu zabrali się do urządzania siebie, swoich rodzin, swoich koleżków, do demonstrowania pychy, jaśniepańskich zwyczajów, lekceważenia prawa i jawnych kpin z opinii publicznej. Co mianowicie wspólnego ze sprawiedliwością miała na przykład na szczęście powstrzymana przeprowadzka niesławnego Alota do Totolotka, wypłacanie po kilkaset tysięcy zł odprawy swojakom z telewizji, tworzenie fikcyjnych ale wysokopłatnych stanowisk, marnowanie grubych milionów na nieudane czy wręcz podejrzane przedsięwzięcia, bez ponoszenia konsekwencji? Krąży już anegdota o tym, jak pewien współczesny polityczny działacz gospodarczy zapytany o to, czy taki facet jak on powinien płacić podatki od łapówek, odpowiedział - jeżeli jest człowiekiem uczciwym, to tak.

Czy nie można by inaczej? Pewnie tak. Nasz nadleśniczy inż. W. Rymszewicz w poprzednim "Łobeziaku" pisał o swoich wrażeniach z podróży do Finlandii i o tym jak Finowie poradzili sobie ze swoim kryzysem, jaki dotknął ich w latach dziewięćdziesiątych. Wprowadzili oni mianowicie powszechne samoograniczenia, które dotknęły solidarnie i proporcjonalnie do osiąganych dochodów wszystkich obywateli od prostego drwala do rządu i prezydenta. Były one surowo i z powagą przestrzegane i dlatego zostały zaakceptowane. I udało się Finom. Myśli sobie Dziadek z żalem, że gdyby w naszym kraju kosztami przemian obciążeni byli wszyscy ludzie mniej więcej sprawiedliwie, gdyby nie musieli oglądać tego codziennego szarpania narodowego dobra przez tych, co są bliżej przysłowiowego koryta, to znieśli by oni cierpliwie i ze zrozumieniem niejedną biedę i zdolni by byli do niejednego poświęcenia i społecznego wysiłku. Nawet się przez chwilę na to zanosiło. Niestety, prywata wzięła górę, nie pierwszy raz zresztą w naszych dziejach. Kiedy ludzie słyszą dzisiaj, że publiczna instytucja, która ma się opiekować biednymi kalekami, kupuje dla swoich prezesów i ich totumfackich siedemnaście luksusowych lancii za ponad 100 tys, zł każda, to ich po prostu zalewa krew.

Że Dziadek marudzi, że przemawia przez niego starczy pesymizm, a może zwyczajna zazdrość, kiedy wraca do spraw tutejszych? Że Dziadek nie rozumie ducha nowych czasów, nie pojął, co to jest siła przebicia, co to jest konkurencja, co to są układy? Dzięki temu wszystkiemu świat ma przecież pójść naprzód, ma być lepszy! Nie, Dziadek nigdy tego nie zrozumie, a tym bardziej nie uwierzy w to, że świat budowany przez i dla kanciarzy, cwaniaków, kumpli czy towarzyskiej sitwy może być lepszy. Dziadek w swojej naiwności wierzy natomiast w to, że zwykli ludzie, chociaż poniewczasie, przy kolejnych wyborach część tych śmieci wymiotą. Przecież większość z nas tęskni w końcu do świata, w którym skromność, dobroć, prawda, życzliwość i sprawiedliwość będą nadal bezcenne. Być może jest to utopia, niemniej w coś trzeba wierzyć.
Dziadek

Dobre roku początki. Z daleka od Łobza


Przywitanie Nowego Roku 2000 odbyło się zgodnie z duchem czasu. Głównie dzięki telewizji. Ponad 60 stacji za pomocą 1000 kamer nadawało relacje z różnych miejsc na świecie, gdzie właśnie wybiła północ. Telewidzowie mogli się przekonać, jak współczesnym rytuałem sylwestrowym rządzi uniwersalna popkultura, zaś folklor pozostaje głównie domeną krajów egzotycznych jak Amazonia, Fidżi i Samoa. Najwyraźniej znaczy to, że zwyczaj eksponowania narodowej odrębności odchodzi w cień historii, chociaż nie wszędzie" (Polityka nr 3/2000). Tak właśnie wyglądało powitanie ostatniego roku XX wieku, o czym mogliśmy się przekonać oglądając w noc sylwestrową raczej niezbyt interesujące programy telewizyjne. Być może więcej radości dostarczały liczne bale, ale o tym trudno mi pisać, gdyż Nowy Rok powitałem w domu, z żoną i wnuczkiem.

Wspomniany "współczesny rytuał sylwestrowy" nie wszystkim się podobał, szczególnie zaś tym, którzy domagają się , by podobne imprezy stroniły od "kosmopolitycznych akcentów", będąc narodowe zarówno w formie, jak i treści. Im zapewne przyniesie satysfakcję prezentacja Polski na "EXPO - 2000" w Hanowerze, ale o tym może będę się mógł osobiście przekonać w czerwcu. W cytowanym na wstępie artykule przytoczono sąd wyrażony przez J. S. Bystronia jeszcze przed wojną, że megalomania narodowa zawsze jest rewersem narodowych kompleksów. Prawie miesiąc minął od Nowego Roku, a tzw. milenijna pluskwa (Y2K) szkód nie uczyniła żadnych, co zasługą jest albo dzielnych informatyków (i przezornych urzędników, rzecz jasna), albo... Ale do tego jeszcze powrócimy, gdyż obecnie byłoby to wywoływanie wilka (pluskwy) z lasu (komputera).

Pierwsze dni Nowego Roku przyniosły wiele frapujących wydarzeń i zjawisk, ale także wiele nader głośno wypowiadanych "myśli". Niektóre (wybierane, oczywiście, tendencyjnie) warto przytoczyć, przemilczając nazwiska autorów (brak powodów, by je popularyzować). Oto zatroskana losami rodziny pani uważa, że pomaganie samotnym matkom jest wspieraniem patologii, a przedszkola i żłobki - powrotem do socjalizmu. Profesor - ekonomista w prostych słowach wyjaśnia przyczyny obecnego stanu byłych pracowników PGR-ów: "Im istotnie powodzi się źle, bo nie nauczyli się pracować, a po likwidacji tych deficytowych tworów nie ma już co ukraść". Być może takie sądy formułowane w jakimś centrum "myśli konserwatywnej" mają sens, tylko dlaczego koniecznie przy tym obraża się ludzi niegdyś bardzo ciężko pracujących. Z kolei, profesor - filozof zaciekle tropiący wszystko, co nie jest konserwatywne (w treści i formie) podobnie ocenia Jurka Owsiaka i Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy: "Jeśli jedna osoba dająca jałmużnę lub wsparcie naraża się na zarzut pychy, bo czerpie przyjemność z tego, że się ją ogląda jako dobro czyniącą, to cóż dopiero mówić o spektaklu, w którym publiczne dawanie obejmuje ogromną część społeczeństwa". Okazuje się, że nie jest ważny szczytny cel, autentyczna radość uczestniczenia w pożytecznym przedsięwzięciu, lecz to, że charyzmatyczny lider owych działań nie jest "nasz" (tj. konserwatywny w treści i w formie). Przedwojenny publicysta J. Drobnik pisał: "Poziom umysłowy narodu poznaje się po tym, czy umie on zmusić swoich głupców do milczenia, czy też pozwala im wychodzić na mównicę i przemawiać w swoim imieniu

Na szczęście o poziome umysłowym nie stanowią myśli z założenia obraźliwe, lecz autentyczne dzieła jej elit. Kultura - jak mawiał Malraux - to jest to, co po nas zostanie. Doczekaliśmy się wreszcie wielkiego sukcesu, jakim jest niewątpliwie Oscar dla Andrzeja Wajdy. Wieńczy on prawie półwieczny dorobek, będący wielkim wkładem twórcy do kultury narodowej i światowej sztuki filmowej. Jako stary kinoman, znający "na pamięć" wiele filmów Wajdy z trudem mógłbym wybrać z jego bogatego dorobku ten jeden ulubiony. Czy "Popiół i diament" czy "Człowiek z marmuru", a może jednak "Ziemia obiecana"? A tu jakby żal którejś z cudownych ekranizacji opowiadań Iwaszkiewicza: "Brzeziny" i "Pnien z Wilka". A "Wesele", "Wszystko na sprzedaż", "Krajobraz po bitwie", a może "Popioły" i piękna "Kronika wypadków miłosnych"? Nie można przy tym zapomnieć o dziełach niefilmowych: przedstawieniach teatralnych ("Biesy", "Noc listopadowa") i telewizyjnych (ostatnio znakomity "Mateusz Bigda"). Za swoje filmy Wajda Oscarem mógłby zostać nagrodzony ćwierć wieku temu, bowiem już wtedy miał w dorobku dzieła stawiające go w jednym rzędzie z takimi "wybrańcami" X muzy jak Fellini, Kurosawa, Bunuel czy Bergman. Adam Michnik w przedmowie do wydanej przed laty pięknej dwutomowej pracy poświęconej filmom A. Wajdy napisał: "Wielka to przygoda - oglądać te filmy, zanurzyć się w świecie ożywionym talentem artysty, móc obcować z wielkimi duchami polskości, z dramatycznym pięknem polskiej historii, gdzie wszechobecnej rozpaczy przeciwstawiała się z bezsilną dumą rachityczna nadzieja. Kim bylibyśmy dziś bez tych filmów, bez tej tradycji"?
Na początku roku cieszmy się tym, czym naprawdę warto się cieszyć. Także oczywiście sukcesami bliźnich. Podobnych i wielu jeszcze powodów do radości i satysfakcji należy życzyć sobie w tym "magicznym" roku.

Piotr Sienkiewicz

Grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy


Kolejny raz także w Łobzie na apel Jerzego Owsiaka zagrała w niedzielę 9 stycznia 2000 roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Już od rana wyszło na ulice naszego miasta 90 wolontariuszy - uczennic i uczniów z liceum i szkół podstawowych. Dało się odczuć na każdym kroku życzliwość naszych mieszkańców, którzy często całymi rodzinami wychodzili na spacer głównie po to, żeby wrzucić do puszek kwestarzy grosik i poszczycić się serduszkami orkiestry. Ogółem przyklejono w Łobzie 12 kilogramów tych serduszek i zebrano 9.060 złotych. Działalność Wielkiej Orkiestry stała się i w Łobzie piękną i potrzebną tradycją, której nawet ludzie nieprzychylni (są, są ciągle tacy) nie są już w stanie zlekceważyć. Wprawdzie zebrano w tym roku mniej pieniędzy (w ubiegłym było 14 tys. zł), bo nie udało się młodzieżowemu sztabowi wyprosić od oficjalnych osób wcześniej paru złotych na opłacenie kosztów podróży dla atrakcyjnych zespołów z zewnątrz, które chciały grać za darmo, niemniej sztab spotykał się z pomocą i przychylnością wielu innych ludzi, co pozwoliło Orkiestrze zagrać może skromniej niż w roku ubiegłym, ale także niemniej ofiarnie. Udała się poranna licytacja fantów na placu przy Urzędzie, którą sprawnie i dowcipnie prowadził nieoceniony Andrzej Idzikowski. Wszystkie fanty znalazły nabywców, nawet gumy do żucia, które "poszły" po 7 zł za paczkę! Główna atrakcją było jajo strusia ofiarowane przez p. Szabunię i wielkie zdjęcie zespołu "Faith No More", które z prywatnej kolekcji (pewnie z bólem) ofiarował prof. M. Łukasik. Przygrywała na placu orkiestra dęta z Domu Kultury. Po południu też szło wszystko zgodnie z programem: była w ŁDK dyskoteka dla dzieci, a po niej wieczorny koncert rockowy w wykonaniu sympatycznych łobeskich zespołów - Ponurego Żniwiarza, The Prodiż i Kingsize. Potem ludzie wyszli z Domu Kultury i śpiewając piosenki zapalili "światełko do nieba". Dyrygował niezastąpiony Andrzej Idzikowski.

Sztab Orkiestry, któremu pomagali dyr. D. Ledzion i profesorowie z liceum - K. Chojnacki i M. Łukasik, działał w składzie: Agnieszka Chochoł, Ewelina Gabska, Magdalena Druch, Magdalena Siarkiewicz, Paweł Orliński, Agnieszka Safiejko i Wojciech Konieczny.
Podziękowania należą się też tym wszystkim dobrodziejom, którzy w różny sposób wsparli bezinteresownie organizatorów. I tak dr J. Januszkiewicz wcześniej zamieścił numer konta Orkiestry łobeskiej w Internecie, pp. Karłowscy i Gabscy ofiarowali różne fanty, p. Malczak dała słodycze, od p. Moskalów były ciasta, LOK dał samochód do przewozu sprzętu, samochodem służył też p. Safiejko, p. Słaby polaminował identyfikatory dla wolontariuszy, Central Soyia dała 200 zł, zaś łobeska policja czuwała ofiarnie nad bezpieczeństwem całej imprezy. Czy Orkiestra mogła zagrać głośniej w Łobzie? Organizatorzy mają pod tym względem mały niedosyt, mówią, że tak, gdyby wszystko zagrało prawidłowo. Ale ponieważ są bardzo młodzi, wierzą, że jej następny występ będzie skuteczniejszy.

(W. I.)

Jubileusze


W bieżącym roku będziemy obchodzić okrągłe rocznice szeregu istotnych wydarzeń dla naszego miasta i regionu. Dla przypomnienia podaję niektóre z nich:
- Mija 600 lat od potwierdzenia i poszerzenia praw miejskich dla Łobza;
- Przed 55 laty po przejściu frontu wojennego w naszym mieście zaczęło się tworzyć polskie życie. Zaczęli przybywać do Łobza Polacy z wielu stron Europy. Przyjeżdżali oni głównie zza Buga, że zsyłek na Syberii, z Polski centralnej. Przybysze tworzyli instytucje istniejące dotychczas. Między innymi już 9 sierpnia 1945 roku założono Powszechną Spółdzielnię Spożywców "Społem".
We wrześniu tegoż roku rozpoczęła działalność Szkoła Powszechna oraz Gimnazjum. W listopadzie zorganizowano Przedszkole;
- W 1950 roku założona została sekcja jeździecka przy Państwowym Stadzie Ogierów w Świętoborcu;
- W 1960 roku założono koło Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów;
- W tym samym roku przeniesiono Liceum Ogólnokształcące z ul. Kościuszki 17 do nowego budynku przy dawnej ulicy Bieruta dziś Niepodległości;
- 35-lecie obchodzić będzie 8 września Spółdzielnia Mieszkaniowa "Jutrzenka";
- 1 kwietnia 1965 roku zmarł ks. Proboszcz Władysław Faron, który odbudował łobeski kościół;
- W 1970 roku przekazano do użytku restaurację "Kosmos";
- W tym samym roku rozpoczęła się w Łobzie sprzedaż gazu w butlach;
- Przed 20 laty zorganizowano Zespół Szkól na bazie liceum ogólnokształcącego i szkoły zawodowej oraz przekazano do użytku nowy budynek biblioteki;
- W sierpniu 1985 roku juniorzy klubu "Światowid" awansowali do piłkarskich rozgrywek ligi międzywojewódzkiej.

Warto też osobno podkreślić fakt, że 140 lat temu Łobez został siedzibą władz powiatowych. Można przypuszczać, że kierownictwa niektórych przynajmniej ważniejszych wspomnianych jednostek uświetnią swoje jubileusze w takim zakresie, w jakim je w tej chwili stać. Warto pamiętać o tradycji i warto ją tworzyć.

Zbigniew Harbuz

Od redakcji


Mamy oto rok 2000 i zgodnie z naszymi przewidywaniami nic takiego się nie stało, co by świadczyło o jakimś przełomie, o czymś niezwykłym, co by w sposób zasadniczy wpłynęło na nasze życie zbiorowe. W pojedynczych przypadkach pewnie jest różnie, bo jednym się pewnie coś udało, drugim pogorszyło, trzecim idzie środkiem czyli przeciętnie - jak to w życiu i w statystyce. Po Sylwestrze, po toastach, po złożeniu sobie najlepszych życzeń powróciliśmy do codzienności, do związanych z nią nadziei, a równocześnie do obaw. W niektórych sferach życia nastąpiło jakby cofnięcie, regres. Bo oto (oczywiście mówimy to z przekąsem) zaczęto mówić i tęsknić do jakiejś tam starej, dobrej "moralności", pojęcia dosyć zapomnianego w ostatnich latach w Polsce. A idzie nam głównie nie o tę moralność związaną z relacjami męsko-damskimi i w ogóle płciowymi, która tak roznamiętniła podglądaczy w naszym sejmie - idzie nam o tę moralność podstawową, którą uregulował kilka tysięcy lat temu Dekalog zabraniający między innymi nie kraść, nakazujący kochać bliźniego, nie pożądać żadnej rzeczy, która jego jest, bo są to podstawy społecznego współżycia. Ich przekraczanie to naruszanie równowagi społecznej, narastanie w ludziach poczucia niesprawiedliwości i nieufność szczególnie wobec władz, jeśli te, wykorzystując swoje uprawnienia, zapominają o przyzwoitości i o tym, że zwykli ludzie na nie patrzą i surowo oceniają.

Okazało się oto w naszym kraju, który, mamy wszyscy taką nadzieję, pójdzie w końcu do przodu, że te starodawne normy są przekraczane na każdym kroku bezczelnie i bezwzględnie, że zaczęto o nich zapominać, że przestały obowiązywać, że zaczęto wyśmiewać ludzi upominających się nieśmiało o zwyczajną przyzwoitość czy "staroświecką" moralność . Regułą, a nawet swoistą cnotą stało się chapanie narodowego majątku i pieniędzy podatnik bez skrupułów. Wytworzył się na poczekaniu mit nowoczesnego człowieka "sukcesu", który potrafi lepiej niż cała reszta niezgułów brać sprawy w swoje ręce. Dziwnie szybko i chętnie przyswojony został ten model przez rządzącą obecnie koalicję po prostu dlatego, że usprawiedliwiał to chapanie i zrobił z niego wygodną normę. Furda jakaś tam staroświecka moralność dobra dla życiowych nieudaczników! I nie ma dzisiaj co zwalać na jakichś już legendarnych "komuchów" winy za to, że oni ten proceder podobno zaczęli - skoro się wzięło władzę głosząc ideały tak piękne, że nawet ślepi i głusi dali się na nie nabrać, trzeba było z tymi wszystkimi grzechami skończyć, zacząć od siebie, dokonać samooczyszczenia i tak trzymać. Czyż trzeba było lepszego dowodu wiarygodności niż takie załatwienie problemu sprawiedliwości społecznej? Przecież nie było do tego potrzeba żadnych reform, żadnych kosztów, akceptacja ze strony społeczeństwa byłaby powszechna i uznanie olbrzymie, a sondaże popularności akurat odwrotne niż dzisiaj. Ale to już nie nasze zmartwienie.

Nareszcie za późno zabrano się przed dwoma tygodniami do "uzdrawiania" tego, co już wydawało się normalne i takie przyjemne dla panującej nam w błogostanie swojej nieomylności władzy. A może na szczęście, że za późno, bo przynajmniej w całej paskudnej okazałości wyszło na jaw, co to za ludzie do tej władzy się dorwali. Trudno jednak mieć większe nadzieje na to, że coś się gwałtownie zmieni w naszym kraju. Kto się obłowił, ten swoje ma i "prawo" jest po jego stronie. Przecież ten cały szum o nadużycia finansowe, o "kominy płacowe " wywołany został zwyczajną obawą o utratę stołków i jest próbą uspokojenia opinii publicznej. Przecież nie słyszymy, by komuś proponowano oddanie chociażby części zachachmęconego narodowego majątku, by ktoś poniósł jakąś odpowiedzialność za to, co się stało, by chociaż wybąkał, że ma wyrzuty sumienia. Niezwykle celnie określił swego czasu tę taktykę niejaki Julian Tuwim we fraszce, mówiąc: "Na złodzieju czapka gore, chyba że ukradnie w porę", a tę "nowoczesną" moralność skwitował: "Odbył się właśnie walny zjazd złodziei - najwięcej mowy było o idei".

We Francji bodaj dwa lata temu premier Beregovoi popełnił samobójstwo, gdy wyszło na jaw, że w jego administracji zaszły nadużycia, w Niemczech wali się autorytet tak zasłużonego człowieka, jak Helmuth Kohl, skarbnik jego partii także popełnia samobójstwo, bo wyszło na jaw, że niejawnie przyjęli 2 miliony marek nie dla siebie, a na partyjne konto. Przy polskich przekrętach z ostatnich dwóch lat są to nadużycia śmieszne, wręcz błahe. U nas facet, który pomógł oskubać skarb państwa na 15 milionów zł, nadal zasiada w sejmie, pcha się na mównicę i dyskutuje bez żenady o poprawie moralności. Doprawdy aż trudno uwierzyć, że w tych warunkach jest możliwy powrót do zwykłej, obowiązującej wszystkich jednakowo, staroświeckiej moralności.

Redakcja

Polska Akcja Humanitarna - pomoc dla ofiar wojen


Gdy siedzimy wygodnie w fotelach oglądając reportaże z wojen, czujemy często bezsilność. Oczekujemy reakcji instytucji powołanych do zażegnania konfliktów, tego, że instytucje te zorganizują jakąś pomoc dla ludności, która dotknięta jest wojną. Taką instytucją jest ONZ. Ale instytucje te stają się coraz bardziej zbiurokratyzowane i coraz mniej w nich ludzi, którzy traktowaliby swoją w nich obecność jako misję służenia innym ludziom. Często osoby tacy jak p. Janina Ochojska z Polskiej Akcji Humanitarnej organizują pomoc dla ludzi dotkniętych wojną, narażając się na niebezpieczeństwo. Ludzie z terenów, na których toczą się wojny, błąkający się zimą gdzieś w górach, zmarznięci i wygłodniali, czekają tę pomoc. Dlatego ci z nas, którzy chcieliby wesprzeć Polską Akcję Humanitarną, która organizuje konwoje z pomocą dla ofiar wojny w Czeczenii, mogą wpłacać pieniądze na konto :

Polska Akcja Humanitarna, Warszawa, bank: PBK II O. Warszawa nr 11101109 - 8442 - 2700 - 1 - 32,
cel: Czeczenia

Bliższych informacji można uzyskać pod numerem 0801 - 108 - 801.
Wiesława Bogunia

Spotkanie z muzami


Bardzo piękne i wzruszające "Spotkanie z muzami" odbyło się 27 stycznia br. w Domu Kultury. Prezentowali się na tym spotkaniu artyści ze Środowiskowego Ogniska Wychowawczego (dla dzieci ze środowisk zagrożonych), Związku Niewidomych, Związku Emerytów i Rencistów, Związku Kombatantów i Środowiskowego Domu Samopomocy. Uczestnicy spotkania to młodzież i dorośli w wieku od kilkunastu do bardzo dojrzałych lat. Celem spotkania było pokazanie i upowszechnienie osiągnięć ludzi, którzy, mimo różnych ograniczeń związanych ze zdrowiem, z wiekiem, czy kłopotami osobistymi - podejmują działalność artystyczną, a dzięki temu ich życie jest barwniejsze i interesujące, że czują się potrzebni. Okazało się na tym spotkaniu, nie po raz pierwszy zresztą, że mają wiele do pokazania i powiedzenia, że potrafią być pogodni, że łączy ich życzliwość wobec siebie. Zobaczyliśmy zatem wystawy prac plastycznych młodzieży z Domu Samopomocy i Romy Kosińskiej, znane i od lat podziwiane hafty i wycinanki Moniki Nosewicz-Żaboklickiej, słuchaliśmy dowcipnych i sentymentalnych piosenek w wykonaniu połączonego chóru Związku Emerytów i Związku Kombatantów, którym wtórowała cała sala, słuchaliśmy też oryginalnych wierszy wygłaszanych przez autorów - Anię Buczkowską, uczennicę VIII klasy z SP nr 3 i dwóch znanych także poza naszym środowiskiem niewidomych poetów z Węgorzyna - Andrzeja Kabulskiego i Jana Wielgusa, którego wzruszający wiersz zamieszczamy poniżej. Jan Wielgus oprócz bogatej twórczości poetyckiej, poruszającej tematykę osobista i społeczną jest także energicznym prezesem łobeskiego oddziału Związku Niewidomych, który ostatnio prowadzi bardzo ożywiona działalność na korzyść swoich członków.

Duszą spotkania, jego organizatorką, reżyserką i sympatyczną konferansjerką była Teresa Zienkiewicz, którą zebrani nagradzali raz po raz zasłużonym oklaskami. Pomogli artystom: dyr. ŁDK Dariusz Ledzion, Ośrodek Pomocy Społecznej, Turbak i Sikora z Urzędu Miasta; handlowiec Krzysztof Galczak użyczył transportu. Przyjechali też na spotkanie goście z powiatu - przewodniczący Rady Powiatu Czesław Kwiatkowski i dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Henryk Klubś.

GORĄCE SERCE

Słońce zgasło mi słońce
Jak to się stało
Że zniknął gdzieś słoneczny blask
Wraca mi słońce
Tak bardzo pragnę
Doświadczyć twych promiennych łask
Nocy okrutna nocy
Wszędzie dokoła jest ciemno i czarno i mrok
Z nikąd pomocy
Powiedz mi nocko
Do kogo skierować swój krok
Ktoś nagle podchodzi podaje mi rękę
I słyszę serdeczny czyjś głos
I jednym swym zdaniem przerywa udrękę
Odmienia beznadziejny los
Słońce ty jesteś słońcem
Ty jesteś światłem
Nadzieją schronieniem wśród burz
Serce gorące
I już jest radość
I szczęście powróciło już
Bo nagle podchodzisz
Podajesz mi rękę
I słyszę serdeczny twój głos
I jednym swym zdaniem
Przerywasz udrękę
Odmieniasz beznadziejny los

JAN WIELGUS

Szkoda parku


Zanim zdążyliśmy się obejrzeć, w parku przy ul. Niepodległości zdążono wyciąć kilkadziesiąt bodaj stuletnich kasztanowców i klonów. Rozdzwoniły się w związku z tym telefony z protestami, spotkani na ulicy ludzie pytali, dlaczego dewastuje się bezkarnie stary, piękny park. Interpelowałem zatem w tej sprawie na grudniowej sesji Rady Miejskiej i dowiedziałem się, że była to decyzja Zarządu Miasta. Pani burmistrz wyjaśniła, że przewiduje się zaprojektowanie parku "po nowemu" i "przebudowanie" go; zaś drzewa wycięto w ramach tzw. cięć sanitarnych, bo były stare i chore.

Zupełnie mnie to nie przekonało z dwóch powodów. Po pierwsze Zarząd zadziałał z naruszeniem uprawnień Rady. Tak poważna sprawa jak rozpoczęcie wycinania zabytkowego parku miejskiego wymaga omówienia problemu na posiedzeniu Komisji do Spraw Terenów Wiejskich, Leśnictwa i Ochrony Środowiska, a potem podjęcia odpowiedniej uchwały na sesji Rady Miejskiej. Tego nie zrobiono i jest to samowola.

Po drugie - jeśli jakieś drzewa w mieście komuś czy czemuś przeszkadzały, to te w parku nikomu. Zdobiły miasto. Wycięto drzewa zdrowe, co można jeszcze dzisiaj sprawdzić. Stary naturalny park przy Niepodległości jest pozostałością po byłym cmentarzu i jest (a raczej przestaje być) wizytówką miasta. Wycinanie w nim pojedynczych drzew zeszpeciło go i teraz naprawdę będzie pretekst do tego, żeby wygolić pozostałe. Zapewnienia, że nowy park będzie ładniejszy nie przekonują, bo żeby go urządzić, trzeba dużych pieniędzy, ludzi do jego utrzymania i pilnowania, posadzenia dużych drzew w specjalnych mocnych i trwałych osłonach, bo małe zostaną zniszczone. Zieleń w mieście sama nie urośnie, wiedzą o tym ci, którzy muszą się o nią troszczyć. Część naszego skądinąd sympatycznego społeczeństwa ma ciągle jeszcze mentalność funkcjonującą według zasady "chłop żywemu nie przepuści". Wiemy, że zieleń w mieście trudno utrzymać. W ramach różnych akcji posadziliśmy w Łobzie tysiące drzew i krzewów - praktycznie nic się z nich nie utrzymało, szlachetniejsze pokradziono, większość obsikały psy i połamane zostały przez dzieci, którym zresztą trudno się dziwić, bo nie mają w naszych blokowiskach ogrodzonych wysoką siatką placów (boksów) do zabaw. Przykłady? Ciągle zadeptywane skwerki na placu 3 Marca i Obrońców Stalingradu, łyse trawniki między blokami, goła promenada itp. Śmieszą paliki wtykane chyba tylko dla pozoru przy nowych nasadzeniach, natychmiast zabierane do zabaw przez dzieci i do podpierania pomidorów w ogródkach. Dlatego parku szkoda, bo jest, bo nawet najsilniejsze gromady łobuzów nie mogły dać rady wyrośniętym drzewom. Teraz jeden człowiek z piłą motorową może "załatwić" w ciągu kilku godzin to, co rosło sto lat.

W. Bajerowicz

Szkolne gazety


Ruch wydawniczy jest w naszym mieście spory. Jak już sygnalizował p. Zdzisław Bogdanowicz - w łobeskim liceum wychodzą aż trzy miejscowe pisma. Prezentujemy dzisiaj ich winiety i pozwalamy sobie na przedruk poniższej interesującej notatki o ludności świata z październikowego numeru z 1999r. "Biologii w szkole".

SZÓSTY MILIARD NA TRZECIE TYSIĄCLECIE

Rozejrzyj się uważnie 12 października! Tego dnia może się zrobić bardziej tłoczno niż zwykle - liczba ludności świata osiągnie sześć miliardów, choć nikt nie wie dokładnie, kiedy i gdzie narodzi się sześciomiliardowe niemowlę. ONZ uznała, że właśnie ten dzień będzie symbolizował wydarzenie, które na pewno nastąpi przed końcem 1999 roku (już nastąpiło - red.). Sześć miliardów ludzi to liczba godna odnotowania - mówi Carl Haub, demograf z Biura Ewidencji Ludności w Waszyngtonie - bo wiek XX przywitały niecałe dwa miliardy ludzi. W ciągu zaledwie 12 minionych lat pojawił się szósty miliard. To niezwykłe - dodaje naukowiec - przyrost ludności jest najszybszy w krajach rozwijających się. W Europie i Ameryce Północnej wskaźnik przyrostu naturalnego jest dość niski i stabilny , w krajach rozwijających się sięga średnio 1,7 procenta rocznie".

K. Zych, K. Maśluch kl. Id

Dodajemy od siebie, że już tegoroczne prognozy ONZ podają, że w najbliższych 30 latach ludność świata wzrośnie z 6091,4 mln w 2000 r. do 8371,6 mln. Wiele krajów czeka eksplozja demograficzna. Niektóre to wręcz demograficzne tygrysy. Do 2030 r. ludność Chin wzrośnie do 1499,5 mln osób (o 223,5 mln niż w 2000r.) i to mimo stosowanych tam restrykcji wobec rodzin pozwalających sobie więcej niż na dwoje dzieci, Indii - 1384,2 mln (wzrost o 377,4 mln), Nigerii - do 261 mln (o 132,8 mln) i Pakistanu - do 286,7(wzrost o 130,7 mln). Stany Zjednoczone osiągną 337, 3 mln mieszkańców (o 59,9 mln więcej), a ludność Rosji zmniejszy się do 127,9 mln (o 18,3 mln mniej). Nieco więcej niż obecnie mieszkańców będzie miała Francja (60,2 mln - wzrost o 1,1 mln osób), i Wielka Brytania (59,5 - wzrost 0,8 mln). O 7,8 mln zmniejszy się ludność Japonii (do 118,6 mln) i o 7,1 mln - Włoch (do 60,1 mln). Polska będzie miała wówczas 39,9 mln mieszkańców czyli niewiele więcej niż dzisiaj; dla przypomnienia dodajmy, że w 1999 r. w naszym kraju nastąpił po raz pierwszy odkąd prowadzi się badania statystyczne - spadek ludności o 30 tys. osób. Oprócz Słowacji (tu przyrost ludności o niecałe 0.1 mln do 5,4 mln), spadek liczby ludności dotknie wszystkich naszych sąsiadów: Ukrainę - o 5,9 mln osób (w 2030 będzie tam tylko 44,9 mln mieszkańców), Niemcy - o 3,6 mln osób (79,1 mln), Białoruś i czechy - po 0,8 mln osób (odpowiednio 9,5 i 9,4 mln) i Litwę - o 0,2 mln osób (3,5 mln).

O naszym Łobzie już pisaliśmy - u nas te tendencje pojawiły się już wcześniej i wynikają one z tego, że tak jak wszędzie w krajach na dorobku i z perspektywami ludzie naprzód myślą, żeby poprawić sobie warunki materialne, ale także i z tego, że wielu aktywnych młodych ludzi ucieka z naszego miasta poszukując dla siebie lepszych warunków gdzie indziej. Co z tego wyniknie - trudno przewidzieć. Politycy gospodarczy mówią, że przy racjonalnej gospodarce i maksymalnym wykorzystaniu obecnych zasobów biologicznych oraz przy powszechnej zgodzie na zastosowanie globalnej polityki - nawet według dzisiejszych technologii ziemia może dobrze wyżywić 20 miliardów ludzi. Na razie miliony ludzi rocznie, szczególnie dzieci, ciągle umiera z głodu i niedożywienia.
/RED.

Uwaga, narkomania!


Narkomania - słowo, które kojarzyło się nam przez dziesiątki lat z najgorszymi sprawami gatunku ludzkiego przyrównywane do zbrodni, zboczeń i moralnego dna - jest naprawdę określeniem okrutnego w swej wymowie stanu duszy i ciała człowieka, który nie potrafi żyć we współczesnym świecie, wymagającym bezwzględnego przystosowania się do napięć, konfliktów, szczurzego wyścigu, którego upragnionym końcem ma być za wszelką cenę sukces. Narkoman jest w gruncie rzeczy bezbronnym człowiekiem, pełnym sprzeczności i lęków, pozbawionym odporności na stres codziennej egzystencji, pogardzanym przez bliskich i społeczeństwo, zagubionym i bezwolnym. Narkotyk jest dla niego jedyną, znaną mu i dostępną formą istnienia, paradoksalnym schronem, w którym przyjdzie mu kiedyś zginąć" - mówi Marek Kotański, organizator pomocy i ośrodków Monaru dla ludzi, którzy stali się ofiarami narkomanii.

Chcąc się bliżej przyjrzeć temu zjawisku i poznać sposoby walki o przywrócenie godnego życia narkomanom odwiedziłyśmy ośrodek odwykowy Monaru w Grabowie. Po rozmowie z wychowawcą Mirosławem Wolańskim, który opowiedział nam o programie, jaki realizuje się w ośrodku, uzyskałyśmy od niego pozwolenie na wywiad z dwoma pacjentami - Marcinem i Arkiem, młodymi ludźmi z Warszawy.

>- Jak wygląda codzienne życie w Monarze?
Marcin: Wstajemy o 6`45 i biegniemy 1,5 km. Następnie jemy śniadanie i do 11`oo pracujemy. O 11`oo mamy przerwę, potem znowu do pracy. Po pracy mamy czas wolny, możemy wypić kawę i zapalić papierosa. Panuje u nas duża dyscyplina, każdy ma wyznaczoną role w społeczności i musi ją bezwzględnie wykonywać. Dla siebie i dla ośrodka robimy wszystko sami, nikt nas nie obsługuje.
- Jak długo leczycie się w Monarze? Czy myślicie, że jesteście już na tyle silni, aby żyć na własną rękę z pełną odpowiedzialnością? Jakie macie plany na przyszłość?
Marcin: Jestem już tu 7 miesiąc. Nie sądzę, abym był gotowy, gdyż nie czuję się całkiem zdrowy pod względem psychicznym. W tej chwili uczę się, żeby zdobyć potrzebne w tych czasach wykształcenie, które zapewni mi jakąś pracę. W przyszłości chciałbym założyć rodzinę.
Arek: Ja jestem tu 9 miesięcy i mam takie same potrzeby jak każdy normalny człowiek. Pragnę zdobyć pracę, mam wykształcenie zawodowe, ale uczę się dalej.
- Czy macie teraz całkowitą pewność, że nie sięgniecie już nigdy po narkotyki?
Arek: Nie chcemy tego robić, ale to nie jest takie łatwe. Myślę, że żaden narkoman, tak samo jak inny nałogowiec, do końca nigdy nie zdobędzie takiej pewności
- Jakie są najczęstsze powody ucieczki w ten urojony, pozornie lepszy świat
Arek: Do narkotyków zaprowadziła nas ciekawość. Marcin: Niektórzy z nas są z rodzin patologicznych, nie byliśmy akceptowani w domu, a zrozumienie znajdowaliśmy wśród kolegów narkomanów, którzy, jak się potem okazało, gotowi ci są wbić nóż w plecy i zrobią to bez mrugnięcia okiem.
- Na czy polega terapia w ośrodku w Grabowie?
Marcin: Raz w tygodniu mamy dzień społeczności, zbieramy się wtedy wszyscy i rozmawiamy o nurtujących nas problemach. Lecz takie rozmowy zwoływane są również wtedy, kiedy jeden z nas jest w dołku psychicznym. Jesteśmy jedną wielką rodziną, w której każdy bierze odpowiedzialność za drugiego i próbuje mu pomóc. Arek: Nasze problemy są różne, niektóre wydawać się mogą błahe, to jednak każdy próbuje z nimi walczyć.
- Podobno panuje w ośrodku określona hierarchia? Arek: Pierwszym z etapów naszego pobytu jest nowicjat, do którego należą nowo przybyli. Nowicjusze muszą być pokorni, słuchać poleceń grupy i starać się przystosować do jej surowych obyczajów. Nowicjat trwa około 2 miesięcy, a o przejściu do następnego etapu decyduje grupa. Potem jest się domownikiem. Marcin: Domownikom przydzielane są różne zadania; np. ja jestem szefem kuchni. Ostatni stopień to monarowiec. Jest to człowiek najbardziej silny psychicznie. Mamy również prezesa, który czuwa nad wszystkim. Po 4 miesiącach prosi się grupę o możliwość wychodzenia poza ośrodek. Jeśli grupa uzna, że jest się na tyle odpowiedzialnym, że panuje się nad swoimi emocjami - dostaje się pozwolenie.
- Czy macie jakieś określone zasady postępowania, przykazania, których musicie bezwzględnie przestrzegać?
Arek: Obowiązuje nas półroczna abstynencja seksualna, zakaż ubliżania sobie, surowy zakaz kradzieży. Marcin: Najważniejsza jest całkowita uczciwość w tym, co robimy.
- Co chcielibyście powiedzieć młodzieży, którą ciekawią narkotyki?
Arek: Nie dajcie się zwieść. Jeden raz prowadzi do drugiego. Można jakiś czas przeżyć biorąc narkotyki, lecz po pewnym czasie jest się już zmęczonym ćpaniem. Wtedy przychodzi śmierć.
Marcin: Narkotyki to dokonywanie mordu na samym sobie. Jeśli weźmiesz pierwszy raz, już jesteś narkomanem.
Dziękujemy za szczerą rozmowę

"Narkomana się tworzy - kontynuuje Marek Kotański - w domu, szkole, uczelni, na podwórku i na kolonii, słowem wszędzie. Lepi się go z cudownej materii dziecięcej naiwności, chęci poznani świata, wrażliwości uczuć, porywów serca, najskrytszych tajemnic i szczerych łez. Trzeba chcieć i umieć pomóc tym ludziom, aby dźwignąć ich z mogił, do których wchodzą za życia. Aby tego dokonać, musimy głęboko ich zrozumieć, a przez to pokochać takimi, jakimi są z całym ich dobrem i złem. Narkomani odrzuceni często przez własnych rodziców, pozbawieni zostają przez to wzorów do naśladowania. A powinni być oni naszym wyrzutem sumienia, będąc przecież tworem naszego nieudanego życia osobistego i społecznego. To my tworzymy tę społeczną plagę, lekceważąc pochopnie to, co w życiu najważniejsze - miłość do drugiego człowieka, bieżące poczucie bezpieczeństwa i godności. Wielu spośród nas zostaje narkomanami, wchodząc nieświadomie do krainy ułudy szczęścia, która wciąga ze straszliwą siłą w głąb otchłani, na samo dno bólu, rozpaczy i strasznej śmierci. W narkomanii nie ma problemu nieuleczalności. Jest to termin ukuty z naszej bezradności i niewiedzy. Powinien on zniknąć ze słownictwa pojęć dotyczących tych ludzi, gdyż jest on jedynie wyrazem naszej niemożności i nie może być dla nas usprawiedliwieniem wobec ludzi oczekujących pomocy".

Opracowały - Natalia Żydowiec i Magda Rogalska Przedruk z gazety szkolnej "Bio - LO - gia w szkole"

Dyżury radnych powiatowych


Powiadamiamy, że dyżury radnych powiatowych odbywają się w Urzędzie Miasta i Gminy w sali nr 22 zawsze w godzinach od 15`oo do 16`oo. Dyżurują radni:
17.01.2000r. - Antoni Gutkowski
07.02.2000r. - Zofia Krupa
21.02.2000r. - Jan Paszkiewicz
06.03.2000r. - Ryszard Sola
20.03.2000r. - Ewa Augustjańska-Szulc

Finlandia kraj ciekawy lecz mało znany


Kontynuuję moje spostrzeżenia z zawodowej wyprawy do Finlandii, które w poprzednim numerze zakończyłem na uwagach dotyczących tego, jak poznani przeze mnie Finowie pracują i jak odpoczywają. Dla pełnego obrazu dodam, co jest moim zdaniem ciekawe i pewnie zostanie przyjęte u nas z niedowierzaniem, że stawka za roboczogodzinę jest u nich niższa niż w Polsce. Łączny koszt ścięcia, zrywki i podwozu drewna wynosi w Finlandii w przeliczeniu na złotówki 20 - 25 zł, u nas 30 - 35 zł. Natomiast wydajność wspomnianego przeze mnie zestawu maszyn (Harvester i Timber Jack) jest 20-krotnie wyższa niż Polsce. Zestaw taki zastępuje 20 pracowników. Rodzi się w związku z tym pytanie, dlaczego u nas nie są stosowane takie metody pracy i takie technologie - ale o tym później.

Aby scharakteryzować leśnictwo Finlandii pozwolę sobie na przedstawienie kilku porównawczych danych:
Finlandia * Polska
1. Powierzchnia kraju 337 tys. km/2 * 312 tys. km/2
2. Lesistość 68% / 28%
3. Zapasy drewna na pniu/1 ha 97m/3 na ha * 230 m/3 na ha
4. Lasy w wieku ponad 100 lat 2% * prawie 20%
5. Pozyskanie drewna 60 milionów m/3 * 20 milionów m/3

To tylko niektóre dane, z których łatwo wyciągnąć korzystne dla nas wnioski. Poza lesistością pozostałe wskaźniki przemawiają znacznie na korzyść leśnictwa polskiego. Są to fakty. Leśnicy polscy nie mają się czego wstydzić. Finowie, sami to mówią, są zafascynowani wyglądem naszych lasów, ich różnorodnością i średnim wiekiem. Ich lasy, mimo że mają ich trzykrotnie więcej, mogą być wyeksploatowane wcześniej niż w Polsce. Wycinają oni na przykład sosnę w wieku 70 lat, u nas minimum rębności wynosi dla tego gatunku 100 lat, a dla szlachetnych gatunków liściastych 120 - 160 lat . Dlatego też mamy w Polsce aż 20% drzewostanów w wieku 100 lat i więcej, a oni tylko 2%.

Oglądaliśmy w Finlandii jeden z ich parków narodowych ze stuletnim drzewostanem założony w lasach państwowych. W lasach prywatnych nie ma czegoś takiego, bo tnie się w nich drzewa nawet poniżej 70 roku życia. W Polsce nie wycina się lasów do końca, a główne pozyskanie opiera się na cięciach pielęgnacyjnych. Natomiast tam tnie się drzewostan prawie w całości pozostawiając w lasach prywatnych do 5 drzew na hektarze, a w państwowych do 15 w celu uzyskania nowego pokolenia metodą obsiewu naturalnego (głównie sosny i świerka). Widzieliśmy liczne takie powierzchnie, gdzie takich odnowień nie uzyskano, bo i trudno się tego spodziewać, gdyż podłoże w Finlandii, mimo że jest to właściwie kraj nizinny (najwyższe wzniesienie Taivaskero 821 m), stanowią głównie kamienie i głazy. W sukcesji naturalnej gatunkiem pionierskim jest tu brzoza, która zastępuje sosnę, co jest niekorzystne. W Polsce natomiast oprócz pozostawienia licznych nasienników do obsiewu naturalnego wykonuje się nasadzenia gatunkami szlachetnymi jako głównym drzewostanem (dąb, buk, jesion, jawor) lub sadzi się je najczęściej jako domieszkę do sosny, świerka czy modrzewia, uzyskując w ten sposób las o dużej różnorodności i dużej odporności biologicznej, las ciekawszy, ładniejszy i produkujący o wiele większą masę drewna na hektarze niż w Finlandii. Tyle na razie porównań. Zresztą ilekroć Finowie mówili nam o stronie przyrodniczej lasu, zawsze nawiązywali do Dotknął on także zasad ekonomiki stawiając ją na pierwszym miejscu. Dosłownie znaczy to u nich to, że każdy hektar lasu ma przynosić przede wszystkim zyski.

Tym, którym nie odpowiadają zasady gospodarki leśnej w Polsce i którzy wypowiadają na jej temat głupstwa bez pokrycia, proponuję podobne wyjazdy nie tylko do Finlandii i pozostałej Skandynawii ale i do innych krajów zachodniej Europy. Swoje wyobrażenia o pięknych, zasobnych, gęstych tamtejszych lasach natychmiast zmienią. Wprowadzenie bardzo nowoczesnych i wydajnych technologii , o których pisałem wcześniej, a więc harvesterów i timber-jacków, powoduje to, że te kilkudziesięciotonowe maszyny, aby ściąć i zerwać pozyskane drewno muszą bardzo znacząco rozrzedzić las (po prostu maltretują go). W Polsce z młodszych drzewostanów zabiera się 10% drzew, tam wycina się ich 50 - 60%, co dla człowieka jest na razie korzystne, dla lasu jednak w perspektywie fatalne. Oto kolejne porównanie: region Metsalditto Shareholding, w którym przebywaliśmy zajmuje powierzchnię prawie 4 mln ha, tymczasem Szczecińska Dyrekcja Lasów ma ok. 700 tys. ha. Tam powierzchni przygotowanych do zalesień mają 1000 ha, w Szczecinie mamy 6000 ha; cięcia pielęgnacyjne w uprawach i młodnikach prowadzą na 3300 ha, my na 52 000 ha. Jak wynika z tych porównań - leśnictwo na naszym terenie nastawione jest na hodowlę i ochronę lasu (z czym wiążą się duże koszty), tam natomiast znaczenie ma przede wszystkim ma wynik finansowy. My pozyskujemy 2 mln m/3 drewna, oni 10 mln m/3. I taka jest prawda o tamtejszej gospodarce leśnej wbrew temu, co wygadują nasi nie znający problemy pesymiści. Dobrze by było, gdyby nasze lasy ominęła taka rabunkowa gospodarka. Póki co, kiedy nasza siła robocza jest tania, nie grozi nam ten los, ale licho nie śpi...Całe szczęście, że w świecie zaczynają się pojawiać tendencje wzywające do opamiętania, do przyhamowania rabunku środowiska naturalnego, do ograniczania zużycia zasobów nieodnawialnych. Inna różnica, korzystna dla nas - w Finlandii lasy państwowe zajmują 24% powierzchni, prywatne i innych własności 76%. w Polsce jest akurat na odwrót - lasy państwowe to 72% powierzchni, a prywatne 28%. Co ciekawe - w roku 1945 Finlandia posiadała zaledwie 2% lasów we władaniu państwa. Rozumiejąc potrzebę zapewnienia pozaprodukcyjnej funkcji lasów państwowych władze fińskie sukcesywnie wykupują tzw. grunty poleśne, wylesione przez prywatnych właścicieli, jednocześnie zalesiając je i odnawiając. My tego nie musimy robić i tego nam się zazdrości. Zdaniem Finów 24% lasów państwowych to stanowczo za mało, by myśleć o racjonalnej odnowie i przyszłości lasów, dążą oni do skupienia ich co najmniej w 50% w rękach państwa. Prywatna gospodarka leśna jest niezależna od władzy państwowej. Cele dla lasów ustala każdorazowo sejm, zaś dyrektora do spraw lasów wybiera rada ministrów.

W Polsce plany dla lasów opracowywane są przez specjalistyczne Biura Urządzania Lasu i zatwierdzane przez ministra środowiska. Tenże minister powołuje również Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych. Lasy prywatne nadzorowane są przez ministra środowiska, wojewodów i starostów, natomiast za wykonanie prac leśnych i sprawowanie bezpośredniego nadzoru odpowiadają nadleśniczowie. Moim zdaniem nasza organizacja jest lepsza od fińskiej, gdyż daje lepszą możliwość kontroli i fachowego nadzoru. W Finlandii z budżetu państwa utrzymywany jest cały obszar socjalny lasów, to jest: ochrona przyrody, rekreacja z wolnym dostępem do lasów, selekcja i nasiennictwo, opieka i zabezpieczenie gatunków zagrożonych, kierowanie edukacją ekologiczną, konserwacja zabytków przyrodniczych i ochrona tzw. dzikiej przyrody czyli lasów niedostępnych, których tam jest dużo. W Polsce, poza parkami narodowymi, które są finansowane z budżetu państwa, cały ciężar kosztów w wymienionych wyżej dziedzinach spoczywa na Lasach Państwowych. W Finlandii jest 289 tys. prywatnych właścicieli lasów, funkcjonują 264 stowarzyszenia wchodzące w 13 regionalnych związków, które spełniają funkcje doradcze, a nadzór nad nimi pełni Ministerstwo Rolnictwa i Leśnictwa. W lasach państwowych Finlandii struktura organizacyjna jest mało czytelna, gdyż ich dyrektor generalny i funkcjonująca przy nim rada dyrektorów podlega 2 ministerstwom. Mają oni jednak dobrze rozwinięte szkolnictwo leśne; działa tam 13 szkół o profilu inżynierskim (cztery lata nauki) i 2 wydziały magisterskie przy Politechnikach, które kształcą kadry głównie w zakresie rekreacji, ochrony przyrody itp. Wszystkie szkoły są państwowe i nauka w nich jest bezpłatna, a koszty ich utrzymania ponoszą także samorządy lokalne. Jak wspomniałem, Finlandia przeżyła bardzo głęboki kryzys, którego apogeum przypadło na rok 1990 Dotknął on także tamtejsze leśnictwo, z którego zwolniono 3,5 tys. pracowników umysłowych, co dało duże oszczędności.

O Finlandii można by pisać bez końca, bo jest to u nas kraj naprawdę mało znany, a wyjątkowo interesujący. Warto było do niego pojechać, zobaczyć ten kraj wielu tysięcy jezior, olbrzymich lasów, rozumnych, gościnnych i bardzo pracowitych ludzi. Szkoda, że "Łobeziak" ma nieduże łamy dla tego rodzaju publikacji.

Po dziesięciu dniach pobytu w Kuru, zwiedzeniu Helsinek i Tampere - miasta sportów zimowych i olimpiady wracaliśmy z portu w Turku fińskim promem Arabella przez Bałtyk, Sztokholm, Szwecję do Karlskrony, a stamtąd szwedzkim promem pełni wrażeń do Gdyni, no i oczywiście do domu. Wracaliśmy bez kompleksów. Naszych lasów i naszej gospodarki leśnej nie musimy się wstydzić - mamy ich wprawdzie znacznie mniej niż Finowie, ale ich przyszłość rysuje się lepiej. Byle tylko nie odżyły, odpukać, niedawne pomysły ich prywatyzacji.

Wiesław Rymszewicz

Grupa marketingowa w rolnictwie


Na temat marketingu napisano już wiele publikacji. Jest to temat bardzo złożony, mający wiele aspektów. Przed rozpoczęciem przybliżania innych pojęć, które zadomowiły się w naszym słownictwie, postaram się jeszcze krótko przedstawić marketing w rolnictwie, gdyż rolnictwo jest to od lat dominująca forma gospodarowania na naszym terenie. Na naszym rynku wciąż się kształtuje nowa sytuacja. Rynek ten stara się jakoś zorganizować, co powoduje konieczność dostosowania się rolników-producentów do jego wciąż zmieniających się wymogów; bardzo trudno sprostać im sprostać pojedynczym rolnikom, szczególnie gospodarujących w małych gospodarstwach. Do podstawowych problemów stanowiących główne ich trudności należą:
- osiąganie standardów jakościowych dużych partii towarów,
- ponoszenie kosztów przygotowania towarów według wymogów określonego rynku,
- zapewnienie dostaw w okresie całego sezonu (najlepiej roku).

Ten stan rzeczy wymusza konieczność organizowania się rolników w grupy producenckie, z czasem przekształcające się w grupy marketingowe. Jest to proces bardzo trudny i dlatego wymagający pomocy ze strony organizacji rządowych, inicjatyw z ośrodków samorządowych i lokalnie działających już podmiotów gospodarczych (u nas zakładów takich jak Krochmalnia czy Central-Soyia). Możliwe są różne formy integracji rolników. Podstawą procesu integracyjnego powinno być wzajemne zaufanie rolników. Praktyka wskazuje, że zorganizowana grupa powinna mieć jednak osobowość prawną. Jest to ważne ze względu na podpisywane kontrakty z odbiorcami i mobilizuje uczestników do konsekwencji w działaniu oraz wzajemnego wspierania się dla osiągnięcia wspólnego sukcesu gospodarczego. Aby zwiększyć skuteczność funkcjonowania w tej branży trzeba również stosować narzędzia marketingowe. Wiedzę o nich zdobyć muszą sami rolnicy i połączyć je z własnymi doświadczeniami. Przyznać trzeba, że rolnictwo indywidualne posiada już bogatą wiedzę z różnych dziedzin, która wymuszona została polityką państwa wobec prywatnych form własności w minionym okresie. A tak na marginesie, to dość często słyszymy stwierdzenie: "A właściwie, na chłopski rozum wydaje mi się...", które w pewien sposób nobilituje tą grupę zawodową. Wracając jednak do związków marketingu z rolnictwem, stwierdzić należy, że czym mniejsze jest gospodarstwo i im mniej wytwarza sprzedawanych produktów, tym różnice między sprzedażą a marketingiem są niewielkie.

Marketing powoduje przesunięcie nacisku nie na próby maksymalizowania zysku z pojedynczych transakcji, ale na maksymalizację wzajemnie korzystnych relacji z uczestnikami przedsięwzięć gospodarczych. Podstawą jest budowanie dobrych więzi, a dopiero w następnej kolejności realizacja zyskownych transakcji.

Tworząca się grupa producencka winna przyjąć jedną z czterech możliwych koncepcji funkcjonowania na rynku:
a/ koncepcję produktu - wychodzimy z założenia, że konsument wybiera najlepsze produkty, stąd wytwarzający je stara się zaopatrzyć go w wyjątkowe cechy, nieustannie udoskonalane,
b/ koncepcję produkcji - polega ona na przekonaniu, że konsumenci będą oceniali produkty szeroko dostępne i mające niską cenę; powoduje to koncentrowanie się producentów na wysokiej wydajności produkcji i szerokiej dystrybucji,
c/ koncepcję sprzedaży - polega ona na stosowaniu agresywnych form promocji i sprzedaży i silnego pobudzania popytu wśród klientów,
d/ koncepcję marketingową - w której priorytetem jest klient, jego potrzeby i wymagania; producent dostarczając dla niego wyrób dba, aby wywołać u niego zadowolenie z zakupu skuteczniejszego niż u konkurencji.

Tworzenie się grup producenckich spotyka się z ogromnymi trudnościami. Składa się na to szereg przyczyn. Część z nich wynika ze zjawiska szybkiego narastania oczekiwań, które nie zostają w szybkim czasie zaspokojone. Powoduje to powstanie zniechęcenia i zanik wiary w pomyślny rozwój. Stan ten pogłębiany jest słabym jeszcze kredytowaniem rolnictwa, brakiem funduszy gwarancyjnych , co może przyczynić się do uniemożliwienia realizacji nawet tych przedsięwzięć, które powinny być wykonalne. Nie powinien to jednak być argument decydujący o zaprzestaniu prób dostosowawczych do wymogów gospodarki rynkowej. Preferuje ona stwarzanie rozwiniętego łańcucha integracyjnego, tj. od wyprodukowania, poprzez przechowalnictwo, przetwórstwo do własnej sieci sprzedaży włącznie.

Mirosław Sola

Koncert kolęd


16 stycznia 2000 roku w kościele parafialnym odbył się koncert w wykonaniu świetnych chórów - młodzieżowego "Don diri don" oraz Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego ze Szczecina. W ostatnich latach Łobez odwiedzają niezwykle rzadko zespoły artystyczne (muzyczne, teatralne itp.) reprezentujące sztukę wyższego lotu, dlatego też występ obu chórów były czymś niezwykłym i dostarczył licznym słuchaczom naprawdę dużych i pięknych przeżyć tak artystycznych jak i duchowych. Szczególnie dobrze zabrzmiały kolędy w znakomicie rezonującym wnętrzu łobeskiego kościoła.

Zbigniew Harbuz

Kronika policyjna


Kronika policyjna
- 07 - 08.12 nieznany sprawca włamał się w nocy do pomieszczeń wagowych Krochmalni przy Szosie Świdwińskiej, ale nic nie ukradł;
- 11- 12.12 nieznany sprawca włamał się nocą do peugeota własn. Piotra P., lecz nic nie ukradł;
- 10 - 12.12 w nocy w Niegrzebi nieznany sprawca z otwartego garażu ukradł piłę motorową wart. 500 zł na szkodę Wojciecha W.;
- 15.12 kierujący polonezem potrącił Emila C. na przejściu dla pieszych;
- 15 - 16.12 w nocy na ul. Spokojnej nieznany sprawca po wybiciu okna włamał się do Przedszkola nr 4, spenetrował pomieszczenia, ale nic nie ukradł;
- między 18 a 29.12 (lokatorów nie było w tym czasie) na ul. Mieszka I nieznany sprawca po wycięciu szyby wszedł do mieszkania i ukradł z niego biżuterię, monety okolicznościowe i inne przedmioty wart. 23800 zł na szkodę Piotra B.;
- 20.12 nieznany sprawca na ul. Kraszewskiego włamał się do volkswagena Transportera i ukradł radioodtwarzacz Beicker na szkodę Edwarda Z.;
- 24.12 nieznany sprawca o godz. 1 w nocy usiłował (po nacięciu szyby diamentem) włamać się do mieszkania przy ul. Kwiatowej, lecz został spłoszony przez domowników;
- 27 - 28.12 w nocy złodziej włamał się w Dalnie do sklepu spożywczego, skąd ukradł artykuły spożywcze wart. 1200 zł na szkodę Ireny K.; sprawcę ustalono, łup odzyskano;
- 28 - 29.12 w nocy włamano się na targowisku przy ul. Segala do kontenera, skąd skradziono odzież wart. 1000 zł na szkodę Celiny R.; sprawcę ustalono, mienie odzyskano;
- 23 - 30.12 w nocy przy ul. Niepodległości nieznany sprawca usiłował ukraść toyotę, ale nie potrafił jej uruchomić, zrobił jednak szkody na 300 zł;
- 31.12 na szosie Łobez - Świdwin kierujący mercedesem obywatel Niemiec Marius T. wpadł w poślizg, uderzył w drzewo; sam wyszedł z wypadku bez większych obrażeń, ale jego syn Olivier poniósł śmierć na miejscu;
- 01.01.2000 r. w Grabowie po włamaniu do garażu skradziono z niego motocykl jawa własn. Edwarda F.; nieletniego sprawcę ustalono;
- 02 - 03. 01 w nocy po włamaniu do sali gimnastycznej Szkoły nr 1 nieznany sprawca ukradł materac treningowy;
- 03.01 w nocy z Ośrodka Pomocy Społecznej przy ul. Komuny Paryskiej (budynek Urzędu Miasta) nieznany złodziej po wybiciu szyby wyciągnął przez zabezpieczającą okno kratę telefon Panasonic, dziurkacz i przybornik wart. 238 zł.;
- 01.01 rano o godz. 6`oo na promenadzie nad Regą pobito Tadeusza P. łamiąc mu żebra; sprawa w toku;
- z 01 na 6.01 w Wysiedlu po ukręceniu kłódki nieznany sprawca ukradł ze sklepu własn. Andrzeja K. alkohol, papierosy i pieniądze; szkoda wyniosła 600 zł;
- 06 - 07.01 nieznani sprawcy włamali się do lokalu "U Mikesza" i ukradli odtwarzacz CD, płyty, alkohol i papierosy na sumę 3000 zł;
- 09 - 10.01 z parkingu na osiedlu Orzeszkowej nieznany sprawca ukradł renaulta nr. rej. SMF 5196 wart. 16000 zł na szkodę Jacka S.
Komisarz Wiktor Mazan

Licealistki na podium


Dziewczęta reprezentujące Zespół Szkół w Łobzie wzięły udział w mistrzostwach powiatu stargardzkiego szkół średnich w piłce siatkowej. Do rozgrywek przystąpiło 10 zespołów. Siatkarki z Łobza zajęły dobre III miejsce. W fazie finałowej w meczu o I miejsce uzyskano wyniki: ZNMR Stargard - II LO Stargard 3 : 0; w meczu o III miejsce ZS Łobez - I LO Stargard 3 : 0. Zespół łobeskiego liceum pod opieką nauczycielki wf Ewy Łukasik wystąpił w składzie: Ewa Woźniak (kapitan), Małgorzata Witczak, Ewa Kutynia, Dagmara Dorawa, Joanna Buller, Joanna Potoczek, Ela Olszewska, Beata Banaś, Małgorzata Więckowska.

Zdzisław Bogdanowicz

Liceum techniczne w Łobzie


Od 1 września 2000r. W Zespole Szkół w Łobzie rozpoczynają działalność nowe kierunki szkół średnich. Czteroletnie Liceum techniczne na podbudowie ośmioletniej szkoły podstawowej o profilach ekonomiczno-administracyjnym i usługowo-gospodarczym, trzyletnie liceum handlowe na podbudowie programowej szkoły zasadniczej (zawód sprzedawca), dwuletnie studium policealne w zawodzie technik handlowiec. Szkoły będą działały w formie zaocznej dla dorosłych. Należy nadmienić, że są to szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych. Rozszyfrujmy "liceum techniczne". Podstawowe cele kształcenia w LT wynikają z następujących zadań szkoły:

Proces kształcenia w czteroletnim licem technicznym ma zapewnić absolwentowi dobre przygotowanie ogólnokształcące umożliwiające zdawanie egzaminu dojrzałości oraz kontynuowanie kształcenia w szkołach wyższych. Powyższą możliwość gwarantuje pełna zgodność PODSTAWY PROGRAMOWEJ przedmiotów w liceum technicznym i liceum ogólnokształcącym. Wzmocnieniem organizacyjnym i merytorycznym tej możliwości są zajęcia fakultatywne.

Kształcenie ogólnozawodowe daje solidną podstawę zarówno wiedzy zawodowej jak i umiejętności, na bazie których można będzie kontynuować dalsze ich rozwijanie stosownie do indywidualnych możliwości percepcyjnych ucznia, jego zainteresowań i predyspozycji. Główna różnica w kontynuowaniu nauki w szkołach policealnych po tej szkole w odróżnieniu od szkół ogólnokształcących polega na tym, że uczeń będzie mógł uzyskać to samo co jego kolega - absolwent liceum ogólnokształcącego w znacznie krótszym okresie czasu (jednego roku lub nawet mniej).

Absolwenci liceum technicznego są również przygotowani do działania przedsiębiorczego i mogą podejmować własną działalność gospodarczą lub pracę w przedsiębiorstwach państwowych i prywatnych oraz mogą kontynuować dalszy proces kształcenia specjalistycznego-zawodowego w trakcie pracy zawodowej.
Według planu nauczania przedmiotami ogólnokształcącymi dla wszystkich profili są: język polski, języki obce, matematyka, wiedza o społeczeństwie, historia, geografia, biologia z higieną i ochroną środowiska, fizyka z astronomią, elementy informatyki. W profilu ekonomiczno-administracyjnym przedmiotami zawodowymi są: przedsiębiorczość, komputeryzacja, zarządzanie firmą, elementy rachunkowości, praca biurowa. Zajęcia fakultatywne to: klawiatura, język obcy w biznesie, przysposobienie czytelnicze i informacyjne. Praktyka zawodowa przewidziana jest w trzeciej klasie.

W profilu gospodarczo-usługowym kształcenie zawodowe obejmuje przedmioty takie jak: przedsiębiorczość, komputeryzacja, usługi, obsługa firmy, człowiek i higiena, marketing usług, obrót pieniężny. Przedmioty fakultatywne to: zagadnienia racjonalizacji i wynalazczości, podstawy prawa, przysposobienie czytelnicze i informacyjne. Dwa tygodnie praktyki zawodowej przewidziane jest w klasie trzeciej. /cdn/
bm

LOK wręczył doroczną nagrodę


W siedzibie łobeskiej Ligi Obrony Kraju odbyło się w dniu 15 grudnia 1999 roku doroczne losowanie zapowiadanej także w "Łobeziaku" nagrody dla jednego spośród 200 uczestników kursu kierowców kategorii "B" (samochód osobowy) prowadzonych przez LOK w 1999 roku. Losowanie wygrał Dariusz Sagan, uczestnik kursu z maja ub. roku, który otrzymał radiomagnetofon z odtwarzaczem płyt kompaktowych wartości 585 zł. Gratulujemy! Konkurs dla kursantów będzie kontynuowany także w roku bieżącym, a nagrodą dla kolejnego zwycięzcy będzie tym razem telewizor. Losowanie odbędzie się 14 grudnia br. Warto spróbować tym bardziej, że będzie się już miało w kieszeni wymarzone prawo jazdy uzyskane po udanym lokowskim kursie.

Przy okazji kierownictwo łobeskiego Ośrodka LOK-u powiadamia swoich klientów, że dla ich wygody biuro Ośrodka będzie otwarte w roku 2000 od poniedziałku do piątku w godzinach od 7`oo do 17`oo, a w soboty do 13`oo.

Łobeska bieda


Jako kurator sądowy dla dorosłych często bywam na naszych łobeskich wsiach i spotykam się tam z przejawami biedy wśród moich podopiecznych. Zupełnie przypadkowo w popegeerowskiej miejscowości P. trafiłem jednak na przypadki biedy wstrząsającej. Oto rodzina Zbigniewa (42 lata) i Teresy P. (32 lata). Mają 7 dzieci w wieku 1,5 - 13 lat, w tym w wieku szkolnym 5. Ojciec zarabia 500-600 zł przy obsłudze bydła, matka nie pracuje. Oto rodzina Ewy i Wiesława P. Mają 7 dzieci w wieku 1 - 17 lat, sześć w wieku szkolnym. Ojciec ma rentę III grupy (270 zł), matka nie pracuje - ma zasiłek na dzieci w wysokości 600 zł. Mieszkają, każda, w pokoju z kuchnią. Jak to się przekłada na warunki życia tych rodzin nie muszą tłumaczyć. Widząc to, człowiek zadaje sobie pytanie - jak oni w ogóle żyją? W grudniu ub. roku uzbierałem wśród swojej rodziny odzież i obuwie dla dzieci (nie mają butów), pomogła mi też p. Pawlak ze sklepu z odzieżą używaną, od p. Deca ze Smorawiny dostałem tapczan i fotel. Wszystko to zostało dostarczone do P. Później dowiozłem dzieciom, które chorowały na grypę warzywa i owoce, a także pomoce szkolne i przybory do pisania. Wszystko to jest jednak kropla w morzu, bo bieda w tych rodzinach i im podobnych postępuje, brak im na przykład pościeli.

Jan Kobzdej

Miłuj bliźniego - bliźniemu służ


Zarząd Rejonowy PCK zorganizował w dniu 8 stycznia 2000 r.za pieniądze, które udało mu się dostać z Zarządu Okręgowego PCK w Szczecinie imprezę noworoczną dla najuboższych dzieci z gmin: Radowo Małe, Łobez, Węgorzyno i Resko. Uczestniczyło w tym spotkaniu 120 dzieci z klas 0 - VI z tych gmin i 30-osobowa grupa szkolnych aktorów ze Szkoły Podstawowej w Siedlicach, która wystawiła jasełka (opiekunowie naucz. K. Leśniewicz i M. Majborska). Dzieci przyjechały z nauczycielami, opiekunami Szkolnych Kół PCK.

W programie imprezy w trakcie wspólnej wesołej zabawy były różne konkursy, zabawy sprawnościowe, śpiewano piosenki, wygłaszano wiersze. Każdy uczestnik konkursów dostawał nagrodę w postaci różnych interesujących gier, między innymi także gier elektronicznych, a wszyscy otrzymali gry-układanki. Także każde dziecko obdarowane zostało paczką ze słodyczami. Oprócz paczek był także poczęstunek dla wszystkich małych gości (herbata, pączki, drożdżówki, soki owocowe, słodycze, owoce cytrusowe). Bardzo pięknie i sprawnie poprowadziła imprezę nauczycielka z SP w Radowie Małym - Danuta Bławździewicz. Uczestniczyli w imprezie - burmistrz H. Szymańska, przew. Rady Miasta M. Płóciennik i dr. R. Szałkiewicz.

Uroczystość ta nie byłaby się udała tak dobrze, gdyby nie dodatkowa pomoc wielu instytucji i życzliwych ludzi, którzy wsparli najbiedniejsze dzieci i sprawili im dużo przyjemności. Zarząd PCK dziękuje zatem dyrekcji SP 2 w Łobzie za udostępnieni szkoły na uroczystość, dyrekcji Zespołu Szkół z Radowa, Ośrodkom Pomocy Społecznej z Reska i Węgorzyna, Zarządowi Miasta z Łobza za dowiezienie i odwiezienie dzieci, nauczycielkom E. Górnej, T. Romanowskiej, J. Dziubie, K. K. Morawskiej, D. Bławździewicz, J. Kulik, B. Meger, S. Głuchowskiej, M. Gajewskiej, I. Paraszczuk i nauczycielowi J. Soli za troskliwą opiekę nad młodzieżą. Serdeczne dzięki należą się też paniom Z. Majchrowicz, K. Tlock, W. Kojdzie, J. Skwarek, E. Modrzejewskiej, Cz. I panu Jędrzejczykowi za pomoc w przygotowaniu imprezy.

Bardzo nam też pomogli (oczywiście bezpłatnie) dobrodzieje z Łobza. I tak: G. i T. Moskalowie ofiarowali dzieciom różnego rodzaju ciasta, służyli transportem; K. Czmielewski i M. Karłowski dowieźli nam zakupione towary (a było tego wiele) z hurtowni, kierownik LOK-u udostępniła lokal na przygotowanie paczek.

Korzystając z okazji zamieszczenia tej notatki bardzo dziękuję Henrykowi Kulikowi z Central-Soyi za nieodpłatne udostępnienie na cały dzień samochodu, którym w dniu 22.12.1999 r. mogliśmy rozwieźć paczki świąteczne dla biednych rodzin w gminach Radowo, Łobez, Węgorzyno i Resko oraz paniom L.Koziarskiej, K. Tlock i Z. Majchrowicz za pomoc w przygotowaniu tych paczek. To prawda, że dysponowaliśmy niewielkimi funduszami, które nam przekazał na świąteczne wsparcie dla najbiedniejszych nasz szczeciński Zarząd Okręgu PCK, niemniej gdyby nie bezinteresowna pomoc tych wszystkich życzliwych osób, wsparcie to miałoby znacznie skromniejszy wymiar. Serdecznie dziękujemy.

Maria Urban - kier. ZR PCK w Łobzie

Nagroda dla Mirosława Smugały


W połowie grudnia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie nastąpiło rozstrzygnięcie III Akademickiego Konkursu Filmów Ekologicznych "VIDEKO `99" . Spośród trzydziestu jeden nadesłanych filmów Jury wybrało jedenaście. Filmy oceniano w dwóch kategoriach: artystycznej kreacji inspirowanej przyrodą i filmu zaangażowanego w problematykę ochrony środowiska naturalnego. Grand Prix konkursu za film pod tytułem " Szron", krótką zimową impresję z okolic Łobza, otrzymał Mirosław Smugała, pracownik Katedry Hodowli Koni z Akademii Rolniczej w Szczecinie. Grand Prix jest jego drugą nagrodą - pierwszą dostał w 1992 roku na Festiwalu Filmów Ekologicznych w Nowogardzie za film pod tytułem "Piękne i zagrożone", który także powstał w okolicach Łobza.

Informujemy o tych faktach z przyjemnością, ponieważ p. Mirosław jest absolwentem naszego liceum, przyznaje się do tego i popularyzuje nasze ładne strony, jak widać, bardzo skutecznie, za co mu dziękujemy i życzymy kolejnych sukcesów. RED.

Nowe władze Światowida


11 stycznia 2000 r. na walnym zebraniu sprawozdawczo-wyborczym wybrano nowe władze klubu "Światowid". Ich skład przedstawia się następująco: Zarząd klubu: Jacek Łukaszewicz - prezes, Marian Szyjka i Zbigniew Wójcik - wiceprezesi, Florian Kobiałka - sekretarz, Roman Kutynia - skarbnik, Zbigniew Gabski i Jan Rzeszutek - członkowie; Komiska Rewizyjna: Zbigniew Pudełko - przewodniczący, Andrzej Mrozowicz i Zdzisław Urbański - członkowie.

Zbigniew Harbuz

Nowy kalendarz


Po raz pierwszy Łobez ma własny wydany drukiem kalendarz ścienny. W roku poprzednim (1999) wydano wspólny kalendarz z Białogardem i Świdwinem. Kalendarz na 2000 rok jest już wydawnictwem samodzielnym. Obok treści podstawowych znalazły się w nim, jak to zwykle ostatnio bywa, także reklamy.

Wszystko, moim zdaniem, jest w tym kalendarzu dobre. Format, papier, kolory, blaszane ramki są odpowiednie. Tylko druk numerków oznaczających dni jest stanowczo zbyt drobny, jest wprawdzie czytelny, ale tylko z bliska. Wydawca w przyszłym roku powinien postarać się o większe cyfry. Także mankamentem jest to, że nie widziałem tego kalendarza w powszechnej sprzedaży, aby mogli się w niego zaopatrzyć nasi mieszkańcy. Swój egzemplarz otrzymałem dzięki znajomościom.

Zbigniew Harbuz

Ocieplenie stropu nad piwnicą


Planując docieplenie budynku myślimy przede wszystkim o ścianach, nadmiernie nieszczelnych dachach, stropach nad ostatnią kondygnacją. Jednak ciepło ucieka również przez nie ocieplony strop nad piwnicą.

W budynkach zbudowanych przed 1939 rokiem często spotykanym rozwiązaniem stropu nad piwnicą jest strop łukowy na belkach stalowych. Problem docieplenia takiego stropu można rozwiązać poprzez zastosowanie rusztu wykonanego z płaskowników i listew drewnianych. Do takiego rusztu przymocowujemy materiał izolacyjny np. styropian. Nie powinno się do izolacji używać materiałów organicznych, takich jak płyty pilśniowe miękkie, gdyż w piwnicy będą one zagrożone pleśniami. Jeśli planujemy urządzenie w piwnicy pomieszczenia użytkowego, to izolację można osłonić suchym tynkiem z płyt gipsowo-kartonowych. Tańszym rozwiązaniem jest wykonanie gładzi z masy tynkarskiej, która zabezpiecza styropian przed utlenianiem. Ocieplenie stropu od strony piwnicy ma tę zaletę, że nie wymaga ingerencji od strony pomieszczeń mieszkalnych. Ponadto umieszczenie ocieplenia po zimnej stronie przegrody powoduje, że w ciepłej strefie pozostaje jej ciężka część - ceglane wypełnienie, które stanowić będzie akumulator ciepła.

Mgr inż. Wiesława Bogunia

Rok w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej


Mimo że w roku ubiegłym, 1999, nie było wiele tych zagrożeń (odpukać), które najmocniej zawsze angażują naszą łobeską Jednostkę Ratowniczo-Gaśniczą, mianowicie pożarów lasów i łąk, nasi mieszkańcy często oglądali i słyszeli wozy bojowe "straży pożarnej", jak się popularnie mówi, wyjeżdżające do wykonania różnych akcji. Jaki zatem był ten ubiegły rok dla ludzi, których zadaniem jest właśnie zawodowe ochranianie społeczeństwa przed różnego rodzaju zagrożeniami - pytam dowódcę naszej Jednostki aspiranta sztabowego Tadeusza Sawicza - jest lepiej czy gorzej? Czy macie panowie satysfakcję z dobrze wypełnionych zadań, czy zawsze udawało wam się dotrzeć na czas tam, gdzie oczekiwano waszej pomocy?

Ocena, jak zwykle, należy do społeczeństwa i naszych zwierzchników - mówi dowódca - a pracy mieliśmy dużo, interweniowaliśmy 267 razy, w tym wyjeżdżaliśmy do 141 pożarów. Nasza jednostka składa się z 30 strażaków, dyżurujących po 10 przez 24 godziny (po czym mają 48 godzin wolnego) i 3 osób dowództwa. Tu muszę zrobić następującą uwagę - dzisiejsza straż pożarna to służba, której zadania są wszechstronne. To nie tylko pożary. Ciągle jeszcze kojarzy się nas jako służbę wyposażoną w "czerwone" samochody, koniecznie z wodą i drabinami. Tymczasem zgodnie z ustawą z 1991 roku o Państwowej Straży Pożarnej i ochronie przeciwpożarowej zobowiązani jesteśmy prawnie zobowiązani do wykonywania przedsięwzięć mających na celu ochronę życia, zdrowia i mienia przed pożarem, klęską żywiołową i innymi miejscowymi zagrożeniami, zapobieganie tego rodzaju zagrożeniom i prowadzenie działań ratowniczych także w przypadkach, które można i których nie można przewidzieć; na przykład takich jak: wypadki drogowe, lotnicze, kolejowe, awarie i katastrofy techniczne (np. budowlane), chemiczne, ekologiczne, huragany, utonięcia itp. Do zadań PSP należy też nadzór i kontrola przestrzegania przepisów przeciwpożarowych przez miejscowe instytucje, zakłady pracy itp. , a także organizowanie i prowadzenie akcji ratowniczych we współdziałaniu z innymi służbami ratowniczymi np. pogotowiem ratunkowym. W wielu takich zdarzeniach interweniowaliśmy, np. udzielaliśmy pomocy technicznej w wielu, niestety coraz liczniejszych i często bardzo tragicznych wypadkach drogowych, kilkakrotnie oczyszczaliśmy skażoną środkami ropopochodnymi Regę, usuwaliśmy drzewa powalone przez wichury, dokonywaliśmy poszukiwań topielców. Wykonywaliśmy też, może jeszcze niektórych ludzi dziwiące i na pozór błahe prace jak np. ratowanie wmarzniętych w lód łabędzi, usuwanie gniazd os i szerszeni, usuwanie obalonych przez wichury drzew na drogach, nawet kota z drzewa zdejmowaliśmy swego czasu. Tu dygresja - bardzo się zmieniły w ostatnich czasach poglądy i wiedza na temat tego, co trzeba i warto chronić jako środowisko przyrodnicze. Na przykład bardzo łatwo byłoby zlikwidować wspomniane gniazda os czy szerszeni opryskując je środkami owadobójczymi, ze względu na to jednak, że są to owady bardzo pożyteczne - musimy je łapać w specjalne worki i wywozić do lasu, co czasami jest bardzo niebezpieczne. W Szczecinie pożądlonemu strażakowi z trudem uratowano życie, pozostał on zresztą kaleką. Co roku zwiększa się ilość miejscowych zagrożeń i ich zakres. Ludzie wiedzą, że w każdej okoliczności mogą liczyć na strażaków.

Jaki to był - panie dowódco - rok dla łobeskiej straży?

Jeśli chodzi o działalność merytoryczną - dobry - mówi komendant. Z naszych zadań wywiązywaliśmy się, zawsze byliśmy na czas tam, gdzie nas potrzebowano a rejon mamy duży - Łobez, Węgorzyno, Chociwel i Ińsko. Jeśli zachodzi potrzeba, jeździmy także na pomoc sąsiadom W ramach reformy administracyjnej zostaliśmy, jak wiadomo, przyłączeni do Komendy Powiatowej PSP w Stargardzie Szczecińskim, co ma swoje plusy (gorzej było, gdy podlegaliśmy Szczecinowi), bo w roku bieżącym dostaliśmy stamtąd wsparcie w postaci nowego sprzętu na samochody, nowych akumulatorów, a także nowego umundurowania bojowego (hełmy, pasy, obuwie) oraz bardzo sprawnego urządzenia typu "Iflex 3000" do impulsowego gaszenia pożarów niewielką ilością wody wyrzucanej z ogromną szybkością i wielką energią kinetyczną, co powoduje, że przenika ona do ogniska pożaru i gasi ogień także podmuchem w ciągu dosłownie jednej chwili. Urządzeni obsługuje jeden strażak, nie trzeba już zalewać np. mieszkania hektolitrami wody przenikającej potem przez kilka kondygnacji. Urządzenie jest jednak drogie, a przydałoby się takich kilka. Zanosi się też na to, że w końcu dostaniemy nową strażnicę na ul. Przemysłowej. W roku 1999 kosztem 350 tys. zł rozpoczęty został remont garaży, na rok bieżący mamy obiecanych 500 tys. zł, co pozwoli ukończyć te prace. W roku przyszłym przygotowany ma być dla naszych potrzeb budynek strażnicy. Są też minusy. Nadal brakuje nam podnośnika hydraulicznego do obsługi wyższych kondygnacji powyżej 10 metrów. Dysponujemy wprawdzie drabiną dziesięciometrową, którą jedna trzeba opierać o mur, co nie jest bezpieczna dla obsługujących ja ludzi. Nie jesteśmy też przekonani do tego, że obecny system alarmowania jest najlepszy. Już o tym pisał swego czasu na łamach "Łobeziaka" mł. asp. Krzysztof Paluch, ale obywatel wzywający straż z naszego rejonu dostaje połączenie z centralą w Stargardzie, która dopiero "odwrotną pocztą" powiadamia nas o zdarzaniu, do którego mamy pojechać. Beznadziejna jest też obecna nasza rejonizacja. Np. Przemysław odległy jest od Łobza 14 km , Strzmiele 6 km, Karnice 10, a są to miejscowości znajdujące się obecnie w zasięgu działania straży gryfickiej. Z Gryfic do tych miejscowości jest 40 - 70 kilometrów!! Żeby dostać się do Karnic straż gryficka musi jechać przez Łobez!!

- Wchodząc do łobeskiej strażnicy zauważyłem nad drzwiami transparent powiadamiający, że wasza jednostka bierze udział w akcji protestacyjnej. Co to znaczy, co to za protest?

Jest to akcja - mówi dowódca - którą podjął nasz Związek Zawodowy "Florian", poprzez którą chcemy zwrócić uwagę decydentów na nasze problemy, osiągnąć doposażenie straży w sprzęt i uzyskać lepsze warunki pracy i płacy. Nie wszyscy wiedzą, że rozpoczynający służbę strażak dostaje 600 zł miesięcznie, a wymagania stawiane mu są wysokie - musi mieć średnie wykształcenie, 25 lat, zaliczoną służbę wojskową, być obowiązkowo kierowcą z kategorią C, stawia mu się też wysokie wymagania zdrowotne i psychofizyczne. O warunkach pracy, szczególnie w Łobzie, nie ma co mówić, są bardzo złe i nie tylko te lokalowe, a przede wszystkim sprzętowe. Na przykład 10 stycznia br. jeden z łobeskich wozów bojowych, siedemnastoletni jelcz, wyjechał do pożaru stodoły i w drodze okazało się, że "nie ma" on hamulców. Tylko dzięki opanowaniu kierowcy nie doszło do wypadku. Chcielibyśmy pomagać społeczeństwu skutecznie, do tego jednak potrzeba nam wsparcia - dlatego protestujemy w ten sposób. Strajkować nam nie wolno.

Tu włącza się obecny przy naszej rozmowie aspirant K. Paluch - Chciałbym - mówi - przy okazji tej rozmowy zwrócić uwagę na to, że wzrasta u nas liczba wypadków drogowych; uczestniczymy ze swoim specjalistycznym sprzętem w akcjach ratunkowych z nimi związanych. Chciałbym zaapelować do wszystkich kierowców w Nowym Roku 2000 o rozwagę, ponieważ nie mogę się osobiście uwolnić od wspomnienia, jakie mi towarzyszy od ostatniego dnia grudnia 1999 roku, kiedy to przygotowywaliśmy się do wyjazdu zabezpieczającego, niestety dla nas służbowego, huczne przywitanie Nowego Roku. Nagle zostaliśmy wezwani do wypadku, jaki zdarzył się na drodze do Świdwina. Nie będę przytaczał szczegółów, bo nie chciałbym z cudzej tragedii czynić sensacji. Mamy film nagrany na miejscu tego zdarzenia, który warto by pokazywać tym wszystkim, którzy tracą na drodze rozsądek. Choć większość z nas pracuje w swoim zawodzie po kilkanaście lat, to wspomniany wypadek zrobił na nas wstrząsające wrażenie. Obywatel Niemiec w wyniku nieostrożnej jazdy na śliskiej nawierzchni wpadł w poślizg, uderzył w drzewo, w wyniku czego zginął jego 10-letni syn, a drugi 8-letni odwieziony został w ciężkim stanie do szpitala. Na te dzieci czekała ich mama, babcia i dziadek, którzy przyjechali na miejsce wypadku, do końca mając nadzieję, że to może nie ich spotkało takie nieszczęście. Niestety, była to prawda, to był ich Olivier, bo tak nazywał się chłopiec, który zginął w wypadku.

Czego życzycie Panowie naszym mieszkańcom w Nowym Roku?

- Oczywiście im i sobie przy okazji tego, abyśmy mieli jak najmniej wyjazdów do wydarzeń zagrażających zdrowiu i mieniu naszych obywateli.

- Dziękuję za rozmowę - W. Bajerowicz

Spotkanie


Spotkanie wcale nie zwyczajne - bo historyczne

W grudniu po południu odbyło się w Klubie Nauczyciela pierwsze Regionalne Spotkanie Historyczne. Tworzyli je uczniowie szkół średnich pod przewodnictwem i natchnieniem pana Czesia Szawiela. Ja też tam byłam, kawę i herbatę piłam, a to, co zobaczyłam i usłyszałam, Wam, szanowni czytelnicy przedstawiam.

Zaczęłam troszkę baśniowo i od rymu, bo temat skupiał się wokół czasów, których nawet najstarsi łobzianie nie pamiętają. Nie odebrało to jednak młodym historykom nic z profesjonalizmu; faktografia oparta była na szczegółowej analizie zebranych materiałów. Młodzi ludzie przedstawili w swoich referatach historię pałacyków i kościółków byłego powiatu łobeskiego, nie zabrakło też monografii niektórych okolicznych miejscowości. Ktoś mógłby zapytać, po co to komu? Niech się dzieci uczą matematyki, ortografii, zdają na studia, osiągają sukcesy, a nie zajmują starociami, 2 x 2=4. Historia? Co władza to inna "profesjonalna obróbka faktów" - nowe prawdy. Też się nad tym zastanawiam. Czy warto? Kogo to obchodzi? Czy dlatego, że to teraz modne? "Było, minęło i nie wróci więcej" - śpiewa Maryla Rodowicz. Nasze spotkanie odbyło się w związku z wystawą cudownych zbiorów pana Pokomedy i innych niemniej cennych zbiorów. Liceum Ogólnokształcącemu w Łobzie przekazano fotografie pałacyków i kościółków z okolicznych miejscowości. Mają one stanowić zalążek jedynego w swoim rodzaju (bo naszego) muzeum regionalnego. Na łobeskim "rynku" mamy już kilka gazet lokalnych. Latem ubiegłego roku w Strzmielach mieliśmy walki rycerskie i kolejne palenie na stosie "nieśmiertelnej" SYDONII. Powtórzę jeszcze raz - czy dlatego, że to modne? A może po prostu warto. Kim jest człowiek bez swojej przeszłości, bez korzeni? Ci młodzi ludzie wychowani w Łobzie, inteligentni, zdolni, na pewno wyruszą w świat. Może to spotkanie to źródło ich własnej tożsamości i wartości gdzieś tam w "wielkim mieście". Może zagadnięci gdzieś "w świecie", w pociągu, nie odpowiedzą zdawkowo, może ze wstydem - Z Łobza, to taka mała mieścina. Może powiedzą - to moje miasto z wielowiekową tradycją, prywatne miasto rodu Borków znane z podręczników historii z za pośrednictwem losów nieszczęsnej Sydonii. Piękne są nasze stare kościółki, piękna przyroda. Tu można doskonale wypocząć nad cichym jeziorem Woświn, które widać, o tu właśnie, z okien pociągu....Może jednak warto i trzeba interesować się historią, przecież to część nas samych, dzięki niej istniejemy. W spotkaniu uczestniczyli uczniowie z LO w Łobzie (w nawiasach przygotowany przez nich materiały): Paweł Potoczek (Prusinowo), Jarosław Błyszko i Tomasz Popławski (Zajezierze), Izabela Łań (Historia Sydonii), Łukasz Olczak (Połchowo). Materiały z Bełczny i Strzmieli przygotowała Anna Misiun z IX LO w Szczecinie, zaś historię rodu Borcków - Ewelina Gabska. Gośćmi spotkania byli także Łukasz Hajduk, Łukasz Łowkiet, Margareta Przybyła i Joanna Popławska z IX LO w Szczcinie i z Łobza - Agnieszka Chochół, Tomasz Popławski, Marcin Post i Agnieszka Wesołowska.

Ania Solarewicz

Kącik radnego


Strategia przyszłości.

Innowacją w pracy aktualnych władz samorządowych oraz w działalności społecznej mieszkańców naszej gminy stały się warsztaty planowania strategicznego pod nazwą "Przyszłość miasta i gminy Łobez". Od wrzesnia 1999 r. z inicjatywy pracowników tutejszego Urzędu zorganizowano trzykrotnie takie warsztaty. Uczestnikami byli w nich mieszkańcy gminy reprezentujący wszystkie "resorty" społeczności lokalnej. Wypracowano główne cele strategiczne a także wytypowano takie działy gospodarki, które dostarczają środków materialnych dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców. W gminie Łobez wyodrębniono 4 obszary strategiczne:
1. Rolnictwo, leśnictwo i zasoby naturalne.
2. Przemysł.
3. Handel, usługi i rzemiosło.
4. Turystyka i wypoczynek.

Dziś chciałbym zapoznać czytelników "Łobeziaka" z głównymi założeniami rozwoju turystyki i wypoczynku w gminie łobeskiej. Oto stan aktualny turystyki i wypoczynku w naszej gminie:
Pozytywne strony Negatywne strony
- inwestycje chroniące środowisko naturalne (gaz, oczyszczalnia ścieków
- rozwinięte kontakty z gminami zagranicznymi
- stado ogierów i ośrodki jeździeckie
- zabytki przyrody i architektury
- walory naturalne
- atrakcyjne tereny łowieckie i wędkarskie
- przebieg trasy tranzytowej
- inicjatywność społeczeństwa - brak środków finansowych na rozwój bazy turystycznej
- nieprofesjonalna obsługa ruchu turystycznego
- dewaloryzacja terenów wiejskich
- niska świadomość ludności wiejskiej, brak zaangażowania w tworzeniu gospodarstw agroturystycznych
- brak bazy noclegowej
- słaba sieć dróg
- zły stan obiektów zabytkowych
W styczniu br. na trzecim spotkaniu warsztatowym zespół złożony z 8 osób wytyczył na rok 2000 główne zadania do realizacji:
1. TRASY ROWEROWE - wyznaczyć kilka szlaków w gminie łobeskiej uwzględniając szczególne atrakcje przyrodnicze, krajobrazowe i zabytkowe, np. trasa stadnin koni Łobez - Świętoborzec - Bonin - Brzeźniak - Zagozd - Łobez; trasa pradoliną Regi. Start na wszystkie trasy rowerowe z polanki za cmentarzem. Wydanie przewodnika.
2. LEŚNA ŚCIEŻKA EKOLOGICZNA - wytyczona trasa o charakterze dydaktycznym po parku komunalnym za cmentarzem.
3. JEZIORO MOSZCZENICA (Unimskie 4 km od Łobza) - zagospodarowanie części jeziora dla celów wypoczynkowych i bezpiecznej kąpieli; przystosowanie miejsc do wędkowania.
4. HALA SPORTOWO-WIDOWISKOWA - przygotowanie dokumentacji technicznej i uzyskanie pozwolenia na budowę obiektu; okres budowy - lata 2001 - 2003.
5. KALENDARIUM IMPREZ KULTURALNYCH I SPORTOWYCH PROMUJĄCYCH ŁOBEZ.
6. PARK KOMUNALNY za cmentarzem - dokonanie inwentaryzacji drzewostanu i opracowanie planu przystosowania parku do wypoczynku, spacerów i rekreacji.
7. POPULARYZACJA WALORÓW TURYSTYCZNYCH GMINY - widokówki, foldery, przewodniki po trasach rowerowych dostępne w sprzedaży. Teraz Rada Miasta i jej Zarząd oraz aktywna część społeczności lokalnej będą wdrażać ustalone zadania w ramach strategicznego rozwoju gminy łobeskiej.

Zdzisław Bogdanowicz

W Urzędzie Stanu Cywilnego


W łobeskim Urzędzie Stanu Cywilnego w grudniu 1999 r. i w styczniu 2000 zarejestrowali lub zawarli związki małżeńskie:
25 grudnia 1999 roku:
- Bernadeta Grzegorczyk i Zbigniew Baka
- Eryka Cierpikowska i Andrzej Wierzbicki
- Adriana Wolek i Ireneusz Mahoń
- Danuta Gikiewicz i Mirosław Rzeszuto
- Agnieszka Pietrzak i Ryszard Cupryś
- Małgorzata Kardaś i Wiktor Niewiadomski
- Dorota Antosik i Artur Lis
- Andżelika Bielaj i Artur Witosławski
31 grudnia 1999 roku:
- Marzena Dybowska i Maciej Kwiatkowski
- Sylwia Kuzko i Krzysztof Sulejewski
8 stycznia 2000 roku:
- Jolanta Stefaniuk i Daniel Falkiewicz
15 stycznia 2000 roku:
- Renata Kaźmierczak i Daniel Siejko.
Grażyna Załucka-Blachura

Ze starej książki dochodzeńe


Na policji w każdej jednostce prowadzi się systematycznie rejestr (książkę) dochodzeń, w której notuje się wszystkie zdarzenia, z jakimi dawniej milicjanci, dzisiaj policjanci, stykali się w trakcie pełnienia służby na swoim terenie. Dokumenty te przechowuje się przez 50 lat na miejscu, po tym terminie wysyła się je do archiwum wojewódzkiego. W związku z tym i w naszej komendzie przygotowano do wysyłki odpowiednie dokumenty sprzed 50 lat. Zastępca Komendanta łobeskiego Komisariatu Policji nadkomisarz Leszek Olizarczyk nie tylko z zawodowej ciekawości zajrzał do tych dokumentów. Co się okazało? To kopalnia wiedzy ilustrującej nie tylko przypadki patologii społecznej, z jaką stykali się ówcześni stróże prawa, ale także obyczajowości, powojennego bezprawia, zdarzeń, jakie dzisiaj odżywają tylko w literaturze czy w filmie, których świadkowie najczęściej już nie żyją. Dzięki uprzejmości nadkomisarza Olizarczyka będziemy publikować fragmenty tych rejestrów, bo wydaje nam się, że kryje się za nimi duży kawałek historii naszego regionu, że zaciekawią naszych Czytelników. Pierwszy zapis pochodzi z 12 sierpnia 1945 roku. Staraliśmy się zachować oryginalny styl i składnię tych notatek. Niektóre zapisy są bardzo lakoniczne. Nie staramy się jednak dorabiać do nich jakiejś fabuły, choć niektóre zdarzenia aż się o to proszą. Nie było też jeszcze ustalone nazewnictwo polskie, dlatego używano jeszcze nazw niemieckich.

- 12 sierpnia 1945 roku. Starosta powiatu Ławiczka (Ławiczka to dzisiejsze Resko; powiat miał wtedy nazwę: powiat w Ławiczce z siedzibą w Łobezie - Red.) powiadomił, że Józef S. wykonywał nielegalnie funkcję lekarza powiatowego. Zatrzymano i zwolniono do sprawy.
- 18 sierpnia wpłynął meldunek z komendy wojewódzkiej w Koszalinie o przebywaniu na terenie powiatu Ławiczka gestapowca, gnębiciela Polaków Waltera Krugera. Rozesłano listy gończe.
- 20 sierpnia pokrzywdzony Henryk K. zameldował, że został zarażony tryprem od Polki Haliny P.
- 21 sierpnia dokonano rabunku na mieszkańcu wsi Bonin.
- 21 sierpnia nastąpiło zabranie przez żołnierzy sowieckich 5 krów i 10 koni z wioski Wórów (Worowo).
- 22 sierpnia. Uderzenie przez Niemkę milicjanta po twarzy. Niemka nazywa się Margareta R. Po rozpatrzeniu zwolniono do sprawy.
- 27 sierpnia. Sprawa kradzieży. Zabrano wszystko umeblowanie i naczynia kuchenne. Poszkodowana Julia K. zamieszkała na ulicy Wangerin (Węgorzyńska).
- 27 sierpnia pościg za dezerterką. Sabina G., lat 22, wzrostu średniego, blondynka, oczy czarne, nos mały cokolwiek zadarty, twarz pociągła. Skradła 3 sztuki po 20 dolarów, 1 damski zegarek złoty, 5 brylantów, koszulkę w czarnej wełnie. Rozesłano do wszystkich komisariatów listy gończe.
- 3 września zamordowanie kobiety przez żołnierza sowieckiego. Poszkodowana Stefanija R.
- 7 września. Zastrzelenie Ludwika Ch. przez Gustawa W. Dochodzenie ustaliło, że sprawcą jest Gustaw W., rolnik z Sagen (Zagozd), wyznania rzymsko-katolickiego. Odebrano karabin, którym strzelał. Przeprowadzono rewizję, dokonano zatrzymania. O zdarzeniu zameldował komendant z Schonwalde (Zajezierze).
- 20 września zameldował kapral W., kierownik majątku Karnitz (Karnice) zaginięcie konia na drodze między Voldenburgiem (Smorawina) a Łobezem. Koń kasztanowaty, łysy, cztery do pięć lat, grzywa i ogon strzyżone, prawa noga przednia zbita, to znaczy skóra zdarta od kolana w dół, na nodze tej narośnięta gola, rana nie zagoiła się i na tylne nogi strychuje się. RED.

Z żałobnej karty



1. Katarzyna Woźniak 21.04.1935 - 25.12. 1999
2. Szczepan Koziarski 04.12.1931 - 27.12 - " -
3. Franciszka Baran 23.10.1901 - 29.12 - " -
4. Daniel Łykowski 14.09.1935 - 29.12 - " -
5. Władysław Pulkowski 08.09.1936 - 31.12 - " -
6. Danuta Kiwała 29.07.1925 - 05.01.2000
7. Janina Rakowska 22.06.1915 - 07.01 - " -
8. Mieczysław Basiak 22.03.1926 - 06.01 - " -
9. Józefa Szymańska 04.07.1920 - 09.01 - " -
10. Marian Joniec 16.04.1955 - 11.01 - " -
11. Maria Gawryluk 24.12.1922 - 12.01 - " -
(WB)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: