Czerwiec' 2002 (numer 126)

Uprzejmie informuję, że redakcja 'Łobeziaka' postanowiła zakończyć wydawanie miesiecznika.
Tutaj znajdą Państwo wydania archiwalne: ARCHIWUM


Spis treści: 
Bardzo złe perspektywy
Bijemy na alarm
Co z łobeską wodą?
Czy zaraz koniec świata?
Gimnazjum bez dyrektora
I Łobeski Marsz na Orientację
Jak powstał i jak sobie radzi 'Pstrąg'
Jak się panu pracuje, panie starosto?
'Jutrzenka' nadal dobra
Krwiodawcy na zawodach
Kto coś wie o pani Aldzi?
Ludzie Łobza
'Łobeziak' w Internecie
Mamy mistrza w piłce nożnej
Sesja Rady Miejskiej w Dobrej
Narkotyki - najlepsze wyjście nie wchodzić
Obradowali działkowcy
Od Redakcji
Oni zwyciężyli
Polskie Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Z Upośledzeniem Umysłowym
Strażacy na medal
Szanowny panie Małyszek!


Bardzo złe perspektywy


Wiadomości o tym, że w naszym kraju rolnicy będą mieli kłopoty w tym roku ze sprzedażą swojego zboża docierają do nas do tej pory bez przerwy w formie komunikatów radiowych i telewizyjnych, kłótni sejmowych. A jak naprawdę, czyli w praktyce wygląda ta wyjątkowo ważna sprawa u nas, na dole, w powiecie rolniczym, mogliśmy się przekonać na powiatowym spotkaniu, które w dniu 17 czerwca zorganizował starosta Tadeusz Jóźwiak z łobeskimi rolnikami, przedstawicielami firm skupujących zboże i pracownikami Centrum Doradztwa Rolniczego z Barzkowic. Spotkanie miało przede wszystkim na celu zapoznanie miejscowych plantatorów z tym, czego mogą się spodziewać ze strony firm skupujących tegoroczne plony i jakiej pomocy mogą się spodziewać od instytucji, które powinny ich wspomagać. Dlatego w zebraniu wzięła udział także przedstawicielka Agencji Rynku Rolnego ze Szczecina, państwowej instytucji zajmującej się regulowaniem skupu płodów rolnych i ich cen, a pośrednio próbami chronienia polskich rolników przed nieuczciwą konkurencją wysoko dotowanych rolników z państw zachodnich.

Z prognoz przedstawionych zebranym przez Tadeusza Brzozowskiego przedstawiciela Barzkowic w naszym powiecie wynika, że tegoroczne plony zbóż w powiecie łobeskim, jeśli dalej będą takie korzystne warunki atmosferyczne jak do tej pory, będą wyższe niż w roku ubiegłym. Po pierwsze dlatego, że rolnicy zasiali zbożami większy areał niż w roku ubiegłym (w 2001 - 31374 ha, w 2002 - 32185 ha), co w porównaniu do ubiegłego roku wynosi 102%. Po drugie dlatego, że średnie plony z hektara zapowiadają się również wyższe. W związku z tym zanosi się na to, że, o ile w roku ubiegłym zebrano u nas 103.799 ton ziarna, to w roku bieżącym może tego być 114.388 ton. W województwie proporcjonalnie wygląda to podobnie. Na przykład zbiory ziarna będą w nim o 50 tysięcy ton wyższe niż w roku ubiegłym. Nie podajemy tutaj szczegółowych danych o tym, ile w tym roku będzie pszenicy ozimej, jarej, żyta i innych zbóż, bo interesuje nas przede wszystkim masa tego, z czym rolnicy pojadą do punktów skupu i jakie pieniądze dostaną za sprzedane ziarno. Ma to dla nich przecież znaczenie zasadnicze i warto o tym przypomnieć, ponieważ w wyniku obecnej transformacji doszło do tego, że niestety rolnictwo łobeskie stało się monokulturowe, oparte o uprawę zbóż. Także zbiory rzepaku zapowiadają się wyższe niż w roku 2001.

Równocześnie T. Brzozowski przedstawił zebranym prognozy "zbożowe" dotyczące całego województwa zachodniopomorskiego. I w tym przypadku, co potwierdziła przedstawicielka Agencji Rynku Rolnego, będą w naszym regionie plony wyższe niż w roku ubiegłym. Właściwie należałoby się z tego cieszyć, bo jest to świadectwo tego, że wbrew pesymistom rolnictwo polskie nie upada, plony z hektara rosną, zmienia się struktura zasiewów (coraz większy areał zajmuje uprawa pszenicy).

Niestety, alarmistyczne doniesienia prasowe, burzliwe dyskusje sejmowe, protesty rolników w kraju mają także odniesienia do powiatu łobeskiego i tu, na miejscu w szczegółach potwierdzają to, czym właściwie dzień i noc zajmują się środki masowego przekazu i co staje się problemem gospodarczym,
a ostatnio politycznym także na przykład dla Niemiec, gdzie kanclerz Schröder, żeby wygrać zbliżające się wybory i przypodobać się swoim rodakom, zapowiada, że postara się o to, by ograniczone zostały dopłaty dla rolników polskich z Unii Europejskiej, które pozwalałyby im wytrzymać konkurencję z tanim, bo wysoko przecież dotowanym zbożem na przykład niemieckim czy francuskim, które ciągle chyłkiem lub całkiem jawnie napływa do Polski. Rolnicy polscy nie mogą nawet marzyć o tym, by mogli się spodziewać takich dopłat z ubogiego krajowego budżetu, jakie mają tamci. Powoduje to znane trudności w eksporcie polskiego zboża, które jest drogie. A tańsze nie może być z tej prostej przyczyny, że akurat tyle, i bardzo niewiele ponad to, co dostają za nie w krajowym skupie rolnicy, wynoszą koszty jego wyprodukowania. Właściwie są to wszystko sprawy znane, szczególnie dla zainteresowanych, dla fachowców, prosimy nam jednak wybaczyć naiwność i uproszczenia w tym, co tu piszemy, ale chodzi nam głównie o to, żeby przybliżyć naszym "zwykłym" czytelnikom to, z czym borykają się i z czym będą się musieli borykać nasi okoliczni rolnicy, zarówno ci, którzy gospodarują na dużych areałach, jak i ci, którzy uprawiają po kilkanaście hektarów. A są to naprawdę sprawy dla nich gardłowe. Okazuje się, że i u nas w powiecie mamy w związku z tym do czynienia z nadchodzącą klęska urodzaju, co brzmi jak wyjątkowo ponury paradoks. Obecni na spotkaniu łobescy hodowcy dowiedzieli się mianowicie, że praktycznie nie będą mieli gdzie sprzedać swoich plonów. Dwie największe na naszym terenie firmy skupujące zboże mają jeszcze duże zapasy ubiegłoroczne. I tak "Provimi" - firma, która od lat ratowała okolicznych rolników, odbierając od nich zasadniczą masę ziarna, ma w go tej chwili 6 tysięcy ton zapasu z ubiegłego roku i zapowiada, że prawdopodobnie w roku bieżącym nie będzie prowadziła w ogóle skupu. Jest to wiadomość doprawdy hiobowa. Takie same wieści docierają na przykład z firmy H. Kmiecia (3 tysiące ton zapasu) czy elewatora w Stoisławiu. Dlatego ich przedstawiciele, mimo zaproszenia, nie pojawili się na przedżniwnym spotkaniu, bo, jak zauważyli jego uczestnicy, nie mieli prawdopodobnie niczego do zaoferowania. Firmy te poniosły straty w roku ubiegłym między innymi dlatego, że ceny zgromadzonego przez nie zboża spadały i spadają nadal. Jedyną deklaracją, jaką usłyszeliśmy, była obietnica zakupu przez łobeską Centralę Nasienną 1,5 tys. ton żyta konsumpcyjnego, 2,5 tys. ton żyta paszowego, 3 tys. ton jęczmienia i 6 tys. ton rzepaku.

Przedstawicielka Agencji Rynku Rolnego ustosunkowując się do tych dramatycznych wiadomości zaznajomiła zebranych, jakie Agencja sam podejmie, żeby chociaż w części pomóc producentom. A trudności są w tym zakresie ogromne, na przykład w różnych magazynach w kraju, w szczecińskiem jest podobnie, zalega w tej chwili 50% zboża zakupionego przez Agencję w trybie interwencyjnym w ubiegłym roku. Dlatego zostanie wprowadzona blokada na import zboża, będą specjalne dopłaty dla polskich eksporterów oraz dopłaty dla tych przedsiębiorstw, które będą skupowały tegoroczne plony. I z tym nie jest też dobrze, bo na przetargi ogłaszane przez Agencję dla firm skupowych, których ona kredytuje, zgłasza się na razie na razie niewielu chętnych. Równocześnie Minister Rolnictwa Jarosław Kalinowski prowadzi rozmowy z Unią Europejską w sprawie przesunięcia otwarcia kontyngentu na preferencyjny import zboża z Unii, czego ta się w tej chwili domaga, a Rada Ministrów przygotowuje projekty zmian legislacyjnych, które umożliwią nieodpłatne przekazywanie żywności na potrzeby pomocy społecznej.

Starosta prosił także obecnego na spotkaniu prezesa łobeskiego Nowamylu (Krochmalni) Leszka Kaczmarka o przedstawienie sytuacji w jego zakładzie. Prezes Kaczmarek powiedział, że perspektywy rozwoju jego branży budzą dużo wątpliwości. O ile bowiem w poprzednim sezonie wyprodukowano w Polsce 240 tys. ton skrobi, to w obecnym (2001/02) już tylko 200 tys. ton. Na dodatek Unia chce wprowadzić w przyszłości dla Polski limit zakładający produkowanie w naszym kraju tylko 90 tys. ton skrobi. Na razie ustaw skrobiowa dość skutecznie broni producentów ziemniaków i przemysł ziemniaczany, niemniej jest się czym niepokoić.
Praktycznie dyskusji na tym zebraniu nie było. Nastrój był minorowy. Wchodzi na to - mówiono - że na razie nic nie wiadomo, zaś rolnicy będą nadal musieli na własną rękę tułać się po różnych firmach skupowych i błagać, żeby ktokolwiek kupił ich plony, jeśli taki chętny w ogóle się znajdzie. Na dodatek wiadomo już, że ceny zboża, mimo wprowadzenia przez rząd cen interwencyjnych i dopłat bezpośrednich dla rolników za sprzedane ziarno, będą niskie. W związku z tym przewodniczący Rady Gminy z Radowa Małego pytał, z czym ma pojechać do swoich rolników? Nikt z obecnych na sali, co oczywiście nie jest ich winą, nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. I tym sposobem, mimo dobrego urodzaju, jaki się szykuje w rolnictwie, czekają związanych z nim ludzi same kłopoty. Nic tu nie pomoże dobra wola władz miejscowych, bo problem ma wymiar ogólnokrajowy.
W. Bajerowicz

Bijemy na alarm


Bijemy na alarm! Protestujemy! Nie zgadzamy się! Arogancja władzy, politycznie inspirowana przez kilku działaczy SLD! Zagrożona samorządność! Destabilizacja powiatu! To tylko fragmenty ulotki sygnowanej przez Stowarzyszenie Ludzi Aktywnych w Łobzie, wydanej z powodu odwołania ze stanowiska p.o. starosty p. Antoniego Gutkowskiego. Jeśli do tego dodać informację na ten temat z pierwszej strony "tygodnika łobeskiego", utrzymaną w czarnej nekrologowej tonacji - ta, w sumie banalna, sprawa jawi się jako tragedia godna ogłoszenia żałoby narodowej...
W tych wszystkich "wielkich dzwonach bijących na trwogę" - (a może "walących na odlew"?) - tylko jeden, i to ten najmniejszy, nie wydaje fałszywych tonów: odwołanie p.o. starosty łobeskiego jest polityczne. Nie powinno to jednak aż tak bardzo dziwić. Upartyjnienie naszego państwa doprowadzone perfekcyjnie do skrajności przez poprzednią ekipę rządzącą, długo jeszcze będzie się nam wszystkim odbijać czkawką. W tej sytuacji głoszenie wszem i wobec, iż podważono autorytet uczciwego i odpowiedzialnego człowieka, a także wszystkie przedstawione wyżej zarzuty, to zwyczajne - i TEŻ BARDZO POLITYCZNE - nadużycie. Postaram się to udowodnić w kilku punktach:

1. Nikt i nigdzie nie zarzucał p. Antoniemu Gutkowskiemu niekompetencji czy nieuczciwości. We wniosku o odwołanie, sformułowanym przez podobno "kilku lokalnych działaczy SLD" (a były to w końcu uchwały całej gminnej i powiatowej organizacji SLD), podnoszono faworyzowanie do pracy w starostwie kandydatów o określonej orientacji politycznej lub przynajmniej taką orientację deklarujących. Tylko tyle i aż tyle. Autorytet, uczciwość i odpowiedzialność p. Gutkowskiego na pewno nie doznały żadnego szwanku.

2. Stanowisko p.o. starosty jest funkcją z nominacji i jako taka nie wymagała uzasadnienia przy powoływaniu pełnomocnika. Nie wymaga również uzasadnienia przy jego odwoływaniu. Jeśli jakiś anonimowy "łobeski prawnik" twierdzi, że w grę wchodzą przepisy kodeksu pracy, to współczuję tym, którzy muszą korzystać z jego porad... Gdyby tu stosować prawo pracy, to p. Gutkowski nie mógłby zostać odwołany z dnia na dzień, lecz musiałby otrzymać określone czasowo wypowiedzenie pracy; myślę, że przy jego ogólnym stażu - trzymiesięczne. Nie mógłby również przy powoływaniu otrzymać aktu nominacji, lecz zwykłą umowę o pracę i sądzę, że wtedy nie byłoby potrzebne zaangażowanie premiera rządu.

3. SLA w swojej ulotce twierdzi, że odwołanie destabilizuje powiat. Ludzie, bądźcie poważni! Co cztery lata, a nawet częściej w wyniku wyborów zmieniają się całe rady gmin, powiatów, województw, że o Radzie Ministrów z premierem włącznie nie wspomnę i jakoś się państwo nie destabilizuje... Dlaczego miałoby się tak stać z jednym akurat powiatem łobeskim?

4. "Zlekceważono opinie kilku tysięcy ludzi popierających starostę" - głosi ulotka. Ma to być dowód arogancji władzy SLD. Konkretnie jest to nie "kilka tysięcy", a około dwóch i pół tysiąca podpisów ("tygodnik łobeski" nr 19, str.3, artykuł "Oferta dla aktywnych") Jak się takie podpisy w znacznej części zbiera, pisaliśmy w majowym "Łobeziaku" na ostatniej stronie. Nawiasem zaś mówiąc: w trzykrotnie mniejszym od Łobza Resku zebrano ponad trzy tysiące podpisów za pozostawieniem gminy w powiecie gryfickim i co? - pies z kulawą nogą nie zareagował, natomiast nikt w Resku nie krzyczał o arogancji władzy AWS i lekceważeniu opinii ludzi... Żałuję bardzo, że do tego histerycznego tonu dostroił się częściowo pan Antoni Gutkowski, powtarzając w opublikowanym w "tł" OŚWIADCZENIU te same nierzetelne argumenty, wyartykułowane w ulotce SLA. Rozumiem Jego rozgoryczenie: na pewno pracował uczciwie, rzetelnie i z pełnym zaangażowaniem, ale przecież nie za darmo - miał za to rzetelnie płacone. Trzeba się jednak zawsze liczyć z tym, że pełniąc jakąś funkcję, można zostać w każdej chwili odwołanym; kwestia tylko w tym, by odchodzić z klasą.

Na koniec: powstanie Stowarzyszenia Ludzi Aktywnych, to bardzo cenna inicjatywa. Program działalności Stowarzyszenia musi trafić do serca każdego, choć trochę społecznie zaangażowanego człowieka. Pod stwierdzeniem prezesa SLA p. Marka Kubackiego (który zresztą sam starcza za przysłowiowych "stu społeczników"), że "SLA powstaje z myślą o wspólnej pracy dla polepszenia bytu mieszkańców powiatu łobeskiego", podpisałbym się obydwiema rękami, gdyby nie drobne "ale": deklarowana apolityczność SLA tak ma się do faktów, jak deklaracja starego Forda, że u niego można zamówić samochód w każdym kolorze, byle był to kolor czarny. Wydaje mi się, że lewicowa i lewicująca większość mieszkańców powiatu (taka jest rzeczywistość) nie byłaby u was zbyt mile widziana. Zatem: umiar w deklaracjach i czynach bardzo, bardzo wskazany.
Stefan Jahnz

Co z łobeską wodą?


- Panie prezesie - zwracam się do Józefa Misiuna, prezesa łobeskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji - od czasu do czasu mamy w Łobzie powszechnie znane kłopoty z wodą. Zdarza się, nieraz w sytuacjach szczególnie irytujących ludzi, jak to miało miejsce w czasie tegorocznej Wielkanocy, że z rur płynie brunatna ciecz nie nadająca do niczego, co powoduje całkowitą dezorganizację życia domowego i gospodarczego. Pisaliśmy już zresztą o tym w majowym (124) numerze "Łobeziaka". Woda jest przecież w naszym życiu "artykułem" najpierwszej potrzeby i o jej znaczeniu nie trzeba nikogo przekonywać. W końcu można na przykład ze dwa tygodnie nie jeść, natomiast bez wody trudno przeżyć bodaj dobę. Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze wodociągi nie są w najlepszym stanie, że są określone uwarunkowania powodujące, że łobeska woda jest taka, jaka jest czyli zła, jednak ludzi to nie obchodzi, są niecierpliwi, chcieliby zawsze mieć dobrą wodę albo przynajmniej nadzieję na to, że jej stan się wkrótce poprawi. Przecież płacą za nią wcale niemałe pieniądze. Od lipca następuje kolejna podwyżka cen za ten życiodajny, nie zawsze smaczny i czysty płyn. Jesteśmy, o czym już pisaliśmy onegdaj przy okazji kolejnych awarii, namawiani przez czytelników do tego byśmy ostro piętnowali wasze przedsiębiorstwo i domagali nieomal krwi tych wszystkich, którzy za stan naszej wody odpowiadają. A przecież nie o to chodzi - chodzi najzwyczajniej o to, żeby łobeska woda była dobra. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie stanie się ona taka od razu i że nie wszystko w tej kwestii zależy od was, że nagła poprawa nie nastąpi, choćbyśmy was odsądzili od czci i wiary. Myślę poza tym, że w końcu robicie w tej chwili to, na co was stać. Proszę pana zatem o przybliżenie naszym czytelnikom tego, jak się ten bodaj najważniejszy (obok oczywiście bezrobocia) życiowy dla naszej społeczności problem przedstawia. Na co możemy liczyć.

Józef Misiun:
- Ja sam i moi pracownicy przykro odczuwamy ciężar odpowiedzialności, jaki na nas spoczywa i rozumiemy rozgoryczenie obywateli. A przecież z naszych kranów płynie taka sama niedobra woda. Chyba nikt inny w naszym mieście nie nasłucha się, przy okazji kolejnych kłopotów z wodą, tylu ostrych słów, złorzeczeń, telefonicznych pogróżek co ja. Chcę zatem w związku z nieprawidłowościami, jakie występują w naszej sieci wodociągowej poinformować mieszkańców Łobza o przyczynach i podejmowanych staraniach i krokach w celu usunięcia tych niedogodności. Może to choć w części zorientuje ich, jakie wielkie stoją przed nami zadania i pozwoli chociaż trochę nas usprawiedliwić. Muszę przypomnieć, że w latach sześćdziesiątych zajęto się u nas zbiorowym zaopatrzeniem miasta w wodę. Wybudowano wtedy w okolicy ulicy Wojcelskiej nowe odwierty, stację uzdatniania wody oraz sieć magistralną przechodzącą przez całe miasto i kończącą się zbiornikiem wyrównawczym na Górze Zielonej. Woda czerpana z łobeskich odwiertów miała i ma nadmiar tlenków żelaza i manganu (innej w Łobzie nie mamy). Większość z nich jest usuwana w stacji uzdatniania, niemniej ta woda, którą mamy w sieci zawiera ich jeszcze trochę, a mimo to spełnia ona wymogi sanitarne i bez żadnych obaw można ją używać do spożycia także w stanie surowym. Niestety tlenki żelaza zawarte w niej mają właściwość osadzania się nie tylko na ściankach np. wanien czy zlewów, ale przede wszystkim w rurach, co daje coraz przykrzejsze skutki z upływem lat (światło rur się zmniejsza). Budowano wodociągi łobeskie w technologii charakterystycznej dla tamtego okresu. Infrastruktura z tamtych lat dożyła do dzisiaj i obecnie osiągnęła wiek "starczy". W końcu minęło już 40 lat jej zbudowania. Niezbędne są dzisiaj działania pozwalające w zdecydowanie poprawić jej stan. Niestety coraz częściej poszczególne jej odcinki przestają funkcjonować w sposób pierwotnie zakładany przez ówczesnych projektantów, inwestorów i wykonawców. Budowali tak, jak przewidywały ówczesne normy, poza tym się śpieszyli i stosowali materiały dzisiaj nie do przyjęcia. Trudno do nich mieć pretensje, niemniej nie powinno być dla nich zaskoczeniem to, co się dzieje z dzisiejszymi wodociągami. Żywotność dobrze, według współczesnych parametrów wykonanych wodociągów określa się dzisiaj na 45 - 50 lat. Tu watro dodać, że część łobeskiej sieci jest jeszcze poniemiecka. A co się dzieje? Część sieci głównej wykonana została z rur żeliwnych kielichowych, uszczelnianych tak zwanymi pakietami wykonanymi ze sznura grafitowego oraz ołowiu. Te uszczelnienia nie są już trwałe (przepuszczają). Część sieci wykonano z rur azbestowo-cementowych mało odpornych na naprężenia zewnętrzne (pękają pod przejeżdżającymi coraz cięższymi pojazdami). Pozostała część infrastruktury to rury stalowe ocynkowane, które jednak leżąc w wilgotnym środowisku, a nawet na dnie Regi czy Łożnicy są coraz bardziej nadwątlane przez korozję. Pamiętamy dokuczliwe awarie w tych miejscach, które spowodowały brak wody w całym mieście. Wszystko to jest bardzo awaryjne, przypomina właściwie durszlak albo krwioobieg, który się bardzo zestarzał. Awarie pojawiają się w najmniej spodziewanych miejscach. Woda często ucieka nam drobnymi nieszczelnościami.

Świadomość tego, że pracujemy na sieci o takim właśnie stanie technicznym, warunkuje sposób jej eksploatacji. Przy dużym rozbiorze wody okazuje się, że podawana jej ilość nie zawsze jest wystarczająca. Woda tłoczona do miasta opuszcza stację pomp pod maksymalnym ciśnieniem 6 atmosfer. Parametrów tych pilnują zamontowane na wyjściu zawory bezpieczeństwa, bo większych naprężeń nie da się zastosować. W konsekwencji zdarza się, że w niektórych rejonach miasta czasami brakuje wody lub dociera ona pod ciśnieniem niezadowalającym mieszkańców. Kolejnym mankamentem i przyczyną tego, co najboleśniej odczuwają na własnej skórze mieszkańcy, jest sposób czyszczenia sieci, która się ciągle od nowa zamula wspomnianymi tlenkami żelaza i manganu, a w niektórych miejscach wręcz zatyka. Jest to czynność niezbędna. Wybraliśmy w tym celu metodę, naszym zdaniem najbardziej bezpieczną, mając na uwadze stan techniczny wodociągu oraz to, że miasto jest ciągle zasilane jednostronnie. Usuwanie osadów powstałych na skutek wytrącania się wspomnianych tlenków manganu i żelaza robimy, a czynność ta musi być wykonywana w naszych warunkach bezwzględnie pod groźbą nawet unieruchomienia sieci, poprzez jej płukanie. Płukanie rur samo w sobie jest kosztowne. Można je wykonać różnymi metodami. Na przykład metodą chemiczną. Jest ona skuteczna, oczywiście do czasu, ale przy jej zastosowaniu trzeba by pozbawić miasto wody na kilka dni. Można też zastosować tzw. poduszki powietrzne, ale przy tej metodzie rury wpadają w rezonans, którego nie wytrzymają łobeskie rury azbestowe. My stosujemy w Łobzie z konieczności metodę mechaniczną. Przyjęliśmy, że płukanie końcówek sieci wykonujemy raz w miesiącu, natomiast całą sieć płuczemy co trzy miesiące. I wtedy mamy w kranach brudną wodę. Otwieramy wtedy hydranty uliczne. Jest to metoda na tyle skuteczna, na ile spowodowany otwarciem hydrantów burzliwy przepływ wody potrafi porwać ze sobą nagromadzony na ściankach rur osad. Zdarzają się przypadki, że podczas płukania nastąpi tylko wzruszenie osadu, a do jego oderwania się od rur ma miejsce w dniach następnych. Brudna woda zalega wtedy w rurach. W takich przypadkach nie bez znaczenia są telefoniczne interwencje mieszkańców, gdyż możemy wówczas natychmiast i w sposób skuteczny przystąpić do usuwania niepożądanych i denerwujących ludzi zjawisk. Takie sytuacje bulwersują społeczeństwo, czemu trudno się dziwić, lecz do czasu modernizacji naszego układu zasilania oraz istniejących sieci, trzeba się ciągle od czasu do czasu liczyć z takimi niedogodnościami. Taka jest cała prawda o stanie łobeskich wodociągów, które trzeba na gwałt nie tylko ciągle remontować i łatać, ale pojąć ich gruntowną modernizację.

W. B. - Czy wobec tego pańska firma podejmuje jakieś działania w tym kierunku?
J. M. - Tak. W chwili obecnej dobiegają końca prace projektowe związane z modernizacją stacji uzdatniania wody. Wykonawstwo planowane jest w roku przyszłym Efektem tych prac będzie poprawa jakości wody podawanej do miasta. Natomiast na dzień dzisiejszy w celu doraźnego poprawienia dystrybucji wody w mieście wykorzystamy ułożony już odcinek wodociągu biegnący od stacji do Łobżan. Rurociąg ten zostanie włączony przy ulicy Bocznej w miejską sieć wodociągową, co pozwoli poprawić ciśnienie w tej części miasta np. na ul. Rolnej czy Nowym Osiedlu.
W. B. - Czy w związku z tym planami modernizacyjnymi ma pan zagwarantowane pieniądze?
J. M - Zakład nasz nie dysponuje środkami na cele inwestycyjne. Są to zadania gminy. Są na ten cel zagwarantowane pieniądze w budżecie gminy. Jeśli wykonamy stację uzdatniania, to będzie to pierwszy duży krok w kierunku poprawy jakości wody w naszym mieście. Trzeba jednak trochę cierpliwości.
W. B. - Ilu zatrudnia pan pracowników?
J. M. - 35. I mają oni bardzo dużo, a nawet coraz więcej ciężkiej pracy na co dzień. Warto tu przypomnieć, że obsługujemy miasto i 14 wsi. Oprócz wody zajmujemy się przecież jeszcze gospodarką ściekową.
W. B. - Czy to prawda, że zdarzają się kradzieże wody?
J. M. - Tak. Wykryliśmy takie przypadki. Ludzie włączają się do sieci przed wodomierzami.
W. B. - Jak wygląda gospodarka ściekowa?
J. M. - Skale problemu niech zilustruje fakt następujący: W ciągu roku miasto pobiera 550 tysięcy m3 wody, natomiast ścieków poprzez kanalizację i ich wywóz oddaje 330 tysięcy m/3. Gdzie się podziewa reszta nieczystości? Nawet wziąwszy pod uwagę to, że część wody jest wylewana na ogródki działkowe (coraz oszczędniej, bo tam też są wodomierze) i zużywana np. do mycia samochodów, to ciągle za dużo ścieków po prostu zanieczyszcza nasze środowisko. Jak? Ciągle funkcjonują nieszczelne i bez dna szamba, istnieją dzikie podłączenia szamb do kanałów burzowych, zdarzają się przypadki przepompowywania ścieków do tychże kanałów. I co ciekawe - nie zawsze stosują te "zabiegi" ludzie ubodzy. Ludzie unikają podłączenia się do kanalizacji. Na przykład na ul. Waryńskiego przed rokiem założono kanalizację, a do tej pory nikt się do niej nie podłączył. Dość opornie idzie wykrywanie tego rodzaju delikatnie mówiąc - nieprawidłowości. W. B. - Dziękuję za rozmowę. Wyjaśnienia prezesa J. Misiuna trzeba, niestety, przyjąć, bo nic innego nam w końcu nie pozostaje. Taki akurat jest dzisiaj stan wodociągów łobeskich i dobrze, że prezes ten problem tak otwarcie przedstawił. Czy możemy z tego być, jako mieszkańcy zadowoleni? Nie. Jedno jest pewne - sprawa zaopatrzenia miasta i gminy w dobrą wodę w kolejnych latach to sprawa priorytetowa.
Wojciech Bajerowicz

Czy zaraz koniec świata?


Raz po raz dowiadujemy się o, jak je zwał, tak je zwał, wielkich przekrętach finansowych, nadużyciach, zwyczajnym złodziejstwie czy też beztrosce i niedołęstwie w wydawaniu polskich państwowych, samorządowych czyli naszych pieniędzy na różne wątpliwej potrzeby często prywatne cele, na szastanie nimi. Kiedy się czyta prasę, słucha radia czy ogląda telewizję, to można odnieść wrażenie, że nasz nieszczęsny kraj to jedno wielkie bajoro czy bagno, w którym prawo i sprawiedliwość są topione dosłownie na co dzień. Przykłady korupcji, wykorzystywania stanowisk politycznych czy urzędniczych do osiągnięcia prywatnych korzyści są porażające. Czyż nie szczytem bezczelności jest na przykład ujawniony na dniach postępek wiceprezydenta jednego z naszych dużych miast, Krakowa bodaj, któremu jego samorząd zapłacił krocie za psu na budę potrzebny projekt przestrzennego zagospodarowania miasta, który pan ten zlecił sam sobie do wykonania. Co tam ten przykład - są przecież bardziej spektakularne zdarzenia, jak choćby ostatnio sprawa stoczni szczecińskiej, którą grono niedołęgów czy raczej cwaniaków naraziło na straty ponad dwóch miliardów złotych, a kolejnych kilkadziesiąt tysięcy ludzi w całej Polsce na bezrobocie.

Czy to znaczy, że zaraz czy wkrótce nastąpi koniec polskiego świata? Chyba nie, bo przecież, miejmy nadzieję, nie całe nasze życie gospodarcze i w ogóle wszelka działalność jest przeżarta tym rakiem korupcji, niedołęstwa i rozkradania narodowego majątku. Działa w tym wszystkim, ponownie miejmy nadzieję, zjawisko wyolbrzymiania przez środki masowego przekazu pojedynczych zdarzeń, które nabierają poprzez odpowiedni ich nagłośnienie znamion powszechności, reguły. To żurnaliści, mimo że najczęściej zastrzegają się, jakoby głównym ich celem było demaskowanie patologii pasjonują się dostarczaniem żeru pesymistom. Wytwarzają się w ten sposób groźne stereotypy: że niby wszyscy kradną, kto nie kradnie, ten jest frajer itp. Kto nie potrafi kraść, ten nie nadaje się do normalnego życia, sam sobie jest winien, że mu się marnie żyje. Nie jest to budujące, demoralizuje, odbiera zwykłemu człowiekowi nadzieję na to, że może się w naszym życiu coś poprawić. A tu optymizmu trzeba, wiary w to, że jutro będzie lepiej. W końcu żyjemy i nic nie wskazuje na to, że nagle wszystko się zawali. Bywało gorzej i Polacy jakoś tam z opałów wyłazili, czego świadectwem jest to, że jednak istniejemy w trzydziestu dziewięciu milionach osobników. No proszę - z głodu nie zemrzemy, za dużo jest zboża, żywność nie drożeje, a nawet tanieje, gór masła zalegają w magazynach, z jajkami natręci włażą nam do domów. Są pomysły, żeby nadmiar jadła wysyłać do Afryki albo na Syberię. Stary, co ty wygadujesz, przecież ty jesteś niedzisiejszy, puknij się w czoło - mówią Dziadkowi młodzi znajomi, gdy ten wygłasza te pojednawcze opinie. Ty jesteś niebezpieczny facet. Zdolny byłbyś pójść na każdy kompromis, byle byś miał trochę zupy w garnku. Co ty zresztą wiesz o życiu, skoro już tylko kaszkę mannę możesz pogryźć, a każdy dzień, który w ogóle przeżyjesz, wydaje ci się cudem, a przyszłości po prostu się boisz. Jest coraz krótsza. My zaś chcemy innego, sprawiedliwszego, zamożniejszego świata, bo ten, który nas otacza, jest na razie fatalnie zorganizowany. Polskę i nasze miasto także trzeba leczyć z kumoterstwa, korupcji, prywaty i innych plag, które się pojawiły w trakcie tego, co tak naukowo nazywa się transformacją, a co na razie jest bezwzględną walką o miejsce przy korycie z pieniędzmi i władzą.

Niby prawda. Niby naiwne doświadczenie jakiegoś tam starego Dziadka to balast, który trzeba odrzucić, żeby dopasować się do nowych czasów, żeby stawić czoła okrutnej rzeczywistości, żeby ją zmienić. Szkoda tylko, że jakiś tam Dziadek nie zobaczy tego nowego, wspaniałego świata.
Dziadek

Gimnazjum bez dyrektora


7 czerwca w Urzędzie Miejskim w Dobrej miał miejsce konkurs na dyrektorów szkół podstawowych i gimnazjum. Organizatorem konkursu był właśnie Zarząd Miejski. Konkurs dotyczył szkół: Gimnazjum i Szkoły Podstawowej w Dobrej oraz Szkoły Podstawowej w Wojtaszycach. Do doberskiej podstawówki wpłynął 1 wniosek, a złożył go obecny dyrektor - Janusz Łukomski. Jego wniosek przeszedł jednogłośnie. Podobnie było w przypadku szkoły w Wojtaszycach - ponownie dyrektorem placówki została Bogumiła Marut. Inaczej sprawa przedstawia się w doberskim gimnazjum. W tym przypadku nie wpłynął ani jeden wniosek. Zarząd Miejski stanął więc przed dylematem: albo ogłosić drugi konkurs albo poczekać na uzyskanie przez nauczycieli gimnazjum odpowiednich, wymaganych prawem kwalifikacji (kilku pedagogów uczestniczy w kursach). Ostatecznej decyzji zarząd jeszcze nie podjął. Jednakże do dnia podjęcia takowej, sytuacja nie ulegnie zmianie i funkcję dyrektora będzie pełnić Ryszard Sarna, z którym de facto umowa o pracę wygasa z dniem 31 sierpnia br.
Jarosław Soborski.

I Łobeski Marsz na Orientację


OGÓLNIE:
Dnia 23 kwietnia 2002 roku odbył się I Łobeski Marsz na Orientację. Został on zorganizowany przez trzech uczniów z łobeskiego gimnazjum: Marcina Abramczuka, Fryderyka Popielarczyka i Mateusza Sobczaka. Z racji niepełnoletności organizatorów Marszu ich opiekunem został Mariusz Jarema. Patronat nad Marszem objął starosta powiatu: mgr Antoni Gutkowski. Współorganizatorem Marszu został Urząd Miasta i Gminy Łobez. W organizacji pomagali również uczniowie z łobeskiego gimnazjum, których zadaniem było dopilnowanie, aby uczestnicy nie utrudniali sobie pracy na trasie, oraz nauczyciele, którzy pomogli utrzymać porządek i spokój w centrum Marszu, czyli na Starym Boisku.
Do marszu zostało zaproszonych 17 szkół (z Łobza, Chociwla, Reska, Drawska Pomorskiego, Radowa Małego, Runowa Pomorskiego, Węgorzyna, Dobrej, Bełcznej, Łabunia Wielkiego i Świdwina). Jedna szkoła mogła wystawić tylko jeden 3-osobowy patrol, który na starcie został wyposażony w plan miasta (pozbawiony nazw ulic) i trzy karty z rysunkami, w pobliżu których przebiegała trasa Marszu. Rysunki zostały wykonane przez ucznia z gimnazjum: Marcina Szpyruka. Rozgrywka prowadzona była w trzech kategoriach (szkoły podstawowe, gimnazja i szkoły średnie). Różniły się one między sobą ilością punktów kontrolnych (szkoły podstawowe - 9, gimnazja i szkoły średnie - 12) oraz czasem, jaki miały patrole na pokonanie całej trasy (szkoły podstawowe - 1h, gimnazja - 50 min, szkoły średnie - 45 min). Imprezę na Starym Boisku poprowadził zaprzyjaźniony nauczyciel i wspaniały konferansjer Jan Zarecki. Łobeski Dom Kultury również udzielił pomocy organizatorom, wypożyczając sprzęt nagłaśniający. Zrobił to nieodpłatnie. Na Starym Boisku przez cały czas trwania imprezy coś się działo; występowały m.in. dzieci ze szkół podstawowych z Łobza. Koszty imprezy wyniosły 1200 zł. Starostwo powiatowe nie pokryło ich w całości, dlatego organizatorzy zmuszeni zostali do szukania funduszy w łobeskich firmach. Pomocy finansowej, pomocy w zebraniu nagród oraz pomocy przy rozliczeniu udzieliły takie firmy jak: P. P. "MILENIUM" SŁAWOMIRA SZWEMMERA, CENTROSTAL, MARBUD, APTEKA "POD KORONĄ", SKLEP MEBLOWY "DUET", PROVIMI POLSKA, COMPBI, BIURO RACHUNKOWE Z. BARAŃCZUK, PIEKARNIA "DROŻDŻYK", RADA RODZICÓW Z GIMNAZJUM W ŁOBZIE, SKLEP "PLUS", FIRMA HANDLOWO USŁUGOWA EDWARDA DROZDY Organizatorzy serdecznie dziękują sponsorom.

WYGLĄD:
Marsz rozpoczął się o 1000 zaproszeniem do zgłaszania się patroli do sędziów, którzy sprawdzali poprawność zgłoszonych patroli z tymi, które pojawiły się na starcie. Przed wyjściem na trasę patrole były proszone o zapoznanie się ze szczegółowym regulaminem i kryteriami sędziowania. W regulaminie mowa była m.in. o teoretycznych, maksymalnych ilościach punktów w poszczególnych kategoriach. Patrole wyruszały w 2-minutowych odstępach czasu. Spowodowane było to tym, że każdy zapoznawał się z regulaminem oraz krótkimi objaśnieniami idei Marszu, oraz używania otrzymanych materiałów. Zdaniem organizatorów odstępy czasu były w sam raz, bo patrole nie podążały za sobą, ale były zdane na własne umiejętności. Pierwszy punkt kontrolny znajdował się przy wyjściu z rynku (od ulicy Segala), więc patrole mogły tam dotrzeć w 3 minuty i oddalić się w swoim kierunku, aby nie ułatwiać zadania kolejnym patrolom bądź im jej nie utrudniać w przypadku pomylenia kierunku marszu. Każdy działał na swój rachunek, każdy wypracowywał swoje miejsce. Marsz zaczynał się i kończył na Starym Boisku, a prowadził m.in. przez: Segala, Kraszewskiego, Obr. Stalingradu, Browarną, Kościelną, Niepodległości, Kwiatową, Siewną i Orzeszkowej. Na mapie z trasą marszu można było zobaczyć trasy zaznaczone dwoma kolorami. Ta oznaczona pomarańczowym to trasa obowiązkowa, którą musieli zaliczyć wszyscy uczestnicy, a ta pomarańczowo-zielona to trasa nieobowiązkowa, która przeznaczona była dla tych, którzy ukończyli już zmagania z trasy obowiązkowej i zostało im jeszcze trochę czasu, pomijając szkoły podstawowe. Na punktach kontrolnych znaleźć trzeba było kartkę, z której trzeba było w odpowiednie miejsce na "karcie odpowiedzi" wpisać literę hasła, które na trasie obowiązkowej brzmiało: "Powiat i Gmina Łobez - Ekologia i Turystyka"; natomiast z trasy nieobowiązkowej: "Łobez". Hasło z trasy obowiązkowej było "upchane" na 12 punktach dla gimnazjów i szkół średnich oraz 9 punktach dla podstawówek. Trasa nieobowiązkowa liczyła sobie 5 punktów, na których bez trudu zmieściło się 5 liter z hasła. Pierwsze 9 punktów dzieliły między sobą wszystkie kategorie, a kolejne 3 już tylko gimnazja i szkoły średnie. Punkty wyglądały w następujący sposób: na mapie zaznaczone były liczbami w kółeczkach, a w rzeczywistości były to kartki, na których wypisano litery z hasła. Każdy punkt "ubezpieczany" był przez jedną osobę, która pilnowała, by nic złego mu się nie stało, tzn. aby nikt go nie zerwał, ani nie ukrył.

STARE BOISKO:
Na Starym Boisku cały czas coś się działo. Organizatorzy zadbali o to, by nikt z przybyłych nie nudził się. Dzięki ich staraniom wystąpiły dzieci z łobeskich szkół podstawowych, które zaprezentowały w swoim repertuarze zarówno taniec jak i piosenki. Z tej racji organizatorzy serdecznie dziękują opiekunom zespołów, którzy zgodzili się, aby ich podopieczni wystąpili na Marszu. Imprezę poprowadził ogólnie lubiany w gimnazjum nauczyciel techniki i sztuki Jan Zarecki. Zgodził się zrobić to nieodpłatnie. Był on bardzo uprzejmy. Doradzał organizatorom, co i w jaki sposób zrobić, aby impreza doszła do skutku. Jako, że posiada już doświadczenie w organizowaniu imprez masowych odpowiadał na każde pytanie młodzieży związane z organizacją. Przed sceną, tuż przed 1000 pojawili się organizatorzy, którzy zaczęli pracować nad tym, aby wszystko się udało. Ich zadaniem w centrum Marszu było zadbanie o prawidłowy przebieg wyjścia ze Starego Boiska na trasę Marszu, sprawdzenie poprawności przybyłych drużyn z tymi zgłoszonymi oraz zapisanie godzin wyjścia i powrotu poszczególnych patroli. Na Starym Boisku można było również zobaczyć kilku nauczycieli z łobeskiego gimnazjum, którzy w miarę możliwości pomagali w organizacji. Można było również spotkać p. Mariusza Jaremę, który czuwał nad organizatorami, innymi słowy był ich opiekunem. Podczas gdy pierwsze patrole powracały na Stare Boisko rozpoczynało się wydawanie posiłków, które również było przeprowadzone przez uczniów z gimnazjum w Łobzie. Ogólnie w organizacji Marszu pomagało około 40 osób z gimnazjum.

ZAKOŃCZENIE I ZWYCIĘZCY:
Około godziny 1300 nastąpiło wstępne ogłoszenie wyników. Chwilkę później nastąpiło oficjalne ogłoszenie wyników i wręczenie nagród. Z racji tego, że nie pojawiła się odpowiednia ilość szkół w szkołach podstawowych i średnich przyznano tylko dwie pierwsze nagrody. Gimnazjum było za to bezkonkurencyjne, pojawiło się tylko jedno, więc byli zarówno pierwsi jak i ostatni.
W kategorii szkół podstawowych odpowiednie miejsca zajęły:
1. Szkoła Podstawowa nr 2 z Łobza (ilość punktów: 207, procentowo od maksymalnej ilości punktów: 110%)
2. Szkoła Podstawowa nr 1 z Łobza (ilość punktów: 126, procentowo: 67%)
W kategorii gimnazjów odpowiednie miejsca zajęły:
1. Gimnazjum Integracyjne w Radowie Małym (ilość punktów: 181, procentowo: 81%)
W kategorii szkół średnich odpowiednie miejsca zajęły:
1. Zespół Szkół Zawodowych z Drawska Pomorskiego (ilość punktów: 208, procentowo: 89%)
2. Zespół Szkół Zawodowych z Łobza (ilość punktów: 112, procentowo: 48%)

Zwycięzcom gratulujemy i życzymy sukcesów. Po ogłoszeniu wyników nastąpiło wręczenie nagród. Poszczególne patrole, zgodnie z kategoriami i zajętymi miejscami były zapraszane na scenę, gdzie opiekun Mariusz Jarema w imieniu organizatorów Marszu wręczał im nagrody. Najlepszymi, zarówno w swojej kategorii, jak i w całym Marszu zostali przedstawiciele Szkoły Podstawowej nr 2 z Łobza zdobywając 207 punktów na 188 możliwych, co stanowi 110% maksymalnej ilości punktów.
Jako że pojawiło się tylko jedno gimnazjum to jemu przypadło pierwsze miejsce i to ono, a raczej przedstawiciele ich szkoły zorganizują podobną imprezę w Radowie Małym, bądź w jego okolicach. Taka również była nagroda za zajęcie I miejsca w kategorii gimnazjów, zaznaczone to było w regulaminie Marszu. Zwycięzcom w kategorii gimnazjów gratulujemy zwycięstwa i życzymy powodzenia w organizacji.
Marcin Abramczuk, Mateusz Sobczak i Fryderyk Popielarczyk - organizatorzy Mariusz Jarema - opiekun

Jak powstał i jak sobie radzi 'Pstrąg'


Od 1999 roku w łobeskim środowisku wędkarskim mówiło się głośno o chęci zawiązania nowego koła Polskiego Związku Wędkarskiego. Grupa inicjatywna wywodziła się z dotychczasowego koła "Karaś". Uważano, że można robić to samo, ale w inny sposób, bez niepotrzebnych dyskusji i aby członkowie mieli decydujący głos w podejmowaniu ważnych decyzji. O fakcie tym powiadomiony został Okręg PZW w Szczecinie, który wyraził zgodę na zawiązanie drugiego koła w Łobzie. Zebranie założycielskie odbyło się 17 grudnia 2000 roku, na którym przyjęto dla niego nazwę "Pstrąg". Wybrano też nowe władze statutowe w składzie: Andrzej Kozieł - prezes, Leszek Bryczkowski - zastępca, Tomasz Różycki - sekretarz, Dariusz Burchardt - skarbnik, Andrzej Cyculak - gospodarz, Stanisław Puchalski - przew. komisji rewizyjnej, Robert Topola - przew. sądu koleżeńskiego, Krzysztof Smolich - rzecznik dyscyplinarny i Andrzej Laszuk - opiekun sekcji młodzieżowej. Z początkiem roku 2001 rozpoczęliśmy od szukania nowych, po raz pierwszy wstępujących do PZW, członków, ale i zatrzymania tych, którzy zadeklarowali, że chcą do naszego koła należeć. Zgodnie ze statutem PZW nowe koło powinno liczyć 50 członków, do kwietnia limit ten osiągnęliśmy, a na koniec 2001 roku było nas już 71. Dużą pomoc okazali nam członkowie koła "Sumik" z Radowa Małego, szczególnie Tadeusz Dzierwa, który udzielał nam rad, bo cały zarząd naszego koła to ludzie, którzy byli szeregowymi członkami PZW.

Po spełnieniu wszystkich kryteriów mogliśmy zorganizować w maju 2001 I zawody o mistrzostwo koła na jeziorze w Zajezierzu. Pierwszymi mistrzami zostali: wśród mężczyzn Bolesław Korżak, wśród kobiet Anna Gosławska i juniorów Marcin Polny. Uczestniczyliśmy także w mistrzostwach okręgu. Byliśmy jednymi z organizatorów zawodów drużynowych w wędkarstwie spławikowym o puchar Edmunda Gutkiewicza - wicemistrza świata w wędkarstwie w maju 2001r. W dniach 24 - 26 maja 2002 roku w Zajezierzu na terenie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego organizowaliśmy VII zawody o ten puchar. W czerwcu br. w ramach obchodów "Dni Łobza" zorganizowaliśmy zawody spiningowe pod nazwą "Pstrąg Regi" o puchar burmistrz Łobza, w których oprócz naszych członków uczestniczyli koledzy z Drawska, Złocieńca i Świdwina. We wrześniu 2001 w zawodach spławikowych o puchar starosty powiatu stargardzkiego nasza drużyna w składzie: Andrzej Gosławski, Wanda Gosławska i Bolesław Korżak zajęła II miejsce. W roku bieżącym odbędą się podobne zawody, ale już o puchar starosty łobeskiego. Oprócz wymienionych zawodów w końcu września br. planujemy zawody dla naszych członków pod nazwą "Zakończenie sezonu". W tym roku mieliśmy kolejne zawody o mistrzostwo koła w dniu 4 maja. Mistrzem wśród seniorów został Andrzej Gosławski, wśród kobiet Wanda Gosławska, a wśród juniorów Marcin Mision.
Na dzień dzisiejszy nasze koło liczy 77 członków i rozwija się. Interesuje się wędkarstwem młodzież. Wpływają kolejne zgłoszenia.

Jesteśmy jak na razie małym liczebnie kołem. Potrzeba nam silnego wsparcia i pokazania się na terenie Łobza. Między innymi organizacja zawodów z okazji "Dni Łobza" była dla nas taką dobrą okazją do pokazania się. Budżet koła jest skromny. Niewielkie wpływy do kasy ze sprzedaży składek członkowskich nie pozwalają nam na organizację imprez dla naszych członków. W roku 2001 wsparcie otrzymaliśmy od instytucji państwowych i prywatnych, za co dziękowaliśmy już im na łamach prasy lokalnej. Również w tym roku zwróciliśmy się o pomoc do róznych sponsorów i mamy nadzieję, że nasz apel spotka się ze zrozumieniem. Pieniądze nie są dla zarządu koła, ale dla naszych członków, którzy są prawdziwymi pasjonatami wędkarstwa. Wydatek ponad 100 zł rocznie (tylko same opłaty) często przekracza możliwości finansowe niektórych członków, którzy nie mają stałego zatrudnienia. Paradoksem jest też to, że koła wędkarskie ponoszą koszty finansowe za sprzedaż znaczków członkowskich (wypłata ekwiwalentu dla skarbników kół). Temat ten był wielokrotnie sygnalizowany w szczecińskim okręgu PZW, ale nie został do tej pory rozstrzygnięty. A tymczasem nawet 50% ze składek członkowskich nie wpływa do kasy koła. Tymczasem opłaty ciągle rosną, co łowy nie zachęca zbytnio ludzi do wstępowania w nasze szeregi. A wędkarstwo ma przecież wielkie walory wychowawcze. W tym roku budżet koła, jak na razie, oparty jest o własne środki finansowe, które jednak zostały już w 60% wykorzystane na nagrody i organizację zawodów. Nie chciałbym się chwalić, ale członkowie naszego koła wysoko oceniają organizację poszczególnych naszych imprez. Słyszy się to w trakcie rozmów z nimi, ale także od osób postronnych. Tych, którzy jeszcze nie połknęli szlachetnego bakcyla wędkarstwa zapraszamy do naszego koła i do współpracy. Mamy także dwóch wspaniałych kucharzy - Grzegorza Polnego i Jana Fijałkowskiego. Smakowity zapach gotowanej przez nich na każdych zawodach grochówki niesie się szeroko i nęci pewnie także ryby, bo nasze połowy przeważnie są udane. Mamy także w kole grupę Społecznej Straży Rybackiej, kierowanej obecnie przez Stanisława Puchalskiego. Odnosi ona sukcesy w zwalczaniu nielegalnego połowu ryb.
Andrzej Kozieł

Jak się panu pracuje, panie starosto?


Wojciech Bajerowicz: Jak się panu, panie starosto - pytam Tadeusza Jóźwiaka, od dwóch miesięcy pełniącego funkcję pełnomocnika rządu do spraw organizacji powiatu łobeskiego - w sytuacji, kiedy objął pan ten urząd w atmosferze, delikatnie to nazywając, bojkotu ze strony kilku prominentnych osób roszczących sobie prawo do monopolu i ręcznego sterowania władzą w powiecie?
Tadeusz Jóźwiak:
Dobrze mi się pracuje. Trafiłem na życzliwy i chętny do współpracy zespół ludzi. Nie przeczę, że pewne obawy co do tego miałem.
W. B: Nienawistnicy upowszechniali plotkę, że z objęciem przez pana stanowiska zaczną się "czystki polityczne" w starostwie.
T. W: A niby z jakiego powodu? Uważam, że jeśli urzędnik wypełnia solidnie i fachowo swoje obowiązki wobec każdego obywatela, nie realizując płynących z zewnątrz instrukcji czy przymusu politycznego i nie działa na rzecz tzw. "układów", to jest to ideał. Gdyby takie zasady upowszechniły się wszędzie. to żylibyśmy może nareszcie w normalnym praworządnym kraju. Jedną z pierwszych moich decyzji było pisemne upoważnienie wszystkich dyrektorów wydziałów do podejmowania w moim imieniu samodzielnych decyzji na poziomie wydziałów. Przecież nie sposób ludziom nie ufać. Starosta nie może być osobą mającą monopol na wszelkie decyzje, co niestety nie znaczy, że nie ponosi za nie w końcu odpowiedzialności. A różnych spraw jest dużo. Obywatele nie wiedzą jeszcze dobrze, jakie kompetencje ma gmina, a jakie starostwo. Z wieloma sprawami przychodzą do nas licząc na naszą "nadrzędność.
W. B: Jakie problemy musi pan rozwiązywać na bieżąco?
T. J: Jest ich dużo. Wynika to z tego, że ustawa o samorządzie terenowym nie określiła w sposób jednoznaczny zasad przejmowania od innych powiatów pieniędzy, majątku i instytucji, które wchodzą w skład nowego powiatu. Dotyczy to tak ważnej między innymi instytucji jak Szpital, Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Zajezierzu i Dom Dziecka tamże, Dom Dziecka w Resku, Dom Samopomocy, szkoły ponadgimnazjalne i Urząd Pracy. Starosta musi tworzyć nowe jednostki, organizować je i dopiero starać się o subwencje dla nich. Nie jest to łatwe, bo sąsiedzi z innych powiatów chętnie przekazują mienie, natomiast z przekazywaniem przez nie pieniędzy jest źle. Taki na przykład Urząd Pracy miał dostać w ramach porozumienia należne pieniądze ze Stargardu na jego wyposażenie, ale ich nie oddano. Starosta musi się w tych warunkach zwracać okrężną drogą do kompetentnych ministerstw, by te wyraźnie określiły, ile czego Łobzowi się należy.
W. B: Najważniejsza z tych spraw dotyczy szpitala w Resku. Jaki jest stan zabiegów o utrzymanie przy życiu tej placówki i co z jej długami?
T. W: Nadal trwają rozmowy. Stargard deklaruje, że zgodzi się na ugodę. Zgodzi się z decyzjami Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale na razie nie ma zamiaru przejąć długów szpitala, mimo że jest jego organem założycielskim. W Stargardzie twierdzi się, że długi łobeskiego ZOZ-u powstały w Łobzie. Przyjęcie przez Łobez funkcji organu założycielskiego dla szpital jest równoznaczne z przejęciem jego długów. Dla Łobza przełknięcie tych długów, nie mówiąc o całym ZOZ-i jest nie do przyjęcia. Można powiedzieć, że na razie sprawa jest w zawieszeniu. Proponujemy w Łobzie wydzielenie szpitala z ZOZ-u. W sprawie tej potrzebne są rozwiązania rządowe. Bez przerwy prowadzimy negocjacje ze Stargardem i robimy zabiegi w Ministerstwie Zdrowia, żeby je przekonać co do konieczności utrzymania szpitala w Resku. Praktycznie wszystkie szpitale w Polce są zadłużone. Można mieć nadzieję, że w najbliższym czasie zapadną w tej kwestii odpowiednie i korzystne dla nas decyzje.
W. B: Zakończył się właśnie rok szkolny. Powszechnie czytamy i słyszymy w środkach masowego przekazu, że wszędzie braknie pieniędzy na podstawowe remonty placówek oświatowych. Jak to wygląda w naszym powiecie?
T. J: Rzeczywiście i u nas braknie środków na pokrycie wszystkich potrzeb szkół, którymi administrujemy. Niemniej szereg remontów poprawiających ich funkcjonowanie będzie w nich przeprowadzonych. Tu wspomnę, że oprócz środków własnych, które przeznaczamy na ten cel, pomoże nam Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, z którą nawiązaliśmy życzliwy kontakt. I tak wykonane zostaną prace remontowe (w nawiasach podaję koszt wykonywanych robót) w budynku Zespołu Szkół w Resku (4.449 zł), będzie remont dachu na Liceum Ogólnokształcącym w Łobzie (141.562 zł) i wymiana parkietu na II piętrze budynku (25.311 zł), nastąpi modernizacja kotłowni w internacie Zespołu Szkół w Łobzie (120.325 zł) oraz będą remontowane i wymieniane instalacje wewnętrzne c.o., c.w.u. i gazowe (74.342 zł) w tymże internacie. Dziękuję za rozmowę i proszę w najbliższej przyszłości o więcej takich pomyślnych wieści.
Wojciech Bajerowicz

'Jutrzenka' nadal dobra


Już w roku ubiegłym pisaliśmy o tym, że gdyby w naszym mieście nie działała taka prężna instytucja, jaką jest Spółdzielnia mieszkaniowa "Jutrzenka", to wyglądałoby on niedobrze, szaro i nieprzytulnie. Spostrzeżenie to możemy potwierdzić i dzisiaj z jeszcze większym przekonaniem. Dzięki od kilku lat prowadzonym z uporem przez Zarząd spółdzielni pracom remontowym, ociepleniowym i renowacyjnym przybyło w Łobzie nie tylko dużo kolorowych domów, ale przede wszystkim lepiej służącym spółdzielcom ciepłych mieszkań. Ci, którzy w nich mieszkają, nie mogą się nachwalić skutków tych zmian. Ponieważ "Jutrzenka", o czym nie wszyscy wiedzą, ma swoje osiedla poza Łobzem także w Resku i w Węgorzynie, to wygląd tych miasteczek i wygoda mieszkańców i tam się poprawiły, bo w nich również idą prace remontowe. To nie bagatela, bo Spółdzielnia ma 1339 członków, co pomnożone przez członków ich rodzin (przeciętnie 4 na mieszkanie) daje wyobrażenie o jej znaczeniu gospodarczym i społecznym w naszym powiecie. Wszystko, co dobrego dzieje się w "Jutrzence" ma miejsce, mimo odczuwanego powszechnie kryzysu gospodarczego, szczególnie dotkliwego w budownictwie i warto to docenić.

Ambitny plan remontów kapitalnych, modernizacji i bieżącej konserwacji budynków Spółdzielni został w 2001 roku wykonany z nawiązką. Skupiono się w tym czasie przede wszystkim na pracach ociepleniowych. I tak ocieplono kolejne budynki na ulicach Bema, Orzeszkowej, Niepodległości, Murarskiej. Dodatkowo udało się jeszcze ocieplić dom przy ul. Komuny Paryskiej 18-19. Ogółem w Łobzie ocieplono 9498 m/2 powierzchni domów i 2200 m/2 stropodachów. W Resku ocieplono budynki przy ul. Prusa i Sawickiej (3035 m/2), a w Wegorzynie domy przy ul. Grunwaldzkiej i 40-lecia (1245 m/2). Wykonano też, poza planem, wychodząc naprzeciw postulatom i zgłoszeniom ze strony mieszkańców wiele prac remontowo-konserwacyjnych takich jak: wymiana pokryć dachowych i obróbek blacharskich, naprawa i wymiana urządzeń na placach zabaw, malowanie piwnic, naprawa instalacji elektrycznych, wodno-kanalizacyjnych i c. o., naprawa i szklenie okien, sadzenie nowych krzewów i drzew i dosiewanie trawników, utrzymanie w dobrym stanie chodników spółdzielczych, przegląd instalacji gazowej. Lokatorom, którzy złożyli odpowiednie podania założono 260 okien, a 300 członkom przekształcono mieszkania z lokatorskich na własnościowe, które mogli nabyć z 70% upustem. Wiele z tych prac i kosztów z nimi związanych można by uniknąć, gdyby nie bezmyślność i brak poszanowania wspólnego w końcu mienia przez współlokatorów i osoby postronne, szczególnie młodzież zasmarowującą ledwo co pięknie pomalowane ściany. Ciągle niszczona jest zieleń, bezmyślnie dewastowane są klatki schodowe, urządzenia zabawowe, drzwi i samozamykacze, wybijane są szyby. Mimo tych negatywnych i denerwujących zjawisk otoczenie domów spółdzielczych przedstawia się jednak znacznie lepiej niż budynków komunalnych. Mimo wszystko lokatorzy "Jutrzenki" są bardziej zdyscyplinowani i troszczą się o swoje środowisko. Wystarczy się przejść teraz w lecie między blokami spółdzielczymi i popatrzeć na wiele pięknie ukwieconych balkonów, żeby to z uznaniem zauważyć.

Plan remontów na rok 2002 zamyka się w Łobzie sumą 1.812.677 zł, w Węgorzynie 330.374 zł, w Resku 554.237 zł i obejmuje ten sam zakres prac co w roku 2001. W Łobzie - zapewnia prezes Jan Dzięgielewski - zakończone zostanie w tym roku docieplanie wszystkich budynków spółdzielczych. Tego się chyba nikt nie spodziewał wtedy, kiedy kilka lat temu prace te rozpoczęto. Wszystko to zadecydowało o tym, że na zebraniu przedstawicieli członków "Jutrzenki" w dniu 17 maja br. jej zarząd działający w składzie: Jan Dzięgielewski - prezes i członkowie - Zdzisław Błaszków i Mieczysław Bryczkowski otrzymał za rok ubiegły absolutorium.
W. Bajerowicz

Krwiodawcy na zawodach


VI Okręgowe Zawody w Wędkarstwie Spławikowym klubów HDK odbyły się 8 czerwca nad jeziorem Ginawa. Zorganizował je łobeski klub HDK przy Zarządzie Rejonowym PCK przy pomocy Okręg. Rady HDK w Szczecinie i współpracy koła PZW "Karaś" z Łobza. Jak zwykle celem zawodów była popularyzacja sportu wędkarskiego wśród krwiodawców, danie im kilka chwil rozrywki i wypoczynku oraz wyłonienie najlepszych zawodników. W zawodach wzięło udział 19 drużyn po 3 zawodników. Podczas gdy zawodnicy łowili ryby w olbrzymich kotłach na ognisku gotowano przepyszną grochówkę, a po okolicy niosła się muzyka wędkarskiej kapeli. Podczas gdy po zawodach komisja obliczała wyniki - odbyły się konkursy w przeciąganiu liny i wiedzy o wędkarstwie i krwiodawstwie. Zawody miały dużą rangę, bo wzięli w niej udział gospodarze powiatu i gminy, nasze władze wojewódzkie i liczni sponsorzy. Wszyscy oni dostali okolicznościowe medale.
A oto wyniki:
Indywidualnie I miejsce zajął Cezary Jankowski z klubu HDK przy Fabryce Kabli "Załom" ze Szczecina (4,900 kg), drugi był Stanisław Bęś też z "Załomu" (4,450 kg), a trzeci członek naszego łobeskiego klubu Zbigniew Karluk (3,380 kg). Są to zupełnie przyzwoite osiągnięcia. Największą rybę złowił Wojciech Sygit z Kołobrzegu (płoć 23 cm). Drużynowo I miejsc zajął klub z "Załomu", drugi był klub z Bań, a trzeci nasz łobeski zespół. Konkurs przeciągania liny wygrali koledzy z Zarz. Rejonowego ze Szczecina, drugi był zespół z Płot, a trzeci - nasz klub. W konkursie wiedzy o wędkarstwie kolejne miejsca zajęli: Andrzej Olbryś ze Stargardu, Józef Kucypera z Nowogardu i Stanisław Kuźma z Polic. Nasze zawody sprawiły ich uczestnikom dużo satysfakcji. Zawarto nowe przyjaźnie, bawiono się znakomicie, wymieniano doświadczenia. Honorowi krwiodawcy nadal, mimo znanych trudności, na jakie napotykają w swej ofiarnej, niestety ciągle niedocenianej, służbie dla społeczeństwa, są zespołem ludzi koleżeńskich i bardzo życzliwych dla siebie i innych. Na zdjęciu zdobywcy trzech pierwszych miejsc.
Roman Miksza

Kto coś wie o pani Aldzi?


Jeszcze echa wojny. Tak również można by zatytułować prośbę, z jaką zwróciła się do mnie pani Ewa Jesipowicz z Gdańska, poszukująca śladów p. Aldzi Szauman-Szumskiej z rodziny szlacheckiej i jej dwóch córek noszących nazwisko Wąsowska, które po wojnie przyjechały w roku 1946 z Kazachstanu do Polski i - jak pisze p. Ewa - zostały tutaj osadzone w "kołchozie", w którym p. Aldzia pracowała jako robotnica prawdopodobnie przy dojeniu lub obrządzaniu krów. O tym, że taki "kołchoz" był w naszym mieście dowiedziała się p. Ewa niedawno zupełnie przypadkowo. Poszukała hasła Łobez w internecie i trafiła tam na nasz adres i nawiązała z nami kontakt, którego dalszym ciągiem jest ta tutaj notatka. P. Aldzia Szauman-Szumska zmarła i została pochowana prawdopodobnie w Łobzie, a jej dwie wspomniane córki wyjechały do Anglii. Jedna z nich, Kamila, po mężu Jesipowicz, korespondowała z matką i śladów tejże właśnie Kamili poszukuje pani Ewa. Pisze p. Ewa: "Mam nadzieję, że pan z racji zawodu i zainteresowań łatwiej dotrze pan do informacji, gdzie można by znaleźć dokumenty dotyczące tego kołchozu i osób w nim pracujących. Może są jakieś archiwa lub ktoś z mieszkańców interesował się tym okresem historii miasta i okolic. Gdyby udało się panu jakimś cudem po tylu latach dotrzeć do informacji o córkach p. Aldzi (parafia, dzienniki szkolne, USC ?), to bardzo proszą o kontakt". Zamieszczając tę notatkę zwracam się do naszych Czytelników z prośbą o kontakt z nami albo p. Ewą, jeśli coś wiedzą o p. Aldzi i jej córkach. Byłoby pięknie i wzruszająco, gdyby udało się nam wspólnie pomóc p. Ewie, aby po kilkudziesięciu latach mogła nawiązać kontakt z krewnymi. Wspomniany przez nią "kołchoz" to prawdopodobnie gospodarstwo Łobzówek. Adres naszej korespondentki: Ewa Jesipowicz, 80-276 Gdańsk, ul. ks. Sychty 6A/3. Telefony: Instytut Morski,30116 41 wew. 50, domowy (058) 341 68 63.
W. Bajerowicz

Ludzie Łobza


Dziś przedstawię początkujących " poetów" , którzy nie żyją w Łobzie, ale tu się uczą i wychowują. Mieszkają w internacie OHP, edukację pobierają w tutejszym Gimnazjum dla Dorosłych. Zwykło się myśleć o nich, jak o ludziach "straconych" społecznie, niewrażliwych, pełnych agresji. Myślę, że w każdym człowieku drzemie dobro, wrażliwość i uczucia pozytywne, którymi pragnie być obdarowany i obdarzać nimi otaczających go ludzi, trzeba tylko umieć dostrzec te wspaniałe cechy i wydobyć je na zewnątrz. Mnie się to udało. Na lekcjach języka polskiego, pod wpływem lirycznej atmosfery i rozmów na temat poezji, młodzież próbowała przekroczyć szarą linię codzienności, wyrazić swoje uczucia i wszystkimi zmysłami ogarnąć otaczający świat. Pięknymi słowami ujętymi w metafory przedstawili uroki przyrody i siłę młodzieńczej miłości. Najlepiej powiedzą nam o tym ich wiersze :

Kamila Świętojańska kl. III
Gdy wiatr rozpoczyna śpiew
Drzewa tańczą wśród poszumów
Woda wtóruje uderzając o brzeg
A kwiaty nieśmiało rozchylają się
By ukradkiem spojrzeć na ten cud
Rozświetlony blaskiem słońca

Marzena Sujkowska kl. III
Gdy widzę zieleń drzew
uśmiecham się
Szemrzący rzeki nurt -
uspokaja mnie
Wiatr delikatnie muskający twarz
koi ból w mej duszy
Słońca gorące promienie
kamienne serca kruszą
Radosna pieśń ptaków
I cień słońca w tafli wody
Szepczą, że już wiosna
I nawet staruszek jest dziś młody

Marcin Kowalczuk kl. III
Kocham bez pamięci
Mówię jej o tym każdym spojrzeniem
Gestem i westchnieniem
Czy ona tego nie widzi ?
Odwraca wzrok- może się wstydzi
Dotąd jej tego nie powiedziałem
Ale dziś mówię - pokochałem
Pokochałem jej oczy brązowe
Jak młode owoce kasztanowe
Jej włosy lśniące w słońcu
Jak atłasowy szal
I sny o niej co z nocy czynią dzień
A z ziemi raj

Marek Wołkowicz kl. III
Idąc parkową aleją
Wsłuchuję się w śpiewanie ptaków
Co zasiadają na rozpulchnione
Zielenią gałęzie drzew
Słońce gwałtownie przedziera się
Przez gąszcz natury
Blaskiem swym obejmując pnie drzew
Trawa wabi zapachem zieloności
I przywołuje radosne wspomnienia
Które biegną wraz ze mną
Wzdłuż rzeki kołyszącej
Do snu białopióre łabędzie
Słońce chyli się ku zachodowi
Zanurzając promienie w wilgotny błękit

Grzegorz Dominiczak kl. III
Jak w delikatną subtelną pajęczynę
W twe włosy zanurzam dłonie dziewczyno
Spoglądam w twoje oczy szaro- siwe
I widzę jak bardzo są nieszczęśliwe

Katarzyna Osak kl. III
W wiosennej zieleni
Dostrzegam wszystkie barwy świata
Najwięcej w niej złocieni
Kolorów zimy jesieni i lata
Wśród kwiatów tryskających
Różnymi barwami
Wśród zieleni łąk i lasów
Czuję jak rośnie we mnie radość
I chęć zatrzymania czasu

Co tu można dodać? Chyba tylko życzyć im, żeby w codziennej pogoni za zwykłymi sprawami nie stracili poczucia piękna i wrażliwości.
Marzena Kamińska

'Łobeziak' w Internecie


'Łobeziak' w Internecie
"Kochani!
Gorące pozdrowienia dla rodzin Musiałów i Kwietniów z dalekiej Arabii Saudyjskiej przesyła Eugeniusz Gawor z rodziną".
Nadawca nie podał nam swojego adresu, ani innych bliższych danych. RED.

Mamy mistrza w piłce nożnej


We wspaniałym stylu zakończyli rozgrywki w piłce nożnej oldboje "Światowida" Łobez w Pomorskiej Lidze Oldbojów w sezonie 2001/2. Po raz pierwszy w historii tych rozgrywek tytuł wywalczyli łobzianie. Jest to tym cenniejsze, że w ciągu 11-letnich rozgrywek PLO dwukrotnie byliśmy na drugim miejscu i dwukrotnie na trzecim. Miniony sezon był niezwykle wyrównany. Kandydatów do tytułu mistrowskiwgo było czterech: "Płomień" Robuń, "Pogoń" Lębork, "Darłowia" Darłowo i my. W drugiej kolejce szanse mistrzowskie miały już tylko "Płomień" i Światowid". Dopiero w ostatniej kolejce po przegranej "Płomienia" ze Słupskiem, a naszym zweryfikowanym zwycięstwie nad "Pametem" Świdwin, zostaliśmy mistrzami ligi. Nadmienić trzeba, że w rozgrywkach uczestniczyły zespoły z większych miast, w których potencjał osobowy jest o wiele większy. Takie miasta jak: Kołobrzeg, Słupsk, Lębork, Koszalin, Wałcz czy Białogard znalazły się za nami. Rozegraliśmy 20 meczów, wygraliśmy 13, jeden zremisowaliśmy. I tak dwukrotnie pokonaliśmy: "Darłowię", "Sowińskiego" Gryfice, "Pamet" Świdwin, "Bukowinę" Wałcz oraz "Unię" Białogard. Jedynym zespołem, którym przegraliśmy dwukrotnie był "Amator" z Kołobrzegu. Na sukces "Światowida" złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim dobry klimat w zaespole, duża frekwencja na treningach (szczególnie w sezonie zimowo-jesiennym), sprawne rozwiązywanie problemów organizacyjnych oraz w bardzo dużej mierze pomoc sponsorów. Nie mieliśmy większych problemów z zawodnikami na meczach, przeciętnie trenowało 15-18 zawodników. Wygrywaliśmy przede wszystkim dzięki żelaznej dyscyplinie taktycznej, co zaowocowało tym, że byliśmy zespołem, który stracił najmniej bramek. Ostatnie cztery mecze wygrywaliśmy, jak na mistra przystało, po 3 : 0 nie tracąc bramki.

Naszą drużynę sponsorowali: Z. Pietrzyk i M. Augustyn Piwko z Firmy Oponiarskiej z Jenikowa, W. Parchimowicz ze Szczecina, J. Błyszko, A. Walczak i A. Machoński z Łobza. Pomagają nam oni od lat i zapowiadają, że będą nas dalej wspierać w miarę swoich możliwości. Serdecznie im dziękujemy! Dziękujemy również A. Hadamowi - gospodarzowi klubu za dbanie o czystość naszych strojów. W tym roku otrzymaliśmy od Wiesława Parchimowicza piłki oraz 20 kompletów dresów. Gdy wychodzimy na mecze, wtedy inne zespoły zazdroszczą nam takich sponsorów. Dodajmy, że w ubiegłych latach dostaliśmy także komplety strojów piłkarskich, które służą nam do dzisiaj. Po zakończeniu rozgryew zgromadziliśmy 40 punktów, za nami są "Płomień" Robuń 38 pkt i "Darłovia" Darłowo 37 pkt. W naszej lidze startuje 11 drużyn. Oto nazwiska mistrzów Pomorskiej Ligi Oldbojów: B. Osieczko, T. Sikora, G. Pawlak, H. Januszonek, A. Druch, A. Karluk, H. Gatner, bracia Z. i M. Urbańscy, M. Dudek, A. Mrozowicz, J. Skrobiński, S. Ludwikowski, A. Jurzysta, A. Kogut, P. Poznański, Z. Pudełko, M. Furkałowski, Z. Afeltowski, M. Szyjka, W. Kwaśniak, a także koledzy z Ińska - M. Smoliński, R. Jamroży i Paciejewski oraz J. Andrzejewski z Płot i M. Grygiel z Reska. Zapraszamy zawodników, którzy chcieliby grać z nami, z oldbojami. Od jesieni br. najmłodsi to rocznik 1968.
Zbigniew Pudełko - kierownik drużyny olbojów "Światowid" Łobez

Sesja Rady Miejskiej w Dobrej


Mniej dla szkół, mniej dla urzędu W czwartkowe popołudnie, 6 czerwca, odbyło się kolejne posiedzenie rady miejskiej w Dobrej. W toku obrad radni podjęli kilka uchwał, wysłuchali sprawozdania z pracy Zarządu między sesjami, oraz zapoznali się z oceną porządku i bezpieczeństwa publicznego na terenie gminy Dobra w roku 2001.

W związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi, podjęto uchwałę dotyczącą podziału gminy Dobra na okręgi wyborcze. Liczbę radnych ustalono na 15, tak więc podział mandatów w gminie przedstawiać się będzie wedle konfiguracji: na miasto Dobra przypadnie 8 mandatów (2 okręgi 4 mandatowe), na sołectwa - 7. Zgodnie z treścią uchwały, sołectwa Bienice i Błądkowo połączono w jeden okręg, w którym wybierany będzie jeden radny. Inną ważną uchwałą, podjętą przez doberskich radnych, jest zmiana w budżecie gminy na rok 2002. Zmiana jest konsekwencją obniżenia subwencji, przyznawanych gminom przez Ministra Finansów. Subwencja ogólna jest ustalana zgodnie z ustawowymi kryteriami i dzieli się na trzy kategorie: część podstawową, oświatową i rekompensującą. W wyniku "cięć", gminne dochody zostaną zmniejszone o kwotę 113.863 zł. Automatycznie pociąga to za sobą obniżkę wydatków - w dziale Administracja publiczna (6.391.zł) oraz w dziale Oświata i wychowanie (107.472 zł). Radni podjęli również uchwałę w sprawie zaciągnięcia kredytu na poczet budowy hali sportowej. Kwota kredytu wynosi 200.000 zł., a maksymalny okres jego spłaty ustalono na lat 10. Inwestycja zostanie najprawdopodobniej oddana do użytku 1 września br., jednakże koszty jej budowy (spłata zaciągniętych kredytów) będą odczuwalne jeszcze przez długie lata...
Jarosław Soborski

Narkotyki - najlepsze wyjście nie wchodzić


Dzień 26 czerwca ogłoszony został "Światowym Dniem Zapobiegania Narkomanii". Zaczyna się okres wakacji, dlatego też Krajowe Biuro do Spraw Zapobiegania Narkomanii ogłosiło od maja do grudnia kampanię antynarkotykową pod hasłem: "NARKOTYKI - NAJLEPSZE WYJŚCIE NIE WCHODZIĆ", która rozpoczęła się 4 maja 2002 roku w I Programie TVP dyskusją specjalistów oraz emisją filmu antynarkotyk0owego "Labirynt". W kampanię włączyło się też RMFFM, Agencja Reklamowa "Capitol", Regionalne TVP 3, kampanię wspiera prasa młodzieżowa "Cogito", "Twist", "Nicole" oraz "Filipinka".

Kampania skierowana jest do grupy potencjalnie zagrożonej - młodzieży w wieku 14 - 18 lat przed inicjacją narkotykową, nie posiadającej osobistych doświadczeń z używaniem narkotyków oraz grupy zagrożonej uzależnieniem po inicjacji narkotykowej, używającej narkotyku w formie eksperymentu.

Celami szczególnym kampanii są: wzrost poziomu wiedzy młodzieży na temat szkód związanych z używaniem narkotyków, rozpowszechnienie informacji kierowanych do młodzieży na temat placówek profilaktycznych, rozpowszechnienie numeru infolinii ANTYNARKOTYKOWY TELEFON ZAUFANIA 0 801 199 990, pod którym osoby potencjalnie, szczególnie młodzież, zagrożone uzależnieniem uzyskają informację o możliwościach otrzymania pomocy w wyspecjalizowanych placówkach w pobliżu miejsc ich przebywania.

Kampania jest realizowana przez emisje filmów o tematyce antynarkotykowej, oddziaływaniu na młodzież poprzez media, prasę młodzieżową oraz rozdawnictwo materiałów informacyjno-edukacyjnych na festynach, mityngach, w dyskotekach. Kampanię antynarkotykową łobeska Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna rozpoczęła od udziału w organizowanej przez policję w dniu 2 czerwca br. "Niebieskiej niedzieli" prowadząc na swoim stoisku rozdawnictwo materiałów oświatowych o tematyce związanej z narkomanią i zagrożeniami, jakie niosą uzależnienia od niej. Również w czasie Dni Łobza prowadziliśmy podobną akcję i będziemy je kontynuować na wszystkich imprezach otwartych. Informacje i materiały związane z naszą kampanią można uzyskać w łobeskim Sanepidzie osobiście lub dzwoniąc na numer 397 45 42.
Stanisława Podyma.

Obradowali działkowcy


Łobescy działkowcy to ciągle najsilniejsza i liczna grupa społeczna jednocząca 923 członków. Można się było o tym przekonać na kolejnym rocznym zebraniu sprawozdawczym z działalności Zarządu POD za rok 2001, jakie odbyło się w dniu 25 maja br. w sali UMiG-u. Jak zwykle sala była "nabita" delegatami. Działkowcy są to ludzie, którzy dzisiaj uprawiają swoje ogródki z czystego amatorstwa, bo nikt już nie uwierzy, że korzyści, jakie można osiągnąć uprawiając działkę, są w stanie zrównoważyć ponoszone na nią nakłady. Dlatego zawsze z przyjemnością uczestniczę w ich spotkaniach, bo mam świadomość tego, że jestem wśród ludzi, którzy działają bezinteresownie i naprawdę lubią to, co robią. Jak wynikało ze sprawozdania Zarządu, w roku ubiegłym udało się mu wykonać to wszystko, co zostało zaplanowane i na co były pieniądze. Zamontowano mianowicie pompę głębinową na ogrodzie Dalno I, ogrodzono ujęcie wody zgodnie z wymogami prawa wodnego, zrobiono przy hydroforni chodnik betonowy i obmurowano ją fartuchem ochronnym, w trybie nagłym usunięto trzy awarie sieci wodociągowej, na ogrodzie przy ul. Segala wymieniono siatkę ogrodzeniową na nową (100 mb.). Po trzyletniej wojnie z Dyrekcją Wojewódzką Dróg Publicznych doprowadzono do położenia chodnika przy u. Waryńskiego - tu podziękowanie dla dobrze kierującego robotami Mariana Kozioryńskiego. Wymieniono także zewnętrzną siatkę ogrodzeniową na nową przy ogrodach: na Segala 180 mb, przy Krochmalni 76 mb, na Dalnie 308 mb, przy Wojska Polskiego 108 mb, przy Nadleśnictwie 108 mb i przy Waryńskiego 73 mb. Jak na jeden rok to dość dużo. POD w Łobzie dysponuje 1123 działkami, a jak wspomnieliśmy działkowców jest w tej chwili 923. Niestety 169 ogródków stoi wolnych i ciągle ich przybywa. Bierze się to stąd, że większość działkowców to ludzie starsi, emeryci i renciści, zaś młodzi nie garną się do pracy na działkach, są wygodni, zniechęcają ich duże odległości do poszczególnych ogrodów. Jest to prawidłowość - najwięcej wolnych działek jest na Dalnie II - na 302 ogrody wolne są aż 102, przy Krochmalni na 87 wolnych jest 20, a na Dalnie I na 205 puste stoją 24. Nie bez wpływu na to zjawisko są też dokuczliwe włamania do altanek, kradzieże sprzętu ogrodowego i plonów. W ograniczaniu tego procederu pomaga Zarządowi dobra współpraca z Policją, z podkomisarz Ireną Lenkiewicz i dzielnicowymi. Gdzie te czasy, kiedy trzeba było czekać w kolejce na przydział ogrodu!

Te działki, które mają gospodarzy, co wykazały dwie lustracje, są dobrze zagospodarowane. W związku z tym Zarząd dorocznym zwyczajem nadał kolejnym wyróżniający się działkowiczom odznaki Zasłużonego Działkowca. Srebrną Odznakę otrzymali: Kazimierz Protas i Roman Galczak, Brązową: Ryszard Zasada, Mirosław Siedlecki, Ryszard Horbacz, Marianna Romacka, Maria Zyśk, Czesław Praczyk, Jerzy Czubak, Halina Łowkiet, Stefania Harłukowicz, Zofia Sładkiewicz, Krzysztof Cyculak, Stefan Spors, Halina Bogdanowicz, Maria Wysocka, Piotr Morszczuk, Ryszard Jagiełło i Józef Bajwoł. Odznakę "Zasłużony dla Polskiego Związku Działkowców przyznano Józefowi Misiunowi. Prezes podziękował też UMiG-owi za dotację pieniężną w wysokości 4000 zł. Komisja rewizyjna stwierdziła, że gospodarka finansowa Zarządu była prawidłowa, co w dużej mierze jest zasługą księgowej Jadwigi Krzywańskiej. Przewodniczący komisji rozjemczej Jan Szafran powiadomił zebranych, że nie była w roku sprawozdawczym potrzebna żadna interwencja jego komisji. Z całą pewnością świadczy to o tym, że działkowicze to ludzie spokojni i życzliwi sobie.
Na podstawie przedstawionych zebranym sprawozdań Zarząd kierowany przez prezesa Władysława Mołdę otrzymał jednogłośnie absolutorium. RED.

Od Redakcji


Byliśmy ostatnio świadkami w Łobzie kilku budzących podziw imprez, dobrze zorganizowanych i cieszących się dużym wzięciem u naszej publiczności, a także z liczną obsadą ze strony krajowych i zagranicznych gości. Nie będziemy tu mówić o szczegółach dotyczących poszczególnych imprez, o ich bogatych programach, bo każdy, kto chciał, mógł w nich uczestniczyć i posmakować jako widz i uczestnik, niekiedy nawet do świtu następnego dnia. Kto nie brał w nich udziału, niech żałuje, bo naprawdę było na co popatrzeć, posłuchać, podziwiać czy nawet się wzruszyć. Naprawdę dużym wydarzeniem były kolejne melodyjne Majowe Łobeskie Spotkania Orkiestr Dętych i Big Bandów w rekordowej obsadzie krajowej i zagranicznej w dniach 25 - 26 maja. W pierwszy dniu wystąpiło na starym boisku kilka już bardzo dobrych zespołów. Mimo tego, że w niedzielnym przemarszu konkursowym niełaskawa pogoda trochę dała się we znaki orkiestrom dętym, to ich prezentacja wypadła imponująco. Dzielnie znieśli tę niedogodność muzycy, a wspólny występ przed pomnikiem pod batutą Bogumiła Winiarskiego zabrzmiał lepiej niż kiedykolwiek. Tu koniecznie trzeba podkreślić talent organizacyjny dyrektora ŁDK Dariusza Ledziona i z podziwem zapytać, jak mu się udało przeprowadzić taką wielką imprezę.

Udana, potrzebna i wychowawcza była w dniu 2 czerwca "Niebieska niedziela - policja dzieciom" połączona z finałem turnieju wiedzy prewencyjnej dla dzieci i młodzieży z wieloma innymi konkursami i atrakcjami zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Zobaczyliśmy po raz kolejny naszą łobeską policję nie tylko w rolach poważnych stróżów prawa, ale także jako życzliwych społeczników, potrafiących przygotować dla naszych mieszkańców imprezę, która bawiła, uczyła, a równocześnie służyła umacnianiu więzi między obywatelami a ich policją. Wyjątkowy wymiar ludzki, humanistyczny, miały VII Zachodniopomorskie Spotkania Integracyjne - Święto Radości pod honorowym patronatem prof. Zbigniewa Religi, który, jak to widzieliśmy, sam zaszczycił Łobez swoją obecnością. Najbardziej jednak wzruszające było w tej uroczystości obserwowanie tego, jaką radość dawała ona jej niepełnosprawnym uczestnikom, właściwym jej bohaterom. Tu szczególne podziękowanie należy się prezesowi Łobeskiej Fundacji Dzieciom dr Markowi Kubackiemu za zmobilizowanie polskich i zagranicznych dobrodziejów do wsparcia tej szlachetnej, nabierającej z roku na rok znaczenia inicjatywy.

Niezwykle bogate były trzydniowe (21 - 23 czerwca) obchody Dni Łobza. Można powiedzieć bez przesady natomiast z podziwem, że organizatorzy Dni przeszli samych siebie w przygotowaniu dla łobzian kilkudziesięciu ciekawych imprez sportowych, konkursów, pokazów, występów artystycznych i potrafili wciągnąć ich do współuczestnictwa i wesołej zabawy. Wszystkie te sympatyczne i potrzebne imprezy miały jeden wspólny mianownik - ujawniły kolejny raz, że nasze miejscowe społeczeństwo ma bogate tradycje kulturalne, znakomitych organizatorów i wykonawców oraz wielu dobroczyńców potrafiących mu w naszych trudnych czasach, przynajmniej od święta, dać trochę rozrywki i przyjemności. Ze swej strony składamy im wyrazy szczerego uznania i podziękowania.
Redakcja

Oni zwyciężyli


W II finale Turnieju Wiedzy Prewencyjnej dla dzieci i młodzieży rozegranym w dniu 2 czerwca br. na starym stadionie w trakcie Niebieskiej Niedzieli zwyciężyli: Szkoły podstawowe: I miejsce - SP nr 2 z Łobza, II - SP z Łosośnicy, III - SP z Radowa Małego, IV - SP z Węgorzyna i V - SP z Dobrej Nowogardzkiej. Gimnazja: I miejsce - Gimnazjum z Węgorzyna, II - Gimnazjum z Dobrej Nowogardzkiej, III - Gimnazjum z Reska, IV - Gimnazjum z Łobza i V - Gimnazjum z Radowa Małego. Szkoły średnie: I miejsce - Zasadnicza Szkoła Zawodowa z Łobza, II - LO z Łobza, III - LO z Reska i IV - Ośrodek Szkolenia i Wychowania z Łobza. W konkursie plastycznym dla dzieci z klas I - III ze szkół podstawowych nagrody przyznano: I - Karolinie Brugger z SP nr 1 z Łobza, II - Elżbiecie Jabłońskiej z SP w Węgorzynie i III - Jakubowi van der Schoot z SP nr 2 w Łobzie. Gratulujemy!
Robert Kazienko

Polskie Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Z Upośledzeniem Umysłowym


W roku 1963 Ewa i Roman Garliccy wywołali publiczną debatę na temat pozbawionych edukacji, zatrudnienia i miejsca w społeczeństwie dzieci, młodzieży i osób dorosłych z upośledzeniem umysłowym. Jej efektem było utworzenie w ramach TPD organizacji pod nazwą "Komitet i Koła Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski". W 1991 roku Komitet i Koła oddzieliły się od TPD, rejestrując w sądzie pozarządową, samopomocową, niedochodową organizację o nazwie "Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym".
Celem stowarzyszenia jest, jak mówi jego statut, działanie na rzecz wyrównywania szans osób z upośledzeniem umysłowym, tworzenie warunków przestrzegania wobec nich praw człowieka, prowadzenie ich ku aktywnemu uczestnictwu w życiu społecznym oraz wspieranie ich rodzin. Jego członkami są rodzice, opiekunowie, osoby z niepełnosprawnością intelektualną, członkowie ich rodzin, a także przyjaciele, w tym profesjonaliści zaangażowani w pracę dla ich dobra. Jednostkami Stowarzyszenia są koła. Koło w Łobzie powstało w marcu 2001 roku z inicjatywy rodziców i opiekunów, których dzieci uczestniczą w zajęciach terapeutycznych w Środowiskowym Domu Samopomocy. Przewodniczącą koła wybrana została Danuta Cieśla. W pierwszym okresie działania naszego koła skupiliśmy się na rozpoznaniu potrzeb osób z upośledzeniem umysłowym i potrzebami ich rodzin z gminy łobeskiej. W oparciu o analizę zebranych danych ustaliliśmy, że największe potrzeby występują w grupie dzieci w wieku 0 - 4 lat. Chcielibyśmy tę grupę objąć działaniami terapeutycznymi i rehabilitacyjnymi umożliwiającymi wczesną terapię i stymulację rozwoju, a ich rodzinom zapewnić wsparcie psychiczne i podnoszenie ich kompetencji w nowych dla nich sytuacjach.

W Łobzie funkcjonuje przedszkole integracyjne, klasa życia i środowiskowy dom samopomocy, mimo to jest u nas jeszcze wiele osób niepełnosprawnych intelektualni, dla których jedynym źródłem zaspokojenia ich potrzeb są rodzice. Są to osoby, które całe życie spędzają w czterech ścianach swoich domów. Pragnąc uaktywnić tę grupę osób koło nasze zorganizowało dla nich (między innymi) uroczyste obchody Dnia Matki. Impreza pomyślana jako integracyjna odbyła się w domu samopomocy, a uczestniczyły w niej matki osób niepełnosprawnych intelektualnie (z dziećmi), przyjaciele koła i młodzież ze Szkoły Podstawowej nr 2.

Witała gości przewodnicząca koła D. Cieśla. Mówiła ona, że od podstawy rodziny i od stosunku jej członków do osoby niepełnosprawnej w dużej mierze zależy rozwój dziecka, a także funkcjonowanie dorosłego już człowieka z niepełnosprawnością intelektualną. Dlatego wyzwaniem dla każdej matki, każdego ojca jest wychowanie dziecka w duchu aktywności, zaradności i samodzielności, a nie izolacji społecznej. To od nich zależy czy osoby niepełnosprawne intelektualnie będą "wiecznymi dziećmi", czy będą dopuszczone do równoprawnego uczestnictwa w życiu rodzinnym, czy pomoże im się, by stały się w pełni znaczenia tego słowa osobami dorosłymi. Nasza przewodnicząca życzyła mamom przede wszystkim wytrwałości, a potem sukcesów w pokonywaniu trudności, jakie niesie za sobą posiadanie dziecka z niepełnosprawnością intelektualną, życzyła im także tego, by ich dzieci były szczęśliwe, akceptowane i samodzielne. Część artystyczną imprezy z wielką swadą poprowadziła nasza wychowawczyni Monika Smulska. Do wspólnej zabawy wciągnęła mamy i ich dzieci, a także gości. Z dużym aplauzem spotkał się występ wokalno-taneczny dzieci z SP nr 2 kierowanych przez Barbarę Pelczar i Małgorzatę Bukato. Duże brawa dostał także uczestnik zajęć terapeutycznych w domu samopomocy Szymon Matusewicz, który w duecie z p. Moniką Smulską wykonał kilka znanych piosenek. Ten duet zresztą mogliśmy już nieraz podziwiać na innych łobeskich imprezach.

Obchody Dnia Matki mogliśmy zorganizować dzięki wsparciu ludzi dobrej woli. Dziękujemy serdecznie w tym miejscu takim naszym dobrodziejom jak: Starostwo Powiatowe, UMiG, paniom i panom J. Pobiarżynowi, A. Michnie, A. Bieniakowi, W. Winiarskiemu, H. Dubickiej, M. Basowi, Z. Rokoszowi, Wasilewskiej, Moskalom. Równie gorąco dziękujemy p. kierownik ŚDS K. Cieniawskiej za zaangażowanie i pomoc w pracach koła i naszych imprez.
Renata Sztygowska

ROK


ROK
Styczniem rok nowy się zaczyna,
Łykiem szampana, lampką wina...
Refleksja się nasuwa Ci...
Co nam przyniosą nowe dni?...
Luty wręcz tonie w zabaw szale,
Bo to jest miesiąc w karnawale.
Choć bywa czasem lodem skuty,
to lubię jednak miesiąc luty.
W marcu jak w garncu, każdy powie...
Raz słońce, a raz śnieg na głowie.
A dla mnie pora to radosna...
...trzecia dekada - to już wiosna!
Kwiecień pąkami drzew nabrzmiewa.
Zieloną pieśń o wiośnie śpiewa.
Choć mówią o nim, że to plecień...
Ja bardzo lubię miesiąc kwiecień.
Maj - w nim głosi dogmat znany,
Że w maju kogoś pokochamy.
A ja majowi odpór dałem...
...bo w styczniu już się zakochałem!
W czerwcowym słońcu zieleń lśni,
Coraz cieplejsze noce, dni.
I powiem z ręką to na sercu,
Dobrze pod namiot jechać w czerwcu.
Lipiec na skrzydłach słońca leci...
Złoci uśmiechem buzie dzieci.
Mają smarkacze swoje racje...
...bo przecież lipiec - to wakacje!
Wiszą na drzewach owoce zdobne
Dni jeszcze ciepłe, lecz noce chłodne.
Smutnieje zieleń w tej dekoracji,
Bo z końcem sierpnia - koniec wakacji.
Dzwonkami szkoły wrzesień zadzwonił
Cieplutkie lato trylem przegonił
I złoto w liściach już się pojawia,
A babie lato niebo ozdabia.
Pieśń o jesieni październik śpiewa...
Żółkną już łąki i płoną drzewa
W czerwieni, brązie, trochę złociście
Już opadają na ziemię liście.
Płomykiem znicza smutek się kładzie
Na ludzkie serca w listopadzie.
Lecz minie okres czasu niewielki
Już jest inaczej, już są Andrzejki.
Grudniem się kończy stary rok,
A do nowego - jeden krok...
Wtedy ta myśl dopada nas...
Czemu tak szybko mija czas?...

Krzysztof Andrusz

Samorząd powiatowy


Samorząd powiatowy ? Oczekiwania i rzeczywistość. Uczestnicząc w wielu spotkaniach z mieszkańcami gminy, powiatu czy też województwa zaobserwowałem niepokojące zjawisko społeczne i polityczne. Jest ono związane z postrzeganiem roli i zadań samorządów i ich trójszczeblowym podziałem administracyjnym kraju. Większość społeczeństwa wiąże ten podział z podległością pionową poszczególnych samorządów, a tak przecież nie jest. Ustawy związane z samorządami wyraźnie zabraniają naruszania przynależnym im zakresów działań. I tak zadania powiatu nie mogą naruszać zakresu działania gmin, a organy samorządu województwa nie stanowią wobec powiatu i gminy organów nadzoru lub kontroli oraz nie są organami wyższego stopnia w postępowaniu administracyjnym. Natomiast samorząd województwa przy formułowaniu strategii rozwoju województwa i realizacji polityki jego rozwoju współpracuje w szczególności, między innymi, z jednostkami lokalnego samorządu terytorialnego / gminnego i powiatowego /z obszaru województwa oraz samorządami gospodarczymi i zawodowymi. W niniejszym artykule, ze względu na obszerność tematu dotyczącego zakresów działania i zadań samorządów, ograniczę się do samorządu powiatowego. Źródłem danych do przedstawienia tych zagadnień były :
- Ustawa z dnia 5 czerwca 1998 roku o samorządzie powiatowym / Dz. U. Nr 91, poz.578 wraz z szeregiem zmian /,
- budżety powiatu stargardzkiego na lata 1999 - 2000,
- artykuły prasowe.

Powiat wykonuje określone ustawami zadania publiczne o charakterze ponadgminnym w zakresie :
1 / edukacji publicznej,
2 / promocji i ochrony zdrowia,
3 / pomocy społecznej,
4 / polityki prorodzinnej,
5 / wspierania osób niepełnosprawnych,
6 / transportu zbiorowego i dróg publicznych,
7 / kultury i ochrony dóbr kultury,
8 / kultury fizycznej i turystyki,
9 / geodezji, kartografii i katastru,
10/gospodarki nieruchomościami,
11/administracji architektoniczno - budowlanej,
12/gospodarki wodnej,
13/ochrony środowiska i przyrody,
14/rolnictwa, leśnictwa i rybactwa śródlądowego,
15/porządku publicznego i bezpieczeństwa obywateli,
16/ochrony przeciwpożarowej, przeciwpowodziowej i zapobiegania innym nadzwyczajnym zagrożeniom życia i zdrowia ludzi oraz środowiska,
17/przeciwdziałania bezrobociu oraz aktywizacji lokalnego rynku pracy,
18/ochrony praw konsumentów,
19/utrzymaina powiatowych obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz obiektów administracyjnych,
20/obronności,
21/promocji powiatu,
22/współpracy z organizacjami pozarządowymi.

Za realizację powyższych zadań odpowiedzialne są organy powiatu, do których należą :
a / rada powiatu,
b / zarząd powiatu.

Radę powiatu stanowią radni wybierani przez mieszkańców powiatu w głosowaniu powszechnym. Rada powiatu w celu usprawnienia organizacji jej działania wybiera spośród radnych przewodniczącego i zastępcę / lub zastępców/ przewodniczącego rady oraz komisje problemowe / w tym komisję rewizyjną /. Do bezpośredniej realizacji zadań powiatu, rada powiatu, w głosowaniu powołuje zarząd powiatu tj. starostę, zastępcę starosty i członków zarządu, którzy nie muszą posiadać mandatu radnego powiatu.

Ważnymi stanowiskami administracyjnymi urzędu powiatowego są :
- sekretarz powiatu,
- skarbnik powiatu,
których powołuje rada powiatu na wniosek starosty. Ci pracownicy urzędu nie mogą posiadać mandatu radnego powiatowego.

Do realizacji zadań, obok osobowego składu zarządu powiatu oraz pracowników urzędu powiatowego, są potrzebne pieniądze. Podstawowym dokumentem obrotu pieniężnego w powiecie jest uchwalony przez radę powiatu Budżet powiatu na każdy rok budżetowy, który precyzyjnie określa wielkość i źródła dochodów oraz wielkość i kierunki wydatków.
Ustawa o finansach publicznych, która obowiązuje do końca 2002r. wyraźnie preferuje ograniczoną samorządność finansową, bowiem w dochodach budżetowych tzw. dochody własne powiatu nie przekraczają 10 % całości sumy budżetowej. W budżecie powiatu dzielą się, ze względu na rodzaj działań, na :
1/ zadania własne - ok. 72% budżetu, w tym :
- dochody własne - ok. 10%,
- subwencje z budżetu państwa - ok. 50%,
- dotacje celowe z budżetu państwa - ok. 12%.
2/ dotacje celowe z budżetu państwa na realizację zadań z zakresu administracji rządowej - ok.28%.
Natomiast ujęte w budżecie wydatki są w zdecydowanej większości związane z otrzymanymi dochodami. Taką szczególną pozycją są dochody i wydatki związane z realizacją zadania edukacji ekonomicznej / oświaty / obejmujące ok. 40% budżetu, które nie mogą być w żadnym przypadku uszczuplone.
W tym ujęciu budżetowym rada powiatu ma bezpośredni / nie w pełni / wpływ tylko na ok. 22 % wydatkowanych pieniędzy. Świadczy to o bardzo ograniczonej samorządności finansowej powiatu w realizacji ogromnych zadań nałożonych ustawą. Oceniając możliwość realizacji zadań należy wspomnieć o kilku zadaniach, zdawałoby się bardzo problematycznych do realizacji. Zadanie promocji i ochrony zdrowia mocno przypisane do powiatu, który jest organem założycielskim Zespołów Opieki Zdrowotnej, pozbawiony jest finansowania z budżetu powiatu. Bowiem środki finansowe znajdują się w dyspozycji Kas Chorych, w żadnym zakresie nie podlegających powiatowi. Podobnie jest z zadaniem przeciwdziałaniu bezrobociu oraz aktywizacją lokalnego rynku pracy. O naprawdę niezbędne środki pieniężne należy walczyć w centralnych lub wojewódzkich instytucjach rządowych. Bardzo ograniczone środki pieniężne powiat jest w stanie wygenerować na zadania wybitnie publiczne, jakimi są kultura, kultura fizyczna, sport i turystyka. A są to szczególnie ważne dziedziny życia, mające wpływ na wychowanie młodego, zdrowego społeczeństwa. Wydaje się, że należałoby odnieść się do każdego zadania realizowanego przez powiat, jednak przekraczałoby to przyjęty format drukowanych w miesięczniku artykułów. Potrzebę dalszego rozwijania podjętego tematu pozostawiam czytelnikom. Oczekuję zatem na bezpośredni kontakt z czytelnikami " Łobeziaka " w formie telefonicznej - 601419707 lub też w rozmowie osobistej.
Były radny Powiatu Stargardzkiego Jan Paszkiewicz

Spotkanie z Prezydentem RP


7 czerwca br. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie odbyło się coroczne spotkanie Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego z samorządowcami. Uczestniczyła w nim, jako jedyna z powiatu łobeskiego, radna Rady Miejskiej w Resku - pani Ewa Matwijczak, której zadałam z tej okazji parę pytań:
- Otrzymała Pani imienne zaproszenie z Kancelarii Prezydenta RP. Jak Pani zareagowała?
-Zaproszenie mnie na tak ważne dla samorządowców spotkanie potraktowałam jako szczególne wyróżnienie całej gminy Resko. Utwierdziłam się w przekonaniu, iż doradcy Pana Prezydenta z uwagą śledzą rozwój gminnej samorządności i dostrzegli starania włodarzy naszej gminy o interesy lokalnego społeczeństwa.
- Czy w spotkaniu uczestniczyli reprezentanci wszystkich powiatów w Polsce?
- Ależ skąd! W Polsce mamy obecnie 354 powiaty, a zaproszono około 160 osób.
- Telewizja relacjonowała fragmenty wystąpienia Pana Prezydenta. Co w przemówieniu Aleksandra Kwaśniewskiego zwróciło Pani szczególną uwagę?
- Pan Prezydent wyróżnił oryginalnymi nagrodami gminy, które wykazały się przedsiębiorczością i odwagą w realizacji własnych inicjatyw. Ten aspekt wystąpienia zwrócił uwagę mediów. Natomiast moją uwagę zwróciła wypowiedź na temat silnych powiatów. Pan Prezydent przekazał sugestie dotyczące łączenia się powiatów, które tą drogą mogą liczyć na zwiększone dotacje, a tym samym lepsze funkcjonowanie w służbie obywateli. W swoim krótkim wystąpieniu Pan Prezydent nawiązał też do kwestii zbliżających się wyborów, w których - jak stwierdził - winni uaktywnić się ludzie prawi, uczciwi, godni społecznego zaufania.
- Jaka jest Pani prywatna opinia o Aleksandrze Kwaśniewskim?
- Sadzę, że jest człowiekiem bardzo serdecznym, bezpośrednim, naturalnym. Potrafił stworzyć podczas spotkania niezwykle pozytywną atmosferę. Każdy czuł się kimś ważnym, wyjątkowym.
Naprawdę byłam zaskoczona tak miłym przyjęciem i doskonałą organizacją uroczystości.
- O jakie doświadczenia wzbogaciło Panią spotkanie z innymi samorządowcami?
- Uczestniczyłam w bardzo interesującej rozmowie z burmistrzem jednej z najbogatszych gmin - Dębna Lubuskiego, który podzielił się swymi doświadczeniami w pracy na rzecz gminy. Jasno wykazał, jak wiele zależy od kompetentnego zarządzania. Ciekawe informacje na temat samorządności przekazał minister Krzysztof Janik, a także wiceprzewodniczący sejmowej komisji do spraw samorządowych. Oczywiście, trudno tu - w konwencji wywiadu omówić treści ich wystąpień. Stwierdziłam jednak, że poglądy na samorządność z perspektywy gminy czy nawet powiatu, a z punktu widzenia - jak to się teraz modnie określa - globalnego, są co nieco rozbieżne. Warto dodać, że w spotkaniu uczestniczył reprezentujący nasze województwo senator Zbigniew Zychowicz.
- Życzę Pani, by zdobyte przez Panią doświadczenia zaowocowały w pracy na rzecz reskiej społeczności.
Rozmawiała: Lidia Bielecka-Jahnz.

Stowarzyszenie 'Rejs'


Rozmowa z Sebastianem Romanowiczem
Bogusław Zienkiewicz - Kto tworzy Stowarzyszenie "Rejs"? Sebastian Romanowicz - "Rejs" jest to młodzieżowa organizacja działająca w Łobzie i jest spontaniczną realizacją kilku naszych wcześniejszych pomysłów.
B. Z. - Co zatem chcecie robić?
S. R. - Celem naszego stowarzyszenia jest propagowanie ekologicznego trybu życia i kuchni wegeteriańskiej, organizowanie koncertów, happeningów, imprez, zapobieganie patologiom społecznym takim jak alkoholizm, narkomania, agresja, organizowanie życia koleżeńskiego poprzez szkolenia, kursy, pokazy, odczyty, dyskusje, sympozja i seminaria naukowe, spotkania towarzyskie itp., upowszechnianie wiedzy o Unii Europejskiej, budowanie tożsamości regionalnej, promocja naszego powiatu, uczestniczenie w imprezach kulturalnych organizowanych w Łobzie i poza nim.
B. S. - Jakie z tych pomysłów udało się wam już wykonać?
S. R. - Na przykład przygotowaliśmy wegetariański obiad składający się z 6 dań. Już dwukrotnie w parku na piknikach prezentowaliśmy mieszkańcom tanie, smaczne jedzenie. W ciągu 40 minut wydaliśmy nieodpłatnie chętnym smakoszom ponad 100 posiłków.
B. S. - Komu chcecie pomagać?
S. R. - W czasie dzisiejszego bezrobocia (w Łobzie 38% bezrobotnych) i ciężkiej sytuacji materialnej wielu rodzin stowarzyszenie "Rejs" chce wychodzić naprzeciw ich potrzebom. Liczymy się z tym, że wydawanie nawet 200 posiłków nie będzie wystarczające.
S. Z. - Jakie macie plany na przyszłość?
S. R. - Projektujemy założenie orkiestry bębniarskiej, liczymy na dofinansowanie z UMiG, chcemy założyć bank żywności.
S. Z. - Przygotowanie takiej ilości posiłków jest kosztowne, skąd bierzecie produkty na ich przygotowanie? Gdzie je przygotowujecie?
S. R. - Dostaliśmy pomoc od miejscowych darczyńców, którym za to serdecznie im dziękujemy. Nie mamy jakieś specjalnej kuchni. Posiłki przygotowują członkowie stowarzyszenia we własnych domach. Korzystając z okazji chcę tu podziękować Powiatowemu Zarządowi PSL za nieodpłatne wypożyczenie nam lokalu na spotkania koleżeńskie.
S. Z. - Życzę panu i wszystkim członkom waszego stowarzyszenia, aby wasz zapał i chęć pomagania innym trwał i aby wokół was skupiało się coraz więcej ludzi dobrej woli, którzy będą was wspomagać finansowo. Zwracam się w tym miejscu z apelem, szczególnie do młodych ludzi: Jeśli interesujecie się działalnością charytatywną lub społeczną, macie trochę wolnego czasu, chcecie w sposób zorganizowany pomagać innym, lecz nie wiecie jak to zrobić - wtedy przyjdźcie do nas w każdy piątek o godzinie 18'oo na ulicę Niepodległości 74 (siedziba PSL). Informacji możecie też uzyskać telefonując na numery 0606 361 675 lub 0604 596 325.
Bogusław Zienkiewicz

Strażacy na medal


Z okazji Dni Łobza w dniu 21maja br. odbył się na stadionie miejskim turniej siódemek piłkarskich strażaków o puchar Komendanta Powiatowego PSP w Łobzie zorganizowany przez Związek Zawodowy Strażaków "Florian" i tutejszą komendę. W turnieju wystąpiły reprezentacje komend powiatowych z Białogardu, Drawska, Choszczna, Stargardu Szczecińskiego, Szczecinka, Świdwina, Szczecina (komenda miejska) i gospodarzy - Łobza. Mecze odbywały się systemem 2 x 15 minut. Poziom sportowy spotkań był wysoki, jego uczestnicy wykazali się dobrą kondycją fizyczną jak na strażaków przystało. Przyjemnie jest nam donieść, że pierwsze miejsce zajęła drużyna łobeska, która wygrała ze Stargardem rzutami karnymi, bo w regulaminowym czasie był wynik 1 : 1. Trzecie miejsce zajął zespół ze Szczecinka również po rzutach karnych (w regulaminowym czasie był wynik 3 : 3). W zwycięskiej drużynie wystąpili: Andrzej Kuzon, Mirosław Ulan, Andrzej Jabłoński, Artur Korżak, Mirosław Furkałowski, Robert Michaluk, Daniel Krakus, Albert Kołtonowski, Sławomir Szarłan i Waldemar Głogowski. Puchary za pierwsze, drugie i trzecie miejsce wręczali przedstawiciele gospodarzy: komendant PSP, burmistrz Gminy i Miasta i przewodniczący ZZS "Florian" z Łobza. Puchar "Fair play" ufundowany przez Roberta Chowańskiego otrzymała drużyna ze Stargardu. Turniej odbył się dzięki hojności licznych łobeskich sponsorów, którym serdecznie dziękujemy.
Następne spotkanie za rok.

Szanowny panie Małyszek!


Nie wyrażałam dotąd swoich myśli na forum publicznym, ale ostatni pański artykuł " patataj" nr . 22 z dnia 13.06.02 nie może pozostać bez echa, gdyż działa Pan na szkodę społeczeństwa łobeskiego naigrawając się z pomysłu wskrzeszenia tradycji koniarskiej w Łobzie i Boninie . Jakkolwiek Pan Wiesław Ćwikła w Łobeziaku pisze tylko o torze kłusaczym w Boninie - ja chciałabym rozszerzyć ten pomysł o ośrodek jeździecko - rekreacyjno - turystyczny. Tak go nazwijmy, bowiem takie funkcje w założeniu miałby spełniać. O takiej możliwości od lat marzyło wielu mieszkańców Łobza, a szczególnie Świętoborca i nie jest to tylko i wyłącznie program wyborczy SLD. Od kilku lat mówiła o tym Izba Gospodarcza, organizacje społeczne, Cech Rzemiosł, Okręgowy Związek Hodowców Koni, właściciele prywatnych ośrodków jeździeckich i wielu zwolenników tej formy rozrywki i rekreacji. Podstawą istnienia takiego ośrodka jest baza techniczna. Niejedna społeczna inicjatywa rozbija się o jej brak- tutaj natomiast taka baza jest i jakkolwiek w opłakanym stanie, to to co najważniejsze funkcjonuje, a poza tym jest w Świętoborcu i okolicy mnóstwo fachowców różnych specjalności, którzy niegdyś związani byli zawodowo i uczuciowo ze stadem ogierów i z pewnością bardzo chętnie zjednoczą się aby pomysł doprowadzić do końca.

Stado ogierów, a nie stadnina, panie Małyszek, bo ta funkcjonuje na zupełnie innych zasadach i dobrze byłoby, żeby najpierw wiedział pan o czym pisze - należy dzisiaj do AWRSP. Ale jutro może należeć do Iksińskiego, albo stanowić majątek powiatu lub gminy. Zmiana własności i jej form może być dokonana w każdej chwili, i zależy między innymi od dobrej woli obu stron. Jakie są mocne strony pomysłu reaktywowania stada w zmienionej formie: A więc wspomniana wcześniej baza, czyli budynki stajenne, ambulatorium dla koni, pomieszczenia biurowe, budynek hotelowy, kryta ujeżdżalnia, kuźnia , powozownia ,tereny toru treningowego , parkuru i rozprężalni, a także przepiękne tereny do jazd konnych , wycieczek rowerowych i spacerów, no i ogromne zaplecze bezrobotnych obecnie, byłych pracowników stada i ich rodzin i rzesza jeźdżców, hodowców i miłośników koni.

Podstawą rozważań o ośrodku jest stworzenie miejsc pracy. I jakby Pan tego nie nazwał - demagogią, nawiedzeniem czy odkryciem, od tego trzeba zacząć. Pan nie potrafi zrozumieć i innym nie pozwala, że niezależnie od tego, jaką pracę ludzie będą wykonywali, to rozruszają gospodarkę w tym miasteczku, które boryka się z ogromnymi trudnościami natury ekonomicznej. Jeżeli Iksiński ze Świętoborca zarobi w ośrodku jeździeckim, to nie włoży pieniędzy pod poduszkę, tylko pójdzie do sklepu w Łobzie kupić dziecku nowe buty. Najpierw tańsze, potem w miarę uzyskiwanych dochodów coraz droższe, może na firmowych adidasach skończywszy. Nie będzie musiał jeść "bigosu z rabarbaru", bo co jakiś czas stać go będzie na obiad w restauracji, a żonie zafunduje wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Tak więc jemu dadzą zarobić, a on da zarobić następnym. Jeżeli takich Iksińskich będzie 20 to już coś.

Popatrzmy, jak może kształtować się zatrudnienie w takim ośrodku jak Świetoborzec: na początku remonty, a będzie ich sporo, bo ostatni dyrektorzy PSO zaniedbali w zastraszający sposób majątek trwały. Dziurawe i spalone dachy powybijane szyby , wypalone wnętrza, zdewastowany sprzęt - co najmniej dziesięcioosobowa ekipa remontowa będzie miała zajęcie przez rok (dodatkowo trzeba adoptować istniejące pomieszczenia na potrzeby turystyki, bo istniejące drewniane domki najlepiej wraz z karaluchami natychmiast spalić). Po pracach remontowo- adaptacyjnych pozostanie +/- dwóch stałych konserwatorów, obsługa hotelowa to powiedzmy trzy kobiety i trzy załogi kuchennej,obsługa stajni dla celów turystycznych i sportowych to załóżmy dziesięciu masztalerzy, do tego biuro i recepcja - cztery osoby. To już razem 22 osoby, a w razie potrzeby kilka osób dorywczo.

Oczywiście należy się liczyć z tym, że nie od razu osoby te będą zatrudnione na czas nieokreślony. Początkowo praca będzie sezonowa, w zależności od tego, ile koni i ilu turystów odwiedzi ośrodek. Im większą reklamę zrobi się dookoła tego projektu, tym większe będzie zainteresowanie potencjalnych gości. Niemcy kiedyś nie bez kozery ulokowali stado na naszym terenie - 3 godziny jazdy od Berlina i 3 godziny od Świnoujścia. Zainteresowanie obcokrajowców widać było w czasach świetności stada. Przyjeżdżali turyści ze Szwecji, Niemiec, Belgii, Danii. Teraz skrzętnie to miejsce omijają, bo nikt na nich nie czeka. Ale sentyment nie pozwala im zapomnieć i to powinniśmy wykorzystać.
Jakie jeszcze korzyści będą płynąć z takiego ośrodka poza zatrudnieniem kilkudziesięciu osób? Otóż poza ożywieniem w łobeskich sklepach i restauracjach spowodowanym większymi możliwościami finansowymi nowo zatrudnionych wystąpi tamże zwiększenie klientów spoza terenu, a więc tych, którzy przyjadą na wczasy, na zawody, czy na treningi. Nie jest możliwym, aby przez kilka dni pobytu w Świętoborcu nie wybrali się do centrum, nie wpadli gdzieś na kawę czy lody, nie kupili w jakimś sklepie pamiątki (o to, żeby była gustowna i " na temat" zadbają łobescy plastycy), wysłali kartki z pozdrowieniami do znajomych, polecając im nasze miasto, żeby po lampce wina nie wrócili taksówką do ośrodka, a przed wyjazdem do domu nie zatankowali na miejscowej stacji benzyny. Nie ma mowy, żeby nie odwiedzili "Galerii przy drodze" i dobrze przygotowanego do tej roli Domu Kultury, w którym może być wystawa i sprzedaż polecanych przez pana "koniów" trojańskich. A jak miasto ustawi w newralgicznych punktach parkometry - to grosik do grosika...

Ucieszą się także wspomagani przez Pomoc Społeczną biedni mieszkańcy gminy, bo większa pula pieniędzy pozostanie do podziału na mniejszą ilość osób i nie będzie zasiłków po 20 złotych, ucieszą się okoliczni rolnicy, bo będą siać owies, żyto i marchew pod końskie apetyty, weterynarze, lekarze i ośrodki zdrowia, bo różnie to z końmi bywa i jeszcze dziesiątki osób różnorakich zawodów Nie ma więc w tym pomyśle niczego, co mogłoby komukolwiek zaszkodzić, największy problem w tym, by jak w najkrótszym czasie pomysł wprowadzić w życie. Niejedna głowa przy tym osiwieje, zwłaszcza, gdy pan i pana poplecznicy będziecie z uporem maniaka torpedować wszelkie działania. Ale społeczeństwo łobeskie od lat związane z końmi z pewnością pozostanie głuche na pańskie kpiny.
Ewa Wiegandt

To się w głowie nie mieści


Że Polacy mają nadzwyczajne zdolności do komplikowania najprostszych spraw w stopniu przekraczającym percepcję zwykłego śmiertelnika, jest sprawą ogólnie znaną. Jednak to, co wymyślono o zakresie przywilejów dla osób niepełnosprawnych w obowiązujących od początku bieżącego roku zmianach w kodeksie drogowym zasługuje - moim skromnym zdaniem - na medalowe miejsce listy absurdów polskich, a ich autorzy na honorowe tytuły twórców przez duże "tfu!"... Pozornie nic się nie zmieniło, przywileje pozostały, zmieniono "tylko" sposób ich potwierdzania. Dotychczas inwalidzi-kierowcy, lub kierowcy przewożący inwalidów, korzystali z legitymacji wydawanych przez uprawnione organy administracyjne - zazwyczaj starostwa - na podstawie orzeczeń komisji lekarskich lub lekarzy-orzeczników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o stopniu niepełnosprawności. Od 1lipca br. każdy niepełnosprawny, chcący skorzystać ze słusznie należnych mu ułatwień w poruszaniu się po drogach, będzie musiał uzyskać specjalną kartę parkingową za -drobiazg! - 25 złotych, którą wyda Wydział Komunikacji starostwa na podstawie decyzji - uwaga, tu zaczyna się paranoja! - Powiatowego Zespołu ds.Orzekania o Niepełnosprawności, umiejscowionego przy Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Specjalny wniosek o wydanie orzeczenia liczy bite cztery strony formatu A4, Na dwóch pierwszych należy wyszczególnić pełne dane osobowe, łącznie ze stanem cywilnym, rodzinnym, zatrudnieniem, wykształceniem, zawodem (co na to ustawa o ochronie danych osobowych?), a także wyrazić zgodę na poniesienie kosztów, w razie - cytuję: "(...)stwierdzonej przez zespół orzekający konieczności badań dodatkowych, konsultacji specjalistycznych lub obserwacji szpitalnych(...)".Te dwie strony kończą się - znów cytuję: "Oświadczam, że dane zawarte we wniosku są zgodne ze stanem faktycznym i jestem świadomy odpowiedzialności za zeznanie nieprawdy lub zatajenie prawdy". Czy nie taką albo bardzo zbliżoną formułą kończą się zeznania świadka w prokuraturze lub sądzie w sprawie np. o zbiorowy gwałt, a może nawet morderstwo? "Znaj proporcją, mocium panie" - kłania się kucharzom tego pasztetu cześnik Raptusiewicz. Nie mam ochoty opisywać wymagań dwóch następnych stron wniosku, będących zaświadczeniem lekarskim o stanie zdrowia wnioskodawcy. Zapewniam Czytelników, że orzeczenia lekarzy - biegłych sądowych dla potrzeb procesów w sprawach o zbrodnie, są niejednokrotnie mniej szczegółowe. To wszystko nieszczęsny inwalida musi wypełnić, podpisać pod rygorem odpowiedzialności karnej, wysłać i czekać na wezwanie przed oblicze Wysokiego Powiatowego Zespołu, który mu pozwoli w swej łaskawości - albo nie pozwoli! - zatrzymać rzężącego "malucha" na parkingowym miejscu dla inwalidy i zaoszczędzić tym samym pięćdziesiąt groszy albo może nawet złotówkę na bilecie parkingowym. Nieważne, że jego inwalidztwo i stopień niepełnosprawności ustalili specjaliści-orzecznicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, niekiedy w postępowaniu wieloinstancyjnym, z wyrokiem Sądu Ubezpieczeń Społecznych włącznie. Nieważne, że na podstawie tych ustaleń państwowa kasa za pośrednictwem ZUS i KRUS wypłaca tym inwalidom co miesiąc miliony złotych w postaci rent. Lekarze-orzecznicy ZUS! - do kąta i klęczeć na grochowinach! Panie Wicepremierze i Ministrze Infrastruktury Marku Pol! Domyślam się, że nie jest Pan w stanie czytać wszystkiego, co Pan podpisuje, że musi Pan mieć zaufanie do ludzi, którzy przygotowują bardziej czy mniej ważne papiery do podpisu, biorąc zresztą za to niemałe pieniądze. Jednak podpisem pod zarządzeniem wykonawczym do ustawy o zmianach w kodeksie drogowym w odniesieniu do inwalidzkich uprawnień, uruchomił Pan wielce kosztowną bzdurę. Koszty poniosą samorządy, bo zespoły orzekające za darmo ani nie powstaną, ani nie będą orzekać. Bardzo duże koszty - w stosunku do dochodów - poniosą przede wszystkim ci już najbardziej przez los poszkodowani, czyli inwalidzi: muszą zapłacić za wypełnienie zaświadczenia lekarskiego, bo bardzo chciałbym poznać lekarza, który zechce za darmo wypisać i podpisać tasiemcowy dokument bardziej szczegółowy od niejednej klinicznej historii choroby; muszą ponieść koszty przejazdu, aby Wysoki Zespół mógł naocznie stwierdzić, że wnioskodawca rzeczywiście nie ma nogi (mam tu na myśli inwalidów mieszkających poza miastami powiatowymi); muszą zapłacić za kartę parkingową i jeden Bóg tylko wie, za co jeszcze. Powstaje pytanie: cui bono fuerit? Mogę odpowiedzieć domysłem, graniczącym z pewnością: niewielkiej grupce ludzi administrujących tzw. strefami ograniczonego parkowania w miastach, lekarzom zasiadającym w nowo powoływanych zespołach orzekających, niektórym urzędnikom "od powoływania zespołów orzekających"... Panie Ministrze Infrastruktury, gdybym był na Pana miejscu, to bardzo uważnie przyjrzałbym się pracy tych, którzy ten pasztet wysmażyli i podsunęli Panu do podpisania: albo są niekompetentni, albo... czyli tak czy tak nieprzydatni, najdelikatniej rzecz ujmując. Na ich nieprzydatności stracił również rząd, którego wiarygodność takimi m.in. posunięciami obsuwa się w dół. Na koniec informacja dla inwalidów z powiatu łobeskiego, czyli również dla mnie: będziemy jeździć po orzeczenia do Stargardu. W Łobzie nie ma lekarzy z odpowiednimi specjalnościami i nie można powołać powiatowego zespołu. Nikomu zaś z odpowiedzialnych urzędników starostwa nie wpadnie zapewne do głowy, że taki Zespół Orzekający można by choć raz w miesiącu przywieźć do Łobza, a nie pędzać dziesiątki ludzi ponad sto kilometrów. Jak to u nas bywa: nos dla tabakiery...
Stefan Jahntz

Tu 'Łobeziak' nr 3974296. Słucham....?


1. "W dniu, kiedy wszedłem do pomieszczenia gospodarczego, w którym trzymam konia, mojego ulubieńca, spostrzegłem z przerażeniem, że go nie ma. Jak się po chwili okazało - załamała się pod nim drewniana podłoga i zwierzę wpadło do znajdującego się pod nim głębokiego podpiwniczenia, z którego nie było wyjścia. Koniowi na szczęście nic się nie stało, ale wydostać go żadnym sposobem nie mogłem. Zwierzę stało w piwnicy do następnego dnia. Wtedy poprosiłem o pomoc straż pożarną. Strażacy zjawili się szybko z samochodem ratowniczym i energicznie i sprawnie podjęli akcję wydobycia konia z pułapki. Nie było to łatwe, bo wymagało dużego wysiłku, pomysłowości i fachowości, jako że do stajni nie można się było dostać z podnośnikiem. Podziwiałem tych sympatycznych ludzi, którym bardzo zależało na tym, by pomóc koniowi w tej niecodziennej sytuacji. Napracowali się bardzo. W końcu udało się im wyciągnąć zdrowe i całe zwierzę, co sprawiło im wyraźną satysfakcję, nie mówiąc o tym, jak ja sam się z tego cieszyłem. Chcę im za to ludzkie podejście do sprawy za waszym pośrednictwem serdecznie podziękować. Drużyna strażaków pracował pod dowództwem Stanisława Stecyka. Mam duży szacunek dla strażaków." Henryk Szabunia

2. Notujemy uwagi naszych czytelników, szczególnie działkowiczów, na temat panującej u nas pogody w dniu 12 czerwca br. Rzeczywiście nie powinniśmy na nią za bardzo narzekać, mimo że stanowczo za długo trwała u nas majowa susza. Trochę deszczu w końcu jednak ostatnio spadło i poratowane zostały plony. W tej chwili jest u nas całkiem dobrze, przynajmniej na jakieś dwa tygodnie. Kiedy się jednak słucha doniesień z innych regionów naszego kraju i ogląda te spustoszenia, jakie tam miały miejsce z powodu kaprysów aury, to skóra cierpnie na myśl o tym, że u nas mogłoby się coś takiego zdarzyć. Odpukać, ale siedzimy tu, w naszym całym powiecie, jak do tej pory przynajmniej w "temacie pogoda", jak u Pana Boga za piecem. Dobre i to, bo przecież kłopotów ci u nas dostatek w innych dziedzinach. RED.

3. "W czerwcu odwiedziło mnie małżeństwo Amerykanów mieszkających na jednej z wysp na Karaibach. Zupełnie nie zdawkowo, z wyraźnym zaskoczeniem goście mówili o tym, że im się nasze zielone, czyste miasto, jego ludzie i lesiste okolice bardzo podobają i że się czegoś takiego przyjemnego nie spodziewali. Dobrze im było w hotelu, chwalili jedzenie w "Stodole". Ciągle łapałem się na tym z niejakim zażenowaniem, słysząc to, że rzeczywiście na co dzień tego nie doceniam według polskiej niedobrej zasady i nawyku - cudze chwalicie, swego nie znacie. Bo faktycznie, jeśli się odrzuci ten sposób myślenia, nasze miasto wygląda zupełnie przyzwoicie, jest zadbane i nie ma potrzeby się go od tej strony wstydzić. Nie mogli tylko goście pojąć, dlaczego ludzie, których spotykali na ulicach, a żyjący w takim ładnym otoczeniu na ogół nie uśmiechają się. Dziwiła ich też duża ilość osób, szczególnie młodzieży, przesiadująca "bez przydziału" w biały dzień na ławkach i murkach. Czytelnik

4. "Mieszkam ma ulicy Armii Krajowej. Nazwę dostała ta ulica nową, ale chodniki został na niej stary, pokiereszowany przez prowadzone tędy instalacje. Jest to ulica uczęszczana, przy szosie na Nowogard, ale chodnik na niej (jest przecież tylko z jednej strony) jest w stanie fatalnym, aż wstyd dla miasta, nie mówiąc o ludziach potykających się na nim. Inne, mniej ważne ulice, dostały chodniki, a my zostaliśmy jakby zapomniani." Mieszkanka ulicy

Wąskotorówka od września?


We wtorek 18 czerwca na posiedzeniu Zarządu Miejskiego doszło do spotkania przedstawiciela Stowarzyszenia Kolejowych Przewozów Lokalnych z Kalisza z władzami Dobrej. Celem spotkania było doprecyzowanie warunków przejęcia majątku kolejki wąskotorowej, niegdyś kursującej na linii Dobra - Stargard Szczeciński. Nie jest to pierwsza oferta tego typu. Kilka miesięcy wcześniej podobną propozycję wystosowała firma przewozowa "Konik Morski". Niestety, owa firma okazała się mało wiarygodna, toteż rozmowy zakończyły się fiaskiem.
Następna, omawiana przez nas oferta pojawiła się w kwietniu br. Tym razem Stowarzyszenie z Kalisza okazało się bardziej przekonującym kontrahentem - może pochwalić się posiadaniem koncesji na prowadzenie przewozów, a czego Konik Polny nie okazał. Ponadto, firma chwali się stosownym doświadczeniem, gdyż prowadzi z powodzeniem 3 linie kolejowe. Na wtorkowym spotkaniu ustalono termin rozmów pomiędzy doberskimi władzami a odpowiednimi organami PKP w Warszawie. Rozmowy będą toczyć się wokół kwestii nieodpłatnego przekazania majątku PKP w ręce samorządu. Negocjacje mają być przeprowadzone 25 czerwca, a od ich efektu zależeć będzie dalsze powodzenie inicjatywy. Według Burmistrza, tym razem jest duża szansa na reaktywowanie kolejki w takim stopniu, aby mogła kursować już od września br. Z pewnością Czytelnicy mają nadzieję na to, że w związku z "reaktywacją" kolejki powstaną nowe miejsca pracy. Cóż, może dla byłych pracowników PKP w Dobrej wieści z Zarządu Miejskiego okażą się pechowe, przede wszystkim dlatego, że jedynie 6 osób będzie zatrudniać Stowarzyszenie z Kalisza. Niestety dobre czasy, kiedy to PKP w Dobrej zatrudniało kilkudziesięcioosobową ekipę, przeminęły...
Jarosław Soborski.

Z daleka od Łobza. Przed wakacjami.


Majowo - czerwcowy weekend wypełniła mi, zorganizowana przez moich dzielnych doktorantów, wyprawa, której trasa wiodła przez Bieszczady do Lwowa. W Przemyślu zwiedziliśmy to, co pozostało po niegdyś imponujących fortyfikacjach - niewątpliwym osiągnięciu sztuki inżynierskiej w okresie I wojny światowej. Z kolei, w Sanoku zdążyliśmy obejrzeć największe w kraju zbiory ikon oraz najbogatszą kolekcję obrazów i grafik, pochodzącego stamtąd Zdzisława Beksińskiego, od lat uprawiającego z powodzeniem także grafikę komputerową. Niejako przy okazji, wspominaliśmy jego syna Tomasza - zmarłego śmiercią samobójczą - autora nastrojowych i trochę niesamowitych nocnych audycji muzycznych, świetnego tłumacza dialogów do wielu filmów (np. z J. Bondem i Manty Pythonem). W Bieszczadach poprzednio byłem w 1968 roku(!), gdy kończono budowę zapory w Myczkowcach. To doprawdy przepiękny region, chyba jeszcze nie do końca przez turystów odkryty (może, na szczęście...). Region również bogaty w tragiczne wydarzenia głównie z polsko - ukraińskiej historii, co skłoniło do wielu refleksji, których jednak sobie daruję pamiętając niektóre reakcje (obelgi raczej) na mądry i gorzki tekst Jacka Kuronia, zamieszczony czas jakiś temu w "Gazecie Wyborczej" Kuroń to przecież Lwowianin jak najbardziej (podobnie, jak np. Stanisław Lem). Lwów w mojej prywatnej pamięci dotąd nie zajmował jakiegoś szczególnego miejsca, w odróżnieniu chociażby od Wilna, w okolicach którego urodził się mój ojciec i skąd pochodziła większość Jego rodziny. Lwów - miasto wielu znaczących wydarzeń i świetnych zabytków, zrobił jednak wrażenie miejsca raczej zaniedbanego i raczej biednego. Cmentarz Łyczakowski - jedna z najważniejszych polskich nekropolii - to cmentarze XIX- wiecznych powstańców i groby Konopnickiej, Zapolskiej, Grotgera. Genialny matematyk Stefan Banach (nie odnalazłem śladu słynnej kawiarni "Szkockiej", w której powstało wiele matematycznych twierdzeń) nie ma swego grobu, został jakby "przygarnięty" do Riedlów. Na obrzeżu zaś Cmentarza Łyczakowskiego usytuowany jest Cmentarz Obrońców Lwowa ("Orląt Lwowskich"). To kolejny polski symbol i, niestety, powód do kolejnych, choć nie do końca zrozumiałych, polsko-ukraińskich nieporozumień. Na całkiem nowym murze, przed wejściem na cmentarz, widnieje mądre zdanie o pojednaniu podpisane przez prezydentów obu państw. Na pojednanie wszak jesteśmy przecież i tak skazani, a im prędzej to nastąpi, to lepiej dla wszystkich, rzecz jasna poza tymi, którym i tak na tym nie zależy. W Bieszczadach nocowaliśmy w doprawdy imponującym kompleksie wypoczynkowym w Arłamanie, słynnym przede wszystkim jako miejsce internowania L.Wałęsy. I tak, niemal na każdym kroku przenikała się bliższa i dalsza nasza historia, nadal pogmatwana i dlatego budząca zbyt częste emocje. Starałem się nie ulegać im, podziwiając wspaniałą przyrodę, co wydało mi się podstawą nie tyle filozofa, co raczej normalnego turysty, chcącego oderwać się choć na chwilę od "całego tego zgiełku".

To wszystko, w czerwcu, pozostawało w cieniu mundialowych emocji i przeróżnych piłkarskich sensacji. Oczywiście, z przykrością przyjąłem wyeliminowanie Francuzów i naszych "Orłów Engela". Pocieszanie się, że przecież odpadła także Francja nie ma sensu, bowiem porównywanie się jednak z aktualnymi mistrzami świata i Europy, to lekka przesada. Zresztą trudno oczekiwać sukcesów, gdy zarówno nasi piłkarze, jak i ich trener, przed turniejem skoncentrowali swój wysiłek, mówiąc niezbyt elegancko, choć trafnie, na "kasie". Jeśli coś może dziwić, to ogrom dyskusji, analiza, przeróżnych namiętnych wypowiedzi itp., które swymi rozmiarami znacznie przewyższały uwagę, jaką - w tym czasie - przywiązywano do istotnie dramatycznych spraw ekonomicznych, integracji z UE, że o przeróżnych aferach i pogróżkach Samoobrony nie wspomnę. Ot, taka specyfika. Histerie futbolowe niemal na całym świecie pozwoliły mi ugruntować dość często wyrażane przekonanie, że, tak w ogóle, to ludzie zachowują się racjonalnie tylko wtedy, gdy nie mają już innego wyjścia ...
Piotr Sienkiewicz

Z łobeskiej żałobnej karty


1. Zofia Lutyńska 01.05.1924 - 22.05. 2002
2. Janina Kupczyk 11.11.1938 - 25.05 - " -
3. Zygmunt Józef Ratajek 24.02.1940 - 26.05 - " -
4. Stefan Artym 26.05.1931 - 28.05 - " -
5. Michalina Waliszewska 08.02.1913 - 06.06 - " -
6. Halina Maria Łowkiet 20.12.1939 - 31.05 - " -
7. Władysław Łunkiewicz 18.01.1930 - 04.06 - " -
8. Zofia Klimko 08.02.1913 - 06.06 - " -
9. Gustaw Magdalan 12.09.1946 - 12.06 - " -
10. Alicja Antosik 08.02.1932 - 14.06 - " -
11.Stanisława Kowalczyk 14.08.1933 - 15.06 - " -
12. Józefa Kwak 14.03.1930 - 21.06 - " - (WB)

Ze starej książki wydarzeń


Oto kolejne zdarzenia zapisane w starej łobeskiej powiatowej policyjnej książce wydarzeń w roku 1955. Nadal, co może się wydawać współczesnemu czytelnikowi dziwne, dominują w tym czasie przestępstwa związane z naruszaniem własności państwowej powszechnej przecież w tym czasie. Ludzie nie mieli większych oporów dokonując na przykład kradzieży, bo jak mówili usprawiedliwiając się - jeśli coś jest państwowe, to jest nasze. Nie kradli, tylko "kombinowali".
· 10.04.1955. Kradzież mleka z punktu zlewu w Bełcznie przez zlewaczkę Zofię S. Wymieniona kradła mleko z kan dostarczanych do punktu zlewu przez PGR, a zapodawała, że dostarczała ona mleko od swojej krowy, która była cielna. Straty 300 zł.
· 12.04. Kradzież koniczyny ze stodoły PGR Rekowo przez pracownicę tegoż PGR Annę M. Koniczyna ta nie była jeszcze młócona. Straty 115 zł.
· 14.04. Chuligański wybryk. Członek RZS (?) Olchowice (?) gmina Zajezierze Eugeniusz M. wprowadził się w stan nietrzeźwy i usiłował pobić starsze kobiety wyzywając je w ordynarny sposób.
· 14.04. W Zagoździe Władysław O. udaremnił przeprowadzenie egzekucji (rewizji, kontroli?), która miała być u niego wykonana, przez co nie dopuścił do wykonania czynności służbowych.
· 14.04. Kradzież towaru tekstylnego w Resku. Władysław C. manipulant leśnictwa Łabuń Wielki wykorzystując moment, kiedy ekspedientka była w magazynie podręcznym, ukradł towar ze sklepu GS Resko. Straty 864 zł.
· 15.04. Przywłaszczenie 3060 zł i 3 groszy. Władysław Z. będąc poborcą zainkasował powyżej wymienioną sumę od chłopów jako podatek gruntowy, pobrał zaliczkę 150 zł oraz rower służbowy Prezydium PRN Łobez i zbiegł w nieznanym kierunku. Straty 3918 zł.
· 16.04. Spekulacja penicyliną. Kierownik Wydziału Zdrowia w Łobezie większą ilość penicyliny dał do sprzedaży prywatnej, zatem dopuścił się różnych nadużyć. Straty 1700 zł.
· 16.04. Sfałszowanie nazwiska przez całą rodzinę P. przez wyrobienie w sądzie dowodu osobistego w czasie ankietyzacji.
· 17.04. Samowolne zajęcie mieszkania w Łobezie przy ul. Kościuszki 22. Ob. Władysław S. samowolnie zajął mieszkanie i mimo wezwania go przez Prezydium PRN nie opuścił mieszkania.
· 18.04. Nadużycia w Zespole PGR Suliszewice. Starszy zootechnik Tadeusz H. i kierownik gospodarstwa Suliszewice Władysław B. systematycznie zezwalali robotnikom na zamianę krów gorszych na lepsze w tymże PGR. Straty 20 tys. zł.
· 20.04. Sfałszowanie sprawozdania miesięcznego wykonania planu w PPRB Łobez (przedsiębiorstwie remontowo-budowlanym) w celu uzyskania 40% premii w ten sposób, że nie mając wykonanego planu ob. Z. C. i J. K. wypełniali protokoły zaawansowania robót, których w ogóle nie rozpoczęli. Straty 4600 zł.
· 22.04. Włamanie do mieszkania prywatnego w Łobezie. Nieletni Cygan wykorzystując nieobecność domowników otworzył drzwi wytrychem i skradł 1010 zł, zegarek kieszonkowy, 2 wieczne pióra i latarkę kieszonkową. Straty 1950 zł.
· 22.04. Utopienie konia w rowie. Ob. Józef G. i Józef P. samowolnie zabrali konia z PGR w Cieszynie i pojechali do lasu po drzewo, gdzie się upili i w drodze powrotnej z Chwarstna do Cieszyna utopili 1 konia w rowie. Straty 1000 zł.
· 25.04. Kradzież pasa parcianego podgumowanego (pasy ciągle modne) długości 10 m i szerokości 12 cm z tartaku w Resku przez dozorcę nocnego Jana G. Straty 224 zł.
· Rozsiewanie wrogiej propagandy przez Jana N. nadzorcę drogowego w Stargardzie Łobeskim na temat stosunków politycznych ZSRR oraz ustroju w Polsce. Jana G. aresztowano.
Wybrał: nadkom. Leszek Olizarczyk

Zespół Szkół w Resku


Zespół Szkół w Resku (liceum) istnieje od roku 1948, może zatem pochwalić się ponad 50-letnią historią. Pracą szkoły kierowali wybitni pedagodzy: Józef Kozłowski ( 1948-1965), Zenon Sołtysiak (1965-69) Wojciech Bajerowicz (1969-70), Henryk Fatz (1970-79), Elżbieta Nagórna (1976-97). Od roku 1999 dyrektorem szkoły jest Krystyna Czech. Od roku 1948 Liceum Ogólnokształcące opuściło około 1850 absolwentów, a od roku 1984 blisko 1000 absolwentów Zasadniczej Szkoły Zawodowej. W bieżącym roku Liceum Ogólnokształcące ukończyło 53 uczniów klas IV. Dwie absolwentki nagrodzone zostały stypendiami: Agnieszka Mianowska otrzymała stypendium starosty powiatu łobeskiego, a Justyna Iwanoczko - stypendium Marii Sękowskiej dla najlepszego biologa. W długoletniej działalności szkoły na podkreślenie zasługuje dbałość pedagogów o wykształcenie i wychowanie młodzieży. Dyrekcja i rada pedagogiczna pielęgnują kontakty z absolwentami. Wielu spośród nich systematycznie wspiera placówkę w jej codziennych zadaniach. Do tej pory odbyły się trzy zjazdy absolwentów. Zapewne kolejny, czwarty zjazd, zorganizowany zostanie z okazji jubileuszu 55-lecia w roku 2003. Nauczyciele nie ograniczają się do pracy lekcyjnej. Swoim bogatym doświadczeniem służą całemu środowisku. Kadra pedagogiczna nieustannie podnosi swoje kwalifikacje. W ubiegłym roku szkolnym awans na stopień nauczyciela mianowanego uzyskały mgr Klaudia Michalska oraz mgr Agata Popielarz, na stopień nauczyciela kontraktowego mgr Justyna Michalczyszyn. W bieżącym roku szkolnym awans stopień nauczyciela dyplomowanego otrzymał mgr Sławomir Brzozowski, a kolejni nauczyciele realizują procedurę awansu. Istotne miejsce w szkole zajmują koła zainteresowań, których praca w znaczący sposób wpływa na przebieg procesu dydaktyczno-wychowawczego. Do historii szkoły przeszli olimpijczycy centralnego szczebla: Grzegorz Mazurczak i Piotr Litwin (biologia), Ewa Kubiak (język rosyjski), Karolina Olszewska (historia). Uczniowie od wielu lat osiągają wysokie lokaty w wojewódzkich etapach konkursów przedmiotowych, a także znaczące rezultaty sportowe. Placówka przygotowuje młodzież do funkcjonowania w społeczeństwie demokratycznym... Uczniowie redagują gazetkę szkolną, tworzą opracowania historyczne, okazjonalnie wypowiadają się na łamach lokalnej prasy. W bieżącym roku szkolnym trzecioklasista Marcin Kucharski uzyskał I miejsce w Powiatowym Konkursie Wiedzy o Unii Europejskiej. Uczestniczył też w konkursach Państwo Prawa i Sprawiedliwości, Europa - dialog kultur i w II Zachodniopomorskim Młodzieżowym Sejmiku Europejskim. Uczennica Iga Siełacz za wyniki w nauce (śr. %,1) i godne reprezentowanie szkoły w olimpiadach biologicznej i chemicznej, w konkursie biologicznym i w Turnieju Wiedzy Ekologicznej została nominowana przez RadęPedagogicznądo stypendium Prezesa Rady Ministrów. Na terenie placówki uczniowie doskonalą umiejętności artystyczne (np. poprzez przedstawienia teatralne, konkursy recytatorskie, Dni Patrona) i organizatorskie. Na przełomie lutego i marca br. zrealizowali metodą projektu Dni Otwarte. Przedsięwzięcie to pozwoliło gimnazjalistom z Reska i Radowa Małego na zapoznanie się z ofertą zreformowanej szkoły średniej. W Zespole Szkół w Resku od roku szkolnego 2002/3 zafunkcjonują dwie klasy z rozszerzonymi programami: humanistycznym i matematycznym. Ofertę edukacyjną wzbogaci Liceum Profilowane o kierunku: leśnictwo i technologia drewna. Zasadnicza Szkoła Zawodowa działać będzie w dotychczasowym wielozawodowym zakresie. Uczniowie w trakcie nauki mogą korzystać ze środków stypendialnych AWRSP oraz ze stypendium socjalnego. Podania o przyjęcia do Zespołu Szkół składać można do dnia 5 lipca 2002r.
Lidia Bielecka-Jahnz


Numery archiwalne:
ARCHIWUM