Grudzień 2000(numer 108)

 


Spis treści: 
Od redakcji
Z daleka od Łobza. Koniec i początek
Idealny świat
Gadka dziadka
Co ze szpitalem
Tu 'Łobeziak' nr 74296. Słucham......?
Łobeziak w internecie
Na rogu ulicy
Niemieckie jasełka w Łobzie
Uroczystości w Szkole Podstawowej nr 1
Wzruszający przegląd
Z doświadczeń pani sklepowej
Zacięta licytacja
Życzenia świąteczne
Życzenia z Niemiec
Wiadomości wędkarskie
V bieg po zdrowie
O oldbojach i nie tylko
Błyskawica
Człowiek jest tyle wart, ile daje innym
Konferencja prasowa posła SLD
Odznaczenia i nagrody
Pasje pana Zenona
Sereje
To był turniej!!!
Odznaczenia i nagrody
Życzenia z Niemiec
Z księgi fraszek Andrzeja Andrusza
Kronika policyjna
Ze starej książki dochodzeń
Z żałobnej karty


Od redakcji


Tym razem w sprawie życzeń świątecznych. Ale o tym za chwilę.
Nie trzeba zaraz być politykiem, żeby z polityką mieć do czynienia. Włazi ona do nas drzwiami i oknami bezczelnie, bez skrępowania i szacunku dla naszego prywatnego czasu, choćbyśmy się przed nią bronili jak przed nieproszonym gościem. Wszędzie jej pełno: w gazetach, w radiu, w telewizji. Politycy AWS-u sami zabiegają o to, żebyśmy ich nie słuchali, a oni mimo to pchają się na pierwsze strony czasopism, wchodzą nam do domu z ekranów i głośników, walczą o opanowanie mediów, z zegarkami w rękach udowadniają, że to im, biedakom, daje się za mało czasu i dlatego naród ich nie słyszy i jest przez to taki niesprawiedliwy i przypadkowy. Jest tak, jakby od tego gadania zależało nasze małe łobeskie szczęście i wielki los naszego kraju. Oczywisty jest sens tych zabiegów - to rozumie nawet dziecko. Chodzi przecież o to, żebyśmy ich nadal kochali jako najmądrzejszą elitę narodu, a oni w zamian także nas urządzą, jakby już nas nie urządzili. Kurczowo i z premedytacją trzymają się władzy usiłując wyciągnąć dla siebie z jej posiadania tyle korzyści, ile się jeszcze da.

Dlatego chyba mamy pełne prawo do tego, żeby zapytać, jeżeli oczywiście mamy trochę oleju w głowach i nie zaślepia nas taki fanatyzm, jaki prezentują Stefan Niesiołowski czy Antoni Maciarewicz, co też nam szykują i czego możemy się po nich spodziewać w Nowym Roku 2001 i jak też będzie się nam jutro działo, skoro nas tak lubią i tak im na nas zależy. W końcu to dla nas ważniejsze niż to, jak pięknie chcieliby ci faceci wyglądać, jaką szlachetność i patriotyzm udawać. A tak naprawdę pouczającym przykładem tego, o co w tym wszystkim idzie, są prowadzone na dniach przetargi o funkcję prezesa Narodowego Banku Polskiego między AWS-em i Unią Wolności na zasadzie - my wam damy przetrwać do jesieni 2001 roku, a wy nam dajcie fuchę prezesa, a przez ten czas razem to i owo ku chwale prywatnej ojczyzny jeszcze zachachmęcimy.

Zatem pytamy przez wrodzoną delikatność, mimo że wiemy, iż niewiele dobrego w Nowym Roku raczej nas nie czeka. Bo po prawdzie i według tradycji należałoby życzyć sobie i naszym Czytelnikom przy tej świątecznej okazji wszystkiego jak najlepszego, jednak jakoś trudno nam się na to zdobyć, bo odpowiedzi już są niedobre, bo wiele marzeń, jeśli weźmie się je na "zdrowy rozum" i posłucha, co planuje się w noworocznym budżecie państwa, to wiadomo, że się one najzwyczajniej nie spełnią. Już przecież wiadomo, że największa plaga polska - bezrobocie - nie spadnie. Będzie jeszcze mniej pieniędzy na pomoc społeczną. Nie poprawi się sytuacja finansowa pracowników budżetówki, bo przecież na czymś (czyli na kimś) trzeba oszczędzać. Już wiadomo, że nauczyciele dopiero, jeśli w ogóle, dostaną resztę obiecanej podwyżki "później". Nie stanie na zreformowane nogi służba zdrowia, bo zaaplikowana jej końska kuracja wymaga na razie raczej interwencji znachora niż rządowego "specjalisty". Emerytom nikt nie wyrówna tego, co stracili przez tegoroczną inflację. Nadal i coraz bardziej będzie tonąć nieszczęsne rolnictwo.

To prawda, że najłatwiej być krytykiem, a jeszcze łatwiej złośliwym krytykantem, jednak trudno w tych okolicznościach wydusić z siebie takie tradycyjne wesołe i optymistyczne życzenia, jakie zwykle składamy sobie dorocznie z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Dlatego też życzymy naszym Czytelnikom przede wszystkim tego najważniejszego - mianowicie zdrowia, żeby mogli przeżyć możliwie najlepiej jak się da, nadchodzący rok i doczekali się w tym zdrowiu lepszych czasów, na jakie przecież zasługują. A zatem wszystkiego najlepszego i dużo, dużo nadziei i cierpliwości, bo ta bodaj będzie nam wszystkim wyjątkowo potrzebna.
Redakcja

Z daleka od Łobza. Koniec i początek


"Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek - pisała niegdyś Wisława Szymborska - już tego dowieść nie zdąży, lata ma policzone, krok chwiejny, oddech krótki... ". Już tylko dni dzielą nas od końca wieku (i Milenium). Skoro posługujemy się wspólnym kalendarzem, to sprawa jest jasna, oczywista i należałoby jedynie wyrazić żal, że jesteśmy coraz starsi i że sił i ochoty na życie ubywa. Zedrzemy ostatnią tegoroczną kartkę z kalendarza i obudzimy się już w nowym stuleciu. Albo śmiało albo pełni obaw (jak zwykle, choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać) "wkroczymy w nowe tysiąclecie", jak to zwykło się w takich okazjach i nie bez patosu mawiać. Nie chodzi jednak o kalendarz, lecz o to, że zapewne jeszcze długo trwać będą dyskusje nad tym, jaki naprawdę był ten wiek, który miał być lepszy, a także - jaki może być wiek następny. Takie pytania pojawiają się od dość dawna i pewnie bez końca spotykać się będziemy z mniej lub bardziej sensownymi próbami nań odpowiedzi. A było już wiele, chyba zbyt wiele banalnych i powierzchownych ocen, pozbawionych należytego dystansu i namysłu. Jedno nie powinno, w zasadzie, budzić wątpliwości, a mianowicie, że był to wiek pełen dramatycznych wydarzeń i sprzeczności: wzlotom ludzkiego geniuszu towarzyszyły okropności, wielkim nadziejom - również wielkie lęki i obawy, wspaniałym odkryciom i wynalazkom - bezradność wobec różnych zagrożeń, a wzniosłym przykładom solidarności i miłości - przykłady podłości i nienawiści. Miały miejsce dwie okropne wojny światowe i trudne do zliczenia, wojny lokalne, totalitaryzmy, łagry i obozy koncentracyjne, ale były także (przede wszystkim ?) równie trudne do zliczenia wynalazki i odkrycia, jako rezultaty wspaniałego rozwoju nauki i techniki. Żyliśmy znacznie dłużej niż w poprzednich wiekach, zaś praca (w krajach rozwiniętych) w coraz mniejszym stopniu przypominała mozolny trud w pocie czoła. Wielką sztukę przenikała sztuka masowa, choć niekiedy fascynująca, to jednak w znacznej mierze miałka i w gruncie rzeczy, ogłupiajaca. A gdy minęły koszmary totalitaryzmu i lęki przed np. wojną jądrową, to pojawiły się inne obawy , np. przed globalizacją.

Gdyby historię XX wieku pisał optymista, to złożyłby zapewne hołd ludzkiemu losowi, geniuszowi, prawdziwemu postępowi i zwyczajnej wytrwałości, dzielności w zmaganiach z upiorami. Gdyby jednak historię mijającego wieku pisał pesymista, to powstałaby pewnie jedna wielka przestroga przed bezgranicznym zawierzaniem ideologiom, lecz również molochowi nauki i technologii; byłby to przegląd katastrof, klęsk i okrucieństw, pełen goryczy i rozczarowania. Nie można, oczywiście stronić od tych dwóch skrajnych spojrzeń na ostatnie stulecie, lecz sądzę, że był to jednak wiek wyjątkowego rozwoju cywilizacyjnego.

Można spotkać się z poglądem, że wiek XIX skończył się tak naprawdę dopiero po zakończeniu I wojny światowej. A, czy podobnie można określić kres wieku XX, czy łączyć go będziemy z tą ostatnią kartką tegorocznego kalendarza? A może wiek XXI już się zaczął, choć tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy? Otóż uważam, a jest to sąd zupełnie prywatny, że wiek XXI rozpoczął się wraz z powstaniem społeczeństwa informacyjnego, np. wraz z powstaniem Internetu (lub nieco wcześniej ?). Myślę, że dla przyszłych badaczy XX wieku najważniejszą jego cechą (lub jedną z najważniejszych) będzie stworzenie podstaw nowego społeczeństwa: z dominacją nie tylko technologii informacyjnych, lecz przede wszystkim wiedzy i umiejętności posługiwania się nią, jako głównym czynnikiem rozwoju społeczno-ekonomicznego. Wśród wielu prac na ten temat, największe chyba wrażenie zrobiły na mnie dwie książki kupione i natychmiast przeczytane w ostatnim tygodniu. Są to rozmowy ze Stanisławem Lemem ("Świat na krawędzi") i kolejne, czwarte już "Lapidarium" Ryszarda Kapuścińskiego. W tej drugiej napisano: "Wiek XX rozpina los ludzki nad zawrotną przepaścią, której wysokie brzegi są szczytami osiągnięć i wzniosłości, ale której głębokim dnem płynie rzeka hańby i krwi". To bardzo trafne i piękne zdanie, tylko, czy aby nie było tak zawsze w przeszłości, a wiek XX zmienił tylko skalę zjawisk i technologie?

W amerykańskiej trylogii, jednego z najbardziej cenionych przeze mnie pisarzy tego wieku - Johna Dos Passosa - można spotkać takie sądy wypowiadane, w pierwszych jego latach: "Wiek dwudziesty będzie należał do Amerykanów. Zapanuje w nim myśl amerykańska. Amerykański postęp nada mu barwę i kierunek. Rozsławią go czyny Amerykanów" (toast pewnego senatora w "42 równoleżników"). Inny sąd to: "... w tym stuleciu rządzić będą miliardy i mózgi". I chyba tak się stało.

Ostatnie tegoroczne tygodnie będą mi się chyba zawsze kojarzyć z podróżą do Stanów Zjednoczonych. Ale o tym chciałbym napisać spokojnie już w przyszłym wieku. Wspomnę jedynie, że w Waszyngtonie znalazłem się w przeddzień wyborów prezydenckich, a gdy dwa tygodnie później opuszczałem San Francisco prezydenta jak nie było, tak nie było. Gdy piszę to pod koniec listopada, nadal trwa obliczanie głosów na Florydzie i podejmowane są nowe zabiegi prawników kandydatów. Nie wiem, co się jeszcze może wydarzyć do końca tego roku (wieku, millenium), ale te amerykańskie "najdroższe i najdłuższe" wybory mogą stanowić nawet dobrą anegdotę "na koniec wieku". Bo wszędzie indziej jest "normalnie", podobnie jak zawsze, zaś oceny zależą od tego, czy formułuje je optymista, czy pesymista. Bo tak już jest urządzony ten "najwspanialszy ze światów".

Życzyć sobie wypada przede wszystkim więcej powodów do optymizmu i nadziei, że w wieku XXI nie stanie się zbyt wiele z tego, co się stać nie powinno, zaś to, co chcielibyśmy by nadeszło - nadejdzie.
Piotr Sienkiewicz

Idealny świat


Świat nie jest idealny - jaki jest, każdy widzi. Jaki ładny powinien być, każdy wie i każdy o takim marzy. No, może nie każdy, bo trudno uznać za pozytywne marzenia tych, co chcieliby go urządzić na swój egoistyczny model, potem rządzić nim w faszystowski, stalinowski czy jakiś inny, np. mafijny sposób. Takie ciągoty są stare jak świat i raz po raz w sprzyjających okolicznościach dają znać o sobie. O ile systemy totalitarne, przynajmniej w Europie i w większości krajów świata ostatnio upadły.. to mafijne powiązania tu i ówdzie się pojawiają i funkcjonują w żywej tkance społeczeństw skądinąd demokratycznych. Trudno je, co widzimy już także w polskiej, zlikwidować, bo często mają one powiązania międzynarodowe, a także niekiedy poparcie wpływowych osób. Nasze media donoszą właściwie dzień w dzień o jakichś mafijnych porachunkach. Dlatego marzenia o świecie idealnym ciągle wracają. Wydaje się nam bowiem, że zło jest wszędzie obecne. Ograniczone zaufanie do oficjalnej władzy, która nie może się z nim raz na zawsze uporać, a czasami jest z nim nawet powiązana powoduje, że ludzie od właściwie od zawsze szukali bohaterów, którzy by w ich imieniu rozprawili się z bezprawiem. W dziejach kultury mamy wiele przykładów takich ludowych bohaterów jak Wilhelm Tell, Robin Hood, Janosik, Ondraszek, czy dzisiejsi samotni bohaterowie filmowi rozprawiający się z przemocą, a reprezentowani przez np. Clinta Eastwooda, Arnolda Schwarzenegera i całą plejadę westernowych szeryfów i kowbojów. Właśnie temat ten wraca na grunt, w wymiarze, powiedzmy takiego miasteczka jak nasze, w powieści Krzysztofa Andrusza (sygnalizowanej przez nas wcześniej), pisarza urodzonego w Zagoździe, ucznia SP 1, który po wieloletniej i zasłużonej pracy w policji wrócił do Łobza po przejściu na emeryturę i tu napisał utwór pt. "Miasteczko, Ela i łyse małpoludy". Książkę tę - debiut naszego autora wydała szczecińska oficyna wydawnicza "Albatros" w 2000 roku.

Oto do miasteczka, takiego jak nasze, przyjeżdża zaprawiony w walce z bezprawiem bohater powieści, żeby odpocząć i na jakiś czas ukryć się przed mafią, której dał się we znaki w dużym mieście. I natychmiast ratuje nocą z opresji napastowaną przez opryszka w parku sympatyczną i ładną dziewczynę. Nawiązuje z nią obiecującą znajomość i przy okazji dowiaduje się, że w miasteczku grasuje grupa przyjezdnych łobuzów, terroryzujących miejscowych obywateli i wymuszających od nich haracze. Nasz sympatyczny po każdym względem bohater nie może się z tym pogodzić i zaczyna z nimi bezpardonową walkę, w czym pomagają mu przyjaciele. Wychodzi na jaw, że łobuzy to nie tylko gnębiciele spokojnych ludzi, ale "żołnierze" mafijnej organizacji, która w okolicy ma jakieś bardzo ciemne interesy. Po nitce do kłębka nasz dzielny obrońca sprawiedliwości dochodzi do pewności, że gdzieś w okolicy znajduję się wytwórnia amfetaminy. Nie obawiam się, że tych kilka zdań wyczerpie fabułę powieści. Ma ona bowiem w sobie takie mnóstwo wątków, niespodziewanych zwrotów akcji, szczegółów, pomysłów, humoru, że tylko jej przeczytanie daje możliwość posmakowania tego wszystkiego. Autor od pierwszej strony powieści prowadzi zręcznie intrygę i potęguje napięcie. To jest klasyczny przykład dobrze napisanego, popularnego utworu do czytania. Świat tej powieści to świat idealny, taki, jaki by mógł być, w którym zło zostaje ukarane, a wygrywa sprawiedliwość i miłość, bo ten właśnie wątek w powieści jest prowadzony bardzo romantycznie, delikatnie, bez tak popularnego dzisiaj wulgaryzowania. Dzisiejszy czytelnik umęczony prozą życia, szerzącą się patologią, rozchwianiem się norm moralnych, niemożnością szybkiego uporania się oficjalnych służb bezpieczeństwa publicznego z tym wszystkim, tęskni także za współczesnym ludowym bohaterem, który jak Zorro potrafi rozprawić się ze złem uosabianym w powieści Krzysztofa Andrusza przez bezwzględnego Kruka i jego szajkę i zawsze wychodzi z opresji cało i wszystko mu się udaje. Jeśli w tej konwencji przyjmujemy tę powieść, to jest to naprawdę zręczne nawiązanie do najlepszych utworów tego typu. Wyobrażam sobie sympatyczny, przygodowy film oparty o ten utwór, który jest właściwie gotowym scenariuszem.

Równocześnie trudno oprzeć się refleksji ogólniejszej czytając te powieść - jakże piękny byłby świat, gdyby można było go tak sprawiedliwie urządzić, jak zrobili to jej pozytywni bohaterowie.
W. Bajerowicz

Gadka dziadka


Kto jest dzisiaj patriotą?
Coraz liczniejsi znajomi z Dziadkowego, coraz mniej, niestety, licznego pokolenia, ale i ci nieco młodsi, coraz częściej utyskują, że dzisiaj jest coraz mniej patriotów na tym polskim świecie, że ginie Duch w narodzie i idzie ku gorszemu. Żadne świętości, panie, się nie liczą Patrz - mówią - człowieku, na takie ważne rocznice jak na przykład 11 Listopada. Gdyby nie to, że władze miejskie kazały rozwiesić na ulicach kilkanaście służbowych wymizerowanych flag i że pod pomnikiem położono, odpowiednio "zapraszając" delegacje miejscowych zakładów pracy i urzędów, kilka wiązanek kwiatów, mało kto by zauważył, że to Święto Niepodległości. Bodaj ani jeden obywatel naszego miasta nie wywiesił w tym dniu prywatnie flagi narodowej. Ludzie jakby się wstydzili patriotyzmu. Dawniej to, panie, byli prawdziwi patrioci. Dzisiejsza młodzież nie ma żadnych ideałów. Do czego to, panie, idzie. Co to za rodzice dzisiaj, co tam w tych szkołach robią nauczyciele. A przecież tyle mamy w naszym kraju kombatantów. Dlaczego ich się nie angażuje do wychowywania młodzieży, dlaczego się ich nie pokazuje. A tu, panie, taki na przykład obrazek: stoją przy pomniku poczty sztandarowe, obecne są władze, gra orkiestra ŁDK, a ulicą przechodzą młodzi ludzie z łapami w kieszeniach i jak na dziwaków gapią się bez szacunku na tych starych zasłużonych i na władze i tak się dziwnie uśmiechają i nie raczą nawet wyjąć tych rąk z kieszeni. A w pysk by tak jednemu i drugiemu, zaraz by się, panie, nauczył moresu dla patriotyzmu i historii.

Spokojnie, tylko spokojnie. Bo wytresować to można psa albo konia. Bo tak się jakoś dziwnie się zawsze i nieprawidłowo składało, że patriotami w różnych dramatycznych chwilach okazywali się przeważnie nie ludzie, którzy, gdy wszystko dobrze szło, mieli pełne gęby frazesów o ojczyźnie, o poświęceniu dla niej, którzy wywieszali po kilka flag albo robili listy obecności na różnych uroczystościach ku czci. Bardzo to pięknie ale z goryczą zauważyła Maria Konopnicka w takim skromnym wierszyku "A jak poszedł król na wojnę" i wygrał ją i wrócił do swojego pałacu z triumfem i fanfarami, ale na polu bitwy zakopano Stacha, zwykłego żołnierza. Bo tak się

Dziadkowi wydaje, że nie słowa, nie gesty tworzą bohaterów, ale to, co dobrego robią ludzie dla siebie, a przede wszystkim dla innych na co dzień, w szarym życiu, które na pewno wymaga więcej cierpliwości i męstwa niż chwilowy poryw odwagi czy może raczej rozpaczy.

Czy zatem dziwić się młodym ludziom, nowemu pokoleniu, że w swojej większości nie podziwia, a może raczej nie odczuwa powagi tego, co takie normalne wydaje się ich dziadkom. Przecież od zakończenia wojny minęło już pięćdziesiąt pięć lat, a w ogóle wojna była właśnie po to, żeby nastały takie czasy, jakie dzisiaj mamy, czy nie tak? Takie czasy, żeby na wojnę nie trzeba chodzić, bo nie ma większego nieszczęścia niż ona. Bohaterowie wojenni to ludzie innych czasów i ich naśladowanie na szczęście nie jest potrzebne.
A nieufność ludzi i ich niechęć do publicznego manifestowania swojego patriotyzmu bierze się pewnie i stąd, że współcześnie bardzo trudno znaleźć wzory do naśladowania. Zwróćmy uwagę na to, w co zamieniły się ideały socjalistyczne w PRL-u, w co zmienili się ich głosiciele, dawni więźniowie sanacji, kombatanci AL.-u, a także karierowicze, ich następcy. Przecież zamienili Polskę w kraj nomenklatury, służalczości i dyktatury, zacofania gospodarczego i zależności od ZSRR. Popatrzmy z kolei na tych, co pod hasłami Solidarności, a są oni wśród nas, poderwali naród do protestu i utworzyli III Rzeczpospolitą. Przecież w swej pazerności na pieniądze i władzę, kłótliwości, skundleniu, obsadzaniu stanowisk kumplami bez kwalifikacji i podejmowaniu nietrafnych reform i decyzji gospodarczych znacznie przewyższyli tych pierwszych tak, że wystarczyło im tylko kilka lat, żeby ludzie mieli ich dość. Tych pierwszych można przynajmniej usprawiedliwić tym, że w kraju sprzedanym ZSRR w Jałcie przez aliantów sporo jednak zrobili, zachęcili cały naród do powojennej odbudowy (wtedy z ruin dźwignięty został także Łobez), nie zniszczyli języka narodowego i kultury, próbowali iść własną drogą, na ile im okoliczności polityczne pozwoliły. Ci drudzy zadbali przede wszystkim o siebie i z roku na rok starali się i robią to nadal, żeby zagarnąć jak najwięcej.

Jak tu się więc dziwić Polakom, szczególnie młodemu pokoleniu, że przygląda się temu wszystkiemu z niechęcią i nieufnością, że hasła patriotyczne głoszone przez tak skorumpowanych ludzi brzmią mu obłudnie, że sobie z nich szydzi i na murach daje im wyraz z wisielczym humorem, bo nie ma na razie żadnych powodów do optymizmu. Od takiego patriotyzmu i tak rozumianej polskości już nie tylko młodzi ludzie uciekają w prywatność, bo niby z czego mają być dumne młode generacje wnuków i prawnuków.
Gorzej i niedobrze, gdy część z nich objawia swój patriotyzm wyjąc hymn narodowy na stadionach, gwiżdżąc przy cudzym, opluwając obcych, rzucając nożem we Włocha, bijąc murzyna czy szukając żywego Żyda nawet w popiołach Majdanka czy Brzezinki.
A prawdziwi dzisiejsi patrioci są jednak wśród nas. To ci wszyscy, co nie starają się za wszelką cenę "po trupach" zniszczyć drugich i wyrwać z publicznego majątku bez skrupułów ile się da, co nie knują podłych intryg przeciw ludziom o innych poglądach, co nie forują głupich ale swojaków, co nie biorą łapówek, nie kantują w handlu, nie starają się bezlitośnie wyżyłować swoich pracowników, co są skromni i nie wywyższają się nad drugich z racji swojej zamożności, pozycji społecznej czy zawodowej, co nie niszczą swoich rodzin, co są tolerancyjni i nie uważają swoich poglądów i wierzeń za jedynie słuszne, co są czuli na cudze nieszczęście i nie ględzą przy każdej okazji o patriotyzmie, co solidnie i bez poganiania wykonują swoją pracę i służbę dla bliźnich, co mają ręce garnące nie tylko do siebie. To tacy, co są po prostu na co dzień dobrzy i uczciwi. Ich los nie jest najłatwiejszy, nie zawsze stać ich na nowoczesne samochody i wspaniałe rezydencje, oni nie awansują, nie mają "pleców", często mówi się o nich z politowaniem, że są niezaradni i brak im "siły przebicia", że nie potrafią brać spraw w "swoje ręce". A mówią to przeważnie z lekceważeniem ci, co się na narodowym majątku wyżarli. Dopóki jednak postawy zwyczajnych, dobrych ludzi nie staną się powszechnymi normami - nie ma co marzyć o lepszym, sprawiedliwszym świecie i liczyć na to że młodzi ludzie skądinąd bardzo tęskniący do normalności, zechcą zastany świat akceptować. Oni po prostu nie mają za bardzo kogo naśladować, dlatego patrzą na nas z ironią, a potem, żeby przeżyć, przyjmują, niestety, zastane zasady brudnej gry życiowej. Szkoda. To jest tragedia i nie rokuje to dobrze na jutro. A patriotyzm, ten prawdziwy, skromny, codzienny, ma ciągle przed sobą kolosalną przyszłość.
Dziadek

Co ze szpitalem


Na XXI sesji Rady Miejskiej w Łobzie między innym tematami poruszono bardzo istotną dla naszego środowiska sprawę przyszłości szpitala w Resku. Remont tego obiektu stał się przecież sprawą społeczną, interesującą nie tylko Łobez, ale także ościenne gminy. Remont szpitala przeciągał się, ale w końcu został ukończony i w jego wyniku powstał obiekt nowoczesny i rokujący mieszkańcom łatwą dostępność do szpitalnej opieki medycznej. W roku bieżącym powstały w nim dwa oddziały - wewnętrzny i opiekuńczy. Jednak subwencja przyznana dyrekcji szpitala do końca 2000 roku była najniższa z możliwych, niższa niż w innych szpitalach. W związku z tym szpital zaczął, jak to się uczenie mówi - generować długi. W tej chwili ciąży na nim 1.700.000 zł tych długów i zwiększają się one w tempie 50.000 zł miesięcznie. Powstał problem, co z tym zrobić, ponieważ w gospodarce rynkowej nie ma miejsca na litość i wierzyciele mają prawo do postarania się o likwidację szpitala i zużycia jego majątku na pokrycie wierzytelności. Jeśli szpital ma istnieć, to te długi musi ktoś spłacić. Powiatowe władze w Stargardzie, którym szpital podlega nie mają środków na ten cel, bo suma jest duża, dochodzi bowiem do niej zadłużenie całego likwidowanego łobeskiego ZOZ-u wynosząca bagatela 4.000.000 zł. Termin spłaty mija z 1 stycznia 2001 roku.

Zarząd gminy łobeskiej zapowiedział w związku z tym starania, aby szpital ratować. Właśnie na wspomnianej sesji listopadowej Zarząd przedstawił Radzie projekt przejęcia szpitala w Resku wraz z jego zadłużeniem. W związku z tym radny W. Bajerowicz zapytał burmistrz H. Szymańską, jak przedstawiają się starania w kierunku ratowania szpitala, ponieważ terminy naglą. Kontrakt z Kasą Chorych upływa z 31 grudnia. Pytał też radny o wyjaśnienie, na czym ma polegać przejęcie szpitala i czy jego długi są do zniesienia przez budżet gminy łobeskiej, czy gminę będzie stać, żeby uporać się z ciągłym narastaniem tych długów i czy poczyniono już starania, by z nowym rokiem został zawarty nowy kontrakt z Kasą Chorych . Burmistrz H. Szymańska wyjaśniła, że są dwie koncepcje rozwiązania tego problemu. Mianowicie szpital z długami przejmą władze powiatowe i szpital sprzedadzą lub zlikwidują, żeby zaspokoić wierzycieli. Zarząd łobeski wystąpił natomiast z propozycją, którą uzgodnił z Zarządami Gmin w Resku i Radowie, że to one przejmą szpital, solidarnie spłacą długi szpitala i postarają się go utrzymać przy życiu w ten sposób, że przekażą go spółce prawa handlowego, jaka powstanie na jego bazie. Z Kasą Chorych kontrakt nie został wprawdzie jeszcze zawarty, ale jest to ciągle możliwe. Natomiast jeśli nie uda się szpitala utrzymać w jego dzisiejszej formule, to znaczy z oddziałami wewnętrznym i opiekuńczym, to można go zawsze sprzedać innym kontrahentom. Jeden taki już się pojawił, który jest chętny do takiej transakcji i zapewnia, że szpital będzie istniał jako specjalistyczna (okulistyka?) placówka prywatnej służby zdrowia, która będzie dostępna także dla miejscowej ludności. Jeśli natomiast te plany się nie udadzą, bo gwarancji na to nie ma, to mimo wszystko ryzyko trzeba ponosić i ewentualnie szpital sprzedać. W tym przypadku przynajmniej pieniądze zostaną w gminach i nie uciekną do powiatu, którego władze robią podobno wszystko, żeby Łobzowi zaszkodzić.

Radna E. Kobiałka prosiła, aby dokładnie określić, jaki ma być rodzaj tej spółki, jakimi pieniędzmi będzie ona dysponowała i ostrzegała, że taka transakcja będzie się długo toczyła, że trzeba wyemitować odpowiednie akcje i w związku z tym potrzebny jest pośpiech, bo przyszły dług i odsetki od niego mogą stać się nie do udźwignięcia dla gmin i spodziewane zyski zamienią się w kolejne długi.

Radny W. Ćwikła odczytał wniosek klubu radnych opozycyjnych "Bratek", w którym jego członkowie proszą o włączenie Komisji Rady, a szczególnie Komisji Zdrowia do prac nad rozwiązaniem sprawy szpitala i rozwiania wszystkich związanych z tą sprawą wątpliwości, co przewodniczący M. Płóciennik odczytał jako dowód tego, że radnym "Bratka" nie zależy na utrzymaniu szpitala i że są oni po stronie władz powiatowych. Delikatnie mówiąc była to sugestia nie tylko niegrzeczna, ale wręcz obraźliwa, bo radny Ćwikła niczego takiego nie miał na myśli.

Warto przy tej okazji dodać, że wiele pytań i uwag ze strony radnych opozycyjnych jest na sesjach traktowana jako podważanie autorytetu obecnych władz miejskich i wtrącanie się w ich kompetencje. Wychodzi na to, że monopol na słuszność i wydawanie właściwych decyzji i opinii mają w Łobzie jedynie przewodniczący rady i burmistrz. Bardzo ostro przeciw takiemu pojmowaniu wystąpień radnych opozycji protestowała na sesji radna E. Kobiałka.

Radna powiatowa E. Augustiańska oświadczyła, że zwalanie winy na starostę i władze powiatowe za wielki dług ZOZ-u i szpitala jest wyjątkową niesprawiedliwością, bo jest to dług tych instytucji, a nie starostwa. Starosta robił, dopingowany przez łobeskich radnych powiatowych wiele wysiłków, żeby namówić Kasę Chorych do finansowania szpitala w Resku, ale zawsze natrafiał tam na mur nie tylko obojętności, ale wręcz niechęci. A w ogóle to nieprawda, że w powiecie traktuje się Łobez po macoszemu. Łobescy radni powiatowi są w starostwie słuchani i udało im się kilka istotnych dla Łobza spraw załatwić, między innymi to, że szpital dotrwał do tej pory, jest ich zasługą.

Miarą tego, że wszyscy radni łobescy są za tym, żeby starać się ocalić szpital przez przejęcie go na własność przez ościenne gminy było jednogłośne przyjęcie przez nich wniosku Zarządu.
Niestety, ta smutna sprawa jest kolejnym dowodem na to, tym razem boleśnie dotykającym nasze lokalne społeczeństwo, jak wiele szkód spowodowała nieprzemyślana przez obecny rząd "reforma" służby zdrowia, która także w przypadku zagrożeń wiszących nad szpitalem w Resku, jest przeciw ludziom, nie poprawia ich sytuacji, oddala od nich, miast przybliżać, pomoc lekarską i niszczy ich oczekiwania i wieloletnie nadzieje związane z uruchomieniem szpitala tak pięknie wyremontowanego wielkim nakładem środków i wysiłku miejscowych ludzi . A przecież służba zdrowia to nie tylko ekonomika, ale przede wszystkim zapewnienie ludziom pomocy medycznej, co im zresztą gwarantuje konstytucja.

Niestety, los szpitala nadal jest niejasny. Jeśli po tych wszystkich przekształceniach, jakie zaproponował Zarząd Miasta w Łobzie, nie da się uzyskać wsparcia Kasy Chorych, ewentualnie pozyskać prywatnego inwestora, to strach pomyśleć, co się stanie z naszym pięknym szpitalem w Resku. Ale nadzieję trzeba mieć.

Na listopadowej sesji Rada przy dwóch głosach przeciw podniosła cenę wody i odprowadzania ścieków. Od pierwszego stycznia 2001 roku rosną one odpowiednio o 8% dla wody i wynoszą obecnie 1,42 zł za m/3 i o 4% za ścieki i wynoszą obecnie 1,88 zł/m3. Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji tłumaczy tę podwyżkę koniecznością dogonienia inflacji i rosnącymi kosztami utrzymania i eksploatacji swoich urządzeń. Można się z tym zgodzić, niemniej niżej podpisany głosował przeciw tej decyzji, ponieważ woda cieknąca nam z kranów, wprawdzie jeszcze zdatna do picia, jest coraz gorszej jakości i trudno wyborcom wytłumaczyć w związku z tym rosnące jej ceny. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest zwiększenie wydatków na inwestycje wodociągowe, ale na to na razie się nie zanosi. Wydaje się w związku z tym, że problem dobrej wody w Łobzie będzie z czasem narastał.

Na wniosek radnego Ćwikły wprowadzono do porządku obrad sesji sprawę, z którą do wszystkich radnych indywidualnie zwrócili się rodzice mający dzieci w łobeskich przedszkolach. Zarząd Miasta zasygnalizował im bowiem kolejną, trzecią w bieżącym roku podwyżkę opłat za przedszkola. Przedstawiciele tych rodziców zjawili się zresztą osobiście na sesji i wzięli żywy udział w dyskusji na ten drażliwy temat, krytykując proponowane opłaty. Ostatecznie postanowiono sprawę rozpatrzyć ponownie i zastanowić się nad tym, jak obniżyć koszty utrzymania przedszkoli, żeby podwyżki opłat w przyszłości nie były tak dotkliwe i nie zaskakiwały rodziców. Zwrócono uwagę na to (radna E. Kobiałka), że przedszkola mogą ulec samolikwidacji, bo coraz mniej rodziców stać na rosnące opłaty, co szczególnie dotknie biedniejszych ludzi. Burmistrz H. Szymańska argumentowała, że utrzymanie przedszkoli dla 240 dzieci jest bardzo kosztowne; w nowym budżecie gminy na rok 2001 przeznaczono na nie aż 800.000 zł, tyle, ile gmina może wydać na opiekę społeczną czy na całe gminne inwestycje. Jeden z mieszkańców (p. Czerski) wyraził pogląd, że lepiej w mieście zrobić o jeden czy dwa chodniki mniej, a dać pieniądze na utrzymanie przedszkoli.

W wolnych wnioskach (odpowiadali: burmistrz H. Szymańska, zast. burmistrza H. Musiał i kompetentne osoby) sołtys Witkowski prosił o lepsze oświetlenie Bełczny. Wywiązała się na ten temat dyskusja, skąd wziąć na ten cel pieniądze. Proponowano oszczędności w postaci zmniejszenia ilości punktów świetlnych w Łobzie. Sprzeciwił się temu komendant komisariatu naszej policji R. Rzeźnik, który zauważył, że wszędzie tam, gdzie jest oświetlenie, maleje liczba zdarzeń patologicznych. Jest tam po prostu bezpieczniej. Przydałoby się w związku z tym lepsze oświetlenie promenady.
Radni pytali także (W. Ćwikła), kiedy w końcu uruchomiony zostanie szalet publiczny oraz o to, kiedy nastąpi remont ulicy Magazynowej. Dowiedział się, że w sprawie szaletu Zarząd prowadzi rozmowy ze spółdzielnią mieszkaniową, co radnego nie zadowoliło, ponieważ rozmowy te trwają już od lat; natomiast ulica Magazynowa nie będzie na razie remontowana, bo nie można od kolei, która jest jej właścicielem, praktycznie nic wyegzekwować. J. Woźniak prosił o wyremontowanie chodnika na ul. Sawickiej, który po tegorocznych pracach drogowych został mocno zrujnowany. Otrzymał obietnicę, że w roku 2001 chodnik zostanie poprawiony. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w roku 2001 będą w mieście remontowane przede wszystkim drogi powiatowe. Na drogi gminne można przeznaczyć w budżecie środki tylko na najniezbędniejsze remonty.

Radny M. Romejko wyraził niezadowolenie ze sposobu przydzielania mieszkań kwaterunkowych w naszym mieście (dwa przypadki w br.), w związku z czym wystąpił z Komisji Mieszkaniowej.
Mieszkaniec osiedla Krzywoustego Czerski interweniował w sprawie odwodnienia ulicy, przy której mieszka; otrzymał obietnicę, że po wykonaniu kanalizacji i innych prac uzbrojeniowych w roku 2001, jego ulica zostanie doprowadzona do porządku.
W. Bajerowicz

Tu 'Łobeziak' nr 74296. Słucham......?


1. Potwierdzamy głosy naszych czytelników, że jednak tegoroczna jesień jest nadzwyczajna. Cały październik był ciepły i bez przymrozków. Koniec listopada jest taki sam. Przyroda dała się tym razem oszukać. Pokazują nam czytelnicy dziwy tej przyrody. Na przykład na bzie widać wyraźnie, jak wykształcają się pąki kwiatowe, tu i ówdzie zakwita śnieguliczka, wyłażą z kwiatem krokusy, trawniki są zielone i trzeba je kosić. Na polach też zjawiska niezwykłe - posiany według wszelkich zasad i terminów agrotechnicznych rzepak porósł niezwykle bujnie i szykuje się do kwitnięcia. Gdzieś tam w Polsce bzy zaczęły nawet kwitnąć. Koło Przemyśla 16 listopada temperatura wyniosła + 19 stopni. To już mocna przesada, bo jeśli nic wielkiego się nie stanie, kiedy w tym czy innym ogródku coś tam zmarznie, to jednak bardzo wyrośnięte rzepaki bardzo ucierpią, jeśli, nie daj Boże, przyjdą suche mrozy bez śniegu albo duże śniegi. I tak źle, i tak niedobrze. Doprawdy ciężko być rolnikiem. Bo mieszczuchem całkiem dobrze. RED.

2. "Można pęknąć ze śmiechu, ale wisielczego. Naprzód z powodu zaklinania się naszych rządowych polityków, że teraz to już jesteśmy naprawdę wolnym i suwerennym państwem, a teraz z powodu tej ukraińskiej rury gazowej, za którą nasi obecnie rządzący chcieli się dać posiekać, żeby była przez Ukrainę. No i co z tego wyszło? Wycofali się chyłkiem, kiedy przyszedł po cichu nakaz z zachodu, żeby siedzieli jednak cicho, bo ponad ich głowami sprawa już z Rosjanami zaklepana i nasi mogą sobie teraz podskoczyć, ale żonie wieczorem w domu, bo nowa rura i tak będzie, ale nie przez Ukrainę, która też nagle okazała się zadowolona, że jednak nie dostanie tej rury. Teraz znowu odkryto, że obok starej rury idzie bardzo pojemny kabel telekomunikacyjny, którym, korzystając z naszej "gościnności" bez naszej wiedzy i niejako na nasz koszt, załatwia się od kilku lat wielkie interesy ale nie nasze. Znowu nasi "patrioci" podnieśli hałas, że to granda. A przecież jak na ironię umowę na tę rurę i ten kabel podpisał z Rosjanami rząd Hanny Suchockiej. Z całkowitą pewnością można założyć, że i ta sprawa ucichnie, kiedy przyjdą odpowiednie zalecenia nie do odrzucenia, żeby raczej nasi nie wtrącali się w interesy silniejszych. Albo ci Czczeni - naprzód urządzano im azyle, ambasady, pozwalano na manifestacje, dawano czas telewizyjny, szczuto na "ruskich", martwiono się o nich, wysłano dwie ciężarówki z darami, teraz nagle coś się odwróciło i zaczyna się ich wyłapywanie i kajdankowanie w naszym kraju jako niebezpiecznych mafiosów. Nafta i gaz kazały zamknąć dzioby naszym mądralom i pyszałkom. Teraz widać, jakie jest nasze miejsce w szeregu i kogo teraz z kolei trzeba słuchać i nie podskakiwać. Tylko po co było naprzód tyle krzyku o tej cudownej nareszcie wolności? Obserwator

3. "Na bardzo dobry i rozsądny pomysł wpadł właściciel sklepu naprzeciwko komendy policji. Ustawił mianowicie pod swoim sklepem stojak na rowery, w którym jego klienci mogą ustawiać swoje jednoślady, zamknąć je bez obawy, że im ktoś je ukradnie. Więcej takich inicjatyw w naszym mieście! Ciągle jeszcze wiele sklepów ma u nas bardzo ciężkie i trudne do otwarcia drzwi. To też warto poprawić. Przechodzień

4. Jeśli to nasza interwencja spowodowała, że odpowiednie służby załatały dziurę w asfalcie na Obrońców Stalingradu naprzeciwko apteki, to jest nam przyjemnie, jeśli zrobiono to z własnej inicjatywy bez naszego marudzenia, to doprawdy pięknie. RED.

5. "Czy możecie potwierdzić to, że w związku z obiecywanym nam przez obecne władze państwowe powiatem powstała już w Łobzie odpowiednia inicjatywa, która przygotowała imienny skład przyszłych władz powiatowych ze swojego zaufanego grona?" Łobzianin

Nie, oficjalnie tego potwierdzić nie możemy. Niemniej obserwując pazerność niektórych ludzi i środowisk na władzę i pieniądze, możemy coś takiego założyć. Na miejscu naszego Łobzianina nie niepokoilibyśmy się tym na razie, bo naprzód obiecany powiat musi zaistnieć, a potem odbędą się powszechne wybory jego przyszłych władz. Mamy w związku z tym nadzieję, że nasi obywatele, tak jak to się stało w przypadku wyborów prezydenckich, potrafili się już dzisiaj rozeznać w tym, kto jest kto i co reprezentuje i już nie dadzą się nabrać na obiecanki oraz wybiorą właściwych ludzi. RED.

6. "Ledwo dwa miesiące minęły od otwarcia ścieżki ekologicznej, a już ktoś, ścinając drzewo, obalił je na zadaszenie postawione w lesie komunalnym i mocno je uszkodził. Jeśli ten ktoś robił to "służbowo", to chyba łatwo to ustalić i naprawić szkodę, jeśli złodziej, to raczej szukaj wiatru w polu. Szkoda." Spacerowicz

Łobeziak w internecie


1. W październikowym numerze zacytowaliśmy list p. Helen Szydywar z USA poszukującej rozsianych po całym świecie w wyniku drugiej wojny światowej członków rodziny o nazwisku Szydywar. P. Helen Szydywar znalazła w naszym piśmie nekrolog Ewy Szydywar i pyta czy są w naszym mieście inni jeszcze Szydywarowie. Są. I twierdzą, że pochodzą z Cisnej. Zgłosiła się do nas Anna Walińska z domu Szydywar, córka zmarłej Ewy Szydywar. Mieszka ona z rodziną w Łobzie (adres: 73150 Łobez, ulica Podgórna 21/5, województwo zachodniopomorskie, Polska). Zgłosił się do nas także Zenon Szydywar zamieszkały w Suliszewicach gmina Łobez i twierdzi, że p. Helen jest jego krewną, z którą jego rodzina utraciła kontakt. Pełny adres Z. Szydywara brzmi: 73150 Suliszewice, gmina Łobez, Polska. Ponieważ nie mamy adresu p. Helen - zamieszczamy tę notatkę i życzymy pomyślnego nawiązania rodzinnej znajomości. RED.

2. Od: Joannam Joannam@email.msn.com
Wysłano: 1 października 2000 08:04
Dzień dobry. Z tej strony RESKOWIAK. Trochę mi przykro, że nikt nie próbuje zrobić strony o Resku (mimo wszystko jestem szczęśliwy, że to tak blisko). Robicie bardzo dobrą pracę. Chodziłem kiedyś z łobzianami do szkoły. Ale wracając do tematu - może był pan w Wilnie czy może zetknął się pan z nazwiskiem Strakaniec? To moja rodzina, której szukam od swojego urodzenia. Próbowałem przez czasopisma litewskie, ale ci ludzie są zawsze zajęci. Jedyna nadzieja w "Łobeziaku". Proszę o odpowiedź. Z pozdrowieniami - reskowiak, Mirek Sarnecki z Bostonu.

3. Od: Marta Skoworodko martas@chrobry.pl
Otrzymano: 1 listopada 2000 15:25
Pozdrowienia. Tu Marta Skoworodko. Nie lubię tej gazety, ale jestem wdzięczna, że dzięki wam Łobez istnieje w Internecie.

Pozdrowienia. Tu "Łobeziak". Nie lubimy się wobec tego wzajemnie, ale musimy współistnieć. Znamy większe nieszczęścia. Redakcja "Łobeziaka".

4. Od: Cezary Barański ctb@post.pl
Wysłano: 20 listopada 32:20
Temat: Uwagi do serwisu Urzędu.(Oficjalnej strony UMiG Łobez)

Drodzy państwo! Jako łobeziakowi z wychowania i jeszcze z zameldowania sprawy mojego miasta nie są mi obojętne. Kilka tygodni temu zwróciłem Państwu uwagę na literówkę, jaką popełniliście w swoim serwisie, a dotyczącą daty otrzymania przez nasze miasto praw miejskich. Według Waszego webmastera nasze miasto ma tylko 75 lat. Czy naprawdę jest Wam wszystko jedno? Kolejna sprawa to numery telefonów: od początku października są w Łobzie numery siedmiocyfrowe, a w waszej witrynie ciągle pięciocyfrowe wraz z nieaktualnym numerem kierunkowym.
Ostatnia sprawa to powtórzenie moich uwag dotyczących wyglądu serwisu. Powtórzenie, gdyż raz już o tym pisałem. A właściwie miast uwag, których widocznie i tak nikt nie czyta - prośba: drodzy Państwo, zobaczcie, jak wygląda Wasz serwis WWW i jak wyglądają inne. Porównajcie, wyciągnijcie wnioski i poprawcie. Mieszkam obecnie w gminie Polanów i polecam Wam do porównania choćby stronę tutejszego UMiG.
Pozdrawiając - życzę i Wam i sobie, aby wizerunek naszego miasta w sieci Internetu zachęcał do jego odwiedzin
Cezary Barański
PS. Na swojej prywatnej witrynie WWW dotyczącej Łobza umieściłem odnośnik do Waszej strony - oficjalnego serwisu miasta i gminy Łobez.

Bardzo dziękujemy panu Cezaremu za słuszne uwagi i poprawiamy nasze grzechy. A w ogóle to cieszymy się, że mamy tak życzliwego czytelnika i fachowca. Pochlebia nam to, bo to przecież w końcu dobra, jak widać, łobeska szkoła. RED.

Na rogu ulicy


W październikowym "Łobeziaku" wyczytałem, że na rogu ulicy Kraszewskiego i Kolejowej istniała przed laty knajpa.
Ulicę Kolejową poznałem w pierwszych dniach maja 1946 roku zaraz na drugi dzień lub trzeci dzień postoju po przyjeździe i prowizorycznym zamieszkaniu w hali magazynowej na stacji Łobez. Po tygodniu mieszkałem przy Kraszewskiego 8 a następnie pod numerem 32. Ulica Kraszewskiego podczas wojny nie uległa zniszczeniu. Budynki w większości były stare, ale nadawały się do zamieszkania. W połowie tej ulicy odchodziła uliczka prowadząca do stacji kolejowej, a właściwie do dwóch stacji, bo istniała przecież wtedy i miała się dobrze stacja kolejki wąskotorowej, która jeździła do Dobrej Nowogardzkiej. Natomiast u wylotu ulicy Kolejowej jest budynek istniejący do dzisiaj i ma numer Kraszewskiego 12. Mieszkało w nim kilka rodzin. Ostatnio do roku bodaj 1970 mieszkała w nim rodzina Mazurów. Po przeciwnej stronie stały obok siebie dwa budynki piętrowe oznaczone numerami 13 i 14. Były to budynki z pruskiego muru. Na piętrze jednego z nich mieszkała rodzina Paterków, a także rodzina Świątkowskich. Te dwie rodziny zapamiętałem, bo miałem w nich znajomych rówieśników. W tych okolicach mieszkał też kolega z mojej klasy w szkole powszechnej - Zbigniew Gola. Po roku 1960 obiekty numer 13 i 14 rozebrano i w tym miejscu zbudowano dzisiejszą piętrową siedzibę Powszechnej Spółdzielni Spożywców ze sklepem na parterze. Budynek ten ma dzisiaj numer 14. Natomiast budynek następny oznaczony jest numerem 15 i w tym tkwi tajemnica "zaginięcia" nieruchomości o numerze 13.
Naprzeciwko wylotu Kolejowej na Kraszewskiego pod numerem 12 był sklep piekarniczy Gminnej Spółdzielni, a także sklep spożywczy pod numerem 30. Przez bardzo krótki czas po numerem 9 mieścił się sklep prywatny. Bezpośrednio po wojnie nie działał w tym miejscu żaden zakład gastronomiczny ani podrzędna knajpa.
Zbigniew Harbuz

To wszystko prawda, co pan Zbigniew prostuje. Tylko, że my mieliśmy na myśli osławioną i nieodżałowaną przez wielu miłośników tej właśnie knajpianej atmosfery knajpę "dołek" znajdującą się wtedy na rogu Kraszewskiego i jak się okazuje - Obrońców Stalingradu, a nie Kolejowej, czyli na drugim krańcu tejże Kraszewskiego. RED.

Niemieckie jasełka w Łobzie


W sobotę 9 grudnia o godzinie 16`30 w naszym kościele parafialnym wystąpi z przedstawieniem jasełkowym grupa niemieckiej młodzieży z Hannoweru. Przedstawienie to, do którego oryginalny tekst napisała arystokratka Maria von Bismarck (Bismarckowie mieli w naszych okolicach majątki), a dla potrzeb scenicznych opracował Walter Nemitz, odgrywane było w kościele łobeskim przed wojną od 1921 roku, zaś po wojnie tradycja ta odżyła z inicjatywy byłych niemieckich mieszkańców Łobza w Hannowerze, mieście, które jest ośrodkiem spotkań dawnych łobzian. Już raz w roku 1998 z ich inicjatywy jasełka te odegrane zostały w polskim Łobzie w kościele parafialnym. Oprócz kilkudziesięciu uczestników jasełek, bo tylu ich bierze udział w przedstawieniu, do Łobza wybiera się także z tej okazji duża grupa byłych łobzian. Zarówno nasi organizatorzy jak i niemieccy goście zapraszają i zachęcają do uczestnictwa w tej pięknej i uroczystej inscenizacji.
RED.

Uroczystości w Szkole Podstawowej nr 1


Maria Curie-Skłodowska to Patronka Szkoły Podstawowej nr 1 w Łobzie. Z tej okazji 09.11. 2000 roku uczniowie wzięli udział w kilku atrakcyjnych imprezach. Informacje o Patronce w bardzo przystępnej formie zaprezentowali szóstoklasiści pod czujnym okiem kol. Zofii Potoczek. Atrakcyjne konkursy przyciągnęły wielu chętnych. Kalambury przygotowane przez kol. Danutę Kaczor sprawiły radość uczniom klas II i III. Każdy uczestnik otrzymał upominek. Radościom i wesołościom nie było końca, gdy kol.kol. Bożena Korniluk i Jarosław Świrski umożliwili trzecioklasistom układanie melodii do wierszy, a następnie tekstów do muzyki. Najlepiej wykonali ćwiczenia - z klasy IIIa J. Szymanek, P. Gradowska, A. Zamojska, z IIIb - D. Turkowska, P. Kostka, K. Kielecka. W konkursie chemiczno-fizycznym przygotowanym przez kol. kol. Kazimierę Mikucką i Zofię Potoczek prowadzonym przez uczniów klasy VIa zwyciężyła drużyna w składzie: D. Mierzwiak, P. Korniluk, D. Peczyński. W minikoszykówkowym turnieju dziewcząt zorganizowanym prze kol. P. Błażejowskiego i G. Pawlaka dla łobeskich szkół podstawowych zwyciężyła ekipa z SP 1, drugie miejsce wywalczyła SP 3, a trzecie SP 2. Przyjemnie spędzili czas młodzi plastycy. Kol. kol. Danuta Ligęza, Urszula Pachałko i Małgorzata Żaczek spośród 14 uczestników wybrały najlepszych. Pierwsze miejsce przypadło A. Gnaś z Vb, II P. Mass z IVa, trzecie M. Mazur z IVc, czwarte E. Medunecka z Vc. "Zabawy z komputerem" przygotowane przez kol. J. Poczykowskiego skończyły się zwycięstwem M. Żurawka z VI, drugi był P. Korniluk z V, trzeci M. Ptasiński z VI, czwarty A. Szałasicki z V (wyróżnienie). Nie obyło się bez szachowych potyczek. Kol. kol. Krystyna Sola i Małgorzata Zieniuk przeprowadziły konkurs i ogłosiły, że na poziomie klas I - III zwyciężyli: Andrzejczak, Białoskórski i Kwaśniak; na poziomie klas IV pierwszy był M. Szustkiewicz, drugi A. Grankowski, III K. Andrzejczak, IV M. Luchowski; na poziomie klas V pierwszy był P. Mass, drugi W. Polny, trzeci R. Proczak; na poziomie klas szóstych pierwsza była K. Grankowska, drugi R. Diak, trzeci M. Żurawek. Kol. kol. Sylwia Dynowska i Ilona Osieczko zajęły się drużynami z klas IV prowadząc konkurs pt. "Zmagania z językiem polskim". Po dyktandzie, układance wyrazów ze słowa "promieniotwórczość", krzyżówce - wyłoniono zwycięską drużynę z klasy IVc w składzie: K. Pawlak, N. Berlińska, M. Tlock. W świetlicy loterię fantową prowadziła kol. U. Pachałko, dzielnie pomagała jej szóstoklasistki: K. Januszonek i A. Papina. Zebrane pieniądze przeznaczone zostały na zakup przyborów do świetlicy. Nagrody dla uczestników konkursów ufundowała niemiecka gmina Affing. Część nagród zakupiono za prowizję uzyskaną ze sprzedaży biletów cyrkowych (artyści występowali w SP 1). W całej imprezie brało udział zawodników wiele zawodniczek i zawodników, było mnóstwo nagród, dyplomów, uśmiechów, radości, toteż z przyjemnością zredagowałam te zapiski, by kolejny raz uświadomić sobie, iż w naszej SP 1 zawsze dzieje się miło i serdecznie.
Krystyna Sola

Wzruszający przegląd


Nie będzie to nadużycie wielkich słów, gdy stwierdzę, że to, co zobaczyliśmy na wojewódzkim przeglądzie zespołów teatralnych ze Środowiskowych Domów Samopomocy, jaki odbył się w dniu 8 listopada w łobeskim kinie Rega przy zapełnionej widowni, było naprawdę piękne i wzruszające. Do przeglądu zgłoszonych zostało sześć zespołów ze Środowiskowych Domów Samopomocy. Regulamin przeglądu przewidywał, że mogą w nim wystąpić osoby dorosłe z zaburzeniami psychicznymi, które uczestniczą w zajęciach prowadzonych przez SDS-y. Repertuar był dowolny. Czas trwania jednego występu nie mógł przekroczyć 20 minut, co korzystnie wpłynęło na zwartość poszczególnych przedstawień i ich tempo. Obejrzeliśmy zatem zespoły: z Choszczna (ze spektaklem "Kopciuszek"), z Barlinka ( z "Warzywnymi pogaduszkami"), z Goleniowa (z "Czerwonym Kapturkiem"), ze Świdwina (ze spektaklem słowno-muzycznym), ze Stargardu (z etiudą na temat odwiecznej walki dobra ze złem") i z Łobza (z przedstawieniem pt. "Franek" na podstawie opowiadanie M. Konopnickiej). Jury: Sabina Bil i Teresa Wasilewska z Łobza oraz Katarzyna Więcławska - aktorka szczecińska oceniało dobór repertuaru, reżyserię, opracowanie dramatyczne i muzyczne oraz scenografię. Pierwsze miejsce przyznano zespołowi "Optymiści" z SDS-u w Łobza za wspomniany spektakl "Franek", drugie miejsce zajął zespół "Słoneczniki" z Barlinka za "Warzywne pogaduszki", pozostałym zespołom wręczono dyplomy za udział w tej ze wszech miar udanej imprezie.Łobescy artyści znakomicie kierowani przez Lucynę Stępniak wystąpili składzie: Tomasz Cieśla (Ojciec), Szymon Matusewicz (Franek), Marek Miłuch (Sąsiad I), Marek Downar (Matka), Krzysztof Ptak (Sąsiad II), Beata Sztygowska (Maglarka), Paweł Dąbek (Ogrodnik), Jarosław Koc (Bonifacy).

Niepełnosprawni artyści grali swoje role z wielkim przekonaniem, z pasją, z zaangażowaniem. Było widać, że publiczne występy sprawiają im przyjemność, że ich dowartościowują, że się nimi bawią. Przyjmowałem ten występ jak i wszystkie pozostałe ze wzruszeniem, czego się nie wstydzę, bo były to sukcesy wychowawcze ich opiekunów i źródło radości ich wychowanków, którym życie raczej mało daje powodów do przeżywania tego wszystkiego, co stanowi przyjemności ludzi pełnosprawnych. Dlatego chwała tym wszystkim, którzy przyczynili się do zaistnienia tej pożytecznej imprezy. Warto ją kontynuować w przyszłych latach. Nie dość nachwalić się pomysłowej, barwnej i dowcipnej scenografii poszczególnych spektakli. Ładne i bezpretensjonalne były kostiumy, dobrze "dopasowana" muzyka. Sprawnie i ze swadą prowadziła imprezę Monika Smulska. W przerwach na zmianę dekoracji śpiewali uczestnicy SDS-u w Łobzie Marian Niwa, Szymon Matusewicz i Marek Downar. Organizacja imprezy była wzorowa. Dobrze zaopiekowano się uczestnikami przeglądu, którym przygotowano naprzód słodkie śniadanie, a następnie gorący posiłek. Była też wesoła dyskoteka.

Łobez okazał się bardzo gościnny dla niepełnosprawnych artystów. Znaleźli się w naszym mieście dobrodzieje, którzy wspomogli organizatorów. I tak: Sylwia Boryszewska nieodpłatnie udostępniła salę kinową, Jan Pobiarżyn, Artur Michna, Tomasz Król i Honorata Malczak darowali słodycze, Kazimierz Czmielewski i Maria Pers ofiarowali owoce, Waldemar Winiarski wspomógł napojami, Grażyna Moskal dała ciasta, a Sabina Krajda warzywa, Dariusz Ledzion z ŁDK wypożyczył sprzęt muzyczny, Robert Nawrocki zadbał o nagłośnienie, Jan Błyszko dał drewno i deski na dekoracje, Irena Mazur wypożyczyła termosy, straż miejska zapewniła parking, a straż pożarna zawiesiła transparent, pomagali też wolontariusze z klasy IV e LO oraz rodzice niepełnosprawnych uczestników przeglądu. I tak wspólnymi siłami życzliwych ludzi zrobiono w Łobzie bardzo pożyteczną imprezę.
W. Bajerowicz

Z doświadczeń pani sklepowej


Kto jak kto, ale właściciele sklepów wiejskich najlepiej orientują się w zasobności kieszeni swoich klientów. To do ich sklepów przychodzą ludzie zrobić na co dzień najpotrzebniejsze zakupy, u nich zaopatrują się w chleb powszedni, sól, mąkę, cukier. Do Łobza jest zawsze tych kilka, czy kilkanaście kilometrów, więc bliżej, szybciej, wygodniej i taniej jest do wiejskiego sklepiku niż do miasta, nawet wtedy, gdy ma się własny pojazd, gdy nagle zabraknie w domu octu, pieprzu czy alkoholu, niestety. Stąd chyba jedna z tajemnic ich funkcjonowania. Wiejskie sklepiki istnieją w naszej gminie prawie w każdej wsi, nawet w tak małych ośrodkach jak Łobżany czy Poradz, a w takim Prusinowie, o czym już wspominaliśmy, są aż trzy sklepy tzw. spożywczo-przemysłowe, zaś w Dalnie dwa. Jak sobie właściciele tych placówek radzą - trudno się dowiedzieć i nawet nie wypada o to pytać - w wielu przypadkach raczej nie najlepiej i na granicy opłacalności. Sklepiki stanowią dla nich najczęściej dodatkowe źródło utrzymania. Jacy są zatem ci klienci - pytam panią prowadzącą jeden z takich wiejskich sklepów. Pani sklepowa zastrzega sobie anonimowość, bo, jak mówi, nie wszystko, co na co dzień zza swojej lady widzi, nie jest budujące, bardzo często natomiast jest smutne, a nawet bolesne. I mogłabym - mówi zrobić przykrość ludziom, którzy przeważnie nie są winni temu, jacy są i co się z nimi dzieje. Niektórzy z nich odczuwają bardzo ciężko swoją degradację. Wstydzą się swojego ubóstwa.

- Jaką degradację - pytam.
A tę, że po prostu są coraz ubożsi, mają coraz mniej gotówki. Są to w większości bezrobotni pracownicy byłych pegeerów. Najlepiej to widać po spadających obrotach w sklepie. Ludzie mniej kupują nawet artykułów pierwszej potrzeby. Powszechny stał się zakup "na zeszyt", na kredyt, co w mieście nie jest jeszcze takie powszechne. Nawet chleb biorą ludzie w ten sposób. Byle do pierwszego. Potem, po otrzymaniu emerytury, renty, zasiłku czy jakiegoś mizernego wynagrodzenia, jeśli oczywiście gdzieś pracują, przychodzą z ociąganiem uregulować zaległości z wyraźną przykrością, czasami prosząc o przeniesienie części długu na kolejny miesiąc. I znowu biorą na kredyt. Wydaje mi się - mówi pani sklepowa - że stało się to dla nich nawykiem. Jak już raz wpadło się w taki rytm, to trudno go zmienić, bo ludziom wydaje się pewnie, że jak biorą towar za drobne sumy, to jakoś lżej się z tym pogodzić, że jakoś tam będzie, jakoś "zleci", a przynajmniej trochę się odwlecze. Małe sumy są mniej straszne. Na "zeszyt" biorą także ci, których sytuacja finansowa nie jest najgorsza. Czy na tym tracę? Czasami, bo przecież ceny nie są stałe. I ciągle muszę zaglądać do tego zeszytu, co czasami jest przykre, kiedy muszę przypominać, że już po nowym pierwszym, a wiem, że u tego czy owego klienta nie ma nawet na chleb. Najbardziej żal dzieci i kobiet z rodzin, w których się pije.

- Czy zdarza się, że zostaje pani naciągnięta, ze ktoś nie ureguluje zaległości?
To się zdarza bardzo rzadko. Przecież znam tu wszystkich. Ludziom się coś takiego nie opłaca, bo musieliby zmienić sklep, jeździć do Łobza, gdzie na kredyt chleba nie kupią. Tutaj żyją przynajmniej złudzeniem, że między kolejnymi "pierwszymi" coś się może zmieni, że da się okazyjnie coś zarobić. To jest takie czekanie na raty na nadzieję. Szczególnie przykro jest obserwować, jak ludzie, a przede wszystkim dzieci patrzą na to, co mam tu na półkach i ladzie porozkładane, a mam też towary delikatesowe, słodycze, wędliny i widzieć w ich oczach chęć skosztowania tych rarytasów, gdy tymczasem w garści mają tylko mizerne dwa złote na bochenek chleba, kaszankę czy "zwyczajną". Oczywiście czasami ktoś mnie oszuka, nabierze towaru na kredyt, a potem gdzieś wyjedzie i się w sklepie nie pokazuje.

- Na półkach ma pani rzeczywiście towary, jakich nie powstydziłby się niejeden spożywczy sklep łobeski. Ktoś to w końcu kupuje, bo nie wierzę, żeby była pani instytucją charytatywną. Przecież prowadzi pani swój sklep już od kilkunastu lat. Czy nie przesadzamy zatem trochę z tą biedą?
Nie. Wprawdzie część moich klientów może sobie pozwolić czasami nawet na szynkę, polędwicę, owoce cytrusowe czy winogrona, to jednak większość musi się zadowolić pasztetówką, salcesonem czy przysłowiową kaszanką.

- Widzę, że oferuje pani też pory, selery, mleko, jabłka, a nawet kapustę i jajka. Jak to jest - jesteśmy na wsi, wokoło pełno wolnej ziemi, ogródki przydomowe najczęściej zapuszczone, sady zrujnowane, ludzie mają mnóstwo wolnego czasu, a po pietruszkę przychodzą do pani?
Też czasami nie mogę tego zrozumieć. W moim domu zawsze była działka i nigdy nam tego rodzaju produktów nie brakowało, nawet krowę utrzymywaliśmy, nie mówiąc o drobiu. Tutaj, w naszej wsi obserwuję, szczególnie młodsze pokolenie, na przykład młode bezrobotne kobiety, matki rodzin, których jedynym celem jest wzajemne odwiedzanie się przy papierosach czy kawie, plotkach dyskusjach o telewizyjnych serialach, jak się to mówi na spychaniu czasu z dnia na dzień. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, bo perspektyw nie mają na razie żadnych, są jakby sparaliżowane. Po prostu łatwiej jest nic nie robić. Obecna dorabiająca się Polska nie ma dla nich żadnej pozytywnej alternatywy. Dlatego nie chce się im wyjść nawet na działkę.
Rozmawiał - W. Bajerowicz

Zacięta licytacja


W dniu 15 listopada odbył się ogłoszony przez Zarząd Miasta otwarty przetarg na sprzedaż 9 działek, na które został podzielony plac po dawnym targowisku u zbiegu ulic Kraszewskiego i Kolejowej (naprzeciwko ronda). Warunki przetargu określiły między innymi, że działki na tym terenie muszą być zabudowane lokalami usługowo-handlowymi według jednolitego (wspólnego) projektu dla wszystkich budynków i tylko poddasza mogą być w nich być przeznaczone na cele mieszkalne. Poza tym Zarząd zastrzegł sobie, że budynki muszą być postawione w stanie surowym w przeciągu 2 lat od chwili zawarcia umowy przez właścicieli.

Niespodziewanie dla komisji przetargowej i chyba samych zainteresowanych kupnem - do przetargu zgłosiło się 154 chętnych, którzy spełnili wstępne warunki przetargu, to znaczy złożyli w zawarowanym terminie podania i wpłacili odpowiednie wadium. Niektórzy chętni "obstawili" wszystkie działki, to znaczy wpłacili wadia na każdą działkę i próbowali szczęścia w kolejnych podejściach, co jest dozwolone, bo każdą działkę licytowano osobno. Można było w ten sposób nabyć, jeśli ktoś miał ochotę i oczywiście pieniądze, więcej działek. Na pewno zaciekawi naszych czytelników, bo i dla mnie było to też zdarzenie precedensowe (czegoś takiego w Łobzie jeszcze nie było), za ile "poszły" poszczególne działki. Mają one oznaczenia geodezyjne od numeru 9 do 17. I tak:
- Działka nr 9 o powierzchni 31 m/2 i o cenie wywoławczej 854 zł poszła za 11.600 zł;
- Działka nr 10 o pow. 40 m/2 i cenie wywoławczej1000 zł znalazła nabywcę za 18.100 zł;
- Działka nr 11 o pow. 40 m/2 i cenie wywoławczej 1000 zł kupiona została za 18.100 zł;
- Działka nr 12 o pow. 40 m/2 i cenie wywoławczej 1000 zł poszła za 18.600 zł;
- Działka nr 13 o pow. 40 m/2 i cenie wywoławczej 1150 zł nabyta została za 20.100 zł;
- Działka nr 14 o pow. 113 m/2 i cenie wywoławczej 2885 zł kupiona została za 40.500 zł;
- Działka nr 15 o pow. 105 m/2 i cenie wywoławczej 2625 zł poszła za 40.700 zł;
- Działka nr 16 o pow. 90 m/2 i cenie wywoławczej 2250 zł sprzedana została za 37.600 zł;
- Działka nr 17 o pow. 76 m/2 i cenie wywoławczej 1900 zł nabyta została za 24.000 zł.

W sumie za plac przy ulicy Kraszewskiego nabywcy zapłacili 229.300 zł. Licytacja była bardzo zacięta. Niektóre ceny wywoławcze przebijano po dwadzieścia razy i poszczególne postąpienia wynosiły od 50 do 5000 zł. Jak się okazało, są w naszym mieście ludzie, którzy dysponują odpowiednią gotówką (bo raty nie wchodziły w grę) i chcą inwestować. A przecież płacili tylko za "goły" plac, który dopiero trzeba będzie zabudować, a ta inwestycja będzie przecież wielokrotnie droższa niż nabyty grunt. Inna sprawa, że ten teren jest atrakcyjny dla handlowców, a w mieście jest coraz mniej placów do zbycia i ludzie zaczynają to sobie powoli uświadamiać i łapać nadarzające się okazje, bo kolejne mogą być kosztowniejsze. Być może mobilizująco podziałał na kupujących przykład niedawnej licytacji gruntu po byłym targowisku miejskim, wygranej przez firmę z zewnątrz za mniejsze pieniądze. Mieli na ten plac apetyt nasi miejscowi handlowcy, jednak nie potrafili się zjednoczyć w porę i przystąpić do przetargu. Niestety, takie są dzisiaj bezwzględne prawa rynku. A swoją drogą dobrze się stało, że tylu było tym razem chętnych do kupna wspomnianego placu i zabudowania go, bo tym sposobem załatana zostanie rażąca wyrwa w miejskiej zabudowie, miejmy nadzieję, ładnymi budynkami.

Tak na marginesie - żal było postronnemu obserwatorowi tego przetargu tych jego mniej majętnych uczestników, którzy przyszli na licytację z nadziejami na to, że może za małe pieniądze uda się im nabyć atrakcyjny kawałek gruntu, a po pierwszych przebiciach mogli już tylko kibicować. Kolejny raz okazało się, że na placu (dosłownie) pozostali ci zamożniejsi.
W. Bajerowicz

Życzenia świąteczne


Serdeczne życzenia wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2001 Roku składa swoim Czytelniczkom, Czytelnikom i Sympatykom w Łobzie i wszędzie tam, gdzie nasze czasopismo dociera. Oby ten Nowy 2001 Rok był łaskawszy niż ten odchodzący, szczególnie dla tych wszystkich, co borykają się z osobistymi i materialnymi kłopotami. Z tą nadzieją wysyłamy do Was kolejny raz naszego Świętego Mikołaja - może w jego worku dla każdego z was coś dobrego się jednak znajdzie!
REDAKCJA

Życzenia z Niemiec


Heimatgemeinschaft der Labeser (związek dawnych niemieckich mieszkańców Łobza) życzy wszystkim swoim polskim przyjaciołom z Łobza błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia i dużo zdrowia oraz sukcesów w Nowym Roku 2001. W imieniu Heimatgemeischaft der Labeser była mieszkanka Łobza związana z wami dobrymi osobistymi wspomnieniami -
Hildegard Müller - przewodnicząca Związku

Wiadomości wędkarskie


Zawody aktywu "Karasia"
Od kilku już lat pod koniec października organizowane są zawody wędkarskie dla zarządu i aktywistów "Karasia". Są one skromną formą podziękowania wszystkim tym, którzy w okresie tego roku czynnie uczestniczyli w życiu koła. Wśród zaproszonych gości znaleźli się: Zdzisław Król - prezes Zarządu Okręgu, Andrzej Tokarski v-ce prezes ds. sportu Zarządu Okręgu, Emilian Pilch - dyrektor biura w Szczecinie, Jerzy Gancarczyk - redaktor "Głosu Szczecińskiego", prezesi zaprzyjaźnionych kół z Reska i Drawska. Impreza ta jest też okazją do wyrażenia uznania wszystkim naszym hojnym sponsorom, dzięki którym działalność koła może być aż tak bogata. Jako najbardziej ofiarnych należy wymienić: Urząd Miasta i Gminy Łobez, Romana Mikszę, Ninę i Tadeusza Szubów, Edwarda Hryniewieckiego, Jarosława Górskiego, Danutę Trapszo, Irenę Kwaśniak, Jana Pobiarżyna, Zygmunta Tokarskiego, Romana Jaskowskiego, Józefa Gromysza, Danutę Zarzeczną, Waldemara Winiarskiego, Krystynę i Andrzeja Słabych, zajazd "Stodoła". Szczególnie gorące podziękowania należą się sponsorom naszej Sekcji Sportowej. "Central-Soya" przeznaczyła na zakup sprzętu dla zawodników 2000zł. Nie mniej ważnego poparcia udziela nam też Spółdzielnia Mieszkaniowa "Jutrzenka", a szczególnie jej prezes Jan Dzięgielewski. W imieniu naszych najmłodszych zawodników dziękuję też Wiesławowi Kwakowi, który zaopatruje ich w podstawowe składniki do zanęt. Szczególnie wiele ciepłych słów kierujemy też do Adama Ilewicza, który jest zawsze z nami na każdych zawodach. Tegoroczne zawody odbyły się 22 października, na jeziorze w Ginawie. Startowało w nich 30 zawodników. Po trzech godzinach wędkowania wyłoniono zwycięzców. Pierwsze miejsce przypadło w udziale Ewie Marszałek. Kolejne miejsca, w "pierwszej szóstce" zajęli: Andrzej Tokarski, Jan Cyculak, Jerzy Rakocy, Zdzisław Król i Adam Ilewicz. Niezły połów miał też kol. Leszek Główczewski z Drawska, który spiningując (poza konkursem) złowił piękny okaz okonia o wadze przekraczającej 60dkg. Po zawodach, przy wspaniałej słonecznej pogodzie, biesiadowano do późnych godzin popołudniowych, zajadając się przepysznym bigosem przyrządzonym przez naszych kucharzy. Andrzej Marszałek Wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz taaaaakiej RYBY w Nowym Roku wszystkim
Wędkarzom życzy "KARAŚ"

V bieg po zdrowie


Dnia 04 listopada br. odbył się w Świętoborcu kolejny, V przełajowy bieg o Grand Prix Łobza 2000/2001 na dystansie 5 i 10 km o puchar G. i T. Szubów. Zwycięzcą biegu został Jerzy Kulczyk z Tychowa. Dystans 10 km pokonał on w 32 min. i 41 sek., co jest nowym rekordem trasy. Warto dodać, że J. Kulczyk należy do czołówki polskich przełajowców na dystansie 10 km; drugi w tym biegu był Dariusz Kozak ze Szczecina z czasem 35:00 min, zaś trzecie miejsce zajął Szymon Kecler z Płot w czasie 35:37 min. Wśród kobiet zwyciężyła Joanna Gałgan z Kalisza pomorskiego przed Elżbietą Wiśniewską z Łobza. W kategorii chłopców na 5 km wygrał Łukasz Uldynowicz z Gryfic w czasie 20:00 min. przed Krzysztofem Kozakiem 20:15 min, trzecie miejsce zajął łobzianin Krzysztof Ciszewski, który osiągnął czas 20:23 min. Wśród dziewcząt triumfowała Narcyza Rainczuk z czasem 26:05, druga była Magdalena Malczak z Łobza w tym samym czasie, a trzecia Ela Afeltowicz z czasem 27:39 min. Najmłodszym zawodnikiem biegu był 7-letni Jakub Wiśniewski, a najstarszym 58-letni Józef Buczyński z Białogardu.
Następny, sylwestrowy bieg VI bieg kończący rok 2000 odbędzie się 30 grudnia o godzinie 11`00. Start i meta na stadionie sportowym w Łobzie. Zapraszamy chętnych.
Elżbieta Wiśniewska

O oldbojach i nie tylko


Już po raz dziesiąty łobescy starsi panowie ze "Światowida" uczestniczą w rozgrywkach I Ligi Pomorskiej Oldbojów w piłce nożnej, Rozpoczęli oni sezon 2000/2001 w imponującym stylu wygrywając trzy kolejne mecze z drużynami: "Kolejarza" Wierzchowo 4 : 2, "Piasta" Człuchów 5 : ) i "Darłowii" Darłowo 3 : 2. Kolejne mecze to "wpadka" z "Amatorem" Kołobrzeg 1 :2, remis w wyjazdowym meczu z "Pametem" Świdwin i dalsze pechowe przegrane z "Czarnymi" Czarne 1 : 3 i "Niciejewskim" Słupsk 0 : 3. Następne mecze to wygrane z "ZEG-Sowińskim" Gryfice 6 : 2 oraz z "Unią" Białogard 5 : 2 i kolejne przegrane z "Gwardią - Żywiec" Koszalin 0 : 2 i z "Zakrzewskim" Myślino 2 : 3. W sumie jak widać, wygraliśmy 5 meczów, mieliśmy jeden remis i 5 przegranych spotkań. W rezultacie zajęliśmy 7 miejsce. Nie jest to miejsce satysfakcjonujące, gdyż przynajmniej 2 mecze przegraliśmy dość pechowo przy dość niefortunnych interwencjach bramkarzy i przez to straciliśmy 6 pewnych punktów. Naszym problemem jest niestabilny skład drużyny spowodowany tym, że sobotnie wyjazdy kolidowały w wielu przypadkach z pracą zawodową oraz pilnymi obowiązkami rodzinnymi. Nie oszczędzały też naszych graczy kontuzje. Najczęściej na boisku występowali następujący zawodnicy: S. Ludwikowski, B. Osieczko, A. Karluk, T. Sikora, M. Urbański, Z. Urbański, W. Kwaśniak, A. Druch, A. Bałamącek, B. Wawrzkiewicz, M. Dudek, J. Budrewicz, G. Pawlak. Oprócz nich grali także: J. Skrobiński, A. Kogut, M. Furkałowski, Z. Afeltowski, M. Gatner, M. Grzywacz, M. Smoliński, A. Sławek, H. Grygiel, A. Jurzysta, A. Mrozowicz. Mamy nadzieję, że w rundzie wiosenne 2001 będziemy mieć skład drużyny bardziej skrystalizowany, pozwalający uniknąć wspomnianych kłopotów.
Obecnie trenujemy raz w tygodniu w sali gimnastycznej SP 1. Opłacamy wynajem sali z własnych składek. Mamy też propozycję dla panów mających 34 lata (tj. rocznik 1966 i starsi), którzy by chcieli z nami uczestniczyć w wiosennych rozgrywkach, aby zgłaszali się na nasze treningi w każdy czwartek w sali SP nr 1 od godziny 18`00. Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o naszych sympatykach i darczyńcach wspomagających nas finansowo, bo bez nich nasza działalność byłaby bardzo ograniczona. Są to firmy i osoby prywatne: FHUP Jenikowo (p. Zbigniew Pietrzyk, Magdalena i Augustyn Piwkowie), PZZ Szczecin (p. W. Parchimowicz), ZUH (p. A. Walczak, Akpol (p. A. Kotwicki), państwo R. Miksza, T. i G. Moskalowie ("Drożdżyk). Także klub "Światowid" wspomógł przy opłacie wpisowego i częściowo finansował sędziowanie.

Jak z tego widać, jest u nas grupa życzliwych ludzi, którzy aktywnie uczestniczą w rozgrywkach piłkarskich i godnie reprezentują i promują Łobez. Dzięki nim nasz klub "Światowid" w rozgrywkach I Ligi Oldbojów nigdy nie spadł do II ligi. Jesteśmy w gronie 3 zespołów, które od 10 lat uczestniczą w ligowej rywalizacji. Jest to dodatkowy powód do zadowolenia, bo dzięki naszemu istnieniu duża grupa ludzi ma ciągle czynny kontakt ze sportem i udowadnia, że wiek nie jest tu przeszkodą.

Społecznymi kierownikami drużyny są: Z. Pudełko i A. Mrozowicz. Współpracujemy także ze środowiskiem wiejskim. Za społeczne zaangażowanie i współpracę z działaczami ze środowiska wiejskiego na wniosek Rady Gminnej LZS w dniu 28.10 br. na stadionie miejskim w Łobzie zostali uhonorowani:
Złotą Odznaką LZS: T. Sikora, R. Bartczak i Z. Pudełko;
Srebrną: A. Walczak, G. Pawlak, Z. Pietrzyk, S. Ludwikowski, A. Karluk, M. Furkałowski, H. Januszonek, A. Hadam, M. Urbański, Z. Urbański, A. Mrozowicz i B. Osieczko;
Brązową: H. Gatner, M. Dudek, A. Druch, B. Wawrzkiewicz, R. Wojewódka, K. Kulczewski, K. Pawelec, M. Grzywacz i P. Poznański.
Odznaki wręczali przewodniczący Rady Gminy, Z. Pudełko, wiceprzewodniczący "Światowida" M. Szyjka i sekretarz klubu Z. Urbański. Odznaczeni to ludzie, którzy organizowali wiele imprez rekreacyjno-sportowych w naszej gminie, to oni stanowią nasz kapitał sportowej aktywności, o którą tak trudno w dzisiejszej rzeczywistości. Obecnie, w okresie zimowym, będziemy organizować imprezy halowe w piłce nożnej, koszykowej i siatkowej. O szczegółach będziemy informować wszystkich chętnych.
Ze sportowym pozdrowieniem - Zbigniew Pudełko

Błyskawica


Pan Zbigniew Harbuz w monografii z roku 1971 pod tytułem "Z dziejów Ziemi Łobeskiej" podaje: "...... poważną rolę w krzewieniu kultury fizycznej i właściwego odpoczynku po pracy spełniają ogniska krzewienia kultury fizycznej. Jest ich kilka, z czego na Łobez przypada "Błyskawica" jako ogólnomiejskie oraz "Iskra" przy Prezydium Powiatowej Rady Narodowej i "Żagiel" przy Zakładach Przemysłu Ziemniaczanego..."
Ognisko TKKF "Błyskawica" zarejestrowano 08.04.1958. Pierwszym prezesem został Stanisław Przeradzki. Od 1965 roku funkcję tę pełnił oddany społecznik - Adam Ilewicz. Po 12 latach zawieszonej działalności łobeskie ognisko TKKF wraca ponownie do aktywnej działalności.
W dniu 14 listopada 2000 roku z inicjatywy grupy osób promujących kulturę fizyczną i zdrowie wśród społeczeństwa gminy Łobez przeprowadzono walne zebranie TKKF "Błyskawica" Łobez. Uczestnicy zebrania zapoznali się z treścią statutu organizacji wcześniej zatwierdzonego przez Sąd Okręgowy w Szczecinie. Dokonano wyboru nowych władz. W wyniku tajnego głosowania wybrano 7-osobowy Zarząd Ogniska w składzie: Elżbieta Wiśniewska, Tadeusz Szuba, Jerzy Rakocy, Zdzisław Urbański, Kazimierz Mikul, Zbigniew Pudełko i Zdzisław Bogdanowicz. Prezesem Zarządu na 2000 - 2004 został Zbigniew PUDEŁKO. Komisję Rewizyjną stanowi 3-osobowy zespół pod przewodnictwem Tadeusza Sikory.

Reaktywowane Ognisko "Błyskawica" przyjęło do programu swojej działalności wnioski i uchwały zgłoszone na walnym zebraniu, które brzmią:
1. Promocja aktywności ruchowej jako sposobu kulturalnego spędzania wolnego czasu, dbanie o stan zdrowotny i podniesienie poziomu sprawności fizycznej mieszkańców gminy.
2. Ścisła współpraca z istniejącymi na terenie gminy organizacjami sportowymi zwłaszcza przy prowadzeniu festynów, złazów, imprez kulturalno-rekreacyjnych.
3. Dalsza popularyzacja rekreacyjnego biegania w terenie w ramach rocznego cyklu imprez pod nazwą "Grand Prix Łobza".

Z sympatią odnotowujemy tę niezwykle pożyteczną społeczną inicjatywę. Będziemy ją na naszych łamach popularyzować i zachęcać do uczestnictwa w organizowanych przez "Błyskawicę" imprezach. RED.

Człowiek jest tyle wart, ile daje innyma


Motto powyższe towarzyszy na co dzień Honorowym Dawcom Krwi i tym zrzeszonym w HDK Polskiego Czerwonego Krzyża, jak i tym nie zrzeszonym. W roku bieżącym obchodzone jest 55 lecie powstanie Polskiego Czerwonego Krzyża, którego jednym z ważnych zadań jest właśnie organizowanie honorowego krwiodawstwa. Z tego powodu w dniu 18 listopada br. miało miejsce w Domu Kultury uroczyste spotkanie poprzedzające Dni Honorowego Krwiodawstwa, na które przyszli przede wszystkim sami krwiodawcy jak i zaproszeni goście.

Warto przy tej okazji przypomnieć, że znaczny rozwój krwiodawstwa w Polsce przypada na połowę lat sześćdziesiątych, kiedy w licznych zakładach pracy i w wojsku powstają zorganizowane grupy krwiodawców. Na przełomie lat 70 - 80 powstaje wiele klubów HDK i wtedy krwiodawstwo polskie święci największe sukcesy. W Łobzie jego rozwój datuje się na lata siedemdziesiąte. Pierwszy klub HDK powstał tutaj w roku 1974 przy Zarządzie (jeszcze) Powiatowym PCK i liczył 100 dawców. W kolejnych latach powstały oprócz tego kluby w Resku, Radowie Małym, Starogardzie Łobeskim, w PGR Dalno i Zakładzie Naprawczy Mechanizacji Rolnictwa w Łobzie. Te dwa ostatnie kluby włączono później do klubu łobeskiego. Był to żywiołowy ruch obywatelski wynikający ze zrozumienia tego, jak ważną rolę odgrywa dar krwi, ten niezastąpiony niczym uniwersalny i życiodajny lek. Kluby HDK były wspierane przez władze administracyjne, dyrektorów zakładów pracy. Ta przyjazna atmosfera sprzyjała temu, że systematycznie zwiększała się ilość dawców i ilość oddawanej krwi. I tak w roku 1989 oddano 833.900 mililitrów krwi (784 dawców), w 1990 - 835.100 ml, w 1996 - 754.800 ml; rekordowy był rok 1996, kiedy to nasi dawcy (aż 935 osób) z 4 klubów oddali 1.116.450 ml życiodajnego leku.

Niestety w marcu 1999 roku z niepojętych dla nas przyczyn nastąpiła likwidacja punktów krwiodawstwa w Resku i w Łobzie. Tłumaczono to nadmiarem krwi w Polsce, co jest nieprawdą, bo w tej chwili krwi brakuje i zaczyna się jej kosztowny import z krajów zachodnich. Sytuacja ta przyczyniła się do gwałtownego zmniejszenia ilości oddawanej krwi. Na przykład w roku 1999 było już tylko 627 honorowych dawców, którzy oddali tylko 102.100 ml krwi czyli przeszło dziesięciokrotnie mniej niż w roku 1997. W trzech kwartałach br. nasi dawcy oddali 124.350 ml. W ej chwili działają kluby w Łobzie - prezes Roman Miksza, w Resku - prezes Jadwiga Oleszkiewicz, w Radowie Małym - prezes Mieczysław Malatyński i Starogardzie Łobeskim - prezes Władysław Sakwa. Przeciętnie nasi dawcy oddali od 6 - 40 litrów krwi. W tym roku po raz pierwszy zaczęli oddawać krew Bogusław Zienkiewicz, Waldemar Strzałkowski i Ireneusz Marek. Wśród naszych honorowych krwiodawców jest 10 pań. Są to:łucyna Kudaj, Małgorzata Bachan, Elzbieta Modzrejewska, Zofia Kownicka, Beata Fedczak, Krystyna Smoleń, Anna Serwan, Sylwia Maczan, Teresa Setla i Janina Zieniuk. Rekordzistką wśród wszystkich łobeskich dawców jest Lucyna Kudaj, która oddała aż 48.500 ml krwi, także wyróżnia się Małgorzata Bachan - 31.500 ml. Łobescy krwiodawcy oddają nie tylko krew - są także społecznikami. Dobrze ich widać w Łobzie. Chociażby w roku 2000 sadzili drzewa w parku z okazji Dnia Drzew, uczestniczyli w Święcie Radości, w wystawie "Skarby Pomorza", w której dostali maksymalną ilość punktów -100, organizują okręgowe zawody w wędkarstwie spławikowym i masowo w nich uczestniczą. Na co dzień krwiodawcy są ludźmi skromnymi, nie wymagają dla siebie specjalnych przywilejów i ulg, mimo że ich serdeczny dar jest tak nieoceniony. Niestety nie są oni doceniani przez organizatorów polskiej służby zdrowia tak, jak na to zasługują. Dzisiaj bycie krwiodawcą to najczęściej mitręga i poświęcenie. Szkoda, że ich piękny dorobek jest często zaprzepaszczany, a oni sami zniechęcani do ofiarności.

Na wspomnianym spotkaniu w Domu Kultury Zarząd Okręgowy PCK nadał odznakę: Zasłużony Honorowy Dawca Krwi stopnia I - Mariuszowi Kołodziejakowi i Andrzejowi Strzelczykowi, stopnia II Grzegorzowi Kuźniarkiewiczowi i Grzegorzowi Matusce, III stopnia Grzegorzowi Kuźniaqrkiewiczowi, Krzysztofowi Nawrockiemu i Zbigniewowi Nawrockiemu.
Roman Miksza

Konferencja prasowa posła SLD


23 listopada br. odbyła się w Stargardzie kolejna, okresowa konferencja prasowa posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej Stanisława Kopcia, reprezentującego w sejmie RP między innymi województwo zachodnio-pomorskie, w tym także Łobez. Poseł złożył zaproszonym dziennikarzom informację o swojej pracy parlamentarnej za okres od 10.10.1997 do 20.11.2000 roku czyli za trzy ubiegłe lata. Posła St. Kopcia nie trzeba specjalnie rekomendować. Mieliśmy przyjemność skutecznie go wybierać na drugą już kadencję, ale poznaliśmy go także z jego licznych wizyt w Łobzie, jak i skutecznych jego interwencji, jakie podejmował w naszym interesie np. w takich sprawach jak między innymi: umorzenie wielkiego kredytu, jaki zaciągnęła Rada Miejska I kadencji na rozpoczęcie budowy ciepłociągu i gazociągu, obrona powiatu w Łobzie wobec obecnych władz państwowych (główny winowajca - były minister Tomaszewski - protest przeciw tej decyzji podpisali wszyscy posłowie SLD), obrona szpitala w Resku, pomoc w uzyskaniu środków na budowę nowej strażnicy dla naszej jednostki ratowniczo-gaśniczej czy uruchomienie oczyszczalni ścieków, nie mówiąc o ciągłej pomocy dla pomocy dla szkół.

Imponująca jest ruchliwość i pracowitość posła Kopcia, który w tej kadencji przejechał różnymi środkami komunikacji, aby się kontaktować ze swymi wyborcami i poznawać ich problemy - 169 tys. kilometrów. Odwiedził w tym czasie 71 gmin, gdzie pełnił dyżury poselskich (w Łobzie był wielokrotnie) i odbył 125 spotkań z wyborcami w naszym województwie oraz miał 106 otwartych spotkań z młodzieżą w szkołach; wziął udział w 87 posiedzeniach sejmu; miał 65 wystąpień poselskich w debatach sejmowych; zgłosił 47 interpelacji, zapytań i oświadczeń poselskich; jest członkiem sejmowych komisji edukacji i oświaty, komisji kultury fizycznej i komisji rolnictwa (uczestniczył w ponad trzystu posiedzeniach). Pełni też poseł dyżury poselskie w Szczecinie i Stargardzie. W związku z tym często interweniuje w sprawach nękających wyborców - takich interwencji miał 1334. Ponadto wziął udział w kilkuset imprezach i spotkaniach z różnymi grupami społecznymi, zawodowymi, gospodarczymi i politycznymi w województwie i w powiatach (w tym nawet w spotkaniu z rodzicami i dziećmi w łobeskim przedszkolu). Z udziałem posła wykonywanych jest 20 różnych dużych inwestycji przede wszystkim w powiecie stargardzkim takich jak np. budowa 8 sal gimnastycznych, budowa i modernizacja 5 szkół. Z jego inicjatywy Akademia Rolnicza w Szczecinie otwarła w Stargardzie studia inżynierskie z dziedziny ochrony środowiska i powstało Stowarzyszenie Byłych Pracowników PGR.

Pełni też poseł Kopeć szereg ważnych funkcji społecznych, jest np. sekretarzem Rady Oświaty przy wicepremierze - ministrze rolnictwa, wiceprzewodniczącym Rady Głównej LZS-u, prezesem klubu LKS "Zieloni" w Stargardzie, wiceprzewodniczącym zespołu parlamentarnego SLD do spraw rolnictwa, a także w "gabinecie cieni" SLD monitoruje prace obecnego ministra rolnictwa i gospodarki żywnościowej.

W swoich interpelacjach sejmowych (28 interpelacji) poseł poruszał między innymi tak ważne problemy jak: konieczność wzmożenia działań na rzecz walki z cukrzycą (sam cierpi na tę chorobę), zbyt małe środki finansowe przekazywane przez ZUS Zachodniopomorskiej Kasie Chorych, niesłuszne przesunięcie budowy autostrady A - 3 poza rok 2015, niedobór środków na pomoc społeczną i dodatki mieszkaniowe w 2001 roku, budzące niepokój zasady i warunki importu na polski rynek jogurtów Jogobella przez firmę niemiecką, udzieleni większej pomocy samorządom w budowie obiektów sportowych ze środków pochodzących z dopłat do stawek w grach liczbowych, objęcia województwa zachodniopomorskiego specjalnym programem pomocowo-wyrównawczym. Pytał też poseł z trybuny poselskiej (13 zapytań) o to, jak będzie realizowany program aktywizacji wsi i środowiska popegeerowskiego, o przyszłość rybołówstwa polskiego i przyczyny jego pogarszającego się stanu i o to, co w tym względzie załatwiła w Rosji wiceminister J. Berak (chodzi o łowiska na Dalekim Wschodzie, które Polska może utracić), o przyczyny podwyżek akcyzy na paliwo, o to, na jakich zasadach podpisywane są przez wojewodów kontrakty z dyrektorami ZOZ. Jak na jednego człowieka to chyba wystarczy z nawiązką i to jest przyczyna, że Stanisław Kopeć jest posłem już przez drugą kadencję. Uważamy, że wyjątkowo solidnie pełni on rolę naszego reprezentanta w sejmie.

Obecni na wspomnianej konferencji prasowej dziennikarze zadali posłowi wiele pytań, których jednak nie streszczamy, ponieważ dotyczyły problemów wojewódzkich i powiatowych i o tym informowała prasa wojewódzka. Nas interesowała przede wszystkim rewindykacja powiatu w Łobzie. Pytani na ten temat - wicepremier Komołowski i wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Płoskonka - nie wyrazili w tej tak bardzo nas obchodzącej i bolesnej kwestii żadnych wiążących zobowiązań. Czyżby chcieli wymigać się od decyzji dla nas korzystnej, jak to zrobili wcześniej ministrowie Tomaszewski i Stępień i zwalić ten problem na następny rząd? RED.

Odznaczenia i nagrody


Z przyjemnością dowiadujemy się, że z okazji Dnia Nauczyciela w roku bieżącym został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi nauczyciel łobeskiego Zespołu Szkół Zbigniew Borkowski, a Medale Komisji Edukacji Narodowej nadano Ludwikowi Cwynarowi, Lucjanowi Kułakowskiemu, Wincentemu Nowikowi i Wiesławie Wyszyńskiej z tej samej placówki. Wszystkim odznaczonym gratulujemy. Równocześnie miło nam donieść, że między trzynastoma uczniami z powiatu stargardzkiego, którzy dostali stypendia Prezesa Rady Ministrów znalazła się uczennica klasy drugiej łobeskiego Liceum Joanna Potoczek. RED.

Pasje pana Zenona


Jest w Łobzie kilku ludzi, którzy maja szerokie i niekonwencjonalne zainteresowania i piękne pasje, o których mało kto wie, a warto o nich powiedzieć, bo są one sposobem na szare, nieciekawe życie tak wielu osobom, nie tylko w naszym środowisku, doskwierające. Bez wątpienia należy do takich ludzi Zenon Muszyński mieszkający na ulicy Armii Krajowej. Pan Zenon, rocznik 1942, jest łobzianinem od 1946 roku. Wiedziałem od "ludzi", że ma on jakieś niezwykłe zbiory, ale to, co zobaczyłem, wprosiwszy się do jego domu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dosłownie cały jego dom, nawet podest nad schodami na pięterko zastawiony jest półkami pełnymi książek, klaserów, teczek, pieczołowicie opakowanymi rocznikami czasopism, pudełkami, kolekcjami kamieni, osobliwościami, przedmiotami mającymi dla gospodarza określoną wartość. A jest tego tyle, że trudno się na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka w tym wszystkim rozejrzeć. Także mały budynek gospodarczy na podwórku jest po strop załadowany tym wszystkim, co pan Zenon uważa za godne gromadzenia i przechowywania. Nie ma bodaj kogoś drugiego w Łobzie, nie wyłączając nawet samego p. Zbigniewa Harbuza z jego ogromną dokumentacją dotyczącą Łobza, kto mógłby się równać z Zenonem Muszyńskim.

Czego nie ma w jego zbiorach? Zgromadził pan Zenon grubo ponad 1500 tytułów bardzo interesujących, rzadkich tytułów książek z różnych dziedzin, które były kiedyś wydarzeniami wydawniczymi i których bodaj nie ma nasza biblioteka publiczna, a które samemu chciałoby się mieć w domowej bibliotece. Ale pewnie do końca życia by się ich nie przeczytał. Na sięgających sufitu półkach leży także ponad 100 teczek z wycinkami prasowymi dotyczącymi różnych szczegółowych tematów, na przykład notowanych przez prasę słynnych kradzieży, fałszerstw, wywiadów z ludźmi kultury i sztuki, informacji o samochodach, cen aukcyjnych na dzieła sztuki, laureatów nagród Nobla, doktorów honoris causa, spraw organizacyjnych Związku Literatów Polskich. Są liczne klasery ze znaczkami i widokówkami z całego świata. Są teczki z wycinkami o plebiscytach na najlepszych sportowców, ze zdjęciami polityków pojawiającymi się w prasie, z personaliami wybitnych osobistości. W dużych stosach leży kilkadziesiąt różnych roczników czasopism takich jak na przykład "Przekrój", "Agora", "Forum". Samego "Przekroju" udało się naszemu kolekcjonerowi zgromadzić aż 55 kompletnych roczników, bo ceni sobie bardzo to czasopismo. Z częścią roczników innych czasopism musiał się z żalem rozstać, bo zabrakło mu miejsca na inne zbiory. Ma także 12 tysięcy znaczków pocztowych z podobizną angielskiej królowej Elżbiety II w kilku różnych nominałach. Skąd bierze on te wszystkie interesujące go materiały? Dawniej, kiedy powodziło mu się lepiej materialnie (dzisiaj jest emerytem III grupy i ma 409 złotych renty), prenumerował 24 tytuły czasopism i mógł sobie pozwolić na kupno książek, dzisiaj korzysta także z pomocy życzliwych ludzi, którzy użyczają mu różnych czasopism. Jeździł też pan Zenon na różne giełdy skupiające kolekcjonerów. Ma znajomych o pokrewnych zainteresowaniach w całej Polsce. Od nich kupował lub wymieniał z nimi swoje skarby. Teraz trudniej to robić, od 5 lat przestał giełdy odwiedzać. Jaka jest siła kolekcjonerskiej pasji, niech świadczy zdarzenie opowiedziane mi przez p. Zenona. Otóż ma on w swoich zbiorach stary, niekompletny atlas niemiecki sprzed I wojny światowej. Bawiąc swego czasu na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku zauważył taki sam, ale kompletny na jednym ze stoisk. Chciał go mieć, ale równocześnie upatrzył sobie unikalną monetę, która mu się również podobała. Wybrał monetę, ale na atlas nie starczyło mu już pieniędzy. Wrócił do Łobza, zorganizował potrzebną kwotę i ponownie pojechał do Gdańska, ale atlasu już nie było - kupił go inny kolekcjoner!

W tej chwili pasją p. Zenona jest zbieranie kamieni. Wędruje on od Unimia do Przyborza i penetruje wyrobiska żwiru, w których znajduje różne ciekawe formy kamieni, jakie przyniósł na nasze tereny lodowiec i odczytuje na nich ślady świadomej prehistorycznej działalności ludzkiej. Dostrzega w kamieniach pełne ekspresji twarz pradawnych bóstw, ludzi i zwierząt i zajmująco o nich opowiada.
Jest pan Zenon jedną z tych nielicznych osób, dla których istnieją wartości wyższe niż te, które uznaje większość społeczeństwa. Dlatego oglądałem jego zbiory z podziwem i szacunkiem.
W. Bajerowicz

Sereje


P. Zbigniew Harbuz dostarczył nam sprostowanie związane ze zmianami, jakich dopuściliśmy się w jego tekście zamieszczonym w 106 numerze "Łobeziaka". Przepraszamy, żeśmy tych zmian nie uzgodnili wcześniej z sympatycznym p. Zbigniewem i to sprostowanie pilnie zamieszczamy: W tekście moim "Znowu w Wilnie" zamieszczonym w "Łobeziaku" nr 106 dokonano zmiany w pisowni miasta, które podawałem w pisowni polskiej. W materiale podawałem nazwy w brzmieniu polskim, ponieważ są bardziej swojskie i łatwiejsze do zapamiętania
1. W treści dostarczonego materiału nie podałem nazwy jeziora, ale tylko jego położenie "około 3 km za Serejami"
- w "Łobeziaku podano "nad wielkim jeziorem Serijas",
- na mapie litewskiej nazwa jeziora brzmi "Seirijas",
- na mapie polskiej nazwa jeziora brzmi "Seirijas ez."
Na podstawie drogowskazów napotykanych przy trasie wnioskuję, że skrót ez. oznacza znany nam polski skrót jez. oznaczający jezioro.

2. W treści użyłem nazwy miejscowości i w zdaniu podałem fragment "za Serejami".
- w "Łobeziaku" podano "za miasteczkiem Serijaj",
- na mapie litewskiej nazwa miejscowości została oznaczona jako "Sejrijaj",
- na mapie polskiej zaznaczono nazwę jako "Serijaj", a w nawiasie podano polską nazwę "Sereje".

Z tekstu zamieszczonego w "Łobeziaku" wynika, że istnieje miejscowość Sereje, bo taką nazwę wymieniono w punkcie 1 oraz druga miejscowość Serijaj wymieniona w punkcie 5; faktycznie istnieje tylko jedna miejscowość, ale w wyniku zmian w części tekstu stworzono dwie miejscowości.

Dla wyjaśnienia podaję mapy, z których korzystałem:
- mapa litewska "Lietuva" 1:500.000 wydana w Rydze w 1995 roku,
- mapa polska "Litwa, Łotwa, Estonia" 1:750 PPWK 1992.

To był turniej!!!


11 listopada 2000r. w Łobeskim Domu Kultury 87 zawodników z 23 miejscowości (Łobez, Kołobrzeg, Koszalin, Nowogard, Szczecinek, Stargard, Węgorzyno, Dobrzany, Szczecin, Płoty, Dalno, Gryfice, Resko, Suchań, Dobra Nowogardzka, Dobropole, Tucze, Starogard Łobeski, Sławoborze, Bełczna, Grabowo, Karlino, Police) wzięło udział w III Otwartym Turnieju Szachowym zogganizowanym przez "Gminę Pomorską" i MKS "Olimp". Główni sponsorzy to Central-Soya Łobez i Elstar Stargard. Rangi turniejowi dodał udział 14 zawodników z I kategorią szachową, 16 - z II kat., 3 - z III kat. i 3 z IV. Po 9 rundach i kilku godzinach gry wyłoniliśmy zwycięzców. Oto oni:

Dzieci: (nagrody, dyplomy)
1. Martyna ZIENIUK (Łobez),2. Konrad DUMOWSKI (Dobra Nowogardzka), 3. Szymon ULCHURSKI (Suchań).

Kategoria "open": - nagrody to: puchar,dyplom, koperta (z pieniędzmi oczywiście)
1. Józef FERENC (Koszalin). Nagrodę wręczył przedstawiciel Elstaru Jacek Łukaszewicz, 2. Gabriel BIEŃKOWSKI (Łobez) - nagrodę wręczył Wiesław Małyszek przedstawiciel "Gminy Pomorskiej, 3. Roman Czaja (Nowogard).

Kategoria uczniów szkół podstawowych:
1. Kamil ZYCH (Łobez),
2. Sebastian BURDUN (Łobez),
3. Kacper RUTKOWSKI (Łobez),
4. Martyna ZIENIUK (Łobez), 5. Jarosław ŻŁOBICKI (Łobez), 6. Iwona JARUZEL (Łobez) - dyplomy i nagrody.

Kategoria uczniów gimnazjum:
1. Anna TOMCZYK (Stargard), 2. Hubert MISZTELA (Nowogard), 2. Przemysław ULRYCH (Tucze) - nagrody i dyplomy.

Juniorzy:
1. Małgorzata BOJARSKA (Szczecin), 2. Anna TOMCZYK (Stargard), 3. Katarzyna WONIAK (Łobez) - podwójnie nagrody i dyplomy.
Wszyscy zawodnicy otrzymali okolicznościowe dyplomy. Turniej współprzygotowały, przeprowadziły, sędziowały nauczycielki ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Łobzie: Krystyna Sola i Małgorzata Zieniuk. Komputer obsługiwał Paweł Sola.
Krystyna Sola

Z księgi fraszek Andrzeja Andrusza


ZOSIA
Jest pewna Zosia - kwiat kobita...
Niestety dla mnie nie rozkwita.

TOAST II
Wypijmy za błędy, za błędy na górze...
Lepiej nie. Można skończyć jako alkoholik!

SZYBKI
Był taki szybki,
Ze myśli za nim nie nadążały!

MIŁOŚNIK PIĘKNA
Uwielbiał wszystkie piękne kobiety,
Lecz one jego nie...niestety!

DIETA
Przez cały dzionek przestrzega diety...
Dopiero nocą...wcina kotlety!

PUNKT WIDZENIA
Niewarta skórka za wyprawkę...
Zwłaszcza gdy ją ściągają ...z ciebie!

OSTROŻNA
Nie miała babcia kłopotu,
Bo się o niego nie starała...

MARZYCIEL
Marzył o własnych czterech kółkach.
Nareszcie je ma,
Małego synka...
W wózku pcha!

KURA DOMOWA?
Wśród kumpli mówił: kura domowa...
A w domu przed nią pod stół się chował!

Kronika policyjna


Kronika policyjna
- 04.10.2000. Na ulicy Kraszewskiego nieznany sprawca włamał się do mieszkania Waldemara G. i ukradł z niego radio CB, tuner anteny satelitarnej i pieniądze w kwocie 30 zł.
- 05.10. Na ulicy Browarnej w okolicy plebani nieznany złodziej ukradł Elżbiecie J. rower górski Arkus w kolorze czarnym wart. 600 zł.
- W nocy z 7/810, jak wyniknęło później z postępowania policyjnego, nieletni Marcin T. i Arkadiusz B. włamali się na parkingu przy blokach na ul. Komuny Paryskiej do fiata 126p, ukradli go, a następnie porzucili na drodze leśnej w pobliżu ul. Wegorzyńskiej; poszkodowany Władysław M. z Łobza.
- 15.10. O godz. 1`oo w Łobzie na ul. Kościelnej sprawca wybił szybę wystawową w sklepie "Nina", wszedł do jego środka i ukradł torbę i 45 zegarków różnych marek wart. 2135 zł na szkodę Tadeusza Sz.; przy współudziale osób znajdujących się w okolicach sklepu policjanci zatrzymali złodzieja, którym okazał się recydywista Wiktor Sz., który przed paru laty został zatrzymany na włamaniu do tego samego sklepu. Łup odzyskano w całości.
- 12/13.10. W nocy w Łobzie z parkingu osiedlowego przy ul. Ogrodowej sprawca ukradł fiata 126p własn. Ireny M., a następnie porzucił go pod Dobieszewem. Sprawcę ustalono - był to mieszkaniec Dobieszewa, któremu, jak zeznał, nie chciało się iść piechotą do domu.
- 15/16.10. Po wybiciu szyby okiennej w sklepie ABC przy ulicy Niepodległości nie ustalony złodziej dostał się do jego wnętrza i ukradł komputer wart. 2000 zł na szkodę Sławomira M.
- 16/17.10. Nieznany złodziej ukradł rejestracyjne z samochodu żuk zaparkowanego na ogrodzonym terenie za piekarnią na ul. Obrońców Stalingradu na szkodę Zbigniewa W.
- 17/18.10. W Łobzie w biały dzień w godz. 11`oo/13`oo spod klatki schodowej na ul. H. Sawickiej nieznany sprawca ukradł rower górski wart. 500 zł własn. Wiesława P.
- 20/21.10. Do sklepu z materiałami budowlanymi przy ul. Magazynowej po zerwaniu kłódki i wyrwaniu zamka włamali się, jak ustaliła później policja, bracia Radosław i Grzegorz N., ale nic nie ukradli. Przesłuchiwani tłumaczyli się, że nie było co ukraść.
- 21.10. W rejonie kompleksu leśnego Prusinowo - Łobez rozpoznani później sprawcy kradli drewno ładując je na przyczepę bez numerów rejestracyjnych. Zastał ich przy tej czynności przejeżdżający tamtędy nadleśniczy inż. Wiesław Rymszewicz. Złodzieje zaczęli przed nim uciekać ciągnikiem z wyładowaną drewnem przyczepą. Nadleśniczy nie mógł ich na wąskiej drodze leśnej wyprzedzić. Pościg trwał 2 km. W pewnym momencie ciągnik wjechał na pobocze i utknął. Wtedy sprawcy porzucili pojazd i uciekli do lasu.
- 23/24.10. W Łobzie przy ul. Kościelnej nie ustalony złodziej po wybiciu szyby wystawowej włamał się do sklepu "Multiserwis" i ukradł z niego walkmany i odtwarzacze CD wart. 1000 zł na szkodę Tadeusza J.
- 23/24.10. W Łobzie na targowisku przy ul. Segala ustaleni przez policję złodzieje bracia Grzegorz i Radosław N. po odgięciu blaszanych drzwi wejściowych włamali się do kontenera targowego i ukradli z niego odzież i inne przedmioty wart. 760 zł na szkodę Henryka G.
- 30.10. W godz. 11`30 - 15`30 w Łobzie na ul. Słowackiego włamano się do mieszkania jednorodzinnego własn. Jana B. Sprawca podważył zamek patentowy w kuchni, wszedł do wnętrza mieszkania, ukradł różne przedmioty wart. 600zł, wyroby jubilerskie ze złota wart. 2465 zł oraz 2 butelki alkoholu. W wyniku dochodzenia policja ustaliła, że złodziejem był wnuczek właściciela mieszkania Ireneusz B. Łupy odzyskano.
- 01.11. W Łobzie na ul. Kościelnej koło "Kosmosu" trzej mieszkańcy naszego miasta - Radosław R., Krzysztof W. i Wojciech J. pobili Waldemara J. i "naruszyli czynności jego ciała na przeciąg powyżej 7 dni".
Nadkomisarz Wiktor Mazan

Ze starej książki dochodzeń


Kontynuujemy zapisy ze starej książki wydarzeń. Ciągle pełno w nich wydarzeń dramatycznych. Życie w naszym powiecie nadal się nie unormowało, wisi nad nim cień wojny.
· 08.07.1946 rok. Przybył wagon naładowany żytem z Połczyna Zdrój do młyna Społem w Łobezie. Wagon ten wyładowywali robotnicy tegoż młyna. Przy wyładowywaniu był także Stanisław J. robotnik oddziału Społem. Do wagonu przyszedł, jak wynika z zeznań świadków, celem ukradzenia żyta i w porozumieniu z tymi pracownikami wrzucił worek żyta pod wagon. W tym czasie konwojent wagonu zauważył worek, który leżał już pod wagonem i jedynie z jego przyczyny worek ze zbożem nie został skradziony.
· 07.07. Między 24`oo a 1`oo we wsi Jarzenice gm. Orłowo (Orle?) Stanisław Ch. szedł z zabawy z żoną i Bolesławem H. W czasie powrotu do domu spotkali na ulicy Pawła M., który zaczął awanturę ze Stanisławem CH. W czasie szarpaniny Paweł M. przebił nożem Stanisława Ch.
· 06.07. Zaginął 9-letni Józef M. Po 2-dniowych poszukiwaniach został znaleziony o godz.12`oo w lesie obok Alkurtz (?) gm. Czanowo, który został zabity przez rozerwanie się pięści pancernej (panzerfaust - red.). Tu nasz komentarz: panzerfaust była to niemiecka broń bezodrzutowa do rozbijania czołgów, wyrzucała pocisk do przodu, ale płomienista część odrzutu wylatywała także rurą z tyłu. Dlatego broń tę należało trzymać pod pachą lub na ramieniu tak, by nikt nie znajdował się za strzelcem. Sporo ludzi, przede wszystkim dzieci, zginęło po wojnie bawiąc się porzuconymi panzerfaustami i odpalając je z równoczesnym oparciem rury wylotowej o piersi. Odrzut był tak duży, że rozrywał klatkę piersiową. (L.O.)
· 08.07. W nocy zostały skradzione 2 owce i 1 krowa we wsi Czasnowo na szkodę Franciszka M. Rano krowa wróciła z powrotem, owce nie zostały odnalezione. Podejrzany o kradzież jest Józef T.
· W majątku Doberkowo (Dobrkowo?) Antoni L. systematycznie wynosił różne rzeczy z domów poniemieckich. Następnie posiadał nielegalnie karabin i aparat do robienia samogonu.
· 10.07. We wsi Alkurtz (?) gm. Czanowo Antoni P. i Bolesław D. wycięli 63 flance tytoniu w celu przywłaszczenia na szkodę jednego z mieszkańców. Tu też potrzebny jest komentarz: W tamtych czasach było krucho z tytoniem i palacze ratowali się sadząc na swoich działkach tytoń na własny użytek, co było dozwolone pod warunkiem zgłoszenia tego faktu w gminie i nie przekroczenia określonej ilości "flanc". (L.O.)
· 12.07. Na szosie Resko - Płoty został zabity Józef G. lat 38. Wypadek miał miejsce podczas ładowania kloców na wozy. Józef G. przez nieostrożność wszedł pod wóz naładowany klocami nie umocowanymi jeszcze na wozie. Jeden z kloców obsunął się przyciskając Józefa G. do bruku. Pod ciężarem kloca miał złamane kręgi szyjne i pękniętą podstawę czaszki wskutek czego śmierć nastąpiła momentalnie.
· 16.07. W Łobezie przy ulicy prezydenta Bieruta (dzisiaj Niepodległości) Franciszka C. okradła swoich rodziców zabierając 10 tys. złotych, złoty ręczny damski zegarek i wszystką garderobę matki na ogólną sumę 40 tys. zł. Wyjechała prawdopodobnie do Zamościa. Wiek sprawczyni 18 lat.
· 17.07. O godz. 20`oo zostały znalezione zwłoki kobiety przy drodze łączącej Karów (Karwowo?) z Bełcznem. Tożsamości zabitej nie ustalono, gdyż nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów.
· 22.07. We wsi Stargordt Maria K., która podała się jako Kazimiera P. skradła 2 koszule damskie, 1 majtki, 1 pilotkę na szkodę Julii J.
Nadkomisarz Leszek Olizarczyk

Z żałobnej karty


1. Krystyna Piłat 24.06.1954 - 20.10.2000
2. Magdalena Miszczuk 14.05.1910 - 23.10 - " -
3. Helena Dawidejt 02.08.1950 - 24.10 - " -
4. Nadzieżda Ćwikła 13.06.1924 - 24.10 - " -
5. Janusz Pulkowski 25.09.1960 - 25.10 - " -
6. Krystyna Bierka 21.02.1933 - 28.10 - " -
7. Stefan Pasternak 11.09.1934 - 01.11 - " -
8. Andrzej Kamiński 11.11.1945 - 01.11 - " -
9. Jerzy Buksa 10.08.1945 - 03.11 - " -
10. Katarzyna Małecka 31.07.1902 - 05.11 - " -
11. Helena Sowińska 28.02.1921 - 04.11 - " -
12. Alojzy Nowak 17.05.1932 - 06.11 - " -
13. Jadwiga Dymek 20.07.1931 - 08.11 - " -
14. Eugenia Wasiak 09.11.1933 - 14.11 - " - (WB)

Do Łobeziaka można pisać tutaj: