Kwiecień 2001 (numer 112)


Spis treści: 
Od redakcji
Od Popielca do wiosny
Życzenia świąteczne
Carrantuohill
Co dalej z łobeskim rolnictwem?
Ludzie Łobza
Tu 'Łobeziak' nr 3974296 lub 608633195. Słucham ....?
Wiadomości wędkarskie
Wystawa Pawła Rubinowicza
Wzruszający Dzień Kobiet
Dobra kampania i dobre perspektywy
Dyżury radnych powiatowych
Imprezy
Kronika policyjna
Kłusownictwo w naszej gminie
Niepokojące wieści
O puchar prezesa
OLIMP zaprasza
Podziękowanie
Polska leży nad Bałtykiem
Poputczyki
Rozumna inicjatywa
Zagrożenie dla środowiska
Grand Prix
Ze starej książki dochodzeń
Z żałobnej karty


Od redakcji


Ale się porobiło. Jak przysłowiowe szydło z worka wyszło na jaw, kim są ludzie, którzy obecnie rządzą Polską i za wszelką cenę chcieliby to robić nadal, bo tak im to zasmakowało. Nie trzeba zaraz być jakimś znawcą polityki czy uczonym warszawskim mężem, wystarczy być małomiasteczkowym czy wiejskim człowiekiem, by rozeznać się w tym, co jest grane w tym pozornym bałaganie, jaki wytworzył się w naszym kraju przed kolejnymi wyborami do sejmu i senatu. Nadchodzi oto dla władzy czas remanentu po czterech latach rządzenia. I nie będzie to, co każdy widzi i czuje na własnej skórze, remanent dla władzy korzystny. Jej członkowie i poplecznicy zdają sobie z tego bardzo dobrze sprawę, chociaż na co dzień udają optymizm jak aktorzy w komedii. Czego bowiem nie ruszyć , jakiej dziedziny życia gospodarczego nie dotknąć - wszędzie jest marnie albo jeszcze gorzej. Żadna z obiecanek sprzed czterech lat nie spełniła się, a ci zwyczajni ludzie, spragnieni poprawy trudnych warunków życia, którzy onegdaj uwierzyli, że oto wkroczymy w świetlaną, obiecywaną przez jedynie słuszna i uczciwą koalicję przyszłość - przeżywają frustrację i wstyd, chowają oczy i wolą się nie przyznawać do tego, że wybrali po prostu źle.
Na tym tle możemy codziennie oglądać doprawdy chwilami komiczny, a chwilami pełen cynizmu spektakl odgrywany przez naszych rządzących, a raczej ludzi czepiających się kurczowo rękami i nogami władzy, która im się z tych rąk wymyka, a do której przywykli, w której zasmakowali, i - jak się im wydaję, zostali do niej namaszczeni. Chociaż się do tego nie przyznają i robią dobrą minę do złej gry, zdają sobie oni przecież sprawę z tego, że rachunek trzeba będzie jednak zdać przed wyborcami, przyznać się do porażek albo też coś wymodzić, żeby wyjść na swoje, wyłgać się od odpowiedzialności. Co zatem widzimy z perspektywy gminnej? Widzimy, że partyjni koalicyjni głowacze z Unii Wolności wychodzą z premedytacją z koalicji, mimo że trzy lata na jej kiepskie wyniki wspólnie pracowali (to się nazywa polityczny rozsądek). Proszę, nie chcemy dłużej, tacyśmy szlachetni, firmować i odpowiadać za to, co się wali. I niby się udało, ale było szyte zbyt grubymi nićmi, żeby się udało, żeby nie było widać, że nie chodzi o jakąś tam Polskę, a o ratowanie własnych.... tego. A tu nagle pojawia się nowe ugrupowanie - Platforma, z doprawdy chytrzejszym programem przebijającym pomysł unijny i jakby pozwalającym lepiej się wykręcić z tego, co się spaprało. Dla kamuflażu (co za cynizm i czarna niewdzięczność) i uwiarygodnieni siebie ludzie Platformy atakują bez litości zarówno Unię Wolności i AWS, za, jak mówią, niedołęstwo dawnych kolegów, za ich skostnienie, za kłótliwość, kumoterstwo, brak kompetencji, korupcję i w ogóle za wszystko najgorsze, co się w Polsce w ostatnich latach porobiło. Jednak się porobiło, bo czyż nie najlepszym świadectwem tego są właśnie tego rodzaju wypowiedzi szefów Platformy nie zostawiających suchej nitki na dawnych kolegach. To już jest wyższa szkoła politycznego cynizmu i także ratowania z potopu własnych tyłków, a także włażenie po plecach dawnych sojuszników na suchy grunt. Nieładnie! Można nawet powiedzieć - wrednie. Ale co nam do tego!? Przy okazji tak zwani "nowi" ludzie z Platformy mrugają do społeczeństw - oto my nareszcie zrobimy porządek, bo my jesteśmy w tym towarzystwie jedyni porządni i sprawiedliwi, wolni od wad i w ogóle piękni. Tylko daj nam, narodzie, władzę. To my już cię urządzimy! Czy ludzie, czy część wyborców się na ten, skądinąd sprytny wybieg, nabierze? Już sama moralna strona tego przedsięwzięcia budzi niesmak. Bo czy można się spodziewać, że ludzie stosujący takie metody są wiarygodni, czy w ogóle można wierzyć w cokolwiek, co obiecują? Przecież, gdy zdarzy im się korzystna dla nich sytuacja, znowu zrobią odpowiedni przekręt i wykręt, jak to widzimy na przykładzie chociażby SKL-u, wykiwają słabszych sojuszników i przyłączą się do silniejszych. Tym bardziej jest to prawdopodobne, że w końcu są to ci sami ludzie, którzy dotychczasowy porządek-nieporządek tworzyli. Tak im nagle odbiło, tak nagle przejrzeli na oczy, tak szybko spłynęła na nich łaska rozumu? Wystarczy tylko spokojnie się przyjrzeć, kto tę nową, cudowną organizację tworzy. Przecież to ci sami ludzie, te same paniska, te same interesy, te same inicjatywy, tylko teraz lepiej zakamuflowane, bo niby lepsze od obecnej skompromitowanej władzy. Wystarczy jednak przyjrzeć się, kto do tej organizacji się garnie, czego się spodziewa, jakie profity wietrzy. Idzie przecież o to, żeby znowu paść na cztery łapy i wyciągnąć dla siebie, co się da. A już najbardziej prawdziwe intencje tych "reformatorów" widać w tych chwilach, kiedy niby się kłócą, a kurczowo trzymają się swych stanowisk i głosują w sejmie tak, by jak najdłużej w nim pozostać. Może tak powinno się prowadzić politykę, nam jednak, kiedy na to patrzymy, robi się niedobrze i straszno zarazem. Trochę ratuje nas nadzieja, że wyborcy się w tym wszystkim połapią, przeczytają uważnie kartki wyborcze, nie dadzą się nabrać i nie pozwolą na utrwalenie się takiej władzy i takich obyczajów.
RED.

Od Popielca do wiosny


Środę popielcową spędziłem w Ł., jak zwykle w pośpiechu, do czego zdążyłem przywyknąć. Wszystko z braku czasu; zanim się spostrzegłem, to stałem się "pracoholikiem", i tak mi pewnie zostanie. Przybywa też powodów do posypania popiołem siwiejącej coraz bardziej głowy. Do nich zaliczyłbym owe "mało czasu", jaki poświęcałem bliskim mi łobeskim osobom. Myślę przede wszystkim o rodzicach, ale także o przyjaciołach: Leonie, Karolu oraz Zenku. Ten ostatni został niedawno przypomniany w "Łobeziaku" jako niestrudzony kolekcjoner i zbieracz...niemal wszystkiego. Łączyła nas namiętność do zbieractwa, ale w latach 90 spotykaliśmy się coraz rzadziej, zaś po śmierci naszych ojców spotkania ustały. Żałuję tego, gdyż w moim otoczeniu panuje raczej przekonanie, że na zbieractwo (np. gromadzenie książek i czasopism, płyt itp.) po prostu szkoda czasu, a przede wszystkim pieniędzy. Jak kapitalizm, to kapitalizm (należy inwestować, a nie "wyrzucać" pieniądze na coś, co nie przynosi finansowych korzyści).....
Końcówkę tegorocznego przedwiośnia spędziłem w Krakowie i Zakopanem uczestnicząc w konferencjach informatycznych (jedna poświęcona "bezpiecznej integracji systemów", druga - systemom e - gospodarki czyli tzw. Nowej Ekonomii). Tam też obejrzałem wreszcie "Przedwiośnie" Bajona. Najkrócej rzecz ujmując, uważam film za nieudany, co oznacza, że nie zaliczę go do swoich ulubionych dzieł. Także filmowy Baryka nie znajdzie się wśród mych ulubionych ekranizacji znanych powieści (np. wśród takich kreacji, jak Maciek Chełmicki - Cybulskiego, Kmicic - Olbrychskiego czy Wołodyjowski - Łomnickiego). W filmie dostrzegam np.: brak spójnej wizji całości i epickiego rozmachu, zły montaż (sprawia, że mamy dość chaotyczny ciąg obrazów), niepotrzebnie rozbudowaną początkową część dziejącą się w Baku (epizody rewolucyjne nie robią większego wrażenia), raczej kiepski odtwórca roli głównej itp. Ważne (kluczowe?) rozmowy z Gajowcem czy Lulkiem po prostu gdzieś giną. Najlepsza jest chyba część dziejąca się w Nawłoci, w czym zasługa zarówno starszych aktorów, jak i młodych, uroczych aktorek, ale to za mało. Nie wykorzystam okazji spojrzenia na dramat Cezarego z dzisiejszej perspektywy - chociażby dlatego warto było przenieść na ekran powieść Żeromskiego. Chciałoby się zapytać reżysera: dlaczego zabrakło mu odwagi Żeromskiego? Myślę, że młody Andrzej Wajda mógłby stworzyć dzieło na miarę swego i Żeromskiego talentu. Ale to mogło się stać co najmniej ćwierć wieku temu. Wśród różnych opinii wygłaszanych z okazji filmu, nie zabrakło głosu przytaczanego już tu niegdyś krakowskiego filozofa (i publicysty), konserwatysty (liberała?). Otóż, podkreśla on, że ze wszystkich polskich klasyków do Żeromskiego miał zawsze najmniej serca, a najmniej podobało mu się "Przedwiośnie". A to dlatego, że "marzenia o Polsce szklanych domów nosi zbyt wiele naiwności dawnych złudzeń: wiarę w technikę, spółdzielczość, społeczny altruizm". Bohater zaś - konkluduje autor wypowiedzi (jak zwykle wyzbytej jakichkolwiek wątpliwości) - może fascynować jedynie tych, którzy "niedojrzałość traktują jako wartość egzystencjalną i intelektualną". No, i dobrze.
Przypomniała mi się anegdota opowiadana przez pewnego dowcipnego mieszkańca Krakowa. Otóż, do rektora uczelni przyszedł dziekan wydziału fizyki z prośbą o dodatkowe środki finansowe na badania. Rektor wytykając dziekanowi ciągłe prośby o pieniądze, stawia mu za wzór filologów, którzy proszą jedynie o ołówki i gumki, dodając, że np. tacy filozofowi , to nawet gumek nie potrzebują.
W Krakowie byłem świadkiem niezwykłego pochodu. Wśród wielu haseł dostrzegłem: "Chochoł wiecznie żywy! Był to jeden z elementów obchodu stulecia "Wesela" Wyspiańskiego - tego narodowego arcydramatu. Napisano o nim chyba wszystko, a Wajda w sposób olśniewający przeniósł niegdyś na ekran. Może warto przytoczyć kilka opinii o "Weselu" i jego autorze wypowiedzianych przed stu laty: "Takiej premiery, jak ta, drugiej już się nie przeżyło - ani później, ani nigdy...To był wstrząs psychicny, gromadzkie omamieni i olśnienie, chwyt za gardło... (A. Nowaczyński, "Albo ja jestem grafomanem, albo on" (H. Sienkiewicz), Albo ja, robaczku, jestem wariat, albo Wyspiański jest fertig (S. Przybyszewski), "to jest najpiękniejsza, najdziwniejsza, najgenialniejsza komedia, jaka istnieje nie tylko w Polsce, ale w całym świecie" (T. Boy- Żeleński).
W ostatnim dniu lutego zmarł Claude E. Shanon - amerykański matematyk i inżynier - twórca podstaw teorii informacji. Jego fundamentalna praca pt. "Matematyczna teoria informowania" ukazała się w 1948 r., w którym Norbert Wiener opublikował "Cybernetykę, czyli sterowanie i komunikowanie w zwierzęciu i maszynie". Od tych dzieł i, kilka lat wcześniejszych konstrukcji maszyn cyfrowych , rozpoczęła się "era informacji": powszechnie dostępnych komputerów i Internetu, e - gospodarki i e - Biznesu oraz tego wszystkiego, czego będziemy doświadczać w XXI wieku. Zmarły niedawno C. E. Shannon należał niewątpliwie do twórców "społeczeństwa informacyjnego", w którym przyszło nam żyć. Na dobre, i na złe.
Piotr Sienkiewicz

Życzenia świąteczne


Z okazji Świąt Wielkanocnych swoim Czytelniczkom i Czytelnikom serdeczne wiosenne życzenia wszelkiej pomyślności -
składa redakcja "Łobeziaka"

Carrantuohill


Dobrze wystartował klub "10" na ul. Browarnej. Codziennie zagląda do niego sporo młodzieży, urządzają sobie w nim też towarzyskie spotkania przy kominku grupy starszych mieszkańców z okazji różnych rocznic. Zachęca do tego przyjemne wnętrze, spokojna atmosfera panująca w lokalu i życzliwość gospodarzy. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, że będą się w klubie odbywać różne imprezy kulturalne, w dniu 13.03 br. wystąpił w nim ciekawy, znany także zagranicą, polski zespół o nazwie "Carrantuohill", grający muzykę irlandzką na fletach, kobzie, akordeonie, skrzypcach, perkusji i keybordzie. Przyszło na koncert pewno ze sto osób w różnym wieku. Wstęp był bezpłatny. A że muzyka była wesoła i skoczna - zebrani nie tylko jej słuchali, ale także podochoceni, zabrali się wkrótce do tańca. Wykonawców raz po raz oklaskiwano, gospodarzom dziękowano za przygotowanie przyjemnej imprezy. Zachęceni dobrym przyjęciem obiecują oni kolejne podobne atrakcje. Np. 7 kwietnia o godz. 20`00 wystąpi w "10-tce" znany zespół rockowy "Still Blue". / RED.

Co dalej z łobeskim rolnictwem?


Co dalej z łobeskim rolnictwem - pytam p. Juliana Sierpińskiego, człowieka bodaj najbardziej kompetentnego w naszej gminie we wszystkim, co tegoż rolnictwa dotyczy zarówno w krajowym jak i gminnym zakresie. Nie wszyscy nasi czytelnicy wiedzą, że p. Julian jest nie tylko rolnikiem-praktykiem gospodarującym w Łobzie na około 100 ha ziemi, ale także działaczem rolniczym na krajową skalę. Jest on mianowicie prezesem Krajowego Związku Stowarzyszeń Producentów Ziemniaka, jednej z najważniejszych organizacji rolniczych zrzeszającej branżę, od której w dużej mierze zależy stan polskiego rolnictwa. Rola ziemniaka nie maleje w gospodarce, jest on przecież ciągle jako źródło skrobi surowcem niezastąpionym w wielu gałęziach przemysłu. Skrobia ma kilkaset zastosowań. Trudno sobie wyobrazić np. przemysł spożywczy bez skrobi, nie mówiąc o ziemniakach w naszej kuchni. Jest p. Julian także doradcą wojewody zachodniopomorskiego do spraw rolnych. Zatem p. Julianie - co dalej z tym naszym rolnictwem?
J. Sierpiński: W tej chwili jest tak, jak każdy widzi czyli dla jednych rolników znośnie, dla większości tych drobniejszych - źle. Ceny na zboże są na razie przyzwoite i jeżeli się one utrzymają - może być nieźle, ale naprzód trzeba to zboże mieć. Jeśli jednak pojawi się import z Zachodu, którego domagają się polskie firmy przetwórcze - będzie źle. Przebąkuje się, że trzeba będzie zaimportować w tym roku 2 miliony ton ziarna. Czy w tych warunkach obecne ceny na polskie zboże się utrzymają? Rolnik polski żyje obecnie w ciągłej niepewności. Niestety, to trzeba przyznać, bardzo niski jest u nas poziom produkcji zbóż. Łobescy rolnicy, szczególnie ci, gospodarujący na małych areałach w tych warunkach nie osiągną tak czy owak zysku, nie zarobią na odnowienie produkcji na następny rok. Poza tym, żeby gospodarstwo rolne mogło jako tako egzystować, musi mieć środki do produkcji rolnej po cenach proporcjonalnych do zbywanego surowca. Tymczasem tak zwane nożyce cen coraz bardziej się rozwierają na niekorzyść producentów. Przykładem mogą tu być ceny nawozów, szczególnie azotowych. Nie dość, że polski rolnik stosuje ich mniej (90 kg/ha) niż subwencjonowany rolnik z Unii Europejskiej (180 kg/ha), to jeszcze ich ceny rosną szybciej niż ceny na produkty rolne. Tymczasem powinno być odwrotnie. Już wiemy, że za kilka dni ceny gazu w Polsce, który jest podstawowym surowcem do produkcji nawozów azotowych, wzrosną o 22%. Należy się zatem spodziewać, że nawozy podrożeją jeszcze bardziej, bo o koszty ich produkcji, a także o zysk, który musi przemysł osiągnąć, żeby "żyć". Dziś nic nikomu nikt nie daruje i stara się wykorzystać nadarzające się okazje, żeby osiągnąć jak największy zysk. Oto prosty przykład - jak tylko uruchomione zostają jakieś kredyt dla rolników to firmy nawozowe natychmiast podnoszą ceny na nawozów i wydzierają rolnikowi jego mizerne grosze, które miał przeznaczyć na inne cele. Tragicznie jest też z paliwem, którego ceny bardzo obciążają rolników. Czy w tym czasie nastąpi zwyżka cen na polskie produkty rolne, powiedzmy o tych 25 - 30 %? Proszę samemu sobie na to pytanie odpowiedzieć!
"Łobeziak": Co zatem zrobić, żeby to zmienić?
J.S. : Sposobów jest wiele i wszystkie są ważne. Należy wspomóc rolników, aby mogli zwiększyć swoją produkcję. Jeśli się im umożliwi powiększanie gospodarstw na godziwych warunkach i zapewni tańsze kredyty, jeśli nie będzie dumpigowych cen na importowane zboże, kiedy będą mieli zapewniony zbyt po stabilnych cenach, to sami postarają się zwiększyć produkcję. Że jest to możliwe - widać po tym, jak udało się, miejmy nadzieję na dłuższy okres, rozwiązać problemy hodowców ziemniaków. Otóż pod naciskiem producentów ziemniaków weszła w życie ustawa skrobiowa działająca jak przepisy Unii Europejskiej, wprowadzająca cła zaporowe na zachodnią skrobię (skądinąd wiem, że jednym z inicjatorów tych działań jest właśnie J. Sierpiński). Nastąpiła odnowa krajowego rynku, nie upadły polskie krochmalnie, zaś łobeska Krochmalnia miała w sezonie 2000/2001 zupełnie dobre wyniki. Spotykam się prawie co tydzień z życzliwym dla nas prezesem L. Kaczmarkiem i na bieżąco ustalamy ważne dla producentów sprawy. Uzgodniliśmy już na przykład wielkość kontraktacji na rok 2001 na 65 tys. ton surowca (więcej o 2 tys. ton niż w roku ubiegłym). Znamy już cenę minimalną za ziemniaki ustaloną przez Ministerstwo Rolnictwa, przemysł i producentów, wiemy, jakie będą opłaty kompensacyjne dla producentów po zakończeniu tegorocznej kampanii. Wiemy, że rolnik w tych warunkach może uzyskać około 1 zł w przeliczeniu na kilogram skrobi.
"Łobeziak": Ile pan sam wyprodukuje w tym roku ziemniaków? Ile inni rolnicy?
J.S.: Około 450 ton. Wiem, że podobne ilości uzyskają tacy miejscowi rolnicy jak Z. Papina czy Zb. Rudzki. W ogóle łobescy rolnicy są bardziej mobilni niż inni, ci z odleglejszego terenu. Bardzo namawiam innych rolników do uprawy ziemniaków, bo nawet uzyskawszy za nie cenę 0,90 zł za kilogram skrobi ich produkcja jest już dla nich opłacalna. Oczywiście pod warunkiem, że się ma odpowiednią wiedzę potrzebną do ich hodowli, z czym ciągle nie jest najlepiej. Wiadomo, że ziemniak jest trudny w uprawie, wymaga większych nakładów i pracy.
"Łobeziak": Ile zatem rolnik musi wyprodukować plonów, żeby w ogóle egzystować?
J.S. Musi mieć gospodarstwo odpowiedniej wielkości, żeby jego produkcja wystarczyła na utrzymanie rodziny i na prostą akumulację na rok następny. Na razie o inwestycjach nie ma mowy. Większość małych rolników nawet tego nie osiąga. Został opracowany na zlecenie wojewody zachodniopomorskiego tak zwany model gospodarstwa rolnego dla warunków, w jakich tutejsze rolnictwo funkcjonuje. Takie modelowe gospodarstwo powinno mieć 150 - 180 ha. Szczeciński Sejmik Samorządowy nie godzi się na takie rozwiązanie, chciałby utrzymać obecną strukturę wsi. Tymczasem Sapart (program pomocowy z Unii Europejskiej dla wspierania polskiego rolnictwa) warunkuje przyznanie swoich funduszy właśnie rolnikom, którzy gwarantują, że jego pieniądze zostaną spożytkowane nie na bezpośrednie spożycie, a na unowocześnienie ich gospodarstw, na inwestycje, na rozwój, na powstanie gospodarstw, które mogą konkurować z rolnikami zachodnimi. Nie powinno się polityków unijnych podejrzewać, że ich celem jest zniszczenie polskiego rolnictwa i zalanie Polski ich produktami rolnymi, wydaje się, że chcą oni uniknąć takiej sytuacji, która by ich zmuszała do wiecznego żywienia 39 milionów Polaków. Zatem musi powstać bardzo szybko przekonujący program mówiący o tym, jaka ma być struktura gospodarstw w naszym województwie i kto będzie wspierany z Sapartu. To jest skandal - bo takiego programu na razie nie ma. Niestety - wszystkich rolników nie da się z tych obiecywanych funduszy nie da obsłużyć. Trzeba się zdecydować, kogo popierać i trzeba się z tym spieszyć. Nie da się ukryć, że gospodarstwa 150 - 180 są najbardziej efektywne.
"Łobeziak": A co z małymi gospodarstwami, powiedzmy 10 - 20 ha, których jest u nas najwięcej?
J.S.: Muszą one zwiększyć produkcję do minimum 100 ton np. pszenicy, jeśli chcą sprostać konkurencji . Muszą powiększyć swój areał. Dobrze, że ziemi jest u nas ciągle dużo. AWRSP ciągle może ją rolnikom na dogodnych warunkach sprzedawać. Dla pozostałych, którzy będą zdawać gospodarstwa, muszą być uruchomione renty socjalne. Ziemia musi się dostawać w ręce tych rolników, którzy gwarantują jej zagospodarowanie na cele rolnicze, nie można jej zbywać ludziom, którzy traktują ją jako lokatę kapitału.
"Łobeziak": A co z produkcją zwierzęcą?
J. S: W tej dziedzinie sytuacja wygląda najgorzej i właściwie ta produkcja po prostu upadła. Nie muszę tego tematu rozwijać, bo wszyscy wiedzą i widzą, co się stało. Naprzód różnymi sposobami "wycięto" małe lokalne mleczarnie. Rolnicy porzucili hodowlę bydła, bo za mleko oferowano im ceny niższe niż za wodę mineralną. Poza tym teraz nie ma kto tego mleka odbierać. Ktoś, kto spróbowałby dzisiaj porwać się na hodowlę bydła mlecznego, z góry skazany jest na niepowodzenie. W naszej gminie praktycznie nie ma ferm hodowlanych, a w niektórych wsiach krowy można policzyć na palcach obu rąk. Koło się zamyka. To samo z lokalnymi rzeźniami, które właśnie upadają, a były one głównymi odbiorcami zwierząt w terenie. Rynek mięsny i przetwórstwo zostały zdominowane przez dwie duże firmy Agryf i Animex, które dyktują, a wręcz wymuszają niskie ceny. Najgorzej jest ze sprzedażą i odbiorem trzody. Upadła miejscowa rzeźnia prowadzona przez St. Kawkę, bo nie miała odpowiedniego wsparcia, a do której każdy rolnik miał blisko i w każdej chwili mógł odwieźć swoje zwierzęta i sprzedać je bez wybrzydzania, a potem z gotówką mógł pójść do sklepu i kupić jakieś spodnie. Teraz rolnik jest "pod ścianą" i z przymusu musi się zgodzić właściwie na każde warunki, które narzuca mu monopolista i który w każdej chwili może mu odmówić odebranie trzody. Dlatego hodowla zwierzęca upada. Po prostu nie opłaca się.
"Łobeziak": Czy wobec tego jest dla naszego rolnictwa jakaś choć trochę pomyślna perspektywa, a dla rolników jakaś szansa na godziwe życie?
J.S.: W przyszłości pewnie jest, jeśli w końcu nasze władze, jakie by one nie były, zdecydują się w końcu na jakąś określoną politykę rolną. Zresztą wymusi taką politykę wejście Polski do Unii Europejskiej. U nas, na miejscu, trzeba jak najszybciej uruchomić wspomniany przeze mnie program pilotażowy i zdecydować się, w kogo i w co inwestować te pieniądze, które można w tej chwili dostać, bo na utrwalanie i finansowanie takiego modelu rolnictwa jak obecnie, każde pieniądze byłyby za małe teraz i w przyszłości.
Rozmawiał W. Bajerowicz

Ludzie Łobza


Jadwiga Bas
Kolejną, nietypową postacią w naszym mieście jest nauczycielka wychowania przedszkolnego (z Przedszkola im. Krasnala Hałabały), znana nie tylko łobzianom, ale i okolicznym mieszańcom gminy, bo przez wiele lat pracowała w przedszkolu i szkole w Siedlicach - JADWIGA BAS. Ma ona różnorodne zdolności artystyczne,, doskonały smak artystyczny, wyczucie harmonii, duży kapitał inwencji. Swoje umiejętności poszerza drogą samouctwa. Potrafi (nie tylko!) szydełkować, robi na drutach, wyszywać, szyć, tkać na krosnach i wyczarowywać sznurkowe makramy. Ostatnio jej pasją stało się malowanie na szkle. Stworzyła bardzo bogaty zbiór obrazów, ozdobnych pojemników i dekoracyjnych ramek. Kocha zwierzęta. W jej gospodarstwie zawsze biegają psy (minimum 3), indyczki, perlice i króliki. Ostatnio przybyły jej dwie młode białe kózki, a w planach ma p. Jadwiga egzotycznego dużego ptaka - emu i miniaturowe świnki. Osobista skromność, wysokie poczucie taktu, domatorska natura nie przeszkadzają jej w żywiołowym podejmowaniu coraz to nowych artystycznych przedsięwzięć.

Jan Wielgus
Znanym i płodnym poetą, mieszkającym wprawdzie w Węgorzynie, ale związanym z Łobzem poprzez to, że jest przewodniczącym rejonowego zarządu Polskiego Związku Niewidomych w naszym mieście, jest Jan Wielgus. Często demonstruje on przyjmowane życzliwie swoje liryczne, a także społecznie zaangażowane wiersze na różnych imprezach związkowych, świątecznych i okolicznościowych. Klub Nauczyciela wydał Janowi Wielgusowi zbiorek jego wybranych utworów pod tytułem "Gorące serce" i w dniu 27 lutego zorganizował mu promocyjne autorskie spotkanie w ŁDK. Wiersze niewidomego poety ilustrowane piękną muzyką czytały nauczycielki, członkinie klubu: Agnieszka Andrusz, Elżbieta Konefał, Stanisława Szydłowska, Marzena Kamińska, Henryka Lach, Halina Chojnacka, Kowalska, a także recytował je obdarzony nieprawdopodobną pamięcią sam autor. Zamieszczamy poniżej tytułowy liryczny wiersz ze wspomnianego zbiorku.

GORĄCE SERCE
Słońce zgasło mi słońce
Jak to się stało
Że zniknął gdzieś słoneczny blask
Wracaj mi słońce
Tak bardzo pragnę
Doświadczyć twych promiennych łask
Nocy okrutna nocy
Wszędzie dokoła jest ciemno i czarno i mrok
Znikąd pomocy
Powiedz mi nocko
Do kogo skierować swój krok
Ktoś nagle podchodzi podaje mi rękę
I słyszę serdeczny czyjś głos
I jednym swym zdaniem przerywa udrękę
Odmienia beznadziejny los
Słońce ty jesteś słońcem
Ty jesteś światłem
Nadzieją schronienia wśród burz
Serce gorące
I już jest radość
I szczęście powróciło już
Bo nagle podchodzisz
Podajesz mi rękę
I słyszę serdeczny twój głos
I jednym swym zdaniem
Przerywasz udrękę
Odmieniasz beznadziejny los

Tu 'Łobeziak' nr 3974296 lub 608633195. Słucham ....?


1. "Zupełnie przypadkowo, śledząc tę dyskusję o prezydenckim prawie łaski, usłyszałem, że na przykład jednym ze skazanych na półtora roku ludzi, który zwrócił się do prezydenta o darowanie mu kary, był jakiś rolnik, którego zapuszkowano za to, że kiedy w jego wsi pojawiła się wścieklizna, nie chciał wydać na śmierć swojego burka. Kiedy miejscowy weterynarz wezwał policję, wtedy rolnik poszedł na policjantów z siekierą. Potem przeczytałem w gazetach o tym "profilaktycznym" wybiciu psów w tej wielkopolskiej wsi i wasz komentarz na ten temat. Naprawdę to zgłupiałem. Czyżby wszystko w takiej i podobnych sprawach zależało od tego, jak się interpretuje prawo i jak akurat ułożą się okoliczności. Przecież w tym pierwszym przypadku weterynarz prawdopodobnie stracił pracę, w tym drugim chłopinę zapakowano do więzienia. I to nie dotyczy jakichś tam teoretycznych wywodów na temat tego, co by było, gdyby, ale zdarzeń, które miały naprawdę miejsce!"
Czytelnik

2. "Stan naszych dróg, szczególnie tych terenowych, gruntowych, jest bardzo zły. Niesamowite wyboje mamy na przykład w Łobzie na Osiedlu Pomorskim. Kiedy były tegoroczne roztopy, to przez kałuże pełne błota trudno było tam przebrnąć nie mówiąc o przepastnych dziurach. Że też ludzie tam mieszkający zachowują jeszcze cierpliwość! Tak samo jest na wsiach - w Dalnie, w Prusinowie. Wydaje mi się, że nasze kłopoty z drogami tak naprawdę się zaczną, kiedy zaczną się sypać na dobre coraz bardziej dziurawe i wyboiste nie remontowane od lat drogi asfaltowe. Kto się z tym upora, kiedy nastąpi to wszystko na raz. Bardzo niebezpiecznie zarywa się studzienka na ul. Niepdległości naprzeciwko kiosku przy sklepie z komputerami, ledwo się na niej trzyma żelazna pokrywa. Aż strach pomyśleć, co będzie, kiedy ta pokrywa wyskoczy i w dziurę wpakuje się jakiś pojazd". / Zmartwiony kierowca

3. Jest połowa marca i wszystko jest jak mówi przysłowie: " marzec figlarzec, bo przeplata trochę zimy, trochę lata". Chwilami mamy piękne, słoneczne wiosenne dni, chwilami jest zimno, a wczoraj sypał nawet dość solidnie śnieg. Naszym zdaniem wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że pada bardzo dużo deszczu. Może się tak stać, że roczny limit opadów się skończy, jak to było w ubiegłym roku i w kilku poprzednich i będziemy mieli długotrwałą wiosenną suszę. / RED.

4. "Obrzydzenie mnie ogarnia, kiedy słucham codziennie w wiadomościach radiowych, że rebelianci, że terroryści albańscy znowu strzelali w Macedonii, że znowu coś spalili, że zabili kolejnych, Bogu ducha winnych ludzi, że trzeba z nimi zrobić porządek, że to bandyci. Trzeba się z nimi ostatecznie załatwić, bo znowu naruszą pokój na Bałkanach, trzeba przeciw nim wysłać wojska NATO i obrzucić ich bombami. Co za perfidia - jeszcze rok temu pisano i mówiono to samo o Serbach zabijanych i wypędzanych z Kosowa i na dodatek bombardowanych przez największą armie świata, a o dzisiejszych terrorystach nie mówiono inaczej, jak o bohaterskich powstańcach. Mam sumienie czyste, bo wbrew ówczesnej propagandzie myślałem i mówiłem co innego i współczułem Serbom, których kilkaset tysięcy musiało wtedy uciekać ze swojej odwiecznej ojczyzny, bo Kosowo to przecież historyczna kolebka Serbów. To tak, jakby nagle Polaków wygnano z Wielkopolski. Ani słowem nikt się wtedy nawet nie zająknął, że w 1912 roku z tegoż Kosowa wypędzono przeszło milion Serbów. Nasza prasa nie jest, niestety, obiektywna, a może po prostu łasi się do tych, co akurat są silniejsi albo, co jest najbardziej prawdopodobne - dziennikarze są niedouczeni, nie potrafią zajrzeć do pierwszej z brzegu encyklopedii". W. I.

5. "Na tereny posesji położonych przy stadionie miejskim wyrzucane są śmieci: butelki po piwie i innych napojach alkoholowych, koszulki sportowe itp. Skoro klub sportowy jest utrzymywany z naszych podatków, mamy chyba prawo wymagania tak oczywistego nawyku jak wyrzucanie odpadków i niepotrzebnych rzeczy do pojemników na śmieci.

6. "3 marca odbyło się, jak co roku, składanie kwiatów pod Pomnikiem Wdzięczności, który na szczęście ocalał, chociaż swego czasu odzywało się w Łobzie kilku oszołomów, żeby go rozwalić, bo postawiła go "komuna". Tymczasem jest to pomnik-symbol postawiony w dowód pamięci tym wszystkim, którzy polegli w drodze ku niepodległej Polsce. Mamy jednak u nas kilka miejsc, w których stoją skromne pomniki np. w Tarnowie czy Świętoborcu, a nawet nagrobek na naszym cmentarzu, postawione znanym z nazwiska żołnierzom polskim, którzy polegli na Ziemi Łobeskiej. To im przede wszystkim należy się wdzięczność i pamięć, To są nasze miejscowe pomniki-pamiątki może ważniejsze niż pomnik przy Niepodległości. Nie zauważyłem jednak, by ktoś o nich pamiętał z okazji rocznicy 3 Marca i złożył w tych miejscach choćby jakiś skromny kwiatek. To przykre". / Kombatant WP

Wiadomości wędkarskie


Wiosenne Porządki
Szybkimi krokami zbliża się do nas wiosna, przyszedł więc czas na wiosenne porządki. W tym roku wędkarze z "Karasia" ostro wzięli się do roboty i ruszyli do trzebienia krzaków zarastających jezioro Moszczenica. Poświęcili tej pracy dwie kolejne niedziele - 4 i 11 marca. Miała ona rozpocząć się już w lutym, jednak jest w Łobzie pewna grupa ludzi, którym nie podoba się działalność "Karasia" i próbowali mu przeszkodzić. Zarząd stracił mnóstwo czasu na załatwienie wszystkich urzędowych "papierków" i niewątpliwie odbiło się to wszystko niekorzystnie na efektywności całej akcji. Szkoda też, że tak niewielu wędkarzy się w nią zaangażowało.

Wystawa Pawła Rubinowicza


Jeśli już dyrektor naszej Biblioteki Miejskiej Eugeniusz Szymoniak zorganizuje u siebie jakąś wystawę, to zawsze jest ona wydarzeniem artystycznym poszerzającym naszą wyobraźnię, dającym możliwość w naszych skromnych, gminnych warunkach spotkania się ze sztuką pisaną małą czy czasami dużą literą. Raz są to skromne retrospektywne wystawy naszych łobeskich amatorów, dające im możliwość zaprezentowania się szerszej publiczności i zaznania przyjemności, jaką jest uznanie i podziw ze strony zwiedzających - w końcu żadna sztuka bez widzów nie istnieje. Kiedy indziej są to spotkania z artystami zawodowymi. Tych drugich jest znacznie mniej, niestety, bo dla ich organizacji potrzeba zawsze parę złotych, których Bibliotece braknie nawet na opędzenie podstawowych potrzeb. Trzeba wielkiej obrotności dyrektora i życzliwości artystów, żeby zechcieli nasze miasto odwiedzić. Dlatego za każdym razem są to wydarzenia przyjemne, uroczyste i bardzo potrzebne.

Właśnie w dniu 12 marca br. mieliśmy możliwość zwiedzenia wystawy artysty oryginalnego, uznanego - Pawła Rubinowicza ze Szczecina, młodego, urodzonego w 1973 roku architekta, naukowca, członka Międzynarodowego Towarzystwa Geometrii i Grafiki, z zamiłowania fotografika, a na dodatek skromnego i sympatycznego człowieka. Uczestniczył on w wielu konkursach i wystawach zagranicznych. Zaprezentował nam Paweł Rubinowicz w Łobzie swoje barwne fotogramy - dwa ogromne i kilkadziesiąt mniejszych. Na tych przykładach mogliśmy się przekonać, czym jest i jakie wspaniałe możliwości daję fotografia artystyczna i skonfrontować tę wiedzę z tym, co robimy na co dzień pstrykając tzw. zdjęcia.

Wszystkie zdjęcia prezentowane na wystawie zostały wykonane na przełomie lipca i sierpnia w trakcie podróży autora do Południowej Afryki na konferencję naukową. Część z nich została zrobiona z samolotu, a część ilustruje w sposób szkicowy przyrodę, krajobrazy i architekturę tego niezwykłego wielkiego kraju. Większość z tych niezwykłych, już nie tyle zdjęć, co pięknych obrazów, to impresje pokazujące fascynacje autora możliwościami, jakie daje obiektyw fotograficzny w rękach i oku artysty.
Dyrektorowi Szymoniakowi należą się duże podziękowania za to, że potrafił zwabić do Łobza Pawła Rubinowicza, z czym łączy się prośba - więcej takich wystaw w naszym mieście! / W. B.

Wzruszający Dzień Kobiet


W dniu 10 marca w Domu Kultury łobeski rejonowy oddział Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów zorganizował tradycyjną imprezę związaną z obchodami Dnia Kobiet. Jak zwykle, jak co roku bez przesady motorem uroczystości była niestrudzona prezes łobeskiego oddziału Teresa Zienkiewiczowa. Dzięki niej i gronu bardzo aktywnych członkiń łobeskie ZERI cieszy się dużym autorytetem w naszym środowisku i przyciąga bardzo liczne grono członków i sympatyków trzeciego wieku, dla których uczestnictwo w pracach oddziału jest miłym i relaksującym zajęciem, odrywającym ich od codzienności i związanych z nią, często ciężkich problemów życiowych.

Właśnie tegoroczny Dzień Kobiet był przykładem takiej przyjemnej uroczystości, dającej chwilę wzruszenia i odprężenia 120 zebranym w ŁDK członkom ZERI. Imprezę prowadziła i okolicznościowym słowem wiążącym wypełniała pani Teresa, ona też dyrygowała dwudziestoosobowym chórem związkowym "Uśmiech". Tu warto przypomnieć, że chór ten odniósł już wiele sukcesów w swoich występach poza Łobzem, a akompaniują mu członkowie związku Stanisław Rybak i Franciszek Szućko. W przerwach występów chóru Agnieszka Andrusz, Wanda Bieńkowska i Cecylia Zielińska recytowały wiersze nawiązujące do tematu uroczystości, a piękny taniec cygański odtańczyła wychowanka Środowiskowego Ogniska Wychowawczego TPD Ewa Artuszewska. Najlepsze życzenia wszystkim paniom złożył wiceprzewodniczący związku Jan Woźniak, a następnie każda z nich została obdarowana czekoladą.

Pierwszą część imprezy zakończono piosenką "Uśmiech", która między innymi mówi:
" Uśmiech najprostszą jest drogą
Do szczęścia, do ludzkich serc.
Świat się piękniejszy otworzy przed tobą,
Gdy tylko uśmiechniesz się."
W trakcie drugiej części imprezy bawiła się już cała sala - 120 osób. Śpiewano powszechnie znane piosenki, brano udział w konkursach z nagrodami. Poczęstunek i uroczysty wystrój stołów, bo nie obyło się bez kawy i innych napojów oraz ciast - przygotowali: Mirosława Gawlik, Janina Ślusarczyk, Maria Idzik, Marta Galczak, Jan Downar, Bolesław Kolaszyński i Tadeusz Wachowicz. Warto tu dodać, że imprezę sfinansowali sami członkowie. Pomogli rencistom życzliwie Krzysztof Galczak i Aleksander Białek, użyczając do transportu swoich samochodów. Oklaskom nie było końca. Nikomu nie chciało się iść do domu. A kiedy chór zaśpiewał "Rozstania nadszedł już czas"" - wszyscy ze łzami w oczach, łzami radości, dziękowali organizatorom i sobie za wspaniałe spotkanie. Obok zamieszczamy fotoreportaż z tegorocznego Dnia Kobiet w Łobzie. Mamy nadzieję, że chociaż w skromnym stopniu oddaję on nastrój tej uroczystości. RED.

Dobra kampania i dobre perspektywy


"Łobeziak": Panie prezesie - zwracam się do prezesa Zarządu "Nowamylu S.A" czyli po prostu łobeskiej krochmalni, inż. Mgr. Leszka Kaczmarka - na tak zwanym "mieście" ale także w prasowych sygnałach mówi się, że krochmalnia to właściwie jeden z niewielu zakładów przemysłowych w naszym regionie, a w Łobzie na pewno, który nie tylko radzi sobie dobrze z bieżącą produkcją, ale także będzie ją zwiększać i podejmie zadania inwestycyjne w najbliższej przyszłości. Czy pan to potwierdza?
L. Kaczmarek: Wprawdzie nie wypada się chwalić, ale to jest prawda. W ostatniej kampanii produkcyjnej 2000/2001r. w pełni wykorzystaliśmy nasz potencjał produkcyjny (po raz pierwszy zresztą od 11 lat) i przetworzyliśmy wszystkie zakontraktowane ziemniaki w wysokości 62 tys. ton, a nawet skupiliśmy nadwyżki od rolników w wysokości 3 tys. ton. Rok zakończyliśmy zyskiem. Pokryliśmy wszystkie nasze zobowiązania wobec wierzycieli, zaś nasi dostawcy surowca zostali spłaceni właściwie na bieżąco, bo w ciągu 14 dni.
"Łobeziak" -Jak to się tak nagle stało? Przecież jeszcze w ubiegłym roku miał pan sporo wątpliwości związanych ze złą organizacją polskiego rynku skrobiowego, jego przyszłością i zagrożeniami?
L.K.: To prawda. Polska skrobia przegrywała ze skrobią unijną, nie dlatego, że była gorsza, była nawet lepsza, ale pojawiała się ona na rynku bez pomocy ze strony państwa, dlatego musiałby być droższa i nie wytrzymywała konkurencji. Jednak od tamtej pory wiele się zmieniło. Zahamowany został import skrobi. Już drugi kolejny rok Agencja Rynku Rolnego organizuje przetargi na dopłaty do eksportu skrobi. Łobeska krochmalnia wygrała w ubiegłym roku taki przetarg, co umożliwiło jej eksport 4,5 tys. ton czyli 1/3 wyprodukowanej skrobi (ogółem wytworzono jej w Łobzie 13 tys. ton). 2 tys. ton kupiła Unia Europejska, 2,5 tys. ton kraje azjatyckie. Sprzedaż w czasie kampanii 1/3 dotowanej produkcji spowodowała, że można było na bieżąco regulować wszystkie zobowiązania, z czego dostawcy surowca - rolnicy, byli nareszcie zadowoleni. Weszła w życie "Ustawa skrobiowa", skutecznie chroniąca polskich producentów. Te dopłaty do eksportu stały się elementem stałym, można teraz konkurować z UE. Ustawa regulująca rynek ziemniaczany mówi między innymi, że krochmalnie będą przetwarzały tylko ziemniaki wcześniej zakontraktowane, przez co rolnicy będą bardziej związani z krochmalniami, uniezależnieni od wahań na rynku, a po kampanii również i oni dostaną dopłaty kompensacyjne. Co więcej - dopłaty te nie obciążą krochmalni, bo pochodzić będą z budżetu państwa, które będzie także wyznaczało ceny minimalne. Krochmalnie też będą dostawać dopłaty w ramach kwot produkcyjnych, tak jak w UE. Firmy zużywające dużo krochmalu z takich branż jak na przykład spożywcza, farmaceutyczna czy papiernicza też będą otrzymywały dopłaty i nie będą się musiały oglądać za skrobią zagraniczną. "Ustawa skrobiowa" jest przyjmowana z dużymi nadziejami zarówno przez rolników jak i przemysł skrobiowy, bo powoduje ona ściślejsze powiązanie pomiędzy obu partnerami i widoczne korzyści dla obu stron,
Właściwie to rozwiązanie jest modelowe dla całego polskiego rolnictwa i przetwórstwa rolno-spożywczego, stajemy się w ten sposób równorzędnymi partnerami zachodnich producentów.
"Łobeziak" - Jak zapowiada się zatem tegoroczna kampania w krochmalni? Czy treść ustawy dotarła do rolników, czy jej postanowienia spowodują w perspektywie odbudowę hodowli ziemniaków i ożywienie miejscowego rolnictwa?
L.K. Można takie nadzieje mieć. Jest duże zainteresowani wśród rolników. Wiedzą oni, że jest ustawa skrobiowa. To jest przyszłość dla miejscowego rolnictwa. Kontraktujemy już ziemniaki na nowy sezon. Skupimy w tym roku 65 tys. ton surowca. Dodam do tego, że rolnicy są przez nas kredytowani w postaci równowartości 1300 zł na hektar zakontraktowanych ziemniaków w nawozach, sadzeniakach i środkach ochrony roślin. Dużo sobie obiecujemy po państwowym branżowym programie rozwoju hodowli i przetwórstwa ziemniaka. Przewiduje on między innymi możliwość uzyskania kredytu oprocentowanego w wysokości 7% rocznie z karencją na 8 lat. Zamierzamy się o taki kredyt ubiegać na modernizację zakładu, na zwiększenie produkcji, ochronę środowiska, unowocześnienie technologii. Jednym z naszych większych zamierzeń jest budowa linii odzyskiwania białka ziemniaczanego z soku komórkowego ziemniaków, który do tej pory nie był wykorzystywany z braku odpowiednich urządzeń. Takie białko to bardzo poszukiwany produkt. Budowa takiej linii poprawi skład ścieków i zmniejszy ich uciążliwość.
"Łobeziak" - Czy każdy rolnik może zakontraktować w krochmalni swoje ziemniaki, nawet wtedy, gdy gospodaruje na niewielkim areale?
L.K. Oczywiście. Żeby skupić naszych 65 tys. ton surowca, to znaczy dużo, będziemy zawierać kontrakty nawet na mniejsze ich ilości. Poza tym zależy nam na tym, żeby współpracowali z nami rolnicy gospodarujący bliżej "komina". Jest tylko jeden warunek, z którego musi sobie zdawać sprawę rolnik - opłaci mu się hodować ziemniaki, jeśli potrafi osiągnąć plon z hektara w wysokości 300 q i o zawartości skrobi 18,5%. Dobrzy plantatorzy z naszego terenu znacznie przekraczają taką wydajność, jak i poziom skrobiowości.
"Łobeziak" - Jak się panu współpracuje z rolnikami? Czy dzieje się to na zasadzie monologu silniejszego ze słabszymi?
L.K. Mamy wspólne interesy, jesteśmy partnerami i nie możemy sobie pozwolić na lekceważenie kogokolwiek. Spotykam się często z prezesem Związku Producentów Ziemniaka w Polsce Julianem Sierpińskim i na bieżąco konsultujemy nasze problemy.
Rozmawiał - W. Bajerowicz

Dyżury radnych powiatowych


Podajemy do wiadomości terminy dyżury radnych powiatowych z terenu Gminy Łobez.
Dyżury odbywają się w Urzędzie Gminy w sali 22 w godz. 15.00 - 16.00
7.5.2001 Ryszard Sola
23.04 i 18.06.2001 Ewa Augustjańska-Szulc
09.04.2001 Antoni Gutkowski
7.5.2001 Zofia Krupa
21.05.2001 Jan Paszkiewicz
Oczywiście poza dyżurami z radnymi można nawiązywać bezpośredni kontakt na bieżąco i w miarę potrzeb. / J.S.

Imprezy


Imprezy kulturalne i rekreacyjne w 2001 roku
Na początku roku ukazały się wydawnictwa sygnalizujące imprezy kulturalne i rekreacyjne, jakie odbędą się w bieżącym roku na terenie naszego województwa. Szczecińskie Towarzystwo Kultury wydało w formie broszury "Kalendarz Imprez kulturalnych i rekreacyjnych", natomiast "Unia miast i gmin dorzecza Regi" wydała składankę "Kalendarium imprez". Wśród licznych imprez znalazły się też nasze, łobeskie. Wymieniono ich aż 16. I tak odbędą się do końca br.:
kwiecień - Łobeski Dzień Drzew
22-27 kwietnia - Tydzień Ekologii
18-21 maja - Majowe Spotkania Orkiestr Dętych
20 maja - Wojewódzkie Prezentacje Orkiestr i Zespołów Instrumentów Dętych
31 maja - Biegi o Memoriał im. Tomasza Hopfera
1-3 czerwca - V Łobeskie Spotkania Niepełnosprawnych
15 czerwca - Festyn "Dni Łobza"
15-30 czerwca - Międzynarodowa wystawa fotograficzna "Łobez wczoraj i dziś"
Festiwal Kapel Podwórkowych
14-22 lipca - Spływ kajakowy "Regą do morza"
15-16 września - Festyn "Pożegnanie lata"
21 września - Złaz turystyczny do Bonina
22-23 października - II Przegląd Teatrzyków Środowiskowych Domów Samopomocy
11 listopada - Turniej szachowy o puchar "Gminy Pomorskiej.
Bliższe szczegóły organizatorzy będą podawać na plakatach oraz w lokalnej prasie. / Zbigniew Harbuz

Kronika policyjna


Kronika policyjna
07.02.2001. W Łobzie na ul. Kolejowej będący pod wpływem alkoholu Jarosław P. przy pomocy łomu usiłował włamać się do baru "Kufelek" własn. Mariana C., celu nie osiągnął, ale spowodował duże straty.
10.02. Podczas kontroli drogowej policjanci zatrzymali kierującego rowerem Grzegorza G. z Byszewa, u którego stwierdzili 3,9 promila alkoholu w wydychanym powietrzu (dawka dopuszczalna 0,2 promila. Człowiek ten musiał skonsumować bodaj pół litra alkoholu. W. M.). Tego samego dnia w Łobzie na ul. Armii Krajowej zatrzymano kierującego volkswagenem Passatem nietrzeźwego Witolda S. z Łobza.
12.02. Na ul. Szkolnej w Łobzie policjanci zatrzymali nietrzeźwego rowerzystę Janusza J. Tu warto przypomnieć, że według nowego kodeksu karnego - kierujący samochodem czy rowerem, u którego stwierdzono od 0,2 do 0,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu staje przed Kolegium ds. Wykroczeń, zaś przekraczający tę granicę staje przed Sądem i wytacza mu się sprawę karną.
16.02. Policjanci zatrzymali w Łobzie Ryszarda Sz. i Adama R, z Pęczerzyna, którzy wspólnie ukradli pompy elektryczne, wyłączniki elektryczne, wtryskiwacz do silnika wysokoprężnego i inne przedmioty wart. 350 zł na szkodę AWRSP.
17.02. W pociągu na odcinku Runowo-Łobez nieznany sprawca ukradł na szkodę Julianny K. ze Stargardu Szcz. torbę turystyczną z 6 garsonkami wart. 1000 zł. Torba została odzyskana.
14/18.02. W Łobzie na ul. Nowe Osiedle nieznany złodziej ukradł piłę motorową marki Stihl wart.1000 zł z przydomowej komórki na szkodę Jerzego S.
17/18.02. Na ul. Wojska Polskiego nieznany sprawca włamał się do altanki i z jej strychu ukradł 25 gołębi pocztowych wart. 6000 zł na szkodę Ryszarda T.
21.02. O godz. 16`30 w Łobzie na ul. Komuny Paryskiej nieznany sprawca ukradł (w biały dzień) postawionego na chwilę na parkingu przy UMiG mercedesa 124 wart. 52 tys. zł na szkodę obywatela Niemiec Rudolfa F. Rudolf. F. Szukał możliwości inwestowania w Polsce. Ładna promocja naszego kraju!
02/03. 03. W Łobzie na ul. Bocznej nieznany sprawca po wybiciu szyby w barze " U Majora" ukradł 8 paczek papierosów wart. 47 zł i 320 zł. na szkodę Alicji S.
07.03. Na ul. Okopowej spaleniu uległ ford Transit własn. Piotra M. wart. 12.000 zł.
03-04.03. W Poradzu nieznany sprawca ukradł 70 m kabla elektrycznego 4-żyłowego wart. 320 zł na szkodę Henryka R.
7/8.03. Na ulicy Bocznej nieznany sprawca zniszczył drzwi wejściowe wart. 300 zł do sklepu własn. Krystyny S.
08.03. O godz. 12`00 w Łobzie w dole kloacznym ubikacji zewnętrznej na ul. Komuny Paryskiej nr 1 pracownicy ZGKiM podczas opróżniania tego dołu odkryli zwłoki noworodka płci męskiej. Prokuratura wszczęła śledztwo w celu ustalenia matki i okoliczności tej potwornej zbrodni.
09.03. W Łobzie na ul. H. Sawickiej policjanci zatrzymali motorowerzystę. Miał on w wydychanym powietrzu 3,9 promila alkoholu we krwi. Człowiek ten musiał wypić co najmniej 3 litra alkoholu. Jak on się w ogóle poruszał?
Podał do druku nadkomisarz Wiktor Mazan

Kłusownictwo w naszej gminie


Oddzielnym, spędzającym sen z oczu problemem jest kłusownictwo. Jest to już naprawdę plaga. Można zrozumieć, że jest bezrobocie, chociaż nie do końca tak jest z tym bezrobociem, bo jednak nie wszyscy chcą jeszcze pracować. Coś na ten temat leśnicy w Łobzie wiedzą.

Zawsze twierdzono, zresztą historia to potwierdza, że w czasie wojen las żywił, chronił i bronił. Już król Jagiełło, kiedy sposobił się do wojny z Krzyżakami intensywnie polował w kniei, czyniąc zapasy mięsa na kampanię przeciw nim. Dzisiaj wiemy, że jest obecnie bieda, szczególnie na popegeerowskiej wsi, ale nie można też popierać kłusownictwa, które się między innymi z tej biedy szerzy w takiej formie, jak to się dzieje obecnie. Tym bardziej, że kłusownik nie przestrzega okresów ochronnych. Jego sidła wpadają zwierzęta, giną one często w wielodniowych męczarniach, często są to karmiące matki. Można powiedzieć, że jest to w takich przypadkach zbrodnia. Kiedy wreszcie myśląca istota ludzka, jaką jest podobno człowiek, zrozumie, że jest to w przełożeniu tak jak w rodzinie - naprzód ginie matka, a potem z głodu jej dzieci. Jest to wszystko przerażające. Zdarza się tak, że kłusownik zakłada bardzo dużą ilość wnyków, łapie się w nie wiele zwierząt, a on potem zapomina, gdzie założył sidła. Los zwierzęcia konającego w niesamowitych męczarniach kłusola już nie obchodzi. Chciałoby się powiedzieć - jeżeli już, człowieku, nie masz wyjścia, w domu czekają godne dzieci, to przynajmniej sprawdź, gdzie zastawiłeś pułapkę, pamiętaj także, że jeżeli zabiłeś dziczą matkę, to małe prosięta nie poradzą sobie bez lochy i w końcu zginą. Twoje, kłusowniku, dzieci, mimo biedy nie zginą, bo ciągle możesz liczyć na dobrych ludzi, na państwowe wsparcie.

Zgadzam się z łowczym koła "Lis" R. Regułą, że kłusownictwo to w tej chwili w łowiectwie największy problem. Szefowie pozostałych kół łowieckich też tak twierdzą i według ich szacunków około 30 - 40% zwierzyny ginie w sidłach i wnykach. Mamy aktualnie świetne prawo łowieckie, w którym zapisano sankcje karne za ten proceder. I co z tego? W wielu przypadkach udowodnienia kłusownictwa sądy orzekają, że ma ono małą szkodliwość społeczną. Tymczasem myśliwym i leśnikom nie chodzi o to, aby kłusoli szybko wsadzać do więzienia. Udowodniona wina musi być ukarana, a dotkliwa kara powinna spełniać odpowiednią prewencję. Obecnie koła łowieckie organizują akcję zbierania wnyków. Efekt to już nie kilogramy wnyków, ale kwintale. Osobiście to widziałem. Także leśnicy łobescy pomagają przy likwidacji tych bandyckich urządzeń.

Znamy miejscowości, których mieszkańcy są najbardziej aktywni w uprawianiu kłusownictwa, nie podaję jednak ich nazw, gdyż mógłbym obrazić tych ich mieszkańców, którzy są uczciwi. Zapewniam jednak, że nie odpuścimy i zgodnie z naszymi możliwościami, będziemy prowadzić kontrole gospodarstw przy pomocy naszej policji i straży leśnej. I w tym miejscu serdecznie dziękuję policji w Łobzie, szczególnie szefowi tej instytucji za wspólne trzydniowe działania operacyjne w tym zakresie. Przyniosły one efekty profilaktyczne.

Wśród kłusoli są także tacy osobnicy, którzy zamordowaną we wnykach zwierzynę pokątnie sprzedają, a uzyskane pieniądze przeznaczają na "jabole", zatem nie dla poratowanie głodujących dzieci, a zalania tzw. przysłowiowej "mordy". Właśnie ci wandale są w kręgu szczególnego zainteresowania z naszej i policji strony. Środki masowego przekazu podają , że "spryt" i bezczelność kłusoli przekracza już wyobrażenie, albowiem zdarza się, że oferują oni naiwnym, co się nie mieści w głowie - ale psie mięso! Oto do czego już doszło!

Nie jestem narzekaczem, ale kiedy się widzi efekty kłusownictwa bezpośrednio w terenie, kiedy trzeba dokonać odstrzału złapanego we wnyki, konającego od tygodni zwierzaka i patrzeć na tę skórę i kości, jakie z niego pozostały - wówczas ogarnia człowieka złość i szlag go trafia. Proszę mi wybaczyć w tym miejscu, że używam tu takiego języka, ale jak się od niego powstrzymać, gdy widzi się taką nieludzkość.

Ostrzegam kłusowników i potencjalnych nabywców taniego, pochodzącego z nieznanego źródła, mięsa, przed tym, że każda istota żywa, zwierzęta leśne w szczególności, ma swoje choroby, które są groźne także dla człowieka.
Telewizja i prasa podawały informacje o wielu przypadkach zarażenia się ludzi włośnicą, bardzo groźną chorobą odzwierzęcą. Jeden z najgroźniejszych przypadków zarażenia się włośnicą miał miejsce w okolicach Łobza, kiedy zaraziło się nią i trafiło do szpitala100 osób po zjedzeniu smacznej, ale zarażonej wędliny. Włośnica jest ciężką chorobą wywoływaną przez pasożyty, powodującą niekiedy zgon i pozostawiającą w człowieku skutki do końca życia. Jej przebieg jest bardzo ciężki i bolesny i nie ma na nią do tej pory żadnego lekarstwa poza unikaniem spożycia nie badanego mięsa. Poza zwierzyną leśną giną także z rąk kłusowników także chronione łabędzie, co też u nas widać po zmniejszaniu się ich populacji. Informuję, że za zabicie takiego ptaka odsiadka w więzieniu pewna, a dodatkowo kara pieniężna w wysokości nie mniejszej niż 10 tys. zł.

Problemem dla łowiectwa są także wałęsające się psy i koty. Tutaj też zgadzam się z myśliwymi, że wielu posiadaczy psów wypuszcza je do lasu, aby się same mogły wyżywić. Tymczasem jest ustawa o ochronie tych zwierząt i niby bardzo dobrze. Przecież pies i kot to nie rzecz, a także istota żywa, jednak myśliwi i leśnicy nie lubią ich w lesie. To, że zwierzęta te można spotkać bardzo często w lesie nie tyko spacerze z ich właścicielami, a samopas jako groźne szkodniki, to już bezsporna wina beztroskich ludzi. Sprawa ta musi być uregulowana chociażby przez powszechne znakowanie naszych czworonogów, bo takie wałęsające się zwierzęta są nosicielami wścieklizny poprzez swoje kontakty z zakażonym dzikimi mieszkańcami lasu. Praktycznie wszystkie raz po raz wybuchające w Polsce ogniska wścieklizny powstają w ten sposób.

Jeżdżę ostatnio dużo po Polsce - ileż to widać porzuconych przy szosach i autostradach porzuconych psiaków. I znów ogarnia mnie szewska pasją przy tych okazjach. Takie psiny służyły do czasu jako zabawki czy chwilowy kaprys, a kiedy się znudziły, to się je wywiozło w nieznane i wywaliło się z samochodu byle dalej od jaśniepańskiego domu. Chce się powiedzieć w takich okolicznościach - dokąd idziesz, chrześcijański narodzie, a dotyczy ono i kłusownictwa i tych nieszczęsnych piesków także. Obyś kiedyś, gdy będziesz w krytycznym położeniu, nie spotkał się sam z podobną bezdusznością. Całe szczęście, że ta znieczulica dotknęła tylko niewielką część naszego społeczeństwa.

Zdaję sobie też sprawę z tego, że na liczebność drobnych zwierząt takich jak zające, bażanty czy kuropatwy poza kłusownikami mają wpływ nadmierna ilość kruków czy innych ptaków drapieżnych i lisów. W przypadku gatunków ptaków i zwierząt chronionych ograniczających populację zwierzyny drobnej Minister Środowiska podejmuje stosowne rozwiązania i trakcie opracowania są odpowiednie rozporządzenia regulujące te zagrożenia. Innym problemem, który można najszybciej załatwić to sprawa nadmiaru lisów. To że lisy są szczepione przeciw różnym chorobom, głównie wściekliźnie, to jest dobrze. Ich populacja jest w tej chwili dzięki temu zdrowa. Jeszcze dziesięć lat temu połowa ich populacji była chora na różne choroby. Lisy były wtedy także w cenie ze względu na poszukiwane futro. Przypominam sobie z tamtego czasu miny myśliwych, którzy uważając lisy za najbardziej "pieniężne" zwierzęta strzelali masowo sztuki z parchem i wyleniałą kitą i bez sierści na skórze oraz z ropiejącymi ranami. Nietęgi to były miny. Obecnie szczepi się lisy z powietrza, żeby ich populacja całkiem nie wyginęła. Tępią one przecież ogromną ilość myszy i innych drobnych gryzoni. Niemniej populację lisów trzeba dzisiaj ograniczać przy pomocy odstrzałów. Koła łowieckie dużą ich ilość przeznaczyły obecnie właśnie do odstrzału. Jednak z wykonaniem tego zadania jest gorzej. Kiedyś, kiedy lis był w modzie, a jedna skórka to była kupy forsy, a futro na dodatek super lub the best - uśmiech towarzyszył myśliwemu. Problem lisów dawno by się dzisiaj skończył w łowiectwie, gdyby nie to, że skórka lisa ma obecnie wartość wystrzelonego naboju. Z pozyskania lisa nikt się dzisiaj nie cieszy, nie ma mowy o uśmiechu i nie ma chęci do odstrzału. Tu przepraszam niektórych myśliwych za takie skojarzenia, ale to jest prawd. Tymczasem regulowanie populacji lisa to obowiązek każdego myśliwego!

Generalnie mój pobyt w Nadleśnictwie Łobez jeśli chodzi o współpracę z kołami łowieckimi uważam za bardzo udany. Wykonaliśmy ogromną wspólną pracę na rzecz łowiectwa, z pełnym szacunkiem dla bytującej w łobeskich lasach zwierzyny. Dziękuję za to wszystko myśliwym działającym w kołach łowieckich na terenie Nadleśnictwa Łobez.
Darz Bór
Wiesław Rymszewicz - Nadleśniczy Nadleśnictwa Łobez

Niepokojące wieści


Niepokojące wieści dochodzą nas z radia telewizji na temat tego, że w roku bieżącym jest znacznie mniej środków w budżecie państwa i wojewody na opiekę społeczną. A jak to wygląda w naszej gminie? Z tym pytaniem zwracam się do osoby najbardziej kompetentnej - do p. Ewy Sarneckiej, kierownik łobeskiego Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.
To prawda - mówi p. kierownik - rządowych (zleconych) środków jest w bieżącym roku mniej na opiekę społeczną niż w ubiegłym. Praktycznie na razie zasiłków okresowych nie wypłacamy w tym roku, bo wojewoda nie przekazał nam jeszcze pieniędzy na ten cel. Pieniędzy wystarcza ledwo na zasiłki obligatoryjne, to znaczy między innymi dla osób niezdolnych do pracy i bez własnych dochodów, kalekich od dzieciństwa, niepełnosprawnych, inwalidów, matek wychowujących dzieci specjalnej troski, matki w ciąży 2 miesiące przed porodem i dwa miesiące po nim.
"Łobeziak": Ile złotych wynoszą takie zasiłki?
Ewa Sarnecka: Od 33 zł i 44 groszy (Tak, tyle wynoszą!) do 364 zł. Ich wysokość zależy od sytuacji materialnej osób, którym się one należą.
"Łobeziak": Tu trudno powstrzymać się od komentarza, żeby nie zauważyć, ile są warte rządowe zapewnienia i jego hasła o polityce prorodzinnej, o opiece nad rodziną. Przecież kobieta, która decyduje się na urodzenie dziecka ryzykuje wejściem w biedę, utratą pracy, jeśli ją w ogóle miała. Żłobka nie mamy, przedszkola są coraz droższe. Jak szyderstwo brzmią stwierdzenia jednego z naszych członków Zarządu, że przecież może kobieta wtedy pilnować dziecka czy dzieci, bo to na jedno wychodzi, a przedszkole to luksus. W roku ubiegłym był w naszym kraju nastąpił spadek liczby ludności o 160 tys. osób. Po prostu więcej ludzi umiera niż się ich rodzi. Oszołomy, bo jakże ich inaczej nazwać, głoszą teorię, że winne są temu wygodnictwo i obniżenie się moralności. A ludzi po prostu nie stać na godziwe utrzymanie więcej dzieci niż jedno, dwa. Nie chcą skazywać swoich pociech na wegetację.
Ile ma pani podopiecznych tym roku?
E.S.: Mamy zarejestrowanych 748 rodzin, które wymagają pomocy. To jest 1 wszystkich rodzin w gminie. Jest to na oko mniej niż w roku ubiegłym, bo ze względu na rażący brak środków i co za tym idzie - bardzo obniżono kryterium, które kwalifikuje kogoś do pomocy. To znaczy, że trzeba być w gorszej sytuacji, żeby zasiłek w ogóle dostać. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest rosnące bezrobocie. W gminie jest zarejestrowanych 1640 bezrobotnych, w tym tylko 376 ma prawo do zasiłku okresowego, to jest bodaj ledwo 23% z ogółu naszych bezrobotnych.
"Łobeziak". Z czego żyje tych pozostałych 77%?
E.S. : Z czego żyją? Wegetują często w skrajnej nędzy. Mają zasiłki rodzinne, pielęgnacyjne, jak się trafi - zasiłki okresowe, zasiłki mieszkaniowe. Czasami bywa, że ludziom braknie do spełnienia kryterium 3 - 4 zł. Wtedy "omijając!" przepisy od czasu do czasu coś im się daje.
"Łobeziak". Skądinąd wiemy (p. Sarnecka nam tego wprawdzie nie powiedziała), że przyczyną tego corocznego obniżania sum na zasiłki, jest panujące w sferach rządowych przekonanie, taka filozofia niby, że zasiłki, szczególnie te okresowe, nic nie dają, bo są natychmiast przejadane, nie zmniejszają bezrobocia, nie zachęcają do aktywności, do inwestowania i "brania spraw w swoje ręce". Niby ludzie przyzwyczajają się do nieróbstwa. Bo ludzie powinni sobie sami radzić! Chciałoby się głośno krzyczeć - Boże, patrzysz na to i nie grzmisz . Trzeba być wyjątkowym, bezdusznym cynikiem, żeby żądać od kogoś, kto dostaje, jeszcze zresztą w tym roku nie dostał, 33 - 360 zł, żeby inwestował, żeby się do czegoś zabrał, gdy mu często nawet na chleb nie wystarcza. A przy tym ta wołająca do nieba o pomstę niesprawiedliwość - w wielu gałęziach gospodarki (np. w górnictwie, hutnictwie) ludzie dostają znośne odprawy, w wielu zakładach 15% udziałów, a nasi pegeerowcy nie dostali nic prócz nędzy. Bo łobeskie bezrobocie to przecież przede wszystkim wieś. A co z dziećmi - pani kierownik - przecież im dzieje się największa krzywda?
E.S.: Tu jest jakby trochę lepiej. Fundujemy 389 dzieciom, które odpowiadają kryterium - obiady. Gmina dała nam w tym roku o 100 tys. zł więcej niż w ubiegłym i to jest duża pomoc, ale te pieniądze już się kończą, bo zasadniczej dotacji od wojewody jeszcze nie dostaliśmy. Także AWRSP wspomogła nas na ten rok sumą 50 tys. zł. O czym marzę? Żyję nadzieją, że dostaniemy mimo wszystko pieniądze na zasiłki okresowe i o tym, żebyśmy zawczasu wiedzieli, czym możemy gospodarować i czym możemy ludziom pomóc, bo na razie nasza praca to ciągle loteria.
"Łobeziak" - dziękuję za rozmowę. / Rozmawiał - W. Bajerowicz

O puchar prezesa


W piątek 9 marca obyły się w SP nr 2 zawody nauczycieli w tenisie stołowym o puchar Prezesa Zarządu Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Łobzie. Miejscem rywalizacji była nowo otwarta sala, w której będzie centrum rehabilitacji. Zawody były oficjalnym otwarciem tego pięknego obiektu. Po okolicznościowych przemówieniach dyr. szkoły Jolanty Babyszko i Prezesa ZNP nastąpiło losowanie par i najlepsi belfrowie rozpoczęli zaciętą sportową walkę. Na dwóch stołach grano systemem "każdy z każdym". Zawodnicy czekający na swoją kolejkę i widzowie mogli oglądać zmagania kolegów siedząc przy kawie, herbacie i smacznych ciasteczkach przygotowanych przez organizatorów - łobeski ZNP, dyrekcję SP 2 i klub uczniowski "Kometa". Od początku zawodów wyłoniła się trójka faworytów - Jarosław Król ze Świdwina, Tomasz Paciejewski z Ińska i Andrzej Jurzysta z Łobza. Po dwóch godzinach zmagań wszystko stało się jasne - puchar Prezesa wywalczył Jarosław Król, I wicemistrzem został Tomasz Paciejewski, II wicemistrzostwo przypadło Andrzejowi Jurzyście, nauczycielowi z SP 2. Po wręczeniu pucharu i dyplomów wszyscy zasiedli do stołu, by podsumować udaną imprezę nie tylko sportową, ale także integrującą środowisko nauczycielskie nie tylko z Łobza. Wszyscy uczestnicy zadeklarowali chęć wzięcia udziału w podobnych zawodach w przyszłym roku i zaproponowali Prezesowi, żeby stały się one tradycją.
Serdecznie dziękuję dyr. SP 2 Jolancie Babyszko za udostępnieni nam pięknej sali na zawody, a koledze Andrzejowi Jurzyście za pomoc w zorganizowaniu udanej imprezy.
Prezes ZNP w Łobzie - Piotr Błażejowski

OLIMP zaprasza


Młodzieżowy Klub Sportowy "Olimp" organizuje w Łobeskim Domu Kultury w każdy czwartek o godzinie 17.oo w sali nr 14 zajęcia szkoleniowe w szachach dla początkujących i zaawansowanych sympatyków "gry królewskiej".
Zajęcia prowadzi zasłużony działacz sportu szachowego p. Józef Stecyk ze Stargardu. Zajęcia są bezpłatne, a wszyscy chętni mile widziani.

Podziękowanie


Dyrekcja, nauczyciele wf i młodzież szkolna Zespołu Szkół im. Tadeusza Kościuszki w Łobzie wyrażają serdeczne podziękowanie panu inż. Leszkowi Kaczmarkowi prezesowi Zarządu ZPZ "Nowamyl S.A" w Łobzie za ufundowanie strojów sportowych do gry w piłkę siatkową dla żeńskiej reprezentacji szkoły.
Nauczyciele wf z LO w Łobzie.

Polska leży nad Bałtykiem


Doroczny rejonowy konkurs dla młodzieży szkolnej pt. "Polska leży nad Bałtykiem" popularyzujący wiedzę o naszym morzu i wybrzeżu zorganizowany przez Ligę Obrony Kraju odbył się w dniu 15 marca br. i przyniósł następujące wyniki:
Drużynowo szkoły podstawowe: I miejsce SP Bełczna, II - SP Siedlice, III - SP 2 Łobez; gimnazja: I miejsce Gimnazjum z Radowa Małego (druga grupa); szkoły licealne i inne: I - miejsce Liceum Ogólnokształcące z Łobza, III - Liceum Ogólnokształcące z Reska, III - Ochotniczy Hufiec Pracy z Łobza, IV - Zasadnicza Szkoła Zawodowa z Łobza.
Gminę Łobez na zawodach okręgowych w Gryfinie reprezentować będą; Gimnazjum z Radowa Małego w składzie Lidia Łuczkowska i Rafał Pakieła (opiekun - Jerzy Urban) oraz Liceum z Łobza w składzie Marcin Mężyński i Mateusz Tymoszczuk. Indywidualnie wśród szkół podstawowych miejsca zajęli: 1 - Jarosław Bobowicz (Bełczna), 2 - Melania Miszczyszyn (Bełczna), 3 - Rafał Lubert (Bełczna), 4 - Alicja Mrozek (Bełczna), 5 - Emilia Pietrus (SP Łobez 2, 6 - Adam Żabiński (SP Łobez 2), 7 - Konrad Pawluk (Siedlice), 8 - Krzysztof Nieradka (SP Łobez 2), 9 - Jakub Soroczyński (Siedlice), 10 - Anna Kuziemska (SP Łobez 2).
Indywidualnie wśród gimnazjalistów miejsca zajęli; 1 -Zbigniew Misiejuk, 2 - Sylwester Ambros, 3 - Rafał Pakieła, Lidia Łuczkowska - wszyscy z Radowa Małego.
Indywidualnie wśród szkół licealnych i innych miejsca zajęli: 1 - Marcin Mężyński (LO Łobez), 2 - Agata Sofinowska (LO Łobez), 3 - Mateusz Tymoszczuk (LO Łobez), 4 - Katarzyna Gabska (LO Łobez, 5 - Grzegorz Maczulski (LO Łobez) 6 - Katarzyna Soboń (LO Łobez), 7 - Mariusz Piotrowski (OHP Łobez), 8 - Kamil Kacprzak (ZSZ Łobez), 9 - Piotr Sypniewski (ZSZ Łobez), 10 - Łukasz Grygiel (LO Resko), 11 - Krzysztof Matys (ZSZ Resko), 12 - Artur Mielczarek (LO Resko), 13 - Mariusz Stępień (OHP Łobez), 14 - Dominik Orlik (ZSZ Łobez).
Kierownik Ośrodka LOK w Łobzie - Helena Wójcik

Poputczyki


Jest takie rosyjskie słowo, którego ani rusz nie da się przetłumaczyć na język polski, mimo że do naszych, swojskich okoliczności i ludzi pasuje swoim znaczeniem jak ulał i trafniej i dosadniej wyraża pewne zjawiska niż nasze nazewnictwo. I pewnie stanie się tak, że wrośnie ono w polszczyznę na stałe, jak tysiące innych zapożyczeń. Tak bywa z każdym językiem - funkcjonują w nim wyrazy i zwroty (idiomy), które dadzą się przełożyć tylko w sposób opisowy. Tłumaczone dosłownie - śmieszą jak ten przysłowiowy Jan Wolfgang Goethe. Wolf znaczy po niemiecku - wilk, gang - chód. Nasz gorliwy rygorysta językowy w pasji spolszczania zrobił z tego neologizm - Wilkołaz. Wilkołaz Goethe! Otóż to rosyjskie słowo "poputczyk" to jakby ten, który do nas dołączył, któremu jest po drodze z nami, który zrobił to jednak dość późno, który sobie wykalkulował, że lepiej mu będzie z nami niż na przykład z tymi, którzy akurat w polityce przegrywają. Żadne z tych określeń nie ma jednak takiego smaku i zwięzłości, co ten właśnie "poputczyk". Próbował Dziadek tak i owak i mimo wszystko spolszczyć tego "poputczyka", jednak nie udało mu się to. Bo nie da się tak prosto w jednym słowie wyrazić tej ironii, nieufności, pogardliwej oceny osoby nazwanej "poputczykiem". Bo ten "poputczyk" ma wydźwięk pejoratywny, drwiący. Krótko mówiąc "poputczyk" to osobnik, który zachowuje się jak ta przysłowiowa chorągiewka na wieży. W zależności od okoliczności demonstruję albo swoją siłę i pychę, albo też staje się lizusem, włazi... tego, jak się potocznie mówi.
Współczesność roi się od ludzi przyjmujących tego rodzaju konformistyczne postawy. Trudno się zresztą ludziom dziwić - chcieliby szybko się ustawić, coś sobie w życiu na trwałe załatwić, a rzeczywistość jest płynna, nieobliczalna, szczególnie ta dzisiejsza. To bardzo ludzka, genetyczna skłonność, ta umiejętność dostosowania się do każdej okoliczności i wyciągania z nich korzyści. Ona pozwoliła ludziom opanować świat. Potrafią teraz żyć na suchych pustyniach, w podbiegunowej tundrze, w parnych lasach równikowych i w umiarkowanym klimacie Polski. Potrafią także, kiedy już przyroda nie stawia im większych przeszkód, stosować i ujawniać tę umiejętność w życiu codziennym, w kontaktach społecznych i politycznych. Bo wcale nie minęły czasy walki o byt, o dominację, o uzależnianie drugich od siebie. Wprawdzie łagodzone jest to wszystko przez prawo i etykę, jednak w naturze ludzkiej tkwi nadal. Co ciekawe - większość ludzi ulegających tej skłonności, najczęściej nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest manipulowana przez cwaniaków cwańszych od nich samych i idzie ślepo za nimi święcie przekonana, że załatwia dla siebie wspaniałe interesy. Tymczasem stają się oni tylko narzędziem w rękach przywódców. A ileż przy tej okazji pada wielkich słów o ojczyźnie, o nowych porządkach, odrodzeniu moralnym, prawdziwym prawie, szybszym marszu do lepszej przyszłości. No i armia poputczyków gotowa.
Tak się Dziadkowi wydaje, kiedy obserwuje nasze życie polityczne, szczególnie w ostatnich miesiącach, że mamy do czynienia z kolejnym naborem naiwnych, wierzących i tęskniących do lepszego świata ludzieńków, zawiedzionych przez AWS i UW, ale także, a może przede wszystkim z tymi drugimi, z poputczykami, kalkulującymi trzeźwo, co i ile można uzyskać, jeśli w porę doczepi do określonej platformy. Swoją drogą nie są to obserwacje budujące, kiedy się widzi niektórych niedawnych zajadłych koalicjantów bez zmrużenia oka, bez słowa znoszących obelgi i oskarżenia ze strony nowych przywódców wobec ich dawnych partii, jak to miało miejsce na spotkaniu z jednym ze szczecińskich wodzów platformy. Doprawdy bardzo giętka jest natura człowieka, natura poputczyka. Oto czego się nie robi dla spodziewanych korzyści - biją nas po m.... znaczy buzi, a my udajemy, jakby to była przyjemność. W wielkim, warszawskim świecie idzie o władzę, o miejsca w przyszłym sejmie i senacie, o pieniądze, o łapówki, koncesje, rady nadzorcze, ale w małym miasteczku? Ależ także idzie o utrzymanie się na małych gminnych stanowiskach, o wciśnięcie kogoś z rodziny bodaj na stanowisko jakiegoś referenta w biurze, o wygryzienie kogoś spoza układziku, o mieszkanie poza kolejką, o korzystną dzierżawę, o dokopanie komuś, kto zawadza, kogo się nienawidzi. Bo marzenia i kalkulacje prawdziwego poputczyka mają przeważnie niskie motywy, nie mające nic wspólnego z etyką czy przyzwoitością. Nie można też wykluczyć, że niekiedy idzie o zaspokojenie mizernych ambicji politycznych czy pasji wodzowskich na gminną skalę. Bo niejeden z poputczyków nosi po cichu buławę marszałkowską, no, powiedzmy kapralską, w zanadrzu od urodzenia.
Dla Dziadka są to obserwacje nie tylko nie budujące, ale przede wszystkim smutne. Bo, jak widać, czasy wygodne dla pochlebców, pieczeniarzy, kombinatorów, a także cwaniaków bez skrupułów, groźnych dla ludzi tęskniących do sprawiedliwego i czystego życia, wcale się nie skończyły, a są nawet jakby bardziej sprzyjające. Marnie to wróży poprawie obyczajów w Polsce.
Dziadek

Rozumna inicjatywa


Przypadkiem, wędrując po lesie, trafiłem na znane mi wcześniej grodzisko pomorskie nad jeziorem w Karwowie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że porastający je wspaniały bukowy starodrzew został wycięty, a po dawnym majdanie krzątali się jacyś ludzie, karczujący potężne odziomki i wyrównujący teren. Wśród nich rozpoznałem p. Jana Sz., jednego z naszych gminnych pionierów agroturystyki, właściciela pięknego gospodarstwa agroturystycznego z Karwowa . Zdębiałem, bo kogo jak kogo, ale Sz. nie można było posądzać o aż taki wandalizm, jaki się tu wyprawiał.
Co tu się dzieje - spytałem oburzony - przecież naruszacie panowie chroniony teren. Czy wiecie chociaż, że rozgrzebujecie stare grodzisko. Nigdy bym pana, Sz., nie posądzał o coś takiego. To jest karalne.
Pan Sz. roześmiał się. Oczywiście - odpowiedział - że wiem, co robię. I muszę pana uspokoić. Korzystając z tego, że te buki przed miesiącem wycięto, bo przecież osiągnęły już dawno wiek rębny, zwróciłem się do wojewódzkiego konserwatora przyrody i zabytków oraz naszego nadleśnictwa z prośbą o umożliwienie mi zagospodarowania tego grodziska i dostałem na to zgodę. Grodziska nie zdewastujemy. Przeciwnie - w pewnym stopniu będzie ono spełniać swoją pierwotną rolę. Bardziej je niszczyły i rozsadzały te potężne buki. Jak tylko wyrównamy ten tu majdan, to zaraz zaczniemy na nim rekonstruować fragmenty pomorskiej osady. Majdan otoczymy palisadą, a wewnątrz niej stanie drewniana kurna chata i jakieś zabudowania gospodarcze. Będziemy tu urządzać spotkania historyczne, demonstrować, jak żyli tutaj dawni jego mieszkańcy, będziemy na oczach gości piec chleb w starodawnym piecu, przygotowywać starodawne potrawy, podawać je na glinianych wypalanych na miejscu naczyniach, pokażemy, jaką odzieżą się odziewali, jak garbowali skóry i tkali płótno, jakimi sprzętami i narzędziami posługiwali się ówcześni sprzed tysiąca lat Pomorzanie, jak je wykonywali, jakie zwierzęta hodowali. Wyplatane będą łapcie lipowe, które będzie sobie można kupić i poparadować w nich nawet po Łobzie czy zabrać je ze sobą nawet do Szczecina czy Warszawy. Będzie się tu można napić mleka prosto od krowy, zjeść zupę z ryb złowionych na haczyki z ości w pobliskim jeziorze. Będzie można postrzelać z łuku albo narąbać drewna kamiennym toporkiem czy rozpalić ogień trąc o siebie dwoma kawałkami drewna. Każdy będzie mógł spróbować przygotowanego przez guślarkę miłosnego napoju z lubczyku i przekonać się praktycznie o jego skuteczności. Otaczających grodzisko krzaków oczywiście nie wytniemy.
Czy znajdzie się dostatecznie dużo gości, żeby coś takiego się opłacało? Widziałem tego rodzaju świetnie działający skansen w Biskupinie - mówi z entuzjazmem pan Sz. Nasze zrzeszenie agroturystyczne zrobiło nam tam specjalny kurs i interesujące praktyczne szkolenie. Uczestniczyliśmy w zajęciach ubrani w sukmany i giezła tkane na starodawnych krosnach. U nas też się to zastosuje. To była rewelacja. A goście walili dosłownie drzwiami, bo okien w dawnych chatach przecież nie było. Bardzo chwalili sobie szczególnie zapach prawdziwego zdrowego ekologicznego drzewnego dymu, którym każdy przesiąkał posiedziawszy chwilę w kurnej chacie. Setki ludzi przyjeżdża nad Jezioro Karwowskie, to już z samej ciekawości nie wstąpią do naszego skansenu? A będzie ich jeszcze więcej, bo jezioro ma być w tym roku podobno zagospodarowane przez gminę. A jak się wieść rozniesie, to spodziewamy się gości nie tylko z naszego województwa. Liczymy też na turystów zagranicznych znudzonych sterylną cywilizacją. Nie da się ukryć - mówi pan Sz. szczerze - że mam tu na myśli przede wszystkim swój interes. Liczę, że niektórzy turyści zanęceni niezwykłością miejsca i pomysłu przy okazji będą wynajmować u mnie pokoje, żeby się tu zatrzymać na dłużej.
Ale - pytam - skąd tu weźmiecie energię, prąd na tym uboczu? Obejdziemy się - mówi pan Sz. Wypalamy już kaganki. Mamy okno w internecie z naszym adresem i kolorowym hasłem w kilku językach: W łapciach, w lnianych giezłach i z kagankami w rękach kroczymy dumnie do Europy. A komary w sezonie was tu nie zagryzą - pytam. Nie ma obawy - słyszę - zamówiliśmy w Niemczech specjalny feromon odstraszający żywiące się krwią owady. Działa on w promieniu 500 m. Jest to rewelacyjny wynalazek niemieckiego chemika prof. Kurta Mücke-Fliege, za który ma on w tym roku dostać nagrodę Nobla.
Wszystko to, co robi p. Sz wzbudziło mój podziw ze względu na świeżość pomysłu, który bez wielkiego gadania, bez żebrania o pieniądze, wcielany jest już w czyn. Warto się samemu wybrać w okolice starego grodziska i popatrzeć na postępy pracy. Nie ukrywam, że tym artykułem chcę zrobić reklamę przedsięwzięciu panu Sz., bo każdy rozumny sposób promocji naszej gminy jest wart najwyższego uznania.
Dziadek

Zagrożenie dla środowiska


Każdy człowiek powinien sobie uzmysłowić fakt, że środowisko naturalne wtedy będzie czyste, kiedy każdy wokół siebie o to środowisko się troszczył. Upowszechniać tę troskę musimy jak najwcześniej, już wśród dzieci i młodzieży szkolnej.
Starostwo powiatowe w Stargardzie zaprosiło uczniów szkół średnich do pisemnego konkursu na temat: "Raport o stanie zagrożenia środowiska, w którym żyję". Na adres organizatora wpłynęła także praca konkursowa uczniów Zespołu Szkół im. T. Kościuszki z Łobza. Obszerna praca obejmowała 10 raportów wskazujących na niebezpieczeństwo zanieczyszczenia terenów w gminie Łobez.
Jury pod przewodnictwem Starosty Powiatowego Krzysztofa Ciacha wysoko oceniła zgłoszone raporty i przyznała łobeskim licealistom II miejsce w konkursie. Autorami pracy byli uczniowie klasy IIIe - Bartosz Rajewski, Paweł Zalewski i Piotr Hauda po fachowym nadzorem i opieką nauczyciela geografii mgr Marcina Łukasika.
Poniżej prezentujemy treść jednego z dziesięciu raportów:
Raport nr 2.
"Parki wiejskie i podworskie, starodrzewy przykościelne, aleje i drzewa pomnikowe stanowią wartościowy element krajobrazu naszej okolicy. W gminie łobeskiej zarejestrowanych jest 14 parków, które generalnie są zaniedbane, zakrzaczone, opuszczone a często traktowane jako miejsca wysypywania śmieci. Wykaz parków naniesionych do rejestru Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Szczecinie obejmuje następujące miejscowości w naszej gminie: Bełcznę, Karwowo, Przyborze, Byszewo, Dalno, Zachełmie, Trzeszczynę, Grabowo, Rynowo, Dobieszewo, Unimie, Bonin, Rożnowo i Zajezierze.
Celem stworzenia warunków ochronnych dla tych parków należy:
- pielęgnować stan zdrowotny drzew
- usunąć zbędne krzewy i samosiejki
- wyeliminować źródła zanieczyszczeń
- zlikwidować istniejące dzikie wysypiska śmieci
- troszczyć się o nowe nasadzenia
- dbać o zachowanie walorów zabytkowych obiektów.
Uwaga! Treść raportów o stanie zagrożenia stanowiska środowiska, w którym żyjemy, zostanie przedstawiona służbom ochrony środowiska w gminie Łobez. / RSU (sekcja redakcyjna) przy LO w Łobzie

Grand Prix


Grand Prix Łobza dobiegł do mety. Zawodnicy , tak, jak w pierwszym biegu, tak i w dziewiątym mieli do pokonania 10-kilometrową trasę szosą do Dobieszewa. Nawrót znajdował się koło dębu (pomnika przyrody) o nazwie Bartek, a meta była na stadionie w Łobzie. Trasę pilotowała łobeska policja, a przy nawrocie pomagał p. Bryczkowski ze straży miejskiej.
W biegu głównym ( w nawiasach podajemy czasy) zwyciężył Jerzy Kulczyk z Tychowa (32 min 58 sek.), II był Jerzy Ochota z Polic (36,19), a III - Leszek Gałan ze Starej Studnicy. W biegu młodzieżowym na dystansie 3,5 km zwyciężył Łukasz Uldynowicz z Gryfic, przed Damianem Nazarukiem z Łobza i Maciejem Idzikiem z Łobza. Wśród dziewcząt najlepsza była Magdalena Malczak przed Elżbietą Afeltowicz - obie z Łobza, a wśród kobiet Joanna Gałan ze Starej Studnicy. Najmłodszym zawodnikiem był ośmioletni Jakub Wiśniewski z Łobza, a najstarszym 70-letni Mieczysław Zaworski ze Szczecina. Startowało 30 zawodników.
Klasyfikacja końcowa po IX biegach
Kategoria "sprawni inaczej" - I Józef Buczyński z Białogardu, II Mieczysław Zaworski ze Szczecina. Kategoria kobiet - I Joanna Gałan (35 lat) ze Starej Studnicy, II - Elżbieta Wiśniewska (35 lat) z Łobza. Kategoria dziewcząt (12 lat) - I Monika Kalwinek. Kategoria chłopców (12 lat) - I Jakub Wiśniewski z Łobza. Kategoria dziewcząt (12 - 13 lat) - I Elżbieta Afeltowicz z Łobza. Kategoria dziewcząt (14 - 15 lat) - I Anna Afeltowicz z Łobza. Kategoria chłopców (12 - 13 lat) - I Jarosław Iwan z Łobza. Kategoria chłopców (16 - 17 lat) - I Łukasz Uldynowicz z Gryfic. Kategoria mężczyzn (30 - 39 lat) - I Jerzy Kulczyk z Tychowa, II Leszek Gałan ze Starej Studnicy. Kategoria mężczyzn (40 - 49 lat) - I Andrzej Burek, II -Stanisław Smoliński i Marian Wiśniewski, III Czesław Wiśniewski - wszyscy ze Szczecina.
Podsumowanie edycji Grand Prix Łobza 2000 - 2001
Biegi Grand Prix Łobza odbywały się od 13 maja 2000 do 3 marca 2001 roku. O najlepsze miejsca rywalizowało 65 zawodników, z czego ostatecznie sklasyfikowano 19 osób. One otrzymały nagrody i upominki na uroczystym spotkaniu w ŁDK. Słowo wstępne wygłosił Przewodniczący TKKF "Błyskawica", a następnie w towarzystwie E. Stecki (sponsora) i przedstawicieli UMiG Kabata i T. Urbańskiego udekorował zawodniczki zawodników. W tym miejscu dziękuję wszystkim sponsorom i animatorom sportu oraz ludziom dobrej woli, Którzy pomogli nam organizować biegi. W bieżącym roku TKKF "Błyskawica" podjęło się organizacji imprezy biegowej o nazwie "Cztery pory roku po zdrowie" czyli maratonu na raty. Planuje się 4 biegi od końca kwietnia do grudnia 2001 r., których łączna trasa wyniesie 40 kilometrów (pełny maraton). Zapraszamy wszystkich animatorów sportu i życzliwych sponsorów do wspólnej zabawy, której celem jest zdrowie. Liczymy na to, że nasze imprezy nabiorą profesjonalnego charakteru i staną się specjalnością sportową naszego miasta. Bliższe szczegóły będziemy podawać w gablocie miejskiej i naszych gazetach.
Ze sportowym pozdrowieniem - E. Wiśniewska

Ze starej książki dochodzeń


Oto kilka kolejnych notatek ze starej milicyjnej książki dochodzeń z roku 1946. Pytają nas czytelnicy, dlaczego nie podajemy tego, jakie były dalsze ciągi poszczególnych zdarzeń, jakie były losy sprawców przestępstw, jakie zapadały wyroki. Niestety takich danych w naszej starej książce dochodzeń nie ma. Na wykryciu sprawców rola milicji się kończyła, tak jest zresztą i dzisiaj. Wykryte spraw była przekazywana prokuraturze i sądowi i dzisiaj trudno by się było dogrzebać (jeśli w ogóle byłoby to możliwe) do finału tych zdarzeń.
- 23.09.1946r. Stwierdzono skradzenie pasa skórzanego wagi 60 kg, długości 5,9 metra, szerokości 90 cm i grubości 12 milimetrów z magazynu fabryki przetworów ziemniaczanych w Łobezie przez włamanie tylnej murowanej ściany magazynu. Pas był własnością fabryki Nowogród. (Tu potrzebny jest komentarz: Krochmalnia była wtedy poruszana za pomocą 2 wielkich maszyn parowych, a energia z nich była przenoszona na poszczególne urządzenia za pomocą skórzanych pasów transmisyjnych niekiedy o wielkich gabarytach. Pasy te były łakomym kąskiem dla złodziei, bo używano ich do "zelowania" obuwia czyli wyposażania go w podeszwy. L. O.).
- 26.09. W Łobezie, ul. Mariacka (?) 5 u ob. Wincentego M. podczas rewizji za skradzionym pasem skórzanym z fabryki przetworów ziemniaczanych został znaleziony pistolet systemu TT z pełnym magazynkiem amunicji, na co nie posiadał zezwolenia.
- 04.10. W majątku Samopomocy Chłopskiej w Łobezie ob. Feliks J. i Władysław L. w porozumieniu z Adolfem E. zamienili nieunrowskiego konia podrabiając numer UNRRA na konia unrowskiego. (UNRRA - amerykańska pomoc dla zniszczonej po wojnie Europy także w postaci koni, których brakowało. Konie unrowskie były poszukiwane. L.O.).
- 11.10. W Łosośnicy gm. Orłowa (?) został zabity przez byka obywatel szwajcarski Fryderyk S. zamieszkały w Łosośnicy.
- 14.10. We wsi Suliszewice gm. Czanowo została pobita Agnieszka O. przez obywatela Stanisława Sz. Według świadectwa lekarskiego leczenie wymaga 14 dni.
- 13/14.10. W majątku Dobieszewo gm. Mały Radów Tadeusz I. zabrał 320 kg pszenicy ze spichrza tegoż majątku przez odemknięcie kłódki kluczem.
- 13/14.10. W majątku Karłowo gm. Bełczyna zostały skradzione 2 pasy skórzane długości 8 m i szerokości 8 m.
- 17.1o. Podczas transportu koni UNRRA do Łobezu ob. Adam K zamieszkały Czanowo będąc kierownikiem tej grupy działał na szkodę państwa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. W Szczecinie przy kupnie kantarów (element uprzęży końskiej - L. O.) zapłacił 12 tys. zł, a kupić ich można było za 2 tys. zł. Zamienił swego gorszego konia na konia UNRRA bez wiedzy władz. Ponadto miał brać w Szczecinie do pomocy innych konwojentów, lecz według zeznania świadków nic podobnego nie było. Sprawę skierowano do Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami w Szczecinie.
- 18.10. Czesław P. będąc kierownikiem punktu etapowego PUR w Płotach (PUR - Państwowy Urząd Repatriacyjny zajmujący się Polakami osiedlającymi się na tzw. Ziemiach Odzyskanych. - L. O.) wziął od Mieczysław K. 1000 zł w celu łapówki. Następnie sfałszował podpis Jerzego K. na protokole zdawczo- odbiorczym robocizny.
- 18.10. W godzinach poobiadowych w mieście Łobez przy ul. Murarskiej 25 w mieszkaniu Agnieszki P. zostały skradzione: futro damskie czarne fokowe, płaszcz damski czarny, buty damskie z cholewkami czarne, żakiet od kostiumu szaro-popielaty i dokumenta na jej szkodę przez nieznanych sprawców.
- 19.10. W majątku Mierzyn, gm. Rogów A gajowy Kazimierz L. będąc służbowo w stanie pijanym chciał sterroryzować obywatelkę Mariannę K. na jej podwórku.
- 26/27.10. W nocy na zabawie w Płotach powstała awantura między żołnierzami WP a milicjantami miejscowego posterunku MO. Żołnierze ci chcieli rozbroić posterunek, mimo haseł i strzałów ostrzegawczych wojskowi chcieli gwałtem wejść na posterunek. Wtedy milicjant Henryk N. rzucił granat zaczepny (Duża siła rażenia - można go rzucać tylko zza ukrycia. L. O.) do żołnierzy szarpiących się z wartownikami. Na skutek wybuchu granatu zraniono milicjantów: Jana L., Leopolda Ch. ciężko raniąc, następnie Tadeusza S., Henryka N. i Henryka W. lekko raniąc. Oprócz milicjantów zraniło członka ORMO Józefa W. i jednego żołnierza WP. Wszystkich raniło 7 osób.
- 25.10. Z majątku Pipsztok (?) podczas nieobecności administratora Bernarda G. członkowie ORMO Jan W. i Jan Cz. zabrali 2 konie z zaprzęgiem należącym do państwowego majątku Pipsztok mówiąc, że mają zezwolenie od administratora. Udali się w kierunku Klauszewo i do tego czasu nie wrócili. Wysłano za nimi listy gończe.
Do druku podał nadkomisarz Leszek Olizarczyk

Z żałobnej karty


1. Aleksandra Mozolewska 08.09.1925 - 19.02.2001
2. Brnisława Gruza 19.08.1913 - 20.20.2001
3. Maria Kulaszyńska 19.09.1920 - 23.02.2001
4. Józef Madej 09.09.1923 - 24.02.2001
5. Wanda Jaczynic 11.03.1907 - 02.03.2001
6. Daniel Zamojc 22.02.1940 - 01.03.2001
7. Tadeusz Bechta 27.04.1927 - 02.03.2001
8. Maria Firek 10.11.1934 - 05.03.2001
9. Teresa Rakoczy 26.07.1912 - 05.03.2001
10. Barbara Wojdecka 23.07.1953 - 08.03.2001
11. Edward Kawalec 11.09.1923 - 11.03.2001
12. Ewa Zelczak 02.01.1925 - 10.03.2001
13.Ludwik Turbak 08.03.1911 - 13.03.2001
14. Grzegorz Nowak 08.03.2001 - 08.03.2001
15. Zygmunt Pacholski 05.04.1949 - 16.03.2001
16. Jan Szulc 15.10.1949 - 16.03.2001
17. Jan Górski 27.05.1950 - 21.03.2001
18. Zdzisław Tabor 21.03.1929 - 20.03.2001
(W.B.)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: