Marzec 2001 (numer 111)


Spis treści: 
Od redakcji
Przedwiośnie w Urzędowie
Fatalna prognoza
Gminy biorą szpital
Czy wyginą łabędzie?
Ludzie Łobza
Tu 'Łobeziak' nr 3974296 lub 608633195. Słucham ....?
Łobeziak w internecie
Rozmowa przy śmietniku
Bieg o puchar Prezesa
Copernicus 2001
Jak się żyje w 'Jedynce'
Konferencja prasowa posła SLD St. Kopcia
Kronika policyjna
Łobeska przestępczość
Łowiectwo w łobeskich lasach
MEDYK
Modne bezrobocie
Obrazili się
Nowe opłaty. Wiadomości wędkarskie
Otwarte serca
Pamiątka z czasów powojennych
Platforma w Łobzie
Psy i ludzie
Rada rodziców w Zespole Szkół Gimnazjalnych
Ze starej książki dochodzeń
Z żałobnej karty


Od redakcji


Coraz częściej zdenerwowani tym, że tak wolno idziemy do przodu, że większości społeczeństwa jest trudno i nawet coraz biedniej, pytamy, jak to się dzieje, że innym, tym zagranicznym, wiedzie się lepiej, że są dalej. Czas upływa, lata lecą, a nadzieje na szybkie odrobienie dystansu dzielącego nas od tych najzamożniejszych rozbudzone odzyskaniem niepodległości w latach osiemdziesiątych coraz bardziej bledną, zaś szara rzeczywistość wydaje się być stanem trwałym. Dochodzi nawet do tego, że ludzie odżegnują się od tego, że swego czasu włączyli się do Solidarności twierdząc, że nie takiej niepodległości i sprawiedliwości się spodziewali. Najgorsze w tej frustracji jest to, że "na oko" jest lepiej. Oto sklepy, nawet w Łobzie, są pełne wszelkiego, nawet luksusowego towaru, kiedyś niedostępnego nawet za dolary w różnych peweksach czy sklepach z żółtymi firanami. Na Waryńskiego w salonie fiata można od ręki kupić od ręki każdy model tej firmy. Skrzynki pocztowe mamy codziennie zapchane reklamową makulaturą, a najuprzejmiejszymi ludźmi w Łobzie są sprzedawcy. Wolna Europa zbankrutowała, bo o naszych władzach, politykach, partiach takich i owakich, sojusznikach czy gangsterach możemy się dowiedzieć najgorszych pomówień, plotek, żartów i szyderstw, a bardzo często także bolesnej prawdy, z gazet, radia i telewizji, jeśli nas to tylko podnieca. Czasem, na głębokiej prowincji, odżywają wprawdzie próby uciszenia kogoś, ale to tym gorzej dla jej promocji i świadectwo, że w niektórych ludziach ciągle drzemie marzenie o własnej nieomylności.

Gdzie te czasy, kiedy w sklepie masarniczym klient, zastając tam ciągle puste półki, zdenerwował się i pokazując na godło z orłem, zapytał - a to co? Orzeł, ptak - odpowiedziała sprzedawczyni. Znaczy drób - ucieszył się klient - No, to tnij pani połówkę! Zatem na oko jest lepiej nie tylko w handlu. Na przykład nawet tu, na dole, możemy sobie wybrać władze w naprawdę demokratycznych wyborach, a potem mieć pretensje, i słusznie, tylko do siebie, na zasadzie "cierp ciało, kiedy ci się chciało".
Dlaczego tak jest, że w tym naszym kraju, któremu Białorusini, Rosjanie i Ukraińcy zazdroszczą podobno szybko osiągniętego już dobrobytu, czujemy się sami niedobrze nie tylko jako czarnorobocza masa, ale także jako 10% tych, którym rzeczywiście już się powiodło? Oni przecież też nie są zadowoleni. Chcieliby zarabiać więcej, widzą takie możliwości, twierdzą, że są hamowani, a mogliby postawić naszą gospodarkę na nogi i pomóc w ograniczeniu bezrobocia. Nie da się ukryć, że zadecydowało o tym pięćdziesiąt lat naszej zależności od ZSRR i narzucenie Polsce nierealnego modelu gospodarki. Jak byśmy żyli dzisiaj, gdyby nie to nieszczęście? Na pewno lepiej, bo bylibyśmy o tych pięćdziesiąt lat do przodu, bo tyle lat nam potrzeba, żeby dorównać, jak wszystko dobrze pójdzie, tym bogatym. O ile oczywiście nie uciekną oni nam o dalsze lata, bo przecież nie będą stać w miejscu i czekać na nas. Ale już dzisiaj mało kto pamięta o tym, że zadecydowała o tym trzeźwo zastosowana kalkulacja handlowa na wielką skalę, że zostaliśmy po prostu sprzedani, przehandlowani przez Churchilla i Roosevelta Stalinowi naprzód ogólnie w Teheranie w 1943 roku, a potem już ze szczegółami w Jałcie w 1945 i wepchnięci z całym cynizmem i kupiecką kalkulacją w ramiona wschodniego koalicjanta. Wszystko inne, co potem nastąpiło, było już konsekwencją tego układu. Także to, że właściwie to nie wiemy, jak nazwać naprawdę Dzień 3 Marca - wyzwoleniem Łobza czy przymusowym tu przesiedleniem. Jeśli dzisiaj niektórzy hurrapatrioci twierdzą, że nareszcie skutki Jałty zostały przezwyciężone, to niech w końcu zauważą, że w polskiej gospodarce trwają one do dzisiaj i tak naprawdę z całym okrucieństwem dają znać o sobie właśnie w tej chwili z okazji sławnej i niestety koniecznej transformacji. Warto przy tej okazji i tej euforii, z jaką liczy się u nas (pewnie słusznie, tylko kiedy?) na korzyści przyjęcia naszego kraju do Unii Europejskiej, że swego czasu nazywano na ucho jałtańską trójkę ojców powojennego ładu w Europie, zanim się nie poróżnili - "bandą trojga", za co można było siedzieć w PRL-u, mimo że dwaj pierwsi tatusie oficjalnie byli nazywani jeszcze dosadniej przez propagandę PRL-u.

Dlatego na razie nie będzie lepiej, bo Polacy ciągle muszą spłacać odsetki od transakcji, w których nie brali udziału i których warunków nie znali. Jedno jest piękne i świadczące o żywotności naszego narodu i nieźle rokujące na przyszłość - że mianowicie zdołaliśmy się tu w Łobzie pozbierać w 1945 roku po wojennej tułaczce i stworzyliśmy społeczeństwo, którego młode pokolenie nie ma już innej ojczyzny jak tylko Łobez.
Redakcja

Przedwiośnie w Urzędowie


Jednym z twórców socjologii i jej najwybitniejszym przedstawicielem w XX wieku był niewątpliwie Max Weber. Uważał on biurokrację za kluczowy czynnik cywilizacji zachodniej. Dziś termin ten, kojarzący się z anonimowością i sztywnością struktur organizacyjnych używany jest zazwyczaj pejoratywnie, ale dla Webera oznaczał on idealny układ, zdolny do narzucenia porządku chaotycznemu światu przez scentralizowaną władzę i ścisłe reguły postępowania. W drugiej połowie XX wieku biurokrację utożsamiano przede wszystkim z "biurokratyzacją", uważając, że "skuteczna biurokracja jest największym zagrożeniem dla wolności" oraz, że "jedyną rzeczą, która ratuje nas przed biurokracją jest jej niewydolność". Na początku lat 60 światowy rozgłos zdobyło Prawo Parkinsona. Jego autor stwierdza, że nie ma w ogóle żadnej współzależności pomiędzy liczbą urzędników, a ilością wykonywanej pracy. Wzrostem liczby urzędników rządzi bowiem Prawo Parkinsona i wzrost ten będzie dokładnie taki sam bez względu na to, czy pracy będzie więcej, mniej czy też nie będzie jej w ogóle. Z kolei, na początku lat 70 sławę zdobyła Zasada Petera, sformułowana na podstawie analizy wielu przypadków niekompetencji zawodowej. Brzmi ona następująco: "W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji".

Wnioski płynące z Zasady Petera można sprowadzić do stwierdzenia, że z biegiem czasu każde stanowisko zostanie objęte przez pracownika, który nie ma kompetencji do wykonywania swych obowiązków. A któż zatem pracuje? Oczywiście, pracę wykonują ci, którzy nie osiągnęli jeszcze swego szczebla niekompetencji. Pomińmy dalsze przykłady "intelektualnych zmagań" z biurokracją, zwłaszcza, że każdy doświadczył wielu upokarzających często kontaktów z biurokracją w PRL-u. Niestety, lata 90 w niewielkim stopniu zmieniły dynamicznie rozwijający się "świat biurokracji" i to bez względu na deklarację kolejnych rządów. Jedynym wielkim doświadczenie, rzec można "na żywym społeczeństwie" jest megareforma administracji publicznej. Jak została przyjęta przez społeczność łobeską nie ma potrzeby przypominać. Najbardziej wnikliwym jej analitykiem (i krytykiem) jest prof. Witold Kieżun, który teorią i praktyką organizacji i zarządzania (w tym administracją publiczną) zajmował się przez ostatnie 30 lat w USA i w Kanadzie (przed wyjazdem z kraju był znanym profesorem Uniwersytetu Warszawskiego). Wnikliwa i bardzo krytyczna analiza naszej megareformy z końca lat 90 opublikowana została tylko w jednym z ostatnich numerów "Kultury" i jednym periodyku uczelnianym. Aby oszczędzić szczegółowych i profesjonalnych wniosków Kieżuna, warto przytoczyć znakomitą myśl Profesora o "Czterech Jeźdźcach Apokalipsy w polskiej biurokracji" Są to: gigantomania, luksusomania, korupcja i arogancja władzy. Myślę, że to wystarczy.

Ten felieton piszę niemal w przeddzień premiery "Przedwiośnia" w reżyserii Filipa Bajona, której oczekuję z niecierpliwością, zwłaszcza, że oglądane w TV fragmenty napawają wielkim optymizmem. Wreszcie będę mógł, i to już niebawem, obejrzeć ekranizację powieści, która należała do moich ulubionych lektur szkolnych. A przypadło to na młodzieńczy okres odrzucenia sienkiewiczowskiego pisania "ku pokrzepieniu serc". Pamiętam też dobrze dyskusje i spory, jakie wzbudziły w latach 60 "Popioły" A. Wajdy. Skracając sobie niejako czas oczekiwania film Bajona, sięgnąłem raz jeszcze po powieść Żeromskiego i wydaną właśnie przepięknie zilustrowaną, znakomitą książkę Zdzisław Adamczyka - profesora Akademii Świetokrzyskiej w Kielcach, zatytułowaną "Przedwiośnie" - prawda i legenda". Autor traktuje "Przedwiośnie" jako prowokację, dowodząc słusznie, iż nie sposób dociec jego intencji bez znajomości artykułu Żeromskiego pt. "W odpowiedzi Arcybaszewowi i innym" oraz reportażu z wojny 1920 roku "Na probostwie w Wyszkowie". Nie muszę podkreślać, że oba te teksty w mych łobeskich, licealnych czasach były niedostępne. Warto przytoczyć kilka zawartych w nich sądów Stefan Żeromskiego. "Oświadczam krótko, iż nigdy nie byłem zwolennikiem rewolucji czyli mordowania ludzi przez ludzi z racji rzeczy, dóbr i pieniędzy - we wszystkich swych pismach, a w "Przedwiośniu" najdobitniej potępiałem rzezie i kaźnie bolszewickie. (...) Zawsze, wciąż, dawniej i teraz mówię to samo, iż tutaj w Polsce musimy wypracować, stworzyć, wydźwignąć, wdrożyć w życie idee, które by przewyższały moskiewskie, które by dały naprawdę i w sposób mądry ziemię i dom bezdomnym i bezrolnym, które wydźwignęłyby naszą świętą, wywalczoną ojczyznę na wyżynę świata, gdzie jest jej miejsce." Z kolei, we wspomnianym reportażu (kilka lat temu według niego powstał interesujący film telewizyjny) pisał z goryczą: "Polska żyła w lenistwie ducha, oplątana przez wszelkie gałgaństwo, paskarstwo, łapownictwo, dorobkiewiczostwo kosztem ogółu, przez jałowy biurokratyzm, dążenie do kariery i nieodpowiedzialnej władzy. Wszystkie wzniosłości, poczęta w duchu za dni , zamarła w tym pierwszym dniu wolności. Walka o władzę, istniejąca niewątpliwie wszędzie na świecie jako wyraz siły potęg społecznych, partii, obozów i stronnictw przybrały kształty monstrualne. Nie ludzie zdolni, zasłużeni, wykształceni, mądrzy, których mamy dużo w kraju, docierali do steru władzy, lecz mężowie partii i obozów, najzdolniejsi czy najsprytniejsi w partii czy w obozie. Jak po opuszczeniu wód stawu ujrzeliśmy obmierzłe rojowisko gadów i płazów."

Mam nadzieję, że wybaczone mi będą te przydługie, jak na felieton cytaty, lecz dostrzegam dobrą okazję do przypomnienia sądów Żeromskiego, będących niewątpliwie prowokacją, wypowiadanych z naciskiem, bólem, z goryczą, czasem z rozpaczą. Spotykały się one oczywiście z oburzeniem, protestami, pomówieniami i obelgami. Tytułowy bohater dramatu "Sułkowski" wypowiada zdanie: "Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości" Kończąc, nabieram przekonania, że film Bajona powstały na podstawie "Przedwiośnia" spełni moje oczekiwania i powieść powróci na poczesne miejsce wśród mych ulubionych lektur XX wieku. A Cezary Baryka znów znajdzie się wśród mich ulubionych bohaterów literackich i, rzecz jasna, filmowych. Tak, jak to było wtedy, gdy będąc jego rówieśnikiem, "przerabiałem" lekturę obowiązkową pod czujnym okiem mojej ulubionej polonistki w łobeskim liceum.
Piotr Sienkiewicz

Fatalna prognoza


Słuchanie i oglądanie gospodarczych i politycznych programów w telewizji coraz częściej jest zajęciem nie tyle kształcącym czy dającym mieszkańcowi Łobza dalekiego od centrum władzy w Warszawie jakiś ogólny pogląd na bieg spraw krajowych, co zajęciem budzącym głęboką frustrację i poczucie zagrożenia. Szczególnie gdy się jest rencistą, emerytem, bezrobotnym, rolnikiem czy nawet "lepiej" sytuowanym, bo mającym akurat pracę budżetowcem czy pracownikiem najemnym w prywatnej firmie. Po prostu dlatego, że mimo radości, jaką wyraził rząd przy okazji uchwalenia budżetu w sejmie na bieżący rok, mimo gratulacji, jakie sobie składali przy tej okazji przedstawiciele AWS-u i Unii Wolności - prognozy na najbliższą przyszłość dla zwykłych ludzi są złe. Uśmiechnięta twarz premiera, zapowiedzi, że się nareszcie zaczniemy odbijać od dna, zupełnie nie mają pokrycia, jeśli przyjrzeć się bez emocji ale dokładnie niektórym liczbom zapisanym w tym budżecie. Otóż emerytury i renty obniżą się w br. o 2,3% (w roku ubiegłym, co też brzmi tragikomicznie, wzrosły one mimo wszystko o 0,3%%). W tym czasie, tzn. w roku ubiegłym, tak zwany produkt krajowy brutto (PKB) mimo wszystko wzrósł o 4,1%, chociaż zakładano, że wyniesie on 5,2%. W roku bieżącym rząd założył w budżecie wzrost PKB już tylko o 4,5%, ale po cichu mówi się, że będzie tego tylko 3,5%. Jak się mają do tego renty i emerytury nie trzeba zgadywać nawet będąc analfabetą - naprawdę ich spadek będzie znacznie większy niż obiecywane minus 2,3%. W jednym z lutowych "Faktów i wydarzeń" przewodniczący sejmowej komisji budżetu (AWS) naciskany na temat tego, ile i kiedy emeryci dostaną w br. rekompensaty, żeby ich emerytury utrzymały chociaż swoją realną wartość w stosunku do ubiegłego roku - wykręcił się od odpowiedzi, stwierdzając, że zadecyduje o tym minister finansów w późniejszym terminie. Perfidia tych wszystkich kombinacji polega zaś na tym, że coroczne waloryzacje rent i emerytur są tylko dogonieniem tego, czego emeryci nie dostawali przez cały ubiegły rok, co stracili, zaś w nowym roku historia się powtarza - dostają to, co powinni dostawać w roku ubiegłym, a na bieżąco znowu o tych kilka procent zostają do tyłu. Oczywiście odkładanie waloryzacji o kolejne miesiące to dodatkowe ciche pieniądze do budżetu państwa wyciągnięte od emerytów. Oczarowani magią waloryzacji nie zauważamy, że w ten sposób nasze świadczenia są co roku realnie coraz niższe.
Emeryt

Gminy biorą szpital


Na kolejnej, XXV sesji Rady miejskiej w dniu 24 lutego podjęto kilka bardzo ważnych dla funkcjonowania gminy i miasta uchwał. Nareszcie, miejmy nadzieję, ostatecznie ustalono, jak będzie działał szpital w Resku. Obecni na sesji starosta stargardzki Wiesław Ciach i przewodniczący Rady Powiatu Czesław Kwiatkowski zapewnili łobeską Radę, że Rada Powiatu stargadzkiego wydzieli z łobeskiego Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej szpital w Resku i przekaże go gminom: Łobez, Resko i Radowo Małe. W związku z tym Rada łobeska jednogłośnie przyjęła uchwałę, że przyjmuje takie stanowisko z następującymi uwagami:
· Z dotychczasowej struktur SPZZOZ należy wyodrębnić ZOZ Szpital w Resku, wyposażając go w zespół środków majątkowych niezbędnych do prowadzenia statutowej działalności i udzielania świadczeń zdrowotnych.
· Wydzielić zadłużenie SPZZOZ w Łobzie w części odpowiadającej zadłużeniu szpitala w Resku w celu jego restrukturyzacji prowadzonej następnie przez gminy: Łobez, Resko i Radowo Małe.
· Nieodpłatne przekazanie nieruchomości i ruchomości wchodzących w skład szpitala w Resku na współwłasność trzech gmin: Łobez, Resko i Radowo Małe oraz przejęcie zrestrukturyzowanego zadłużenia, o którym mowa w pkt. 2 przez spółkę prawa handlowego powołaną prze wspomniane gminy
- nastąpić powinno jednoczasowo z przejęciem od ZOZ Szpital w Resku zadań związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych przez niepubliczny ZOZ Szpital w Resku, którego organem założycielskim będzie spółka prawa handlowego powołana przez gminy: Łobez, Resko i Radowo Małe.
· Termin realizacji tych czynności powinno się ustalić na okres 6 miesięcy od momentu zarejestrowania przez starostwo powiatowe w Stargardzie Szczecińskim ZOZ Szpital w Resku.
Tym sposobem rozstrzygnięto długi i właściwie niepotrzebny spór o to, kto ma być gospodarzem szpitala w Resku. Niestety, trzeba przypomnieć, że na reskowskim szpitalu ciąży przekraczający już 2 miliony zł dług (ZUS, prąd, paliwo, pogotowie itp.), ale także nie załatwiona sprawa kontraktu z Kasą Chorych, która wprawdzie dała szpitalowi pieniądze (zmniejszone o 5% w stosunku do roku ubiegłego), ale kontraktu na utrzymanie oddziału wewnętrznego nie podpisała, a przedłuża go, "cykając" co miesiąc - dwa, parę groszy. I personel i chorzy w tych warunkach żyją w ciągłej niepewności. Pieniędzy wystarcza dyrekcji ledwo na działalność merytoryczną, ale nie na pokrycie kosztów własnych. Stąd dług szpitala narasta co miesiąc o 60 - 80 tys. zł. I tak, chociaż wiadomo nareszcie, jaki jest stan prawny szpitala, to jednak jego istnienie jest zależne od kontraktu z Kasą Chorych, która, prawdę mówiąc, sabotuje szpital w Resku. Dlatego najważniejszym problemem w tej chwili jest nakłonienie Kasy Chorych do wysupłania pieniędzy na szpital tak bardzo potrzebny naszemu środowisku. Radna A. Krupa zaapelowała do zebranych, by zaprzestać wzajemnego obwiniania się o to, kto jest winien sytuacji, w jakiej znalazł się szpital w Resku, przestać obwiniać władze powiatu, a wspólnie zabrać się do naciskania i nakłonienia Kasy Chorych do podpisania kontraktu na utrzymanie oddziału wewnętrznego w szpitalu w Resku. Niedobrze - mówił - wicestarosta stargardzki Jan Szafran zapowiada się w br. pomoc społeczna. Np. w powiecie, a dotyczy to także gminy, od trzech miesięcy wstrzymane są pieniądze na zasiłki, nie ma żadnych pieniędzy na prace interwencyjne i na roboty publiczne czy aktywne przeciwstawianie się bezrobociu.

Na XXV sesji radni zapoznali się też z zapotrzebowaniem mieszkańców Łobza na mieszkania. O przydział mieszkań komunalnych ubiegało się 125 rodzin. Komisja mieszkaniowa zakwalifikowała 46 rodzin, którym powinno się przydzielić lokale w pierwszej kolejności, co jednak nie nastąpi szybko, bo gmina dysponuje rocznie tylko kilkoma wolnymi mieszkaniami. Pozostałe rodziny muszą rozwiązywać swoje problemy mieszkaniowe na własną rękę. To samo dotyczy także członków Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka", w której 45 rodzin rozwiązało swoje problemy mieszkaniowe na własną rękę, ale 261 członków i kandydatów oczekuje na mieszkania. Ponieważ nie ma na razie w Łobzie szans na komunalne i spółdzielcze budownictwo wielorodzinne - mieszkańcy Łobza, ci, których będzie na to stać, muszą się budować sami. W tym celu gmina dysponuje 20 działkami uzbrojonym i 65 nieuzbrojonym. Krótko mówiąc - sytuacja mieszkaniowa przedstawia się w Łobzie źle, szczególnie dla ludzi niezamożnych.

Większością głosów Rada zatwierdziła wniosek Zarządu o likwidacji z końcem roku szkolnego Przedszkola numer 4 i nowe stawki, jakie będą płacić rodzice za wyżywienie dzieci w tej placówce oraz oddaliła protesty rodziców, nie zgadzających się z tymi decyzjami. Przy tej okazji warto zauważyć, że jednym z argumentów przemawiających za likwidacją przedszkola była malejąca w nim ilość dzieci. Tymczasem fakt ten wynika z tego, że rodziców często nie stać na zapłacenie rosnących opłat. Pobytu dziecka w przedszkolu i korzyści wychowawczych z tego wynikających trudno przecenić, dlatego kurczenie się przedszkoli jest zjawiskiem fatalnym, źle rokującym dla polskiej oświaty, której nie można w ogóle mierzyć finansowymi kryteriami. Oświata nie może i nie potrafi na siebie zarabiać, na nią można ponosić wyłącznie wydatki. Rada podjęła tez decyzję o zaciągnięciu w banku pożyczki w wysokości 480 tys. zł na sfinansowanie pierwszego etapu budowy wodociągu wiejskiego Łobez - Łobżany - Prusinowo.

W wolnych wnioskach Jan Woźniak pytał, jakie były przyczyny tego, że będzie najpierw budowany wodociąg do Prusinowa, zamiast do Bonina, który był pierwszy w kolejce. Burmistrz H. Szymańska stwierdziła, że Prusinowo było jednak pierwsze. Radny W. Ćwikła pytał, jakie były przyczyny tego, że dyr. A. Gutkowski został wyznaczony na koordynatora pracy szkół podstawowych, co wzbudziło przykre wrażenie w tych szkołach, jako przykład braku zaufania do ich dyrektorów. O tej nie została powiadomiona ani komisja oświaty, ani Rada. Radny pytał, czy w ogóle istnieje w odpowiednich przepisach taka funkcja. Burmistrz Szymańska odpowiedziała, że w pracy szkół pojawiło się wiele nieprawidłowości, a dyr. Gutkowski świetnie się orientujący w sprawach oświatowych i cieszący się zaufaniem Zarządu znakomity dyrektor i organizator, może zdyscyplinować pracę szkół. Radny Bajerowicz przypomniał, że nie ma jakichś jasnych kryteriów, według których można klasyfikować i porównywać biedną szkołę np. w Bełcznie czy "Jedynkę" z lepiej sytuowaną np. "Trójką".
W. Bajerowicz

Czy wyginą łabędzie?


Ozdobą naszych wód - jezior, stawów, rzek, także naszej Regi od zawsze były piękne, majestatycznie poruszające się łabędzie. Można je jednak zobaczyć coraz rzadziej. A przecież bywało, że na Redze zimową pora gromadziły się ich spore stada przekraczające po dwadzieścia i więcej sztuk. Pływały wzdłuż brzegu na wpół oswojone, ufne, wyczekujące od każdego zbliżającego się człowieka jakiegoś poczęstunku, chleba, bułki, ziemniaka, jabłka. Szczególnie dzieci miały z tego powodu dużo radości. W tym roku nie pojawił się na rzece ani jeden. Powód jest prosty - chociaż niektórym wyda się nie do wiary - są one coraz częściej łapane i zjadane. Dzieje się tak już od kilku dobrych lat. Właściwie to nie powinno się tego faktu upowszechniać czyli pośrednio podpowiadać, że można je skonsumować, bo znajdzie się na nie więcej amatorów. Wydaje się jednak, że więcej nie można im już zaszkodzić, bo mało ich już pozostało i może się zdarzyć, że znikną całkowicie. Szkoda, bo są to przecież jedne z nielicznych gatunków zwierząt, którym cywilizacja nie tylko nie przeszkodziła, ale nawet pomogła świetnie się do niej przystosować i rozmnażać. Weszły w tak zwane "nisze" opuszczone przez inne bardziej wybredna pokarmowo i wrażliwe na zanieczyszczenia środowiska ptaki wodne, zasiedlały coraz mniejsze nawet zmineralizowane nawozami sztucznymi akweny. To, że zarastały one bujnie roślinności wodną było dla nich korzystne - przecież żywią się one wyłącznie pokarmem roślinnym. Wszędzie było ich pełno. Przyjemnie było patrzeć na poruszające się z godnością rodziny łabędzie z gromadkami sympatycznych piskląt na pierwszym lepszym bajorze.

Nie tylko to, że były pod ochroną, decydowało o tym, że było ich tak wiele. Chroniło je swoiste tabu. Stały się ptakami podziwianymi, lubianymi. Nie do pomyślenia było zrobienie im krzywdy czy płoszenie. Doszło nawet do tego, że reagowały na wołanie i spodziewając się jakiegoś smakołyku na widok człowieka na brzegu, szybko żeglowały w jego kierunku. Niektóre z nich tak się oswoiły, że upominały się o coś do zjedzenia, a nawet uprawiały coś w rodzaju żebraniny sycząc i pusząc się przy brzegu i pokazując swój majestat. Można je było spotkać przechodzące bezczelnie przez szosę z nielotnymi jeszcze pisklętami z akwenu do akwenu. Na szosie ustawiał się wtedy sznur cierpliwych kierowców bardziej uprzejmych dla ptaków niż dla ludzi.
A teraz giną właśnie z tego powodu. Zatraciły naturalny instynkt samozachowawczy, za bardzo, mówiąc obrazowo - zaufały ludziom. Dzisiaj nie trzeba do ich schwytania czy zabicia żadnych skomplikowanych zabiegów, broni czy innych narzędzi. Kilka z nich wyłapano w latach ubiegłych na Redze. Są zjadane jak zwyczajne gęsi. Przestało działać tabu chroniące je, zaczęła działać współczesna bieda i głód.
- Wujku, wiesz co było u nas dzisiaj na obiad - pochwalił się znajomemu, który odwiedził kogoś na wsi, mały chłopiec - był łabędź. Łabędź jest bardzo smaczny. Nie wierzysz? - I pokazał znajomemu porzucony na śmietniku łepek ptaka i jego nogi. Takie, niestety, mamy czasy, a łabędziom grozi wyginięcie.
W. Bajerowicz

Ludzie Łobza


Korzystając z przychylności redaktora "Łobeziaka" Klub Nauczyciela w Łobzie ma zamiar prezentować na łamach tego miesięcznika "Ludzi Łobza", czyli interesujących, twórczych mieszkańców naszego miasta i regionu. Będą prezentowani ci, co to "nie samym chlebem" żyją. Ludzie zafascynowani czymś ważnym, tworzący dla siebie i innych - pisarze, poeci, malarze, graficy, fotograficy, rzeźbiarze, muzycy, kolekcjonerzy, itp.

Niejednokrotnie nawet sąsiedzi nie wiedzą, że pozornie zwyczajni znajomi z pasją zajmują się czymś, co ubarwia i wzbogaca nie tylko ich życie. W trakcie naszych poszukiwań natrafiliśmy na naprawdę sporą grupę takich pasjonatów. Na dzień dzisiejszy znamy już ponad 150 nazwisk. Spora gromadka, prawda? Mamy nadzieję, że znajdziemy jeszcze innych i zaprezentujemy ich wszystkich. Na pierwszy ogień idą dwie panie. Podobno kobiety zawsze mają pierwszeństwo. Poza tym 8 Marca jest przecież ich święto.

Pierwszą z prezentowanych jest pani Elżbieta Konefał, nauczycielka z przedszkola im. Hałabały. Jej pasja to robienie zdjęć i pisanie wierszy. Uwielbia piesze i rowerowe wyprawy w plener, w trakcie których znajduje często inspiracje do wykonywanych zdjęć. Fotografie można było oglądać w ubiegłym roku na wystawie w Klubie Nauczyciela, jak też w przedszkolu. Wrażliwość i wyczucie sprawiają, że zarówno jej zdjęcia, jak i wiersze są delikatne i piękne. Drugą panią jest pani Lidia Dzieżak, nauczycielka plastyki z łobeskiego gimnazjum. Jej pasja to malarstwo i grafika, a jej obrazy zdobią niejeden dom w mieście i okolicy. Systematycznie zaraża kolejne grupy swoich uczniów miłością do sztuki. Stąd wzięła się spora gromada wychowanków, którzy poszli w jej ślady. Ci, którzy mają z nią kontakt potwierdzą, że jest osobą dynamiczną, pełną energii, życzliwą, chętną do śmiechu. Zawsze można liczyć na jej radę i pomoc.
KAA

Wiersze Elżbiety



BARASZKUJĄCA DUSZA
Ocalić...
Zachować siebie...
To ulecieć w przestworza
W podniebną dal...
Na skraj lasu...
W głębinę morza...

Pozwolić duszy i ciału baraszkować
Chodzić po ziemi lekko
I zapachem ziół zmysły delektować

I marzyć, i tęsknić
I wciąż i od nowa

Bo na nic pełne skarbce
I kieszenie pustych słów
Gdy duszę sprzedałeś diabłu
A usta ściska mróz

Szkoda każdej chwili
Więc wykup duszę swoją
Na ramieniu ją posadź
Ona światłem jest
I twarzą jest
Twoją!
/Łobez, 1995 r.

BŁĘKIT
Ciszę słyszę oczyma
Choć spienione fale nad chmurą
Cisza jest we mnie
W kształcie ziaren na plaży

Wiatr targa żaglami
Rysuje linie przypływu
Ciszę zamykam w muszli

Zatrzymać wiatr we włosach
Zanurzyć stopy w piasku
I ciszę mierzyć wzrokiem
Ciszę...
W kolorze błękitu
/Łobez, 1999 r.

CHLEB
Stół
I biały obrus
I ciepły płomyk świecy
I bukiet bzu w wazonie
A wiatr...
Za oknem coś plecie

Na stole
Tu i ... tuż obok
Jest wszystko co potrzeba
I pachnie poziomkami
Tylko brakuje...
Chleba

Chleb
Musi być
Chleb - jak codzienna praca
CHLEB
Lecz ciebie nie ma
Ty... nie wracasz...
MAMO!
/Łobez, 1992 r.

FILM PEŁNOMETRAŻOWY
Martwisz się
Że masz już lat ...aż....
Zdejmujesz lustra.
Kryjesz pod rondem kapelusza
Swoją twarz.
Czerwienią pokrywasz usta.
A ja....
Ja się cieszę
Z tylu aż ...lat.
Moja dusza rozpiera
Moje marne ciało
I wyrywa się w świat.
Czy jestem w dojrzałym ciele
Dojrzalsza?
Nie wiem.
Na pewno ...bogatsza!

Poznałam życia smak, przyprawy,
Zapachy, obrazy, dźwięki...
Wszystkie zmysły są bardziej czułe
A świat ,już nie jest taki maleńki.

Mówisz że...
Wkoło jest pustka, kłamstwo,
Szary kolor,
Smutne twarze,
Pusta półka marzeń...
Skasuj ten kadr!
Smakuj i się śmiej.
Film trwa....

Tylko nie wiem, czy zdążę
Obejrzeć go do końca
Jeszcze przed świtem?
Czy po zachodzie słońca?
Też uroczo...
/2.02.2001.

MIASTECZKO
Nasze miasteczko
Przycupnięte za ścianą lasu
W dolinie
Z kapelusza ptasich gniazd
Kołysane wiatrem
Na poduszce z pierza i mgły
Otulone wieńcem chmur
Z sufitem gwiazd
Zaszyte w trzcinach jezior
I w pióropuszach paproci
Zamotane w gałęziach drzew
W skrzydłach czasu
Co tu robimy?
Sadzimy róże na ugorach
Hodujemy dzieci "na kreskę"
Bezrobocimy się pracowicie
Uszczelniamy przeciągi przygraniczne
Stawiamy zapory na torach
Leczymy ziołami chore dusze

...życie na kredyt...
...szare życie...

Gdyby nie...
Zwariowani poeci
Ufarbowani malarze
Rozbiegani sportowcy
Nastrojeni muzycy
Rozmiłowani wędrowcy
Zakopani poszukiwacze
Roztańczeni patrioci
Rycerze
Oracze
i Piewcy Tej Ziemi

Tu... -
W tej dolinie
Z nimi
Zostaniemy
/Łobez, dnia 28.10.2000 r.

MIŁOWANIE
Przynieś mi kwiatów tyle
Ile ziaren piasku na plaży
Albo nie!

Zabierz mnie na łąkę
Chcę się rozpachnieć, odurzyć, rozmarzyć
Chcę patrzeć przed siebie i wokół
Tańczyć w poduszkach trawy
Poczuć zapach zmroku
Dotknąć granicy snu a jawy

Leżeć na ziemi w ciszy nocy
Słuchając szeptu ptaków - kołysanek
Być w magicznej mocy
Obudzić się w puchu mgły, gdy ranek

Mieć wiatr we włosach
Nanizać rosę na pajęczą nić
Biegać po trawie boso
Z ptakami gniazda wić

Chcę uściskać, ukochać
Koić się woniami
Opleść rękoma te cuda
Obsypać pocałunkami...
/Łobez, 1998 r.

PRZEPIS NA KOBIETĘ...?
3 krople rosy
5 płatków róży
2 plamki barwy tęczy po burzy.
Łyżeczka wiatru
I szczypta szczęścia
Garść puchu uczuć
Naparstek dziegciu
5 gestów ludzkich
nie dla zabawy!
I plaster miodu
Do tej potrawy.
Lecz nie myśl,
Że strawę trzeba szybko zjeść
Oprócz apetytu i chęci
Trzeba jeszcze
Rozum na widelcu mieć.
Piękna zastawa
Też miła sprawa
Lecz, żeby zdrowo żyć
Nie liczy się tylko sekspotrawa.
Kobieta chce sporo
I dobrze,
Że pragnień ma wiele
Bo chce żyć po ludzku!
A nie ...weselej!
Być może o tym
Nie wiecie,
Że człowiek siedzi
Także w kobiecie!
Przyda się facetowi
Trochę oleju!
Co tydzień, z rana
Wlać do głowy
Być może zapamięta,
Że nie tylko jako potrawa
Smakują kobiety i dziewczęta.
Jeśli zapomni już wieczorem
Zmieszać olej
Z 1 l sody kaustycznej roztworem
I nie żałować piołunu i szałwi
A my będziemy ich odwiedzać
W gaju małpim.
/Łobez, 8.03.2000 r.

SIÓDME NIEBO
Mój świat?..
Jest na wyciągnięcie dłoni
Można go dotknąć
Nie łapać
nie gonić
Wystarczy za sobą zamknąć drzwi
Wyrzucić klucz
i... iść.
Mój świat?..
To zapach bzu, konwalii i mięty
Widok atłasu i tiulu na łące
To krople deszczu we włosach
To koronkowe motyle rzęsami trzepoczące
I poduszki trawy w zieleni
I tylko tyle, a jednak...
Ucisza, tańczy, wiruje, szaleje i się mieni
I wszystkie zmysły na oścież otwarte
Cóż złoto przy tych cudach warte
Jakiegoż mi jeszcze bogactwa potrzeba
Tak blisko jest raj...
Wiem...
Bo dotykam... siódmego nieba.
/Łobez, 1998 r

Tu 'Łobeziak' nr 3974296 lub 608633195. Słucham ....?


1. W dniu 5 lutego br. odnotowujemy u nas spore opady śniegu (10 cm), słaby (- 2 `C) mróz i deszcz, a w związku z tym gołoledź, zaś w nocy ma przyjść odwilż. A jeszcze w przeddzień w nocy było - 12` C, a 3.02 nawet - 16`C. Rega próbowała zamarznąć. Po wyjątkowo ciepłym i bezśnieżnym styczniu z całkiem wiosenną pogodą to, mówią nam czytelnicy, nowy wybryk przyrody. Chyba jednak nie, bo takie skoki aury w lutym to przecież coś normalnego, a bywały takie zimy, że Rega w lutym zamarzała całkowicie. Za kilka dni wrócą pewnie znowu temperatury powyżej zera i zaczną się normalne lutowe chlapy. Inna sprawa, że "za karę" za ciepły styczeń wiosna może się w tym roku ślimaczyć do kwietnia. Już tak bywało. Czyli bez nerwów - "średnio" wszystko jest w normie. A z pogodą, jakakolwiek w danej chwili jest, najlepiej się pogodzić, bo inna nie będzie. No i proszę już 6 lutego wszystko znów się odmieniło. Przyszła zapowiadana odwilż i temperatura podskoczyła do + 13`0 C, a śnieg stajał w ciągu jednej nocy. RED.

2. "W związku z paniką, jaką wzbudziła choroba "szalonych krów" zestawiłem sobie dwie liczby: na Zachodzie, to znaczy w całej Europie, do tej pory zachorowało na tę chorobę 80 osób, w Polsce na szczęście jeszcze nikt. Natomiast w ciągu tegorocznej zimy zamarzło u nas też 80 ludzi, niekoniecznie zaraz pijanych. A ilu ledwo przeżyło z poodmrażanymi kończynami, ilu ze zrujnowanym na zawsze zdrowiem? To tragiczne żniwo. Tym się jakoś czynniki oficjalne i prasa przestały zajmować. Czyżby dlatego, że jest to wstydliwa zaraza, za którą społeczeństwo ponosi odpowiedzialność, ale samo osobiście z tego powodu nie jest zagrożone i patrzy na to wszystko według zasady - "moja chata z kraja"?
Dociekliwy

3. "Nawiązuję do zdjęcia dzieci z łobeskiego przedszkola z roku 1949 zamieszczonego w numerze 109 "Łobeziaka". Ja też na nim jestem. Stoję z tyłu w czwartym rzędzie po prawej stronie w kraciastej koszuli i też, jak dziewczynka Ela Kamińska nie mam wesołej miny, jestem naburmuszony. Chciałem siedzieć razem z kolegami z mojej ulicy w pierwszych rzędach, ale pani postawiła mnie z tyłu, w czwartym rzędzie, po byłem za duży, za wysoki. Z uśmiechem i wzruszeniem patrzę na to zdjęcie dzisiaj, bo dzięki niemu wracam do kraju lat dziecinnych, kiedy mieliśmy "takie" wielkie problemy i zmartwienia. Chciałbym mieć dzisiaj tylko takie. Niestety.
Jan Klukowski

4. Ciągle wraca na tapetę "pieski temat". Kilku czytelników sygnalizuje nam, zresztą sami możemy też to potwierdzić, że wprawdzie nasi obywatele coraz częściej wyprowadzają swoje zwierzęta na dwór na smyczach, bo jest taki "szpan", niemniej demonstracyjnie pozwalają im załatwiać potrzeby naturalne zaraz za progiem domu na pierwszym lepszym chodniku, trawniku czy pod krzakiem. Niby są oni tacy już kulturalni, że robią nam łaskę i nie wypędzają zwierzaków za drzwi i już, takie czyściochy, nie pozwalają im zanieczyszczać klatek schodowych. Dzięki temu nasze miasto jest i tak po staremu okropnie zas.... psimi odchodami, w które raz po raz wdeptujemy nawet na naszej głównej ulicy, na Niepodległości. Giną obsikiwane krzewy, obrzydliwie wyglądają trawniki. Doprawdy część naszych obywateli bardziej kocha swoje psy niż szanuje innych ludzi. Czytelnicy dzwonią do nas także, informując o tym, że nastała moda na wystawianie psów na balkony, żeby im udostępnić świeże powietrze. Z tych balkonów obszczekują one przechodniów i siebie nawzajem powodując nieustanny i dokuczliwy jazgot. Jeden z czytelników opowiedział nam, że będąc swego czasu w Niemczech, odwiedził znajomego, który na działce przy swoim pięknym domku, taki miał kaprys, trzymał w specjalnej zagrodzie trzy kury. Nasz człowiek zażartował, że przydałby się tym kurom do towarzystwa kogut. Owszem, powiedział gospodarz, ale sąsiedzi nie życzyli sobie słuchać jego porannego piania. Co kraj, to obyczaj - chciałoby się powiedzieć. U nas jednak ciągle nienajlepszy. RED.

5. "W coraz gorszym stanie jest odcinek drogi Łobez - Drawsko do Zajezierza. Od Zajezierza do Drawska droga jest w porządku. Jest tak, jakbyśmy się znaleźli w innym kraju. Kto powinien dbać o ten łobeski kawałek? Kto powinien zabiegać o to i u kogo, żeby tę drogę naprawiono?
Kierowca

Łobeziak w internecie


1. E-Mail:Kai-Uwe.Schuetz@t-online.de
Location: Central Germany
Comments: I plan to visit Lobez, my mothers hometown, this summer with my family and my mother (aged 80, she has been there in the 70ies, but only once). My grandfather's name was Albert Kleist, born 1866 and died 1945 in Lobez. He worked at the postoffice. Thank you for the information. I didn't expect such a detailled and interesting page when I just tried www.lobez.pl as a chance
Tłumaczenie: Razem z moją mamą i moja rodzina zamierzam latem tego roku odwiedzić Łobez - miejsce urodzenia mojej mamy. Mama ma 80 lat i była tylko raz w Łobzie w latach 70-tych. Mój pradziadek Albert Kleist urodził się w 1866 i zmarł w 1945 roku w Łobzie. Pracował na poczcie. Dziękuję za informacje. Nie spodziewałem się tak dokładnych informacji i interesującej strony, kiedy wpisywałem "na próbę" www.lobez.pl w internecie.

2. Pan Bogdan Idzikowski. Łobez. bogdanid@sz.home.pl
Potwierdzamy, że nowa witryna łobeska nam się podoba i gratulujemy, bo wiemy, że Pan jest jej profesjonalnym autorem. Co do wspomnianej powieści, to nie będziemy jej czytać zarówno z braku czasu jak i kompetencji ani tym bardziej uczciwie recenzować jej w "Łobeziaku", bo nie mamy zaufania do faceta, który się u nas zajmuje sprawami literackimi i któremu moglibyśmy to zaszczytne zadanie powierzyć i się nim wyręczyć. Jest to mianowicie "stary, zramolały belfer" i mógłby on zbyt prostacko zinterpretować to arcydzieło i skrzywdzić czy obrazić autora. Po cichu przyznamy się Panu, że utrzymujemy go z litości ale i z wyrachowania - kiedy chcemy się od czegoś wymigać, z czym nie możemy się uporać, co przekracza nasze intelektualne możliwości i obce nam poczucie literackiego smaku, to zwalamy winę na niego. Znosi to ze stoickim spokojem - podejrzewamy, że nawet zwykłe czytanie przychodzi mu coraz trudniej. Po cichu liczymy w związku z tym na to, że wspomnianego dzieła nie zdoła przeczytać na własną rękę i nie będzie nas nękał swoją ewentualną recenzją. RED.

3. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich Łobeziaków przesyła Łobezianka. Nawet podczas długich, zimowych wakacji nie tracę z oczu łobeskich wiadomości. Ponieważ dostaję numery waszego pisma pocztą, na ogół docierają one do mnie z dużym opóźnieniem. Co prawda moja córka (była Łobezianka) usiłowała odszukać was w internecie, lecz zwróćcie, proszę, uwagę, iż w ostatnich numerach nie pojawia się adres "on line".
Teraz trochę o mnie: siedzę sobie tutaj, na słonecznej Mallorce i bawię wnuki. Wyspa jest śliczna, ludzie bardzo przyjaźni. Chodzę z małą Caroliną na długie spacery i zawsze zagadują nas Hiszpanie nic sobie nie robiąc z tego, że niewiele ich rozumiem. Kwiaty kwitną przez cały rok, a w ogrodzie zwanym tu patio zrywamy z drzew pomarańcze, mandarynki i cytryny. Na wyspę przyjeżdżają chętnie Niemcy i w języku niemieckim są nawet wydawane gazety. Niestety, nie dotyczy to polskiego. Byłam rozczarowana odwiedzając Valldemossę - słynny klasztor, w którym Chopin spędził zimę 1838 roku. Tu skomponował swoje słynne Preludium Deszczowe - nie ma tu żadnej informacji lub katalogu w naszym języku. Cóż - mam nadzieję, że to się zmieni. Jeszcze raz gorące pozdrowienia - ucieszymy się, jeśli ktoś nam odpisze.
Mój adres: beatadeclares@hotmail.com

Szanowna i miła Pani i moja przecież sąsiadko! Dziękuję, odpisując, za pamięć o Łobzie i zaglądanie do "Łobeziaka". To duża przyjemność dostać list z tak daleka. Proszę o więcej ciekawych wiadomości.
Wojciech Bajerowicz

Rozmowa przy śmietniku


Wynoszę w biały dzień śmieci do pojemnika przed domem. Grzebie w nim hakiem z drutu mężczyzna w wieku 35 - 40 lat. Wybiera makulaturę i metalowe przedmioty, przede wszystkim aluminiowe puszki po piwie i ładuje to wszystko na dwukołowy wózek. Rozmawia chętnie, jakby chciał usprawiedliwić swoją obecność przy tym śmietniku. Jest nawet na swój sposób zadbany, ogarnięty, jak się potocznie mówi. Nie przypomina typowych, strasznie zaniedbanych zawodowych "nurków".
- Dlaczego pan, mężczyzna w sile wieku, musi się grzebać w śmietnikach? - pytam.
- Cztery miesiące temu straciłem kuroniówkę. Było tego 360 zł. Z tego musiałem żonie płacić 200 zł alimentów na dzieci. Zostawało mi na życie 160 zł na miesiąc. Teraz nie mam zupełnie nic, więc muszę chociaż próbować z czegoś żyć.
- To z rodziną nie utrzymuje pan kontaktów?
- Nie. Zostałem eksmitowany z mieszkania na bruk.
- To jednak jakiś powód takiej decyzji musiał być?
- Był. Awanturowałem się. Robiłem krzywdę żonie. (Musiała to być dotkliwa krzywda - red.) Odsiedziałem półtora roku w więzieniu. Kiedy wróciłem, nie dostałem już pracy w zakładzie, w którym przepracowałem 20 lat, no i ta eksmisja. Przygarnął mnie do swojego mieszkania kolega. I tak żyję.
- Czy z tego, co pan tu, w śmietniku uzbiera, można wyżyć?
- Żeby zarobić 2,50 zł muszę uzbierać 52 puszki aluminiowe albo kilkadziesiąt kilogramów czystej, posegregowanej makulatury. Częste są dni, kiedy mi się to nie udaje, bo oprócz mnie więcej ludzi grzebie w śmietnikach. Mamy tu zaciętą konkurencję. Wczoraj za tygodniowy urobek, za 12 zł, kupiłem w Biedronce cukier, mąkę i chleb. Do przyszłego tygodnia przeżyję.
- Próbował pan postarać się o jakąś normalną pracę?
- Pracy to już chyba nigdy w życiu nie dostanę. Kiedy wychodzi na jaw, że byłem w więzieniu, w ogóle nikt nie chce ze mną rozmawiać. Wyjechać z Łobza nie mogę, choćbym znalazł pracę gdzie indziej. Nie ma mowy, żebym znalazł jakiś kąt do zamieszkania i zdołał za niego zapłacić.
- Są przecież prace interwencyjne. Przez kilka miesięcy można się w ten sposób poratować.
- Kiedy idę prosić o to, żeby mnie przy nich zatrudnić, zawsze spotykam się z odmową, bo podobno jest w Łobzie więcej osób, które mają warunki gorsze ode mnie. A tak naprawdę, to co roku w pracach interwencyjnych zatrudnia się te same osoby. Ja jestem trefny człowiek.
- Czy pan pije?
- Ostatni raz butelkę piwa wypiłem cztery miesiące temu. (Mogę w to uwierzyć, bo wśród rzucających się w oczy w Łobzie alkoholików nie widuję tego człowieka).
- Czy ma pan jakieś plany na przyszłość, co pan chce robić, żeby się ze swojej sytuacji wygrzebać?
- Nie wiem, co robić. Na razie żyję. Ale przyszłości dla siebie nie widzę żadnej w normalnym życiu aż do śmierci. Nie wiem, co będzie dalej. Może rozbiję szybę w jakimś sklepie, ukradnę paczkę papierosów i jako recydywista pójdę znowu siedzieć. W więzieniu jest lepiej. Jest dach nad głową, jest ciepło, dają regularnie jeść, można się od czasu do czasu wykąpać i dostać świeże łachy. Nie ma wprawdzie co robić, ale można pooglądać telewizję i żyć normalnie, pogadać jak równy z równym z innymi ludźmi.

I patrzy na mnie ten też przecież człowiek oczyma, w których prócz głębokiego smutku nie widać iskierki nadziei. Bez względu na to, jaką miał przeszłość, czy też zasłużył sobie sam na taką teraźniejszość, jest teraz skazany na beznadziejne dożywocie na wolności, bez możliwości apelacji czy wcześniejszego zwolnienia. Paradoksalnie jest niby wolny, ale czułby się lepiej za kratkami. A bezrobocie rośnie z dnia na dzień - mamy już w Polsce 2 miliony 800 tys. bezrobotnych i już zaczyna brakować miejsc w więzieniach, w których na gwałt przerabia się na cele świetlice, rozmównice, pomieszczenia socjalne i biurowe.
W.I.

Bieg o puchar Prezesa


W dniu 20.01.2001 odbył się VII bieg przełajowy z cyklu Grand Prix Łobza na rok bieżący, tym razem o puchar Prezesa TKKF "Błyskawica". Trasa biegu prowadziła ścieżką ekologiczną przez park miejski. Start i meta znajdowały się przy wejściu na tę ścieżkę. Kobiety i młodzież startowali na dystansie 4 km, mężczyźni mieli do pokonania 8 km. Był to także bieg jubileuszowy z okazji 50-lecia urodzin Czesława Wiśniewskiego ze Szczecina, stałego uczestnika łobeskich biegów oraz wielu imprez długodystansowych w Polsce. Maratończyk ten był fundatorem nagród w tymże VII biegu.
Wyniki biegu (w nawiasach rocznik zawodnika i czas):
8 km mężczyźni:
1. Jerzy Kulczyk (62 - 28 min. 13 sek.) - Tychowo. 2. Jerzy Ochota (52 - 28,40) - Police. 3. Leszek Gałan (63 - 29,03) - Stara Studnica. 4.Andrzej Burek (52 - 29,10) - Szczecin. 5. Stanisław Smoliński (53 - 31,39) - Szczecin. 6. Tadeusz Płata (51 - 31,42) - Szczecin. 7. Czesław Wiśniewski (51 - 32,00) - Szczecin. 8. Tadeusz Szuba (58 - 33,06) - Łobez. 9. Stanisław Zięba(44 - 33,51) - Szczecin. 10. Marian Wiśniewski (54 - 35,28) - Szczecin. 11. Zygmunt Draczyński (48 - 40,01) - Łobez. 12. Ryszard Stuligłowa (50 - 43,52) - Płoty. 13. Józef Buczyński (42 - 45,27) - Białogard). 14. Mieczysław Zaworski (31 - 45,58) - Szczecin.

4 km - chłopcy:
1. Łukasz Uldynowicz (83 - 14,31)) - Gryfice. 2. Konrad Ludwikowski (86 - 17,09) - Łobez. 3. Krzysztof Ciszewski (86 - 17,12) - Łobez. 4. Damian Nazaruk (84 - 19,37) - Łobez. 4 km - kobiety, dziewczęta, dzieci: 1. Joanna Gałan (66) - Stara Studnica (18,10). 2. Narcyza Raińczuk (87) - Łobez (18,23). Wszyscy pozostali także z Łobza. 3. Elżbieta Afeltowicz (88 - 18,48). 4. Kalina Raińczuk (83 - 20,29). 5. Elżbieta Wiśniewska (53 - 20,36). 6. Anna Afeltowicz (86 - 20,36). 7. Agata Atras (86 - 20,50). 8. Maciej Biały (90 - 20,53). 9. Monika Kalwinek (89 - 20,57). 10. Ewelina Imińska (86 - 21,00).

Poza tym i podobnymi zawodami, które odbędą się w kolejnych terminach - zwolenników zdrowego trybu życia zapraszamy na cotygodniowy bieg po zdrowie. Spotykamy się na nim w każdą sobotę u wejścia na ścieżkę ekologiczną o godz. 1000. Jest to lekki bieg, chód i marsz połączony z gimnastyką dla początkujących i zaawansowanych.
Ze sportowym pozdrowieniem - Elżbieta Wiśniewska

Copernicus 2001


Jak co roku, ale tym razem z wielkim rozmachem w dniach 19 - 23 lutego zorganizowano w Szkole Podstawowej nr 2 dni otwarte, poświęcone przede wszystkim pamięci patrona szkoły Mikołaja Kopernika, ale przy okazji także prezentacji różnych form pozalekcyjnej pracy nauczycieli. Podziwialiśmy wyniki tych działań i zaangażowanie młodzieży i wychowawców. Oto w skrócie kalendarz imprez (w nawiasach podajemy nazwiska nauczycieli - organizatorów):
· 19.02. Uroczysty apel i widowisko poświęcone patronowi szkoły (L.Lalak). Otwarcie nowej, pięknie wyposażonej sali dla klasy życia (M. Janiszewska). Prezentacja klasy nr 3, którą udało się nauczycielce Mirosławie Góreckiej pięknie odnowić dzięki pomocy dzieci i rodziców.
· 20.02. Turniej "Koperniczek - Pierniczek" dla klas I - III (H. Lach). Konkurs "Pomorze Zachodnie - moja mała ojczyzna" dla klas IV - VI (J. Babyszko, Z. Malinowska, I. Mościcka). Konkurs "Mistrz ortografii" dla kl. II (J. Dziuba).
· 21.02. Otwarte mistrzostwa SP 2 w szachach (M. Woniak). Wprowadzenie uczniów kl. ID w poczet czytelników biblioteki przez uczniów kl. IID (M.Olszewska). Konkurs plastyczny "Życie ludzi w kosmosie. Kl. IA (M. Rasińska). Konkurs wiedzy o Mikołaju Koperniku dla kl. IIA (J.Dziuba). Wieczór poetycki "Świat poezją malowany" w wykonaniu zwycięzców szkolnego konkursu literackiego (I. Mościcka, M. Rasińska).
· 22.02. Zajęcia otwarte dla rodziców w kl. IIA (J.Dziuba). Familijny turniej sportowy "Siedem potów" dla nauczyciel wraz z uczniami kl. IV - VI (H. Lach). Wystawa prac plastycznych kl. IIB (B. Druch). Wieczornica "życie i twórczość Henryka Sienkiewicza" dla kl. V (R. Mikul, I. Mościcka, R. Siarkiewicz).
· 23.02. "Eins, zwei, drei.." - konkurs wiedzy z jęz. niemieckiego dla kl. I - II (M.Górecka). "Mieszkańcy innych planet" - konkurs plastyczny dla kl. IIA (J. Dziuba). "Ratujmy naszą planetę" - projekcja filmów o tematyce ekologicznej, wystawa ekologiczna, montaż słowno-muzyczny "Tyle smogu w całym mieście", wykład "Ratujmy naszą planetę" (S. Dynowska, R. Mikul).
· Przez cały tydzień były też czynne: wystawa prac plastycznych Uczniów kl. IV - VI pt. "Niebo książkowych stronic"(I. Mościcka), wystawa ekologiczna "Zagrożona niebieska planeta" i wystawka astronomiczna w jęz. angielskim oraz kącik fotograficzny (J. Stefanowska). Zdjęcia do numeru wykonali I. Mościcka i Cz. Burdun. Bardzo pomogli szkole dobrodzieje": Zbigniew Tymoszczuk (Tympol), Mirosław Hussakowski, Krochmalnia, Karolina Baryluk, Nadleśnictwo Łobez, Halina Bubacz oraz AWRSP ze Szczecina którym tą drogą dyrekcja szkoły składa serdeczne podziękowania. RED.

Jak się żyje w 'Jedynce'


Jesteśmy uczennicami klasy VI szkoły Podstawowej nr 1 im. Marii Curie-Skłodowskiej w Łobzie. Za kilka miesięcy będziemy już jednymi z licznych absolwentów, którzy uczyli się w zreformowanej szkole.
W murach "Jedynki" czujemy się dobrze i bezpiecznie. Spędzamy tutaj kilka godzin dziennie. Nasz trzynastoletni świat ma swoje różne problemy. W ich rozwikłaniu pomagają nam nie tylko nasi rodzice, ale możemy też liczyć na grono pedagogiczne. Darzymy ich nie tylko szacunkiem. Mamy do nich duże zaufanie. Możemy też liczyć na pomocną dłoń naszych koleżanek i kolegów. Marzenia mamy różne... Pragniemy jak najszybciej ukończyć szkołę podstawową i przekroczyć próg dorosłości. W gimnazjum chcemy uzyskać jak najlepsze oceny, oczekujemy akceptacji. Z zainteresowaniem przeczytałyśmy w "Łobeziaku" artykuł o ZSG napisany m.in. przez naszą koleżankę, absolwentkę SP 1. Może dyrekcja gimnazjum ogłosi "dzień otwartych drzwi"? Chcemy się zapoznać nie tylko z warunkami lokalowymi. Pragniemy uzyskać informacje na temat działających w gimnazjum kółek zainteresowań. Sądzimy, że pozwoli to nam na szybszą aklimatyzację. Jest to dla nas bardzo ważne.

Do szkoły dojeżdżaliśmy z wielu miejscowości. Niektórzy z nas muszą wstawać już o 6`00 rano. Nie jest to łatwe, gdy tak wcześnie witamy nowy dzień zwłaszcza jesienią i zimą. W szkole czekamy niejednokrotnie prawię godzinę na rozpoczęcie zajęć. Jednaki nie narzekamy za bardzo, ponieważ pracownicy naszej szkoły starają się nam stworzyć miłą i serdeczną atmosferę. Mieszkamy w bardzo małych miejscowościach. Gdyby nie szkoła, nie mielibyśmy żadnego kontaktu ze światem. Nic lub prawie nic w naszych miejscowościach się nie dzieje. Nie ma bibliotek, świetlic, gdzie moglibyśmy pożytecznie spędzać czas czy pobawić się. Po odrobieniu lekcji jesteśmy skazani na własną fantazję i wyobraźnię. Rodzice nie zawsze mają dla nas czas. Wielu z nich boryka się z poważnymi problemami finansowymi, martwi się brakiem pracy i perspektyw na jej uzyskanie. Są też wśród nas tacy, którym się marzy ciepły, prawdziwy, kochający dom. Nie bardzo rozumiemy ten dorosły świat. Każdy z nas marzy o świetlanej przyszłości, o życiu w kolorach tęczy, tylko czy te marzenia się spełnią?

Czy chcielibyśmy uczęszczać do innych szkół? Nie. Owszem i nas kuszą wspaniałe budynki, przestronne sale lekcyjne, nowoczesne pomoce naukowe, obietnice, że tam będzie nam najlepiej. My jednak lubimy naszą jedynkę. Kto, jak nie ona rozumie nas i dba o nas, "dojeżdżających" . Tak bardzo chciałybyśmy, aby SP 1 nie była nazywana "wiejską szkołą". My też przecież mamy kolegów, koleżanki i przyjaciół z terenu Łobza. Wspólnie rywalizujemy o dobre oceny i sukcesy w sporcie. Czy my, dzieci ze wsi różnimy się od was z miasta? Przecież i wasi dziadkowie i rodzice też mają swoje korzenie na wsi.
Joanna Białek, Milena Czarnecka, Justyna Wierudzka i Magda Wojdecka

Konferencja prasowa posła SLD St. Kopcia


Poseł SLD ze Stargardu Szcz. regularnie odbywa konferencje prasowe, w trakcie których informuje dziennikarzy o swojej pracy poselskiej i zapoznaje ich z najważniejszymi dokumentami, uchwałami i projektami uchwał sejmowych zgłaszanymi przez niego i innych posłów SLD, dotyczących głównie naszego województwa i powiatu. 23 lutego miała miejsce w Stargardzie kolejna taka konferencja. Poseł zdał na niej relację z II krajowego zjazdu Związku Byłych Pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych, w której brał udział i został na niej wybrany wiceprezesem Zarządu Krajowego. To było ważne wydarzenie, bo zaproponowano na nim szereg rozwiązań, które mogą poprawić tragiczny los niesprawiedliwie potraktowanych byłych pegeerowców i wskazano też, skąd ciągle jeszcze można wziąć pieniądze na ten cel. Pytanie, czy rząd AWS-u zechce podjąć ten temat. SLD już czterokrotnie występowało z projektem odpowiedniej uchwały, ale ciągle była ona przesuwana na dalszy termin. Projekt ZBPPGR zawiera propozycje rozwiązań systemowych, które mogą niezawinioną tragiczną sytuację byłych pegeerowców poprawić poprzez:
- Wprowadzenie rent strukturalnych dla bezrobotnych byłych pracowników PGR, którzy przepracowali min. 15 lat w PGR oraz ukończyli 55 lat.
- Wdrożenie programu zmiany kwalifikacji zawodowych głównie dla pokolenia 30 - 45 lat.
- Program wsparcia finansowego i preferencji organizacyjnych w edukacji dzieci i młodzieży w celu ograniczenia zjawiska "dziedziczenia biedy.
- Program tworzenia socjalnych gospodarstw rolnych na bazie nie zagospodarowanego majątku Agencji Rolnej, dających minimum egzystencji.
- Program preferencyjnego zatrudniania byłych pracowników PGR i członków ich rodzin przez pracodawców tworzących nowe miejsca pracy. Związek uważa, że oprócz wsparcia tych inicjatyw przez budżet państwa, samorządy i środki uzyskane z funduszy Unii Europejskiej należy ustawowo wydzielić z zasobów Agencji Rolnej 15% wartości jej majątku, przez co można uzyskać 2.2 mld. zł i przeznaczyć je na finansowani rent strukturalnych i pomoc dla najbardziej potrzebujących. Zapoznał nas też poseł z decyzją Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która podzieliła już fundusz z rezerwy budżetowej na rozbudowę infrastruktury technicznej w gminach w 2001 r. Łobez nie dostał ani grosza. Podobnie stało się z dofinansowaniem szkół na zadania inwestycyjne. Wśród 42 szkół, którym przyznano dodatkowe środki nie znalazł się Łobez. Nastąpił tu gwałtowny spadek - jeśli jeszcze w roku 1997 kurator Plewka (poprzedni rząd) miał do dyspozycji w naszym województwie 140 mil. zł na inwestycje szkolne, to obecny ma ich już tylko 40 mil. zł. Zmaleje też ilość gimbusów - w ub. roku szkoły dostały ich 85, w br. tylko 45. Sporo było mowy na spotkaniu o finansowaniu oświaty w 2001 r. Rząd nie wywiązał się do tej pory - mówił poseł - ze swoich konstytucyjnych obowiązków i gminy, żeby sprostać zobowiązaniom wynikającym z Karty Nauczyciela, musiały obciążyć swoje budżety, biorąc z banków odpowiednie kredyty. Pytanie, kiedy rząd wyrówna gminom to, co im się należy, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Tymczasem subwencja oświatowa na rok 2001 jeszcze się zmniejszyła o 3,7 mld zł. Źle to służy polskiej oświacie. Ciężar finansowania szkół przez gminy ciągle się zwiększa. W roku 2001 dalsze dofinansowanie malejącej subwencji oświatowej przez biedne gminy jest praktycznie niemożliwe! W ubiegłym roku w grudniu rząd zdjął z budżetu Ministerstwa Edukacji 238 mil. zł. Dodatkowym i pogarszającym jakość życia czynnikiem będzie likwidacja w województwie 30% linii kolejowych i 30 pociągów.

Nieprzyjemne są wieści dla rolników. Agencja Rynku Rolnego będzie miała mniej pieniędzy na interwencyjny skup zboża. Będą kłopoty z zapewnieniem rolnikom obiecanego tańszego oleju napędowego - rząd ma na razie pieniądze tylko na wydrukowanie czeków na nie. Przyjęto też ustawę samorządową (właściwie jedyną, która uzyskała akceptację SLD). N. w Łobzie liczba radnych będzie wynosić zamiast 24 obecnie - 19 osób po przyszłych wyborach, zaś liczba członków zarządu zmniejszy się z 7 do 3.

Nasz komentarz: Po lekturze tych danych rodzi się pytanie - dlaczego w Sejmie przechodzi tyle ustaw niekorzystnych dla społeczeństwa, dlaczego rząd prowadzi niekorzystną np. dla oświaty, rolnictwa czy służby zdrowia politykę, a posła Kopcia stać jedynie na stwierdzenie tych faktów? Przecież jest on posłem SLD i działa w opozycji, której konstruktywne wnioski są na ogół przez obecną większość sejmową odrzucane. Miarą aktywności posła Kopcia niech będzie fakt, że w okresie od października 1997 r. do stycznia 200 r. wystąpił on 127 razy w sejmie i na komisjach sejmowych z interpelacjami, zapytaniami, oświadczeniami, wnioskami koordynującym projekt ustaw itp. Podobnie działali inni posłowie z naszego województwa.
Wojciech Bajerowicz

Kronika policyjna


Kronika policyjna
· Między 30.12.2000 a 02..01.2001r. Z pogorzeliska przy ul. Strumykowej w Łobzie własn. Krzysztofa P. nieznany sprawca ukradł sprzęt elektrotechniczny wart. 1240 zł.
· 01.01.2001 r. W restauracji "Stodoła" na placu Spółdzielców został pobity przez nieznanych mężczyzn Radosław B., który doznał otarcia naskórka czoła i złamania nosa.
· 08.01. W Przyborzu pracownicy Rejonu Energetycznego z Gryfic ujawnili nielegalny pobór prądu przez Janusza W. Zdarzenia takie trafiają się obecnie rzadziej niż kiedyś.
· 14.01. W Łobzie przed lokalem " W potrzasku" 5 ustalonych mężczyzn pobiło Krzysztofa Z., który doznał otarć na twarzy i rękach.
· 08.01. W Zespole Szkół Gimnazjalnych na ul. Kościuszki 0 godz. 11`00 nieletni Bartosz Ch. ukradł na terenie szkoły 50 groszy małoletniej Annie K.
· 12.01. W godz. 13`00 - 18`00 w Łobzie na ulicy Bocznej nieznany sprawca z zaplecza sklepu wielobranżowego ukradł torebkę skórzaną z portfelem, dowodem osobistym i innymi przedmiotami wart. 580 zł na szkodę Elżbiety J.
· Między 14 a 16.01. na działce przy ul. Wojska Polskiego nieznany złodziej wybił szybę w altance ogrodowej i ukradł antenę szerokopasmową oraz zestaw głośników wart 80 złna szkodę Teresy S.
· 15.01 w godz. 17`00 - 21`00 ustalony sprawca na ul. Wojska Polskiego wybił kostką brukową
· szybę w okienku podawczym kiosku własn. Józefy Z. i ukradł 22 paczki papierosów wart. 100zł.
· 16.01. W Łobzie na ul. Niepodległości na przejściu dla pieszych doszło do wypadku. Na jezdnię wtargnęła nagle Joanna Z. z Węgorzyna doznając obrażeń ciała. Została ona przewieziona do szpitala w Drawsku.
· Między 17 a 18.01 na ul. Komuny Paryskiej złodziej przy użyciu dorobionego klucza wszedł do mieszkania Agaty A. i ukradł sprzęt RTV i AGD, dokumenty i inne przedmioty wart. 6500 zł. Sprawa w toku.
· 18.01. W godz. 13`00 - 14`00 na ul. Obr. Stalingradu nie ustalony sprawca wszedł do mieszkania Józefy K. i z jednego z pokoi ukradł torebkę damską z pieniędzmi, portfelem, dowodem osobistym i kosmetyczką wart. 480 zł.
· 19.01. O godz. 3`30 w Łobzie na ul. Kościelnej poruszający się samochodem złodzieje po wybiciu szyby wystawowej sklepu "Multi 5" weszli do środka i ukradli telewizor, amplituner, odtwaczacz DVD wart. 14.322 zł na szkodę spółki Multiserwis ze Szczecina i uciekli przed policją. Podobne zdarzenie miało miejsce w Świdwinie. Jak ustalono - tamtejsi sprawcy poruszali się tym samym samochodem, co w Łobzie. W Świdwinie także uciekali spłoszeni przez policjantów, ale na śliskiej jezdni wpadli w poślizg i rozbili się na drzewie. Czterech z nich uciekło, piątego, który schował się krzakach - ujęła policja.
· 16/17.01 na ul. Kościelnej nieznany sprawca włamał się po wybiciu szyby do malucha i ukradł z niego zestaw głośnikowy wart 50 zł. własn. Arkadiusza F.
· 19/20.01. na ul. Kościelnej nieznany złodziej włamał się do magazynu gimnazjum i ukradł z niego 6 worków z puszkami aluminiowymi zebranymi przez dzieci na konkurs ekologiczny. Dzieci, wśród których są także dzieci policjantów, zobligowały swoich rodziców do ujęcia złodziei.
· 20.01. na ul. Niepodległości w Łobzie podczas kontroli drogowej został zatrzymany kierujący rowerem Mariusz B. Był on nietrzeźwy, w jego krwi stwierdzono w wydychanym powietrzu 2,63 promila alkoholu. W nowym kodeksie karnym jest to już przestępstwo, gdy stwierdzi się 0,5 promila alkoholu we krwi u kierującego rowerem.
· 22.01. o godz. 19`00 na ul. H. Sawickiej w sklepie Kama nieznany sprawca wykorzystując nieuwagę sprzedawczyni ukradł z kasy fiskalnej 1230 zł na szkodę Grażyny M.
· 30.01. W Łobzie na ul. Murarskiej o godz. 1`10 policjanci złapali Ernesta K. na gorącym uczynku włamania do poloneza i kradzieży odtwarzacza CD wart 600 zł. na szkodę Krzysztofa S.
Do druku podał nadkom. Wikor Mazan

Łobeska przestępczość


Prokuratura Rejonowa w Łobzie działa na terenie dwóch powiatów. Jej właściwości miejscowej podlegają cztery gminy: Łobez i Węgorzyno - położone w powiecie stargardzkim oraz Resko i Radowo Małe - położone w powiecie gryfickim. Na terenie podległym tutejszej prokuraturze dominuje tzw. przestępczość pospolita - kradzieże, kradzieże z włamaniem, groźby karalne, znęcanie się nad rodziną, pobicia o niegroźnych skutkach itp.

Od kilku lat odnotowujemy stały, aczkolwiek niewielki wzrost przestępczości. Jest to tendencja powszechna na terenie całego kraju, w tym także w województwie zachodniopomorskim. Zapewne również rok 2001 przyniesie zwiększenie wpływu spraw do Prokuratury, co jest spowodowane zmianami w przepisach, jakie dokonały się pod koniec ubiegłego roku. Czyny, które dotychczas były wykroczeniami , a mianowicie prowadzenie pojazdów w stanie nietrzeźwym są obecnie przestępstwami.

Plagą są zresztą u nas wszelkie przestępstwa popełnione pod wpływem alkoholu, a zwłaszcza te, skierowane przeciw członkom rodziny. W domowym zaciszu, nadużywający alkoholu mężczyźni znęcają się nad swoimi żonami i dziećmi. Tego rodzaju postępowania są wyjątkowo trudne dowodowo. Wynika to, być może, z powszechnie panującego przekonania, że sprawy rodzinne powinny być załatwiane we własnym domu. Tymczasem brak właściwej społecznej reakcji na takie zachowanie często prowadzi do nieodwracalnych zmian w psychice maltretowanych dzieci, a niekiedy do tragedii, gdy oprawca posuwa się do rękoczynów. Postanowiłam zwrócić Państwa uwagę na ten problem, ponieważ skuteczność pracy prokuratora, czyli postawienie kogokolwiek w stan oskarżenia przed sądem zależy od zgromadzonych dowodów, w tym również od świadków. Dotyczy to zresztą nie tylko przestępstwa znęcania się nad rodziną, ale także wszystkich innych przestępstw. Inaczej rzecz ujmując, bez właściwej postawy społecznej nie byłoby możliwe ściganie przestępstw. Każdy z nas może w każdej chwili stać się ofiarą przestępstw. Chcielibyśmy, aby w takiej sytuacji sprawca został ukarany. Z tego właśnie powodu obowiązkiem każdego, nie tylko moralnym, ale i wynikającym z przepisów prawa, jest reagowanie na to, co się dzieje wokół nas. Do najgroźniejszych przestępstw zalicza się obecnie te, które godzą w życie, zdrowie i wolność człowieka. Tego rodzaju czyny są ścigane z całą surowością, a każdy, kto taki czyn popełni, powinien liczyć się z surową karą, z pozbawieniem wolności włącznie. Planuje się zaostrzenie sankcji karnych za przestępstwa należące do tej właśnie kategorii, a w chwili, gdy piszę te słowa Sejm obraduje nad projektem zmian w prawie karnym, zgłoszonym przez Ministra Sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Żaden przestępca nie powinien więc liczyć na pobłażliwość czy łagodne potraktowanie przez organy ścigania.
Mgr Klaudia Karpińska-Gęsikiewicz - prokurator rejonowy

Łowiectwo w łobeskich lasach


Zbliża się zakończenie sezonu łowieckiego w Nadleśnictwie Łobez, więc przyszedł czas na wstępne podsumowanie działań gospodarczych funkcjonujących na naszym tereni kół łowieckich. Własnych obwodów wyłączonych Nadleśnictwo nie posiada, ale zgodnie z prawem łowieckim prowadzi w imieniu Ministra Środowiska czynny i merytoryczny nadzór nad działalnością gospodarczą miejscowych kół łowieckich ze szczególną uwagą od strony przyrodniczo-ekologicznej.
Nadzór ten dotyczy głównie metod ustalania liczebności zwierząt, tzw. inwentaryzacji zwierzyny leśnej, przestrzegania prawidłowego ustalania struktury płciowej, struktury wiekowej oraz ilości zwierzyny przeznaczonej do pozyskania. Ponadto duży nacisk kładziemy na prawidłowe zagospodarowanie łowisk od strony przyrodniczo-ekologicznej. Chodzi nam o to, aby koła łowieckie stwarzały zwierzynie dzikiej, ptactwu przybliżone warunki do naturalnych. Robi się to poprzez zakładanie naturalnych poletek zgryzowo-żerowych z preferowaniem gatunków drzew i krzewów dostarczających karmę wysokobiałkową i zawierającą duży zestaw witamin i mikroelementów. Są to głównie wierzby paszowe, derenie, dąb czerwony oraz wiele gatunków drzew owocowych i krzewów jagodowych. Poletka zgryzowe są w pierwszej fazie chronione przed zwierzyną poprzez grodzenie, aby po kilku latach po wprowadzeniu odpowiedniej kultury tj. wysokości, osady ilościowej na powierzchni, mogły być udostępnione zwierzynie płowej - jeleniom i sarnom. Jest to działanie sukcesywne, gdyż zadaniem naszym wspólnym jest to, aby areał tej formy zagospodarowania był jak największy i możliwie bardzo mocno zróżnicowany pod względem wieku. Jest to jedna z metod ochrony lasów przed szkodami powodowanymi przez zwierzynę płową, gdyż głównym pożywieniem jeleni i sarn są pączki i pędy oraz kora szlachetnych lasotwórczych gatunków drzew i krzewów występujących w łobeskich drzewostanach. Najbardziej na zgryzanie i spałowanie (ogryzanie kory) są narażone sosny, dęby, buki, lipy, jesiony oraz pozostałe gatunki liściaste. Zgryzane corocznie sosny, dęby, buki tracą na bieżącym przyroście, stają się mało odporne na zagrożenia ze strony szkodników owadzich oraz na wszelkiego rodzaju grzyby patogenne. Wyspałowane drzewka sosny ulegają szkodom od wiatrów, są wyłamywane przez ten żywioł. Szkody powodowane przez zwierzynę mają bardzo istotny, elementarny wpływ na jakość przyszłego drzewostanu.

Działania hodowlano-ochronne Nadleśnictwa Łobez w tym zakresie polegają na wzmożonych zabiegach pielęgnacyjnych, wycinaniu opanowanych przez choroby drzewek i pozostawianiu ich jako naturalnej karmy pędowej i korowej dla zwierzyny płowej. Szczególnie wskazane jest to w prypadku sosny, która bywa często po kilku tygodniach wyspałowana prawie w całości. Miłośnik przyrody i naszych lasów może to zobaczyć spacerując w nich. Nadleśnictwo Łobez każdego roku w I i IV kwartale obejmuje takim zabiegiem głównie w lasach iglastych powierzchnie ponad 800 ha. Mamy duże postępy w zakładaniu poletek zgryzowo-żerowych. W ostatnim dziesięcioleciu założyliśmy ich około 100 ha. Jest to praca głównie działających na naszym terenie kół łowieckich. Chociaż trafiają się, jak to zawsze bywa, wód "braci łowieckiej" tacy myśliwi, którzy uważają tę działalność za zbędną. Nic bardziej mylnego, gdyż, jak wspomniałem, głównym pożywieniem zwierzyny płowej są pączki i pędy. Stanowią one 90% zjadanej przez nią karmy. Zwierzęta, które widujemy na oziminach i przy paśnikach to dla nich czas deseru po obfity obiedzie. Dokarmianie to następny element działalności myśliwych w ramach pomocy dla zwierzyny bytującej w naszych lasach w warunkach, kiedy naturalny żer staje się dla niej niedostępny. A bywa to szczególnie konieczne, kiedy zdarzą się duże opady śniegu. Na ten cel koła łowieckie wydają znaczne środki, bo grubo ponad 100 tys. zł. Wykładanie karmy musi się jednak odbywać w sposób bardzo rozsądny i tylko wtedy, gdy zwierzyna nie jest w stanie zdobyć pokarmu naturalnego. Z dokarmiania można bowiem poprzez popełnione błędy przejść do karmienia i staje się to wówczas bardzo niebezpieczne, gdyż zwierzyna szybko się przyzwyczaja do wygód i traci naturalny instynkt. A poza tym szkoda wydawania pieniędzy - zwierzęta same sobie dają radę. Myśliwi w naszych kołach dobrze sobie z tym problemem radzą.

Z chwilą upadku pegeerów pozostało po nich wiele niechcianych przez nikogo dużych obszarów użytków zielonych, głównie pastwisk i łąk. Obszary te stały się obiektami zainteresowania miejscowych kół łowieckich, które wzięły je w opiekę, kosząc trawę na siano, nawożąc je w celu odnowienia szlachetnej roślinności. Łąk i pastwisk będących w utrzymaniu myśliiwych mamy około 200 ha. W sumie koszty ponoszone przez koła łowieckie na terenie Nadleśnictwa Łobez na wspomniane wyżej działania wynoszą ponad 200 tys. zł. Zbliża się zakończenie wykonania 10-letniego planu urządzania lasu, więc można się pokusić o kilka zdań podsumowujących również całokształt gospodarki łowieckiej. U schyłku lat 80-dziesiątych pozyskiwało się u nas nieco ponad 150 jeleni, około 300 sarn. Było to mało i doprowadziło do bardzo dużego przegęszczenia populacji tych zwierząt, a przez to totalnego niszczenia przez nie naszych młodych lasów, których powierzchnię zwiększaliśmy. Następował na każdym kroku widoczny chów wsobny (rozród w bliskiej rodzinie), spowodowany odstrzałem głównie samców jeleni sarn. Populacja zwierzyny płowej z bardzo mocno zachwianą strukturą płciową i wiekową stawała się z roku na rok cherlawa i karłowata. Leśnicy wydawali masę pieniędzy na ratowanie zniszczonych upraw często bez spodziewanego efektu, myśliwi narzekali na spadającą wagę pozyskiwanych tusz zwierzyny i degradację pozyskiwanych trofeów. Takie były czasy, taka jest prawda i fakty. Często odnosiliśmy wrażenie, że działania (głównie w lesie) w celu poprawienia tego stanu rzeczy to syzyfowe prace.

Musiał jednak nastąpić gwałtowny zwrot, żeby ta sytuacja uległa poprawie. Dzięki zrozumieniu ze strony szefów kół łowieckich podjęliśmy wspólne zabiegi w celu uregulowania liczebności zwierzyny płowej i poprawę jej struktury płci i wieku. Trwa to bez mała prawie 10 lat i zwolna zaczynamy odczuwać pozytywne skutki tych działań. I w tym miejscu niech czytelnik sam oceni, jak długo trzeba odbudowywać to, co się wcześnie zepsuło. Ten przykład można przenieść wprost na nasze upadłe rolnictwo. Ogromna praca kół łowieckich i łobeskich leśników przyniosła bardzo pozytywne efekty, które inspekcja z Warszawy oceniające gospodarkę łowiecką w ramach kompleksowych, trwających każdorazowo 6 miesięcy, w przedziale czasu co 5 lat dwukrotnie oceniła korzystnie wystawiając nam ocenę bardzo dobrą.

W latach 1990 - 1995 inwentaryzowano na obszarze ponad 73 tys. ha, na którym działają nasze koła łowieckie około 1500 - 2000 sztuk jeleni, 5000 - 6000 tys. sztuk sarn. W związku z tym pozyskiwano corocznie 600 szt. jeleni i 2200 - 2500 szt. sarn. Koła łowieckie zaczęły wydawać coraz więcej pieniędzy na prawidłowe zagospodarowanie łowisk, zwracały uwagę na dokładne wykonywanie zamierzonych wspólnie z leśnikami kierunków łowiecko-hodowlanych. Dało to widoczny korzystny efekt. Uregulowano liczebność zwierząt poprzez rozsądną selekcję, osiągnięto prawidłową proporcję płci, zadowalającą strukturę wieku, co wpłynęło istotnie na reprodukcję najlepszych osobników po każdym względem.

Słychać obecnie głosy o zmianie struktury łowiectwa w Polsce, o tworzeniu mikro- i makroobwodów prywatnych. Szanuję własność prywatną, ale przyrody nie można sprywatyzować ani liczyć na znaczne korzyści materialne z tego powodu. Las przynosi każdego roku 5 - 6 zł czystej nadwyżki z 1 ha, łowiectwo daje minimalny zysk, a często bywa, że przynosi straty. Nie można przez te marzenia doprowadzić do kolejnej skrajności, do skrajnego zubożenia zwierzostanów, jak to jest w niektórych krajach zachodniej Europy. Ale co jest ważne - o tych problemach długo by jeszcze można pisać - leśnicy i myśliwi polscy się nie poddają. Ani lasy ani łowiectwo, póki co, nie będą reprywatyzowane i prywatyzowane. Głosy tych, co do tego dążą, są, dzięki Bogu, coraz mniej liczne i cichsze. Także głosy tych, co twierdzą, że łowiectwo ma dawać wymierny przychód finansowy ciągle się odzywają wśród nas. Należy jednak wierzyć w zarządy kół, że się z tym nierealnym problemem uporają. Jest to nasza wspólna sprawa, aby budować dobry image o myśliwych, nie plotkować o tym, jakie to kokosy daje polowanie, bo jest to wierutna bzdura. Jeśli któryś z myśliwych ma na ten temat inne zdanie, to niech dalej poluje tylko wtedy, kiedy z tego będzie miał pieniądze. Wtedy na pewno łowiectwo nam sprywatyzują i stanie się ono ekskluzywną zabawą dla elity. Tylko społeczna praca, zaangażowanie, są w stanie przynosić pozytywne dla wszystkich, a nie tylko dla wybrańców, efekty. Żadne hobby - np. wędkarstwo, alpinistyka czy też posiadanie luksusowego samochodu nie przynoszą finansowego zysku, a tylko same strat. Niestety tak już jest na tym świecie, że przyjemności kosztują.

Do roku 1995 została uporządkowana gospodarka łowiecka. Jednak pojawiło się następne zagrożenie - kłusownictwo. Trzeba było zatem zmniejszyć pozyskiwanie tusz zwierzyny, Wprawdzie doroczna inwentaryzacja określa stan zwierzyny łownej jako dobry, a raport Ministra Środowiska przekazywany Sejmowi RP jednoznacznie stwierdza, że nastąpił wzrost liczebności jeleni o 8%, sarn o 12%, to jednak nie udało się zahamować spadku pogłowi kuropatw i bażantów (skutki kłusownictwa). W tej chwili pozyskuje się u nas ponad 300 jeleni, 1200 sarn i około 600 dzików. Nadleśniczy Wiesław Rymszewicz W następnym numerze postaram się przedstawić Czytelnikom, jakim problemem jest u nas plaga kłusownictwa, zagrażająca nie tylko populacji zwierząt, ale naruszająca cały ekosystem. W.R.

MEDYK


Od stycznia tego roku przychodnia rejonowa w Łobzie pracuje na nieco innych zasadach niż w roku ubiegłym. Została w niej utworzona spółka lekarska "Medyk", która zajmuje się podstawową opieką zdrowotną i która ma podpisany bezpośredni kontrakt z Zachodniopomorską Kasą Chorych. Oczywiście dla pacjentów usługi tej spółki są bezpłatne w zakresie określonym przez Kasę Chorych. Lekarze w przychodni przyjmują pacjentów od 8.00 do 18.00 w dni powszednie, od 8.00 do 14.00 w soboty. W dni wolne od pracy gabinet zabiegowy jest czynny od 9.00 do 10.00 i od 17.00 do 18.00. W nagłych wypadkach poza godzinami otwarcia przychodni można skontaktować się telefonicznie z lekarzem dyżurującym pod telefonem 0-606645378.

Modne bezrobocie


Obecnie bezrobocie stało się modne - powiedział z niejakim przekąsem i goryczą Wnuczek. I trudno było Dziadkowi wziąć mu za złe ten ponury w końcu żart, bo przecież to, jak sobie tym terminem i tragicznym zjawiskiem wycierają gęby różni polityczni, pożal się, Boże, cudotwórcy, zaczyna budzić podejrzenie, że im to bezrobocie nawet jest potrzebne jako argument wyborczy. Jedni obiecują, że jak zdobędą władzę, to je zlikwidują, drudzy, że zanim władzę oddadzą, to się z nim uporają. Wszyscy o tym bezrobociu mówią, piszą, popisują się wiedzą na ten temat, podają liczby, szermują statystykami, sloganami, robią sesje, narady, sympozja, wymądrzają się, podpierają w zadumie i uczenie głowy, piszą programy, obiecują, że załatwią, że wiedzą, skąd się ono bierze, że trzeba, że należy tak, owak, że ci winni, nie, ci drudzy winni jego rozmiarom. A bezrobocie rośnie z dnia na dzień i tak naprawdę to ci wszyscy mądrzy, co to mają na jego zlikwidowanie cudowne recepty od zaraz, od jutra - próbują na tym nieszczęściu zbić jakiś tam kapitał, bo taka obecnie jest potrzeba i moda. I ma rację Wnuczek , że dzisiaj po prostu o bezrobociu wypada mówić, że należy to do "dobrych obyczajów", chociaż po cichu wiadomo, że żadna recepta na jego szybkie rozwiązanie nie jest skuteczna. To jest cyniczna gra.
Bo przecież już wiadomo, że przynajmniej w tym roku się ono pogłębi, co obiecuje tegoroczny budżet, w którym jest mniej środków na jego zwalczanie i łagodzenie, mimo że zjawisko z dnia na dzień narasta; bo jest o 30% mniej pieniędzy na ten cel, bo jest także mniej środków na wieś i rolnictwo - główną wylęgarnię bezrobotnych. Bezrobotnych miało być na dzisiaj 11,5%, a ich liczba przekracza w tej chwili grubo 15% i ciągle rośnie. Po cichu ale na serio mówi się, że będzie ich w bieżącym roku 17% czyli co szósty Polak w wieku produkcyjnym będzie bez pracy. To już nie śmiech, bo pozostali, którzy pracę mają, a też zarabiają przecież niewiele, będą tę armię nędzarzy musieli utrzymać, jeśli nie chcemy, żeby ta armia z dnia na dzień przestała istnieć, delikatnie mówiąc.

Łatwo być czarnowidzem w tych warunkach, jeszcze łatwiej być optymistą takim, jakim jest obecny rząd, bo to nic nie kosztuje. Jeśli jednak przyjrzeć się całej sprawie zimnym okiem, okiem Dziadka, któremu już nie zależy na tym, by go ktoś podejrzewał o to, że chce promować czyjąś jedynie słuszną teorię, bo w życiu jest mu w tej chwili potrzebne już tylko trochę zdrowia - to widać, że tak naprawdę na dzisiaj nikt nie ma w naszym kraju sposobu czy monopolu ani na powstrzymanie tej zarazy, ani na jej szybkie wyleczenie.

Bo już w tej chwili nie chodzi tylko o załatwienie bezrobotnym mitycznych miejsc pracy. Jeśli się nawet takie znajdą czy się je sztucznie stworzy, to co się w nich będzie wytwarzać? Absolut? Komu się go będzie sprzedawać? Nie mamy zresztą fachowców od absolutu. Kto potrzebuje dzisiaj absolutu? Przecież miejsca pracy mogą powstać tylko wtedy, gdy jest komu sprzedać wytworzony w nich produkt, gdy jest na coś popyt. Świat i Polska potrzebują dzisiaj towarów wysoko przetworzonych, czy potrafią je wyprodukować dzisiejsi bezrobotni w przeważającej większości ludzie bez kwalifikacji lub z zawodami zupełnie dzisiaj nieprzydatnymi? To ich szkolić. Ale w jakim kierunku? To brzmi jak ponury żart, ale jest to prawda, bo rząd (taki jest zapobiegliwy) to przewidział i wydatnie zmniejszył w tegorocznym budżecie środki na aktywne zwalczanie bezrobocia, bo po co niby kształcić kandydatów na bezrobotnych na bezrobotnych inaczej. Spora część wieloletnich bezrobotnych szczególnie w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych, a potwierdzają to socjologowie i widać to praktycznie także w naszej gminie, popadła z braku perspektyw w otępiającą bierność, leczoną najczęściej, tak, leczoną czy raczej otępianą tzw. winem. To wcale nie anegdota, ale Dziadek, będąc w jednym z wiejskich sklepików, usłyszał zabiedzona kobietę, kupującą "swojego chłopa". Jakiego znowu chłopa - zapytał Dziadek dyskretnie sprzedawczynię - skoro kupiła zwykłego jabola. Ta zdziwiona, że Dziadek jest taki niekumaty, wyjaśniła mu, że jabol jest teraz nie marki "Arizona" czy jakiegoś innego "Czaru pegeeru", ale marki "Szwejk" czyli swój chłop. Doprawdy kwitnie nam humor ludowy i reklamowy mimo wszystko, tyle że ma on charakter autoironiczny i wisielczy. Pojawili się już liczni bezrobotni niejako genetyczni, pokoleniowi, bo bezrobotnymi są często dzieci bezrobotnych i nie zabiegają one już o pracę "od urodzenia". Czy, jeśli stałby się cud gospodarczy, można by ich "rehabilitować" i zachęcić do jakiejkolwiek pracy? Chyba nie, bo już w tej chwili, jak mówią niektórzy terenowi przedsiębiorcy, trudno im o pracowników, którzy na oferty odpowiadają (a idzie o płacę podstawową gwarantowaną ustawą): "co, za takie pieniądze będę się męczył - na wino mi wystarczy bez tyrania". Nie ma bardziej przykrego i ponurego doświadczenia niż obserwacja kolejki w wiejskim sklepie i patrzenie wiejskim biedakom na ręce, kiedy przebierają oni z niepokojem swoje mizerne grosiki, a najczęściej to pokornie proszą, żeby im chleb, pasztetówkę czy kaszankę zapisać "na zeszyt". Ile takich ludzi w Polsce jest? Milion, dwa miliony? Podobno coś koło tego.

Dlatego łobeski Dziadek nie ma nie tylko odwagi ani tym bardziej czelności, żeby się na ten najboleśniejszy w tej chwili temat wypowiadać, wymądrzać się czy wyskakiwać z jakimiś domorosłymi receptami, bo jednak trochę poczucia skromności to on ma. Dość cudownych pomysłów dostarczają Panowie tam na górze, a każda z takich recept jest bardziej utopijna od drugiej. Są to wszystko zasłony dymne, udawanie, że się coś robi. A na końcu nic z tym wspólnego nie ma jakieś tam sumienie, litość czy solidarność z biedakami. Coraz częściej natomiast słyszymy od liberalnych ekonomistów, że tak musi być, że nie ma innego sposobu na zgromadzenie kapitału, na ratowanie gospodarki, jak tylko ograniczanie świadczeń socjalnych. Co zatem w Łobzie jakiś tam Dziadek wie na pewno? Wie, że w najbliższych latach nic się "w temacie bezrobocia" nie zmieni na lepsze. No, może to, że siarkowany sikacz dostanie jakąś jeszcze dowcipniejszą nazwę, a części bezrobotnych po prostu w sposób naturalny ubędzie. A w ogóle to pewnie ludzie tak przywykną do tego nieszczęścia, że się z nim pogodzą jako ze zjawiskiem naturalnym i przestaną nareszcie marudzić i zawracać władzom głowę.
Dziadek

Obrazili się


W poprzednim numerze napisałem o tym, jak mieszkańcy Rożnowa i Zagórzyc pięknie przygotowali choinkę dla swoich dzieci. Bardzo mi się ta impreza podobała, z przyjemnością obserwowałem radość jej małych uczestników. Starałem się też w swoim artykule wyrazić uznanie dla jej organizatorów. Aliści po ukazaniu się lutowego numeru "Łobeziaka" odwiedził mnie jeden z mieszkańców Rożnowa rozgniewanych tym, że nie wymieniłem nazwisk właściwych osób, które się najwięcej napracowały przy przygotowaniu imprezy, a podałem nazwiska tych, które właściwie nie zrobiły nic, a tylko nakarmiły mnie korzystnymi dla siebie wiadomościami, wystawiając, jak się to potocznie mówi - piersi na ordery.

Prostuję zatem i stwierdzam, że najwięcej przy choince napracowali się Rada Sołecka i sołtys z Rożnowa, że to oni właściwie tę imprezę zorganizowali, a dzieci z Zagórzyc na nią zaprosili. Pisząc to, nie wiem czy znowu kogoś nie obrażę z tego powodu, że to on akurat parę minut dłużej niż inni organizował tę choinkę. Naprawdę nie wiedziałem nic o tym, jakie we wspomnianych wsiach panują tzw. układy i nie obchodził mnie to, kiedy na imprezę jechałem ani nie zabiegałem o to, żeby o tym wiedzieć. Niestety, teraz już wiem, że takie są. Zrobiło mi się przy okazji bardzo smutno, bo nie wiem też do tej pory i nie mogę tego zrozumieć, dla kogo ta choinka właściwie była - dla dzieci czy też dla chwały jej organizatorów czy też pseudoorganizatorów? Prostuję też, że p. Elżbieta Romej (nie Krystyna, jak mylnie napisałem) prowadzi sklep w Rożnowie, a nie w Zagórzycach.
Wojciech Bajerowicz

Nowe opłaty. Wiadomości wędkarskie


W tym wydaniu "Łobeziaka" słów kilka poświęcę na omówienie tego co każdego wędkarza interesuje najbardziej - opłaty członkowskie i za wędkowanie na wodach PZW w tym roku. Jak można było się tego spodziewać, ceny (jak wszędzie zresztą) poszły w górę. Podwyżka w stosunku do roku ubiegłego jest co prawda niewielka, ale jednak. Za składkę członkowską normalną trzeba będzie zapłacić 48zł. Opłata normalna za wędkowanie na wodach nizinnych kosztuje 55zł, a na wodach górskich 65zł. W tym miejscu przypomnę tylko, że wędkarz wykupujący opłatę za wody górskie ma prawo wędkować za nią także na wodach nizinnych. PZW stosuje tutaj zasadę, że składka wyższa pokrywa składkę niższą. Opłaty ulgowe są mniej więcej o połowę niższe od normalnych. Przysługują one wędkarzom odznaczonym Złotą i Srebrną Odznaką PZW oraz tym, którzy ukończyli 70-ty rok życia. Największe ulgi przewidziano dla młodzieży. Składka członkowska uczestnika wynosi 12zł, a opłata za wędkowanie na wodach nizinnych - 22zł. Szczegółowych informacji o pozostałych opłatach można zasięgnąć u skarbnika koła "Karaś", Jarosława Górskiego który urzęduje codziennie w sklepie myśliwsko-wędkarskim "Daniel" w godzinach otwarcia tegoż sklepu. Ja dodam jeszcze tylko, że każdy wędkarz wykupujący opłaty w naszym Okręgu może na podstawie porozumienia między okręgami wędkować na wodach udostępnionych do wędkowania w okręgach - koszalińskim, słupskim, pilskim, legnickim i zielonogórskim. Termin wpłacenia składek to 30 kwietnia. Każdy kto się spóźni będzie musiał zapłacić dodatkowo wpisowe. Opłacenie wszystkich składek w całości to dla niejednego wędkarza spory kłopot, dlatego też wzorem lat ubiegłych skarbnik koła "Karaś" przyjmuje opłaty tak jakby "na raty". Pierwsza, najważniejsza część to składka członkowska, ta musi być wpłacona w terminie. Pozostałe składniki czyli za wody nizinne, górskie lub łódkę można wpłacić kiedykolwiek w każdym odpowiednim dla siebie momencie. Przypomnę tylko, że sama składka członkowska nie upoważnia jeszcze do wędkowania. W przypadkach szczególnych, np. bardzo złych warunków materialnych wędkarza zarząd koła "Karaś" może przyznać opłaty ulgowe. Każdy taki przypadek w odpowiedni sposób udokumentowany będzie przez zarząd rozpatrywany indywidualnie. Podania w tej sprawie można składać u skarbnika.

To tyle na temat opłat PZW. Jeszcze tylko dwa słowa o opłatach na wody Gospodarstwa Rybackiego z Ińska. Są one bardzo wysokie i chyba niewielu będzie na nie stać. Opłata z łodzi na wszystkie jeziora wynosi 160zł, dwa jeziora 110zł i jedno jezioro 90zł. Opłata z brzegu na wszystkie jeziora kosztuje 100zł, dwa jeziora 60zł i jedno jezioro 50zł. Opłata jednodniowa na wszystkie jeziora to wydatek 15zł. Lista jezior udostępnionych przez Gospodarstwo jest bardzo obszerna, bo obejmuje aż pięćdziesiąt pozycji, odpowiednie zezwolenia można nabyć w sklepie wędkarskim przy ulicy Kościelnej.
Andrzej Marszałek

Otwarte serca


W sobotę 17 lutego w SP nr 1 odbył się wielki doroczny bal kostiumowy pod nazwą "Otwarte serca" dla najbiedniejszych dzieci z klas 0 - 4 z Łobza, Reska, Węgorzyna, Siedlic, Radowa, Runowa i Bełczny. Wzięło w nim udział co najmniej 200 dzieci zakwalifikowanych przez pedagogów szkolnych i opiekunki szkolnych kół Polskiego Czerwonego Krzyża. Zorganizowały imprezę już po raz dziesiąty z rzędu - Zarząd Rejonowy PCK z Łobza i Młodzieżowa Rada PCK. Był to w całym tego słowa znaczeniu bal bardzo piękny, barwny i bogaty w atrakcje. Dzieci zjawiły się na nim w najróżniejszych fantazyjnych przebraniach. Kogo tam nie zobaczyliśmy! Były krasnoludki, królewny i królowie, pasterze, cyganki, liczni Indianie i Indianki, szeryf, czarodziejki, krakowianki, czerwony kapturek, Pipi Pończoszniczka, panny młode, eleganckie damy i kawalerowie, kotki, pieski, a nawet niegroźna śmierć jasełkowa z kosą oraz Zorro. Zabawę poprzedził występ teatrzyku szkolnego z Reska, który przedstawił wesołą scenkę pt. U lekarza w 2010 roku". Po czym rozpoczęła się wesoła zabawa. Przygrywał życzliwy dzieciom zespół policjantów ze Stargardu Szczecińskiego pod nazwą "997". W trakcie zabawy odbyły się liczne konkursy. Wybrano królową balu, którą została sześcioletnia Agnieszka Turowska z Łobza, a królem został Tomasz Zduńczyk z Runowa. Policjanci z Łobza przeprowadzili konkurs z nagrodami ze znajomości ruchu drogowego. Nie zabrakło też obfitego słodkiego poczęstunku i napojów chłodzących, których użyczyli dzieciom jak zwykle szczodrzy dobrodzieje. Pieniędzmi wsparły organizatorów Zarządy Miejskie z Łobza, Reska i Węgorzyna, pomocy rzeczowej udzielili dzieciom:
· Tadeusz Moskal "Drożdżyk" (pieczywo, pączki);
· Hurtownie: "Maxima" (słodycze, napoje), "Tomak" (mandarynki), "Elmar" (słodycze, napoje);
· Grzegorz Kotwicki, który udostępnił kuchnię;
· Dyrekcja SP 1, która otwarła swoje podwoje dla dzieci z całego regionu.

Oprócz nich podziękowania należą się też: nauczycielom i opiekunom szkolnych kół PCK, młodzieży z OHP i liceum łobeskiego, Janowi Woźniakowi - przewodniczącemu Rady Rejonowej PCK z Łobza, członkom Zarządu Rejonowego PCK, Jerzemu Soli nauczycielowi z Siedlic, niestrudzonej Kazimierze Tlock, Zofii Majchrowicz i Wiesławie Kojdzie, którzy tę pod każdym względem udaną imprezę organizowali.
Maria Urban

Pamiątka z czasów powojennych


Historia w szkole średniej była przedmiotem, którego nie lubiłem szczególnie. Uważałem jej naukę za wkuwanie czegoś zupełnie nieprzydatnego, martwego. Wydawało mi się, że o historii nie można powiedzieć, że żyje. Potem z historią zupełnie straciłem kontakt, zaś po latach, mój stosunek do niej powoli zaczął się zmieniać. Może dzięki zupełnie innym podręcznikom tego przedmiotu, w których wiadomości przedstawione były w sposób sensacyjny, może dzięki telewizyjnym audycjom, historia zaczęła mi się podobać. Historia stała się ciekawa, ale wciąż była martwa. Do przełomu w moim rozumieniu historii doszło niespodziewanie kilka tygodni temu, kiedy pojawił się u mnie miły pan. Stwierdził, że jest czytelnikiem "Łobeziaka" i zawsze z zainteresowaniem czyta doniesienia komisarza Olizarczyka opisujące perypetie łobeskich policjantów sprzed 50 lat. Dodał, że na jego strychu leży sobie podobna książka i chętnie mi ją sprezentuje. O jego skromności niech świadczy fakt, że postanowił zostać anonimowy i zakazał ujawniania swoich danych. Kiedy w ręce dostałem książkę, zdębiałem. Trzymałem bowiem w ręku coś, co nosiło nazwę "Atlas podręczny". Księga ma wymiary 33 na 45 cm i waży 4,5 kg. Jest to niemiecki atlas pochodzący sprzed pierwszej wojny światowej. Mapy są w nim typowo niemieckie - dokładne, wielkie i oczywiście tylko kilka map pokazuje resztę świata, większość prezentuje wielkie Niemcy. Niestety nie ma dokładnej daty wydania tego dzieła nawet na okładce.

Mapy to jednak zupełnie nic. Prawdziwy skarb, dzięki któremu zrozumiałem, że historia potrafi być nauką żywą, znajduje się między mapami. Drukowano je tylko po jednej stronie papieru, druga pozostawała pusta. Księgę tę znalazł w październiku 1946 roku jakiś policjant i zrobił z niej książę dyżurów swojego posterunku. Nie była to wielka komenda policji w powiatowym Łobzie, ale mały posterunek w jednej z okolicznych wsi. Dziś ta wieś jest prawie wymarła, 50 lat temu musiała być ludna i tętniąca życiem, skoro zrobiono tam posterunek policji. Kiedy zacząłem czytać zapiski czynione ręką zupełnie obcych mi ludzi poczułem nagle jak bliscy mi oni są i jak wiele można wyczytać z suchych służbowych notatek. Początkowo notatki są robione ręką kogoś, kto miał wyraźne kłopoty z pisaniem, od grudnia 1946 roku pismo staje się bezbłędne, kaligraficzne - pojawił się nowy, na pewno wykształcony pisarz. Niektóre notatki powodują wybuch śmiechu. Czytamy na przykład jak to nasi znajomi milicjanci aresztowali kobietę podejrzaną o chorobę weneryczną. Dziś ta sprawa wydaje się śmieszna, ale wówczas był to ogromny problem, okazuje się, że nawet trzeba było ludzi aresztować. Z innych notatek wieje grozą ówczesnych władz. Co chwila można się dowiedzieć, że zwerbowano nowego informatora (wydaje mi się, że należałoby dziś napisać - donosiciela). Czytamy o sprawach zwykłych, o brudzie na wiejskim podwórku, o bezpańskim psie, kłótni małżeńskiej, z pozoru wszystko jak dziś. Ale to tylko pozory, bo za chwilę mamy "akcję specjalną". Ta tajemnicza akcja to całonocne czaty na zbiegłego z aresztu więźnia pod jego domem. Z pozoru niby nic wielkiego, ale kiedy wyobraziłem sobie w jakich czasach to było, to ciarki mnie przeszły. Wszyscy doskonale pamiętali wojenną pożogę i czasy, kiedy ludzkie życie nic nie znaczyło. Myślę, że dla milicjanta, przez całą zimową noc czającego się w zaroślach pod domem przestępcy było jasne, że może zginąć. Co kilka dni mamy przecież notatkę o znalezieniu broni, amunicji. Broni było mnóstwo i pewnie robiono z niej użytek, brutalna sześć trwająca lekcja, pokazała ludziom, jak skuteczne eliminować przeciwników. Lektura zapisków milicjantów pokazała mi jak żywa potrafi być historia. Nie był to żaden barwny opis dokonań dzielnych milicjantów. Była to z pozoru lakoniczna i sucha służbowa książka. Ale z tych notatek co chwila bił strach, oburzenie, radość, grały ludzkie emocje. Szkoda, że anonimowy ofiarodawca chce takim pozostać, bo chętnie uhonorowałbym go chwaląc jego nazwisko. Dzięki jego książce, ja, człowiek, który nigdy nie widział wojny, trochę lepiej poznałem ten straszny czas. Myślę, że trzeba zrobić wszystko, żeby ani my, ani już nigdy nikt w przyszłości nie musiał żyć w czasach, jakie opisuje "Atlas podręczny".
G. Bajerowicz

Platforma w Łobzie


W poniedziałek 19 lutego br. na spotkanie prowadzone przez burmistrz H. Szymańską z pełnomocnikiem Platformy Obywatelskiej M. Tałasiewiczem w ŁDK przyszło kilkadziesiąt osób. M. Tałasiewicz to polityk szczeciński o zaiste bardzo bogatym i płynnym życiorysie politycznym. Był jednym z założycieli Solidarności i wojewodą szczecińskim w latach 1991-93, następnie z rekomendacji SLD ponownie został wojewodą w latach 1994 - 97, jednym z dwóch, których Sojusz utrzymał na tym stanowisku. Kolejnej rekomendacji nie udzieliła mu po zdobyciu władzy AWS. Z ramienia SKL-u startował bez skutku w ubiegłorocznych wyborach uzupełniających do senatu, a obecnie jest pełnomocnikiem Platformy na województwo zachodniopomorskie.

M. Tałasiewicz tłumaczył łobzianom dlaczego powstała Platforma. Solidarność (AWS) i Unia Wolności - mówił - spełniły już swoją rolę i odchodzą w przeszłość, zużyły się; straciły one zaufanie społeczne, co wykazały ostatnie wybory prezydenckie i obecne sondaże opinii społecznej. Ludzie tych partii, zamiast realizować swoje popularne kiedyś programy gospodarcze i społeczne, zajęli się swoimi prywatnymi sprawami, zgubiła ich arogancja, pycha i pewność, że są niezastąpieni. Tymczasem czas płynie, młodego pokolenia nie interesują kłótnie polityczne, a po prostu chciałoby inaczej żyć i to im Platforma obiecuje. Okazało się, że prawicy polskiej potrzebna jest nowa inicjatywa, potrzebne jest ugrupowanie ludzi uczciwych, wolnych od wad AWS-u i Unii Wolności, którzy przeciwstawią się lewicy, a równocześnie zastąpią "zgranych" polityków. Platforma jest próbą stworzenia naprawdę demokratycznej prawicy, w której nie będą istniały dawne, skompromitowane układy. Wszystko będzie w Platformie funkcjonowało demokratycznie, o wszystkim będą decydowała oddolna inicjatywa łącznie z wyborami do władz najwyższych stowarzyszenia, będzie walka z partyjniactwem. W tych warunkach uczciwy człowiek nawet z Łobza może być wybrany do władz najwyższych stowarzyszenia. Przyjmowani będą do Platformy ludzie o wysokich walorach moralnych, nieskorumpowani, nie powiązani z żadnymi lokalnymi układami, cieszący się zaufaniem społecznym. W ogóle Platforma będzie lepsza od wszystkiego, co było do tej pory. Wyznaczono już pełnomocników do organizowania struktur stowarzyszenia w terenie, będą oni pochodzili z innych miejscowości, żeby stare układy nie powtórzyły się i żeby do Platformy otwartej dla wszystkich nie przemycili się ludzie skompromitowani. Podstawowy cel Platformy na dzisiaj to wygranie wyborów do sejmu, a jej struktury i szczegółowy program powstaną potem, po wyborach, dlatego Platforma nie jest partią a stowarzyszeniem. Program będzie prorozwojowy, jeszcze nie było czasu, żeby go dokładnie sprecyzować. Najważniejsze są wybory.

I tak dalej mówił M. Tałasiewicz na najwyższym poziomie uogólnienia, powtarzając stare frazesy i snując miraże, zwalając na partie, z których się wywodzi, winę za to, co się w Polsce niedobrego ostatnio porobiło, obiecując ludziom lepszą edukację, pracę i odpartyjnienie państwa, w którym oczywiście będzie rządzić jedyna uczciwa siła obywatelska czyli Platforma, która przecież nie jest partią. Demagogia, jak się okazuje, ma przed sobą ciągle w Polsce kolosalną przyszłość. Pytany o to, co sądzi o ambicjach Łobza i czy będzie zabiegał o utworzenie powiatu w Łobzie, odpowiedział, że zawsze prywatnie uważał, iż powiatów jest za dużo, bo większość z nich nie potrafi się obecnie utrzymać - powinno ich być z górą 200 i to byłoby sprawiedliwe i gospodarczo uzasadnione.

Na zakończenie dowiedzieliśmy się, że Platforma ze Szczecina mianowała swoim pełnomocnikem na Łobez burmistrz Halinę Szymańską.
Wojciech Bajerowicz

Psy i ludzie


Telewizja lubi sensacje. Właściwie w każdym dzienniku telewizyjnym mamy jakąś bulwersującą wiadomość. Jest tak, jakby na świecie panoszyło się przede wszystkim samo zło, nieszczęścia i ludzka głupota. Nie ma dziennika bez jakiejś krwawej prawdziwej historii, bez wypadku komunikacyjnego, koniecznie z większą ilością ofiar, bez skutecznego wybuchu bomby, morderstwa, relacji z kolejnej wojny, pożaru, afery obyczajowej czy gospodarczej. Często jest to w zamyśle kształcące, wychowawcze. Bo przestępców się łapie, bo wypadek był spowodowany brawurą czy pijaństwem kierowcy, bo dzielni strażacy jednak ugasili pożar, który powstał w wyniku lekkomyślności nieżyjących już lokatorów, bo ktoś wszedł na za cienki lód i dlatego utonął itd. Na początku lutego mieliśmy przez kilka dni relacje z uśpienia czyli wybicia w jednej z polskich wsi z nakazu nadgorliwego miejscowego weterynarza siedemdziesięciu psów i kotów, bo, jego zdaniem, zachodziła obawa, że mogły się one zarazić się wścieklizną od chorego jenota i spowodować tragiczne skutki wśród ludzi. Pamiętamy, że weterynarz potraktował wszystkie zwierzęta jednakowo, mimo że mógł darować życie tym, które były wcześniej szczepione, a w ogóle to mógł zastosować wobec zwierząt kwarantannę. Pamiętamy, jaka z tej przyczyny wybuchła burza: były z tego powodu manifestacje mieszkańców, płacz dzieci, którym zabierano z rąk ich ulubieńców, pełne oburzenia wypowiedzi właścicieli psów, publiczna hekatomba przeczuwających nieszczęście zwierzaków na oczach całej wsi, potępiające wystąpienia obrońców zwierząt i naczelnego weterynarza kraju, sankcje wobec winnego tej całej okrutnej afery, dowodzącej jego wyjątkowego braku wyobraźni i wręcz okrucieństwa. Potem były jeszcze dzieci ze wzruszającymi transparentami i wyrazy współczucia z całego kraju oraz krzyż i epitafium na zbiorowej mogile. Pojawiło się też dwóch młodych, dzielnych chłopców, którzy ukryli swoje pieski i zdołali je w ten sposób ocalić od śmiertelnych zastrzyków.

Oglądałem te relacje również z oburzeniem, bo niby jak lekarz, którego podstawowym zadaniem ma być leczenie zwierząt, mógł się zachować tak niegodnie. Jednak w pewnym momencie, kiedy patrzyłem na tych dwóch chłopców, którzy uratowali swoich przyjaciół, uświadomiłem sobie, że ich życie wisi w tej chwili na włosku (wścieklizna jest ciągle śmiertelna), bo ich psy mogły mieć przecież styczność z jenotem, a oni sami mogli już być nią, jak zresztą wielu jeszcze ludzi - zarażeni. To wcale nie teoretyczne pytanie - jakby oceniono wtedy weterynarza, który nie podjął w porę odpowiednich działań, kierując się litością albo wiarą, że nikt nie został zarażony, że "jakoś" tam się uda, działań, do których był zresztą ustawowo upoważniony i zobowiązany? Wiara i litość w takich okolicznościach są czynnikami obciążającymi. Gminny doktor byłby ugotowany do końca życia. Złamałby prawo naprawdę, poza tym miałby na sumieniu ludzi, dzieci. Prawo nie miałoby dla niego litości. Czy ktoś próbuje brać dzisiaj w obronę miliony wyrzynanych obecnie w Europie krów, z których kilka jest zarażonych chorobą Kreuzfelda - Jacoba, z którą można żyć kilkadziesiąt lat? Mógł doktor jednak wprowadzić kwarantannę! Przykład dwóch chłopców wykazuje, że byłaby ona nieskuteczna. W lecznicach czy przepełnionych przytułkach dla zwierząt nigdzie nie ma odpowiednich pomieszczeń, żeby w nich umieścić osobno siedemdziesiąt psów czy kotów. Większość mieszkańców wsi, jak na prawdziwych Polaków przystało, olałaby zresztą zarządzenie weterynarza, gdyby kwarantannę zarządzono w poszczególnych gospodarstwach, bo musiałaby ona trwać ze dwa tygodnie i psy trzeba by starannie w zamknięciu doglądać i pilnować. Kto by zresztą zaręczył, że ten czy inny burek nie wyrwałby się przypadkiem na swobodę i kogoś nie pokąsał?

Jakie były wyjścia z tej pierwszej prawdziwej i drugiej - teoretycznej sytuacji? Myślę, że żadne nie było dobre. Życie, także to ludzkie, indywidualne i zbiorowe nie pierwszy raz, a od początku świata stawia nas przed podobnymi dramatycznymi wyborami, których nie daje się, niestety, rozwiązać.
( W. I.)

Rada rodziców w Zespole Szkół Gimnazjalnych


Rozmawiam z Ryszardem Solą przewodniczącym Rady Rodziców przy Zespole Szkół Gimnazjalnych w Łobzie:
"Łobeziak": Czym zajmuje się Rada Rodziców?
Ryszard Sola: Rada Rodziców jest reprezentantem ogółu rodziców szkoły i jej zadaniem jest podejmowanie działań zmierzających do doskonalenia statutowej działalności szkoły, a także wnioskowanie do innych organów szkoły spraw w tym zakresie. Jej działanie skierowane jest na rzecz wychowawczej i opiekuńczej funkcji szkoły.
"Łobeziak": Czy Rada Rodziców ma faktyczny wpływ na np. zmiany organizacyjne w szkole?
R.S.: O wszelkich zmianach organizacyjnych Rada Rodziców musi być powiadamiana przez dyrekcję szkoły. Oczywiście my również musimy brać pod uwagę określoną sytuację. Jako pozytywny przykład współpracy i naszych możliwości podam sytuację z roku ubiegłego. W związku z brakiem środków finansowych w połowie roku miały być utworzone trzy z czterech istniejących wtedy klas drugich. Zorganizowaliśmy spotkanie z p. burmistrz H. Szymańską i dyr. A. Gutkowskim. Wiadomo, że takie spotkania są bardzo trudne. Jednak w wyniku rozmów, przy podjęciu pewnego ryzyka przez dyrekcję, jak również wyjścia naprzeciw oczekiwaniom rodziców - udało się utrzymać do końca roku szkolnego cztery klasy drugie. Myślę, że mamy w tym swój skromny udział.
"Łob.": Czy Rada Rodziców dysponuje jakimiś funduszami?
R.S.: Rada Rodziców dysponuje funduszem pochodzącym ze składek rodziców. Jest to kwota 20 zł rocznie na każde dziecko. Kwoty tej nie zmienialiśmy od dwóch lat. Wydaje mi się, że nie jest ona duża, gdy przyrównamy ją do składek w innych placówkach szkolnych. Nie wszyscy jednak wpłacają składki. Przyczyny są różne. Oczywiście dla niektórych rodzin może to być dużo i one zwracają się do nas o zwolnienie z tego obowiązku. Otrzymaliśmy również darowiznę z jednej z firm łobeskich. W tym miejscu chciałbym zwrócić się z prośbą do rodziców o wpłaty na nasz, a raczej bym powiedział - na swój fundusz. Te pieniążki wydawane na szkołę, na nasze dzieci - wracają przecież do nas.
"Łob.": Na co wydawane są zebrane pieniądze?
R.S.: Zawsze określamy sobie główny cel, na jaki będą wydawane zebrane środki. W ubiegłej kadencji w pierwszym roku była to komputeryzacja. Mamy swój wkład w wykonaną salę komputerową. W drugim roku dołożyliśmy się do wykonania toalet. Teraz przyjęliśmy za główny cel - sport. W poprzednim roku zakupiliśmy stroje sportowe. Obecnie zbierane i zaoszczędzone pieniądze chcemy przeznaczyć na wykonanie placu sportowego przy szkole (boisko do siatkówki, koszykówki, bieżnia, skocznia w dal, i wzwyż). Oczywiście nasze środki będą tylko częściowym wkładem do tej inwestycji. Chcieliśmy pozyskać fundusze na ten cel z Urzędu Marszałkowskiego, ale Łobez stara się tam również o środki na halę widowiskowo-sportową, a Urząd przyjął politykę finansowania tylko jednej inwestycji w gminie i stąd możemy mieć problemy. Tutaj chciałem się również pochwalić, że dzięki naszemu zaangażowaniu szkoła otrzymała sprzęt sportowy o wartości 11 tys. zł (piłki do siatkówki, koszykówki, piłki nożnej, piłki lekarskie, tablice z koszami, skrzynię, kompletny osprzęt do siatkówki). Wartość tego sprzętu to nasz roczny fundusz, czyli jest to duża sprawa. Muszę też podkreślić, że tego sprzętu nie otrzymalibyśmy, gdyby nie pomoc p. Tomasza Zielińskiego - radnego Sejmiku Wojewódzkiego.
Co roku mamy swoje już zwyczajowe wydatki. Przede wszystkim zakupujemy nagrody na koniec roku dla wyróżniających się uczniów. Klasy opuszczające szkołę otrzymują dofinansowanie na wieczorek zakończeniowy. Dołożyliśmy się do wyjazdu ucznia na zawody ogólnopolskie. Ufundowaliśmy kiełbaski na ognisko integracyjne dla uczniów gimnazjum i mieliśmy wiele innych drobniejszych wydatków.
"Łob.": Czy wydatkowanie pieniędzy z funduszu Rady Rodziców musi uzyskać akceptację dyrekcji szkoły?
R. S.: Jest akurat odwrotnie. Dyrekcja szkoły nie jest upoważniona do wydatkowania naszych pieniędzy. Tylko Prezydium Rady Rodziców jest upoważnione do dysponowania swoimi środkami. Mamy odrębne konto w banku i nie ma takiej możliwości, żeby ktoś inny niż my zadysponował naszymi pieniędzmi. Chcę to mocno podkreślić, gdyż wokół tego jest wiele niezrozumienia. Oczywiście rozmawiamy z dyrekcją na temat potrzeb szkoły i staramy się nawzajem uzupełniać. Zresztą mamy świetnego gospodarza naszej placówki w osobie dyr. Gutkowskiego. My w imieniu rodziców wydajemy pieniążki, ale też rodzice poprzez wybraną spośród siebie Komisję Rewizyjną kontrolują nasze poczynania.
"Łob.": Czy to jest pana pierwsza kadencja pracy w Radzie Rodziców
R.S.: Jest to już moja druga kadencja. W poprzedniej byłem wiceprzewodniczący, a obecnie mam przyjemność być jej szefem. W tym roku kończy się nam dwuletnia kadencja. Mam nadzieję, że będę miał komu przekazać swoją funkcję, mimo że do tej społecznej pracy nie ma za bardzo chętnych.
"Łob.": Czego panu i Radzie Rodziców życzyć w tej kończącej się kadencji?
R.S.: Żeby nam się udało przynajmniej w tym roku rozpocząć budowę placu sportowego, a potem zakończyć to zadanie. Chciałbym również w tym miejscu podziękować rodzicom, dyrekcji, gronu pedagogicznemu za dobrą współpracę.
"Łob.": Dziękuję za rozmowę.

Ze starej książki dochodzeń


Znowu jesteśmy 55 lat do tyłu w roku 1946. Narzekamy obecnie na wzrost przestępczości, jednak prosimy zwrócić uwagę na to, że towarzyszyła ona naszemu społeczeństwu także w tamtych czasach. Oczywiście inne były wówczas przedmioty pożądania np. złodziei, czasem śmieszące nas dzisiaj, niemniej byli oni dokuczliwi i ówczesna milicja miała także dużo do roboty. Niektórzy sprawcy uciekali wtedy "w Polskę", co było o tyle łatwe, że ewidencja ludności nie była jeszcze takaOto kolejne zdarzenia z września 1946 roku:
· 05.09.1946 r. W majątku Karolinenhof (?) z mieszkania Heleny P. Kazimierz W. zamieszkały w Łobzie ul. Bieruta zabrał złoty kieszonkowy zegarek i 100 zł. Wysłano za nim listy gończe, bo zbiegł.
· 05/06.09. W nocy w Łobezie z magazynu Spółdzielni Rolnik obywatele Marian K., Ryszard M. i Marian W. usiłowali ukraść worek pszenicy. Zostali zatrzymani na kradzieży przez stróża Juliana M. Maria W zbiegł.
· Pod koniec sierpnia Bronisław Z. przywłaszcył : 10 kg kiełbasy, 2 kg cukru, 8 paczek kawy (zbożowej, bo naturalnej wtedy nie było - L. O.), 3 kg cukierków, 200 szt. papierosów Bałtyk, 3000 szt. papierosów Bezimiennych (sprzedawano je luzem - L. O.), 5 kg pomidorów na ogólną sumę 20 tys. zł. Ponadto nie chce oddać 9 tys. zł pożyczonych i 1000 zł, które były dane jako zadatek na szkodę Jadwigi R.
· 04/5.09. W nocy w czasie nieobecności Bogdana w Łobezie zostały zabrane z zajmowanych tymczasowo ubikacji będących mieszkaniem służbowym kierownika PWS, a grzecznościowo odstąpionych Januszowi H. na okres postarania się o mieszkanie meble, które zostały ściągnięte prze pracowników PWS. Obywatel Janusz H. meble te zabrał bezprawnie na nowo przydzielone mu mieszkanie.
· 08.09. O godz. 7`30 wybuchł pożar w zabudowaniach Michała Sz. w Stadnikach (Świętoborzec) koło Łobezu. W wyniku pożaru spalił się dach stajni i siano. Przyczyną pożaru było zapalenie się siana od niedopałka rzuconego przez Michała Sz.
· 09.09. Został śmiertelnie porażony prądem (znowu ten prąd - L. O.) przy pracy monter podstacji rozdzielczej Piotr G. Śmieć nastąpiła momentalnie.
· 11.09. W Łobezie na ul. Kraszewskiego ob. Władysław K. zabrał spodnie z domu Edwardy K. na jej szkodę. Sąd Grodzki w Łobezie skazał go na 6 miesięcy więzienia, a następnie sprawę umorzył na podstawie amnestii.
· 07.08. Z rozkazu Centrali Dostaw Drzewnych ob. Jan M. z Łobezu ładował 15 wagonów drzewa na stacji w Nowogrodzie (Nowogard?), w tym samym czasie sprzedał 1 wagon drzewa kopalnianego pobierając za niego 13 tys. zł. Wagon ten wysłał na liście przewozowej Centrali Dostaw Drzewnych dla przemysłu węglowego. Jan M. nie tylko że sprzedał drzewo, ale jeszcze wysłał wagon powołując się na wyżej wymienioną Centralę.
· 09.09. W majątku Chabrowy Bór (?) gm. Płoty dokonał kradzieży Jan CH. - zastępca administratora majątku, lecz winę za to ponosi także administrator Franciszek R., który wiedział o tym, ale nie zawiadomił żadnej wyższej władzy. Obecnie, gdy Jan Ch. znajduje się w wojsku winę zrzuca na niego, pomimo że odpowiedzialnym za majątek był on.
· 14.09. Około godz. 23`00 z mieszkania kolejarza N. zamieszkałego w Runowie, budynki kolejowe, zostało zabrane 2 tys. zł, portfel z dokumentami i ubranie. Podejrzani o kradzież są: Ryszard P. oraz strażnik SKR Marian M.
· 19.09. Zatrzymano podejrzanego o włóczęgostwo i uchylanie się przed wojskiem Józefa B. bez stałego miejsca zamieszkania.
· Obywatel Antoni Z., którego żona pracuje w szpitalu w Łobezie (w Łobzie był w tym czasie szpital - L. O.), przybył do tego szpitala i publicznie oskarżał ob. W. i ob. K. o pobranie łapówki w sumie 10 tys. zł za rzekome przeprowadzenie wyborów do rady zakładowej szpitala. Łapówkę tę mieli otrzymać od dr J. Prócz tego, jako członek PPR powołując się na partię, kazał podpisywać protokół, nie ujawniając treści.
· 12.09. Na stacji w Łobezie obywatelka Anna K. wymyślała nieprzyzwoitymi słowami kolejarzowi Wacławowi G. będącemu na służbie, a Janina K. uderzyła Wacława G. kilka razy w piersi. Do druku podał nadkom. Leszek Olizarczyk

Z żałobnej karty


1. Józef Jankowski 27.04.1928 - 20.01.2001
2. Jerzy Machoński 16.03.1941 - 24.01.2001
3. Rozalia Kotwicka 26.04.1915 - 24.01.2001
4. Julianna Dąbrowska 13.02.1910 - 30.01.2001
5. Józef Lubert 02.12.1932 - 06.02.2001
6. Bogusław Zenon Wolniak 02.01.1970 - 16.02.2001
7. Jan Krawczyk 05.04.1930 - 17.02.2001 (W. B.)
Do Łobeziaka można pisać tutaj: