Wrzesień (numer 117)



Spis treści: 
Od redakcji
Z daleka od Łobza
Jak powstaje powiat
Polacy
Aby nauka była skuteczna i przyjemna
Chociaż trochę radości
Dyżury
Tu 'Łobeziak' nr 3974296. Słucham.....?
Piękne balkony i ogródki
Informacja dla przedsiębiorców
Kronika policyjna
Ludzie Łobza
Odyseja łaski
Odznaczenia i awanse w policji
Przełamać bariery
Serce zostawiamy w Łobzie
Grand Prix
W Krochmalni dobrze
Wiadomości wędkarskie
Wzruszająca rocznica w Grabowie
Z księgi fraszek
Znowu śmiech na sali
Ze starej książki
Z żałobnej karty


Od redakcji


Z kilka dni mamy wybory do sejmu i senatu. Ze swej strony uważamy, że warto, a nawet trzeba koniecznie wziąć w nich udział, jeśli chcemy chociaż raz na cztery lata zadecydować o tym, jak ma wyglądać nasz kraj, nasz Łobez i nasze prywatne życie. Kartka wyborcza daje nam tę możliwość i to prawo, żeby cwaniaków i niedołęgów, którzy się nie sprawdzili i źle w naszym imieniu rządzili Polską pozbawić władzy.

A czas już największy, żeby z tego prawa skorzystać. Prawdę mówiąc, to już nawet o wiele z późno, że te wybory odbywają się teraz, kiedy nasze państwo znalazło się na krawędzi katastrofy gospodarczej i społecznej spowodowanej przez tych, co w swoim zadufaniu doprowadzili do niej, a potem, wiedząc już, że się wszystko wali do ostatniej chwili okłamywali ludzi i kurczowo trzymali się władzy. Czy można było wcześniej zapobiec tragedii, jaka z tego powodu nas, zwykłych ludzi, czeka. Zapewne tak. Już wtedy, kiedy Unia Wolności "wyszła" z obecnego rządu, wiadome było, że coś się psuje w państwie, za co Unia nie chciała niby odpowiadać. To wówczas trzeba było wspólnie z opozycją skasować obecny rząd. Ale nie! Nie zdobyli się na to jego byli koalicjanci. Twardo do ostatniej chwili niby byli przeciw, ale naprawdę za i wspólnie z nim forsowali coraz to bardziej pogrążające kraj decyzje i reformy, załatwiając przy okazji dla siebie i swoich ludzi do końca czyli do dzisiaj swoje prywatne interesy, mnożąc fikcyjne urzędy i stanowiska. To jest przerażające i naszym zdaniem przekreśla ich moralne kwalifikacje do rządzenia nami i państwem, bo o ich fachowości, niedołęstwie ale równocześnie pazerności trudno w ogóle bez poczucia rozpaczy mówić.

Zwróćcie, nasi Czytelnicy, uwagę na to, że już tracąc grunt pod nogami nasi rządzący nie tracą tupetu i wyjątkowej bezczelności, wręcz perfidii. Oto kiedy wyszło na jaw, że w budżecie zabraknie 90 miliardów złotych, oni zwracają się do opozycji, żeby ta poczuła się odpowiedzialna za losy państwa i wzięła udział w jego ratowaniu i przygotowaniu budżetu na rok 2001. A to z tego powodu przede wszystkim, że przecież jeśli wygra, to będzie musiała rządzić tym, co łaskawie dostanie od AWS-u. Inaczej mówiąc - odziedziczy bagno i sama będzie się będzie musiała z niego wygrzebywać za jego łaskawym przyzwoleniem. Przez całe ostatnie cztery lata ostrzeżenia ze strony opozycji pozostawały bez echa, wyśmiewano ją, traktowaną jako zgraję postkomuchów, sabotażystów sypiących piasek w podobno sprawnie obracające się tryby cudownie działającej "słusznej" na dodatek machiny państwowej. Teraz namawia się ją, żeby uczestniczyła w odpowiedzialności za klęskę, żeby w tej klęsce uczestniczyła.

To już nie jest bezczelność, to jest jakaś niepojęta jaśniepańska logika, cichy wyraz pogardy dla tych naiwnych frajerów z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, cyniczna chęć wykręcenia się od odpowiedzialności i zwalenia jej na następców. To jest złośliwy żart, którego tragiczne skutki zaczniemy już wkrótce odczuwać. Jeśli to prawda, że zabraknie w tegorocznym budżecie tych 90 miliardów złotych, to tych zaległości przyszły rząd nie spłaci. Nikt nie spłaci, ale społeczeństwo będzie musiało spłacić latami wyrzeczeń. Takiej sumy nawet najbardziej kompetentny cudotwórca nie potrafi obiecać, bo nie miałby takiej odwagi, żeby ją sobie wyobrazić. Oto jaki spadek dostanie lewica, jeśli wygra wybory. Oto co narobili cudotwórcy z AWS-u i ich sojusznicy. Bez przerażenia nie można o tym myśleć. Co z tego wyniknie? Jedno jest pewne i do tego trzeba się przyzwyczaić, a z czego wielu Polaków jeszcze chyba nie zdaje sobie sprawy, że wisi nad nami nieszczęście, przy którym tegoroczna straszna lipcowa powódź kosztująca kraj i ludzi 2 miliardy złotych, to wydarzenie niemal nie do zauważenia. A przecież ktoś będzie musiał ponieść koszty tej bodaj największej afery gospodarczej w naszych dziejach, przy której drobnymi przekrętami są ostatnio ujawniane właściwie codziennie, idące przecież także w setki milionów złotych nadużycia różnych rządowych wspólników czyli "swoich" ludzi. A zapłacą za to wszystko ponad wszelką wątpliwość najsrożej zwykli szarzy obywatele, budżetowcy, emeryci, renciści, mali sklepikarze, drobni przedsiębiorcy, służba zdrowia, oświata i nauczyciele, nauka i kultura polska. Na nich spadną skutki tego niedołęstwa, bo ich najłatwiej skontrolować, bo ich listy płac są gotowe, bo im najłatwiej zajrzeć do kieszeni. Wystarczy ruch rządowym długopisem i masz, szary człowieku, o tych ileś tam kilkadziesiąt czy kilkaset złotych mniej na pierwszego. Oni zapłacą za "błędy na górze" nie tylko finansowo ze swoich chudych portfeli, ale także niepewnością codziennego bytu, dalszą utratą miejsc pracy, bezrobociem, które, jak nam się obiecuje, zwiększy się o dalszych kilka procent, brakiem perspektyw dla siebie i dla swoich dzieci.

Najmniej zapłacą ci, co ten bałagan spowodowali. Dawno zresztą zdążyli oni sobie przygotować bezpieczne i dobrze płatne lądowanie na różnych lukratywnych stanowiskach, skąd ich będzie trudno i kosztownie wykurzyć. Krzywda im się nie stanie. Słyszymy oto o kolejnych miliardowych przekrętach w PKP, w przemyśle miedziowym. Kto zgadnie, ile to pieniędzy poza tymi z FOZZ-u wyciekło do zagranicznych banków? Część z tych ludzi zresztą już zawczasu, przewidując, co się święci, "uciekła do przodu" przesiadając się na platformę obywatelską i miesza teraz z błotem swoich dawnych kolegów, druga część rychło w czas zaczęła się domagać prawa i sprawiedliwości i wietrzy spiski, których technikę pierwsza zastosowała. A przecież i na nich ciąży część winy za to, co się porobiło, przecież te lisy-chytruski są z tej samej rodziny. Idąc do wyborów warto sobie przypomnieć tych ludzi, ich życiorysy, kilkakrotne nieraz zmienianie przez nich "barw klubowych" w zależności od koniunktury. Nie tylko wśród szczecińskich "rolniczych" senatorów mamy takich przebierańców, po Łobzie chodzą też tacy figlarze, którzy należą już do czwartej z kolei partii.

Smutne i deprawujące jest to, że praktycznie ci, którzy spowodowali obecne kłopoty Polski, nie poniosą za ich spowodowanie żadnej materialnej odpowiedzialności i kary. Finansowo mają się dobrze, zadbali o bowiem o to wcześniej, żeby się odpowiednio zabezpieczyć. Wstrętne jest też to, że podrzucili oni na dodatek bez skrupułów wielką świnię lewicy, która będzie musiała, jeśli wygra wybory, posprzątać kraj i poprawić to, co tamci spartaczyli. Jakże obłudnie bronią się oni teraz twierdząc, że tylko oni mieli odwagę wprowadzić swoje cztery reformy, których kosztami i skutkami dławi się teraz całe społeczeństwo, bo tak są one spartaczone. Dlatego na wybory trzeba pójść, bo dają one jedyną możliwość politycznego ukarania sprawców naszych kłopotów poprzez skreślenie ich nazwisk na kartkach wyborczych; warto na nie pójść i poprzeć kandydatów Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy, których program wyborczy nie obiecuje wprawdzie od zaraz cudów, jakie obiecywał cztery lata temu obecny skompromitowany rząd, ale daje gwarancję (co udowodnił SLD rządząc w latach 1993 - 97), że kraj i my nie będziemy się cofać, przeżywając przez kolejne lata, jak to się z wisielczym humorem dzisiaj mówi, "ujemny rozwój". Hasło wyborcze lewicy brzmi PRZYWRÓĆMY NORMALNOŚĆ - WYGRAJMY PRZYSZŁOŚĆ. Bo doszło do tego, że warunkiem poprawienia czegokolwiek w Polsce jest powrót do normalności, której tak dramatycznie zabrakło w naszym kraju w ostatnich czterech latach. Dlatego właśnie warto dać lewicy kredyt zaufania.
Redakcja

Z daleka od Łobza


Z daleka od Łobza. Gorączka.

Mija kolejne lato, którego tradycyjnie już jest mi żal, bowiem znów nie zdążyłem go posmakować. Lato to pora roku, którą najlepiej znoszę, i fizycznie i psychicznie. Czuję się wtedy po prostu dobrze, co nie jest bez znaczenia, gdy przekroczyło się kolejną "smugę cienia". Czasami odnoszę jednak wrażenie, że wiele osób, zwłaszcza tzw. "publicznych", raczej nie najlepiej znosi upały. A upalnych dni latoś było wiele. Być może to usprawiedliwia tak wiele dramatycznych wydarzeń, kontrowersyjnych wypowiedzi, ale także przykładów kabotyństwa i chyba zwyczajnej głupoty. Mój ulubiony bohater literacki - dobry wojak Szwejk mawiał: "Nie każdy może być mądry. Ci głupcy muszą stanowić wyjątek, bo gdyby każdy był mądry, to na świecie byłoby tyle mądrości, że z tego wszystkiego co drugi człowiek kompletnie by zgłupiał".

Tenże Szwejk zauważył też, że "Chwała poselska przeminie, mandat zniknie, ale pieniądze zostaną". Otóż jednym z wielce podniecających tematów tego lata były " pieniądze poselskie" . Zaczęło się oczywiście od kwestii jawności dochodów polityków , a skończyło na rozważaniach, czy lepszy jest "wybraniec narodu" biedny, czy bogaty. W przeróżnych dywagacjach i spektaklach, nie pozbawionych jakiegoś ekshibicjonizmu, a poświęconych "bogactwu i ubóstwu", jakoś mało kto podnosił kwestię "mądrości i uczciwości". Być może założono, że mądry to tyle co bogaty, a biedny to pewnie uczciwy (a może jeszcze inaczej). Aczkolwiek jeszcze się nie zdecydowałem, to raczej nie będę głosować na tych, którzy ledwie wiążą koniec z końcem, nie mogąc odłożyć grosza na "czarną godzinę" z, niemałej przecież, poselskiej diety. W każdym razie nikomu nie zazdroszczę, także politykom, pod warunkiem, że w zadowalającym stopniu spełniać będą wcześniejsze obietnice (np. "wypowiemy walkę patologiom naszego życia gospodarczego. (...) Musimy uczynić z Polski państwo uczciwe i sprawne, to nasze zadanie. (...) Szliśmy po władzę dla ludzi, po to, by ją ludziom oddać - 10.11.1997; cztery lata później: "Nie gadaliśmy, co robimy, tylko robiliśmy. Mówmy o tym, co nam się udało - to nasze dobre prawo.").

W dniu - dawno minionych - mych imienin w TV jakaż miła niespodzianka: benefis Zygmunta Kałużyńskiego. Pan Zyzio, któremu już 80-tka stuknęła, bardzo elegancki (smoking) i w niezmiennie znakomitej formie. Prowadzący spotkanie K. Jasiński zadbał, by były filmowe skojarzenia, piękne kobiety (G. Szapołowska !), przyjaciele i wielbiciele. Do nich zaliczam się "od zawsze", bowiem na tekstach Kałużyńskiego po prostu się wychowałem. Czytam je z niezmienną przyjemnością i intelektualną satysfakcją od 40 lat, odnajdując w nich bardzo odpowiadające mi spojrzenie na wiele zjawisk wybiegających znacznie poza krąg sztuki (Kałużyński jest zapewne najoryginalniejszym i najbardziej niezależnym krytykiem filmowym). Pod koniec lat 60 miałem wielką przyjemność poznać Z. Kałużyńskiego jako człowieka życzliwego i sympatycznego, o niepospolitej osobowości. A w swym księgozbiorze posiadam wszystkie jego książki (kilka z miłą dedykacją autora), w tym znakomitą ostatnio wydaną pt. "Wampir salonowiec" ("Salonowiec", bo stara się być wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. "Wampir", bo szuka "pokarmów" oraz ocenia je bez litości i pozwala sobie zaprosić Czytelnika do skosztowania napitku.). Od p. Bogdana Idzikowskiego otrzymałem bardzo miły i wartościowy prezent. Jest to, sygnowany przez Żebraczą Inicjatywę Wydawniczą "ŁABUZ", CD-ROM przedstawiający "Łobez na starej fotografii". Zawiera wiele mało znanych nastrojowych czarno-białych zdjęć Łobza, jakiego już dawno nie ma, zestawionych z dzisiejszymi kolorowymi. Jestem za to wdzięczny autorom, gdyż brakowało mi czegoś takiego. Gorąco wszystkim Łobeziakom polecam ! A wracając do letniej gorączki, to warto przytoczyć lansowane przez S. Tyma hasło (na łamach "Rzeczpospolitej"): "Nie opalaj się bezmyślnie. Opalaj się myśląc o Polsce!".
Piotr Sienkiewicz

Jak powstaje powiat


"Łobeziak": Jak powstaje powiat, co robi w tej chwili pełnomocnik rządu do spraw związanych z organizacją powiatu łobeskiego? - Z tym pytaniem zwracam się do dyrektora gimnazjum łobeskiego Antoniego Gutkowskiego, który, jak wiadomo, został na to stanowisko wyznaczony zgodną decyzją przez wójta Radowa Małego i burmistrzów Łobza, Węgorzyna, Reska i Dobrej Nowogardzkiej czyli tych wszystkich gmin, które mają wejść do tworzonego powiatu łobeskiego, który od stycznia roku 2002 powstanie jako nowa jednostka administracyjna.

· A. Gutkowski. W tej chwili prowadzę starania związane z przygotowaniem siedziby dla przyszłego urzędu powiatowego. W najbliższych dniach wójt i burmistrzowie podejmą decyzję, gdzie ta siedziba ma być. Rozpatrywane są dwie lokalizacje budynku dla urzędu - jedna na placu Spółdzielców w byłej filii szkoły podstawowej, która jest własnością gminy, druga na drugim piętrze banku PBKO na ul. Kościuszki, które trzeba by dzierżawić. Zadecyduje analiza kosztów adaptacji każdej z tych siedzib. Wydaje się jednak, że pozostaniemy przy placu Spółdzielców. Zmieści się tam około 50 miejsc dla urzędników, bo takie będzie zatrudnienie w przyszłym urzędzie powiatowym. Na razie nie staram się o przygotowanie odpowiedniej dokumentacji, która będzie zrobiona po podjęciu wspomnianej decyzji.

"Łob". Kto sfinansuje przebudowę filii szkoły, jeśli ta zostanie siedzibą powiatu? Ile taka adaptacja będzie kosztować? Jak będą wyglądać finanse przyszłego powiatu?

· A. G. Ponieważ już wkrótce decyzja będzie podjęta i nie będzie jeszcze władz powiatowych, które zostaną wybrane dopiero w czerwcu przyszłego roku, dlatego, żeby nie tracić czasu, Zarząd zwrócił się do Rady Miejskiej o zgodę na zaciągnięcie przez niego kredytu w wysokości 900 tys. zł w banku i Rada taką zgodę jednogłośnie wyraziła. Suma ta powinna wystarczyć na przebudowę filii dla potrzeb powiatu. Uważam, że prace adaptacyjne nie muszą być duże. Po powstaniu powiatu wyłożone przez gminę pieniądze zostaną gminie przez niego zrefundowane. Sam przyszły powiat będzie finansowany tak, jak inne, istniejące w tej chwili powiaty. Do października bieżącego roku muszę przygotować budżet naszej nowej jednostki.

"Łob." Naszych mieszkańców bardzo interesuje, w jaki sposób powstanie i jak będzie powołana nowa powiatowa administracja, bo przecież musi ona zaistnieć już od pierwszego stycznia.

· A. Gut. Administracja będzie powoływana przez kolegium składające się z wójta z Radowa i burmistrzów miast wchodzących w skład powiatu. Dyrektorzy poszczególnych wydziałów powołani zostaną w wyniku konkursów. Pozostałych urzędników będę zatrudniał ja. Oczywiście nie dotyczy to służb i instytucji powiatotwórczych już istniejących jak np. policja, straż pożarna czy sanepid, bo te wprawdzie też ulegną reorganizacji i powiększą swój zakres działania, ale będzie ona zależała od władz wojewódzkich. Powstaną z pewnością na tej samej zasadzie nowe instytucje, takie jak np. powiatowe centrum pomocy rodzinie czy powiatowy zarząd dróg. Zatrudnienie w tych jednostkach też się chyba powiększy.

"Łob." W związku z tym możemy w Łobzie liczyć na co najmniej na kilkadziesiąt nowych miejsc pracy?

· A. Gut. Tak, ale trzeba stonować te nadzieje. Tych 50 - 60 ludzi będzie obsługiwało cały powiat. W związku z tym muszą być przy naborze przyszłej administracji wzięte pod uwagę interesy i ambicje każdej z gmin wchodzących w skład tego powiatu. Trzeba się liczyć z żądaniami ościennych gmin. Kolegium, tak je nazwijmy, powiatowe, podjęło decyzję, że zatrudnianie urzędzie powiatowym odbędzie się na zasadzie proporcjonalności. Weźmie się po prostu pod uwagę liczbę ludności zamieszkującej każdą gminę i w zależności od tego każda z nich dostanie odpowiednią ilość miejsc w administracji powiatowej. Niestety nie dostanie Łobez urzędu skarbowego, na który tak bardzo liczyliśmy, a którego siedziba nadal będzie w Stargardzie. Kierownicy tej instytucji tłumaczą to brakiem pieniędzy na ten cel. Trudno być z tego zadowolonym, bo w ten sposób liczni nasi mieszkańcy nadal będą narażeni na mitręgę związaną z dojazdami do Stargardu.

"Łob." To znaczy, że duża, większa część przyszłych urzędników będzie musiała dojeżdżać od Łobza?

· A. Gut. Tak. Wprawdzie oczekiwania na zatrudnienie w urzędzie powiatowym są w naszym mieście duże, o czym świadczy bardzo duża ilość napływających podań o pracę w nim, to jednak interesy ludzi z innych gmin muszą być brane pod uwagę.

"Łob." Jak rozwiązana zostanie ciągnąca się od lat sprawa szpitala w Resku, który ma dla przyszłego powiatu duże znaczenie i który był jednym z argumentów na rzecz jego zaistnienia? Co z jego rosnącym zadłużeniem?

· A. Gut. Szpitalem na razie zajmuje się ZOZ łobeski. Bawiący swego czasu w Łobzie marszałek sejmiku wojewódzkiego Faliński obiecał "zdjąć" ze szpitala jego obecne zadłużenie i dać na ten cel pieniądze ze swojego budżetu. Jednak, kiedy się to stanie, dyrektor szpitala w Resku i jego ludzie w ZOZ-ie muszą sobie uzmysłowić trudną prawdę, że od chwili spodziewanego oddłużenia szpitala będą sobie tak musieli zorganizować pracę, żeby nie robić nowych długów.

"Łob." Czy dla zaistnienia powiatu w Łobzie mogą być groźne protesty części mieszkańców Reska, żądających pozostawienia ich w powiecie gryfickim?

· Nie widzę podstaw do dyskusji na ten temat. Decyzje rządowe w sprawie utworzenia powiatu łobeskiego zapadły. Wojewoda uchylił uchwałę Rady Miejskiej Reska, w której ta sprzeciwia się przyłączeniu do Łobza. Warto by było, żeby protestująca część mieszkańców Reska zdała sobie na przykład sprawę z tego, że upieranie się przy powiecie gryfickim to utrat 80 miejsc pracy w szpitalu, w którego utrzymaniu Gryfice nie są zainteresowane.

"Łob." Jakie będą, poza zaspokojeniem słusznych powiatowych ambicji naszych mieszkańców, materialne korzyści z odzyskania powiatu?

· A. Gut. Na pewno będzie w powiecie łatwiej o inwestycje, bo wzrośnie ranga miasta. Budżet będzie wprawdzie ubogi, ale pieniądze z subwencji państwowych będą pozostawały w powiecie i w gminach i będą łatwiejsze do sprawiedliwego policzenia, skontrolowania i podzielenia niż to było do tej pory, kiedy Łobez nie miał samodzielności. Myślę, że tych pieniędzy będzie jednak więcej niż do tej chwil. Ludzie będą mieli bliżej do urzędu. Powinien się poprawić stan naszych dróg.
"Łob." Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał W. Bajerowicz

Polacy


Czy szaber, chciwość, plądrowanie są to nasze cechy narodowe, czy też może wynik okoliczności, w jakich się nasze społeczeństwo raz po raz znajduję, okoliczności, które tym zjawiskom sprzyjają? Takie oto pytanie naszło Dziadka, kiedy wysłuchał wstrząsającej radiowej wypowiedzi nieznanej kobiety z zalanej w czasie ostatniej powodzi wsi sandomierskiej. Kobieta ta mówiła o tym, czego nie potrafią oddać najdramatyczniejsze nawet reporterskie opisy czy telewizyjne obrazy-migawki, mówiła o swoim jednostkowym losie urastającym w jej ustach do literackiej tragicznej uogólniającej przenośni.

Pracuje - mówiła ona - za 600 zł miesięcznie i do pracy dojeżdża 30 kilometrów, jej mąż jest od dwóch lat bezrobotnym bez prawa do zasiłku. Mają dwoje dzieci, na które dostają 75 złotych rodzinnego miesięcznie. Woda i błoto zalały im do metra i pół dom. Nie zdążyli wnieść na strych, poza życiem, podręcznymi rzeczami i odzieżą, mebli i lodówki. Te meble to meblościanki, które sobie kupili kiedyś z okazji ślubu; od wody, w której stały one kilka dni, zupełnie się rozlazły. Piękne lakierowane parkietowe podłogi, pamiątka lepszych czasów (tylko w kapciach się po nich chodziło) spuchły, wypiętrzyły się, wypaczyły i już ich nie można ułożyć powtórnie, chyba na opał dać. Tynk ze ścian trzeba zbijać, bo odłazi. Nie, kredytów nie wezmą. Nigdy by ich nie spłacili, nawet gdyby były bez procentów. Trzydzieści lat trwało, zanim doszli do tego, co mieli, teraz już życia nie starczy i czasy idą coraz gorsze, żeby o czymś lepszym pomyśleć. Nie ma nadziei.

Jak przyszła woda, to zostali na strychu, bo żal było resztek dobytku. Złodzieje jeździli łódkami i kradli z opuszczonych domów, co się jeszcze dało. Wiedzą, że w gminie dają pomoc z tych darów, co przychodzą z całej Polski, ale oni mają daleko do gminy. Pierwsi są ci, co mają bliżej. Kolejki są duże, trudno się dopchać. Oni nie mają czasu w nich stać. Muszą suszyć to, co się jeszcze do użytku nadaje, wylewać wodę z piwnicy, usuwać błoto z domu i podwórka, bo straż jeszcze do nich nie może dojechać. W tych kolejkach to ręce po dary wyciągają ci, co tak naprawdę mało ucierpieli albo wcale nie zostali zalani i teraz mają dużo czasu i bezczelności, żeby się pchać przed tymi, co są najbardziej poszkodowani. Skąd my to znamy? Być może zrozpaczona kobieta z sandomierskiej wsi trochę przesadziła, pewnie to złodziejstwo było sporadyczne. W końcu pewnie miejscowe władze opanowały sytuację i sprawiedliwie zaczęły wspomagać powodzian. Może. Pewnie już się tak stało. A jednak takich zawstydzających przykładów nasza polska rzeczywistość dostarcza nam raz po raz tak, jakby zostały one w genach naszych przodków i ciągle się ujawniały na nowo. Co tam daleko szukać. Przecież jeszcze niedawno, w stanie wojennym, kiedy szła do Polski pomoc zagraniczna, bywało, że nie zawsze sięgali po nią i dostawali ją najbardziej potrzebujący tylko ci, co energiczniej się pchali, co mieli mniej skrupułów w udowadnianiu swej często rzekomej biedy. W Resku okradziono na przykład samochód, którym zagraniczni ofiarodawcy przywieźli wtedy transport lekarstw. Było przecież kilka procesów takich złodziei na dużą skalę, ale kto tam wie, ile zachachmęcili i wynieśli za pazuchą drobni cwaniacy znajdujący się bliżej koryta? Cofając się w przeszłość raz po raz natrafiamy na przykłady znacznie większej chciwości i szabru, których polska rzeczywistość dostarcza nam o wiele za wiele i które wciąż od nowa rujnują majątek narodowy. Bo czymże jest niedawne roztrwonienie i rozszarpanie majątku byłych pegeerów, po których zostały już tylko fundamenty. A co powiedzieć o wielkim szabrze (słowo to wtedy właśnie się pojawiło), w wyniku którego splądrowane zostały po ostatniej wojnie tak zwane ziemie odzyskane nie przez obcych, nie przez jakichś Hunów, ale przez swoich i trzeba je było nie tylko zasiedlać, ale odbudowywać od podstaw wielkim wysiłkiem miejscową infrastrukturę. A były one przecież częścią kwitnącej tu wcześniej cywilizacji znacznie górującej nad naszą rodzimą. Wstyd doprawdy się do tego przyznawać, ale lektura zamieszczanych w "Łobeziaku" fragmentów starej policyjnej książki wydarzeń potwierdza tamte zdarzenia, dziejące się tu, w Łobzie i okolicach. Oto facet spiłowuje słup telegraficzny, żeby napalić w piecu, oto kradnie się skórzane pasy transmisyjne, żeby nimi podzelować buty, unieruchamiając w ten sposób zakłady produkcyjne, oto demoluje się i rozwala na niemieckich cmentarzach grobowce i groby, żeby się dobrać do szkieletów i powyrywać im złote zęby. Zaś Dziadkowi w pamięci utkwił z tamtych czasów wcale nie pojedynczy obrazek, który widział na własne oczy - ludzie, którzy nie mogli się dostać do jabłek na wysokim drzewie, zrąbali je! A gdzie jest gehenna Mazurów i Ślązaków, którzy na Polskę czekali po kilkaset lat, nie dając się zgermanizować, a których nasza hołota poniewierała i rabowała, traktując ich jako Niemców, co spowodowało, że uciekli z naszego kraju razem z tymi Niemcami, a ci, którzy pozostali, nie uważają się dzisiaj za Polaków?

Po co to wszystko wspominać, czy nie lepiej zaciągnąć nad tym zasłonę niepamięci i żyć w przekonaniu, że jesteśmy wybranym narodem, który pójdzie do nieba jak jeden mąż, bo cierpiał za miliony, bo taki jest szlachetny i będzie jeszcze lepszy? Przepojony goryczą głos kobiety z zatopionej wsi sandomierskiej przypomniał Dziadkowi, że na szczęście jakaś tam sprawiedliwość istnieje, bo w czyśćcu i w piekle będzie można jednak spotkać sporo rodaków, miejmy nadzieję nie tylko tych pospolitych drobnych rzezimieszków na łódkach, ale przede wszystkim tych wielkich, co dzisiaj na naszych oczach z zimną krwią łupią bez skrupułów i na ogół bezkarnie swoje i nasze państwo.
Dziadek

Z ostatniej chwili: W czasie pobytu dzieci z łobeskiej kolonii dla powodzian w Brzeźniaku, goszczonych przez p. Saków w ich gospodarstwie agroturystycznym, trzej złodzieje z Jankowa Pomorskiego wcześniej karani za włamania i kradzieże wybili okno w autobusie, który te dzieci przywiózł i ukradli im z niego 19 plecaków, w których były podarunki od życzliwych ludzi. Całe szczęście, że policja ujęła sprawców i odzyskała plecaki. Zanim to nastąpiło - żal był straszny. RED.

Aby nauka była skuteczna i przyjemna


Każda mama i każdy tata chcieliby być dumni z postępów w nauce swojego dziecka. Wszyscy uczniowie natomiast chcieliby uczyć się z przyjemnością, skutecznie i zbytnio się nie męcząc. Jedyną na to radą jest przestrzeganie zasad higieny nauki i pracy, których stosowanie zalecają psycholodzy i pedagodzy, bo ułatwiają one dzieciom i młodzieży, ale także i dorosłym uczenie się. Oto kilka podstawowych reguł, których należy przestrzegać, aby ułatwić sobie trudną pracę, jaką jest niewątpliwie proces uczenia się. Najważniejsze z nich to:
· systematyczne uczenie się po południu (po zajęciach lekcyjnych);
· odrabianie zadań powinno odbywać się (w miarę możliwości) zawsze w tych samych godzinach przez sześć dni w tygodniu, a niedziela powinna być wolna od trudniejszych zajęć umysłowych;
· prace domowe należy zaczynać od tego, co jest najtrudniejsze, a kończyć na tym, co jest łatwe i nie wymaga dużego wysiłku umysłowego;
· na stolik czy biurko ucznia powinno padać łagodne światło dzienne, miejsce pracy musi być również wyposażone w lampę, która powinna stać z lewej strony (u praworękich na odwrót); czytając tekst należy trzymać tekst (książkę, zeszyt) w odległości około 40 cm od oczu;
· pomieszczenia, w których odbywa się nauka powinny być wywietrzane;
· kwadrans gimnastyki lub spaceru po każdej godzinie pracy doskonale odpręża i odświeża umysł;
· niektóre programy telewizyjne mogą być bardzo cenne i warto je oglądać; należy jednak pamiętać o tym, aby były starannie dobierane i nie pożerały nam czasu przeznaczonego na naukę;
· po wypełnieniu swojego podstawowego obowiązku jakim jest nauka, nie można zapominać o zabawie i rozrywkach; to cudowne uczucie, kiedy można oddać się swoim ulubionym zajęciom bez wyrzutów sumienia. Zabawa i rozrywka są ważnymi elementami higieny umysłowej.
· sen jest podstawową potrzebą człowieka; odpowiednia ilość snu w znaczący sposób poprawia kondycję umysłową. Rok szkolny 2001/2002 już się rozpoczął. Aby nauka była skuteczna i przyjemna, proponuję w miarę możliwości przestrzeganie podstawowych zasad higieny pracy umysłowej. A rodziców namawiam, żeby starali się swoim pociechom stworzyć przyjazne warunki do uczenia się. Trzeba dążyć do tego, aby wspomniane wyżej zasady stały się nawykiem, a wtedy na pozytywne efekty nie trzeba będzie długo czekać. Powodzenia!
Barbara Pelczar - SP nr 2 w Łobzie

Od kilku numerów nawiązują z nami życzliwą współpracę nauczyciele, pedagodzy i psycholodzy z łobeskich szkół, dzieląc się z czytelnikami swoimi doświadczeniami i radami, których w trudnym i odpowiedzialnym procesie wychowania nigdy nie jest za dużo. Bardzo cenimy sobie te kontakty. RED.

Chociaż trochę radości


Wprawdzie słoneczne, wakacyjne dni już się, niestety, skończyły, to jednak, tak myślę, zostało po nich dzieciom trochę radosnych wspomnień, jak w piosence, którą witały one wakacje:
"Już wakacje się zaczęły,
Troski szkolne popłynęły -
Słońce, woda i przygoda,
Tego stracić będzie szkoda."
Większość dzieci spędzała je w domu z wielu powodów, głównie z braku pieniędzy na dalsze wycieczki, kolonie i obozy. Wspominano o tym w poprzednim numerze "Łobeziaka". Jednak dzięki dobrej woli Zarządu Miasta i Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych spora grupa dzieci (178) skorzystała z czynnego i zorganizowanego wypoczynku w czasie wakacji. Do współpracy włączyli się - policja, LOK, ŁDK, pielęgniarki i pedagog. Wzorem ubiegłego roku powstał program, który spodobał się rodzicom i dzieciom. Przypomnę: od 16.07 - 18.08 organizowane były zabawy, konkursy i wycieczki w okolicy Łobza oraz festyny rodzinne na terenie gminy. Początkowo grupę ponad 80 dzieci połączyły wspólne konkursy i zabawy na stadionie miejskim, wycieczki do lasu, zabawy podwórkowe na Osiedlach H. Sawickiej i E. Orzeszkowej oraz wycieczka "do strusia". Każda wycieczka rozpoczynała się zbiórką przy fontannie. Śpiewniki przygotowane przez p. W. Sikorską pozwoliły nam na gromki śpiew. Otuchy do śpiewu dodawały nam przyjazne uśmiechy przechodniów. Przeżyliśmy miłe spotkanie z redaktorem radia ze Szczecina. Gdy wyruszaliśmy do strusi, pan z mikrofonem zapytał nas, co to za wesoła grupa. Wywiadu udzieliliśmy mu na miejscu, w zagrodzie p. Szabuni. Atrakcji było zachwycająco wiele: zakuwanie w dyby, przelot pterodaktylem, przejście przez grób dinozaura, wejście do paszczy King-Konga, suchy rejs statkiem pirackim. Była to bardzo pożyteczna i kształcąca wyprawa, dzieci przeżyły wiele wrażeń, które zostały uwiecznione na fotografiach znajdujących się w naszej kronice pt. "Wakacyjna frajda 2001".

Nasze festyny na terenie gminy cieszyły się wielkim zainteresowaniem ich mieszkańców. Tu podziękowania należą się wszystkim sołtysom za zaangażowanie ludzi, przygotowanie terenu do wspólnej kilkugodzinnej zabawy i sportu. Trudno tu kogoś z nich wyróżnić - wszyscy byli życzliwi, każdemu należy się pochwała. Oprócz programu przygotowanego przez naszą ekipę spotykaliśmy się z konkursami-niespodziankami ze strony gospodarzy. I tak np. w Bełcznie zastaliśmy doskonale przygotowany do konkursu rowerowy tor przeszkód, rozegraliśmy tam też (po raz pierwszy) rodzinny konkurs pilarzy, polegający na jak najszybszym przepiłowaniu kloca ręczną piłą. Doping był niesamowity. Po zmaganiach sportowych dla wszystkich był smaczny bigos, herbatka, a także lody.

W Rożnowie przygotowano dobrze boisko do gier i zabaw sportowych. Odbyły się tu konkursy: "Siedem potów" dla dzieci i rodzinny "Tata, mama i ja" przeprowadzone na specjalnie przygotowanej na ten cel podłodze z desek. Wiele śmiechu w konkursie rodzinnym wywołała konkurencja karmienia taty sokiem z butelki przez smoczek. Licznie zgromadzeni mieszkańcy gorąco dopingowali zawodnikom. P. Lisikowa, mama sołtysa, upiekła pyszna ciasto dla wszystkich dzieci, ugotowała bigos podawany w wazach, który jadło się na spodeczkach. Chętni zaproszeni zostali na kiełbasę "z kija". Wszystko to fundował życzliwy sołtys Lisik. Żal było odjeżdżać. Podobnie było we wszystkich miejscowościach. W Suliszewicach "na rozkaz" sołtysa panie upiekły smaczne ciasto. Nie sposób było tego nie docenić i nie wręczyć im nagrody. W Dobieszewie atmosfera była podobna. Licznie zjawili się mieszkańcy wsi i chętnie brali udział we wszystkich konkursach. Każdy mógł zjeść sołtysowego bigosu i smacznego ciasta upieczonego przez tutejsze gospodynie.

Pierwszych doświadczeń festynowych nabieraliśmy w czasie wyjazdu do Karwowa, gdzie licznie przybyli także mieszkańcy Smorawiny, a placem zabaw była posesja p. Zareckich. Dziękujemy im za bezpłatne użyczenie nam prądu przez pięć godzin. We wszystkich miejscowościach, gdzie tylko się zjawiliśmy, towarzyszyła nam życzliwa atmosfera. Dzielnicowi policjanci wzbudzali zainteresowanie wśród dzieci konkursami, które organizowali, a jeszcze bardziej przejażdżkami samochodami służbowymi na sygnale, na które je zabierali. P. Krystyna Wierudzka oblegana była przez "strzelców wyborowych" chcących wypróbować swoje celne oko; panowie: Kazimierz Pawelec budził ambicje rodzin rozgrywających mecze w ringo, Zdzisław Domański wyzwalał sportowe emocje w siatkówce i piłce nożnej, Marek Romejko rozśpiewał maluchów w konkursie "Mikrofon dla wszystkich". Młodzieńcy z ŁDK obsługujący aparaturę nagłasniającą dawali czadu melodiami stawiającymi na nogi całą okolicę. Bardzo czynnie włączyły się do pomocy naszej ekipie mamy p.Celina Staszewska i p.Dorota Rainczuk, które zawsze jeździły z mami i częstowały dzieci napojami i słodyczami.

Mogłam zobaczyć, że takie wspólne imprezy budzą zainteresowanie sportem wśród młodzieży, wyrabiają wiarę w samych siebie, wywołują radość, uczą zaspokajania potrzeby ruchu i pokazują, jak można czynnie wypoczywać. Aktywność ruchowa osłabia niepokoje, łagodzi stresy codzienności i wyzwala pozytywną energię zarówno w małym, młodym jak i w starszym człowieku. Ja osobiście jestem szczęśliwa z tego powodu, że miałam okazję swą energią obdarować innych pobrać jej także od innych - mam tu na myśli maluchów, które adorowały mnie przez ten cały wesoły miesiąc. W wyjazdach towarzyszyło nam dwóch chłopców z Francji (wnuków p.Zeni Sak) i bardzo im się podobało na polskiej wsi. Na załączonych zdjęciach: konkurs picia z butelki w Rożnowie i "Siedem potów" w Suliszewicach.
Henryka Lach

Dyżury


Dyżury radnych powiatowych
Podajemy do wiadomości terminy dyżurów radnych powiatowych z terenu gminy Łobez na okres wrzesień - grudzień 2001r. Dyżury odbywają się w UGiM w sali nr 22 w godzinach od 15`00 - 16100.
· 03.09.2001r. i 19.11.2001r. Zofia Krupa
· 17.09.2001r. i 03.12.2001r. Jan Paszkiewicz
· 01.10.2001r. i 17.12.2001 Ryszard Sola
· 22.10.2001r. Ewa Augustjańska - Szulc
· 05.11.2001r. Antoni Gutkowski
Oczywiście, poza dyżurami, z radnymi można nawiązywać bezpośredni kontakt na bieżąco, w miarę potrzeb.

Tu 'Łobeziak' nr 3974296. Słucham.....?


1. "Z przyjemnością chodzę na spacery naszą promenadą, która teraz latem jest od strony gimnazjum bardzo ładna, utrzymana w czystości i koszona. Także przyjemne jest to, że znikli z niej nieszczęśni alkoholicy, którzy dawniej mieli tutaj swoje miejsce spotkań. Nie byli agresywni, ale pozostawiali po sobie mnóstwo śmieci. Warto pochwalić policjantów, którzy tu raz po raz zaglądają i płoszą nieproszonych gości. Nie można, niestety, powiedzieć tego o drugiej stronie za rzeką, gdzie bardzo razi wysypisko porastające strasznymi chwastami i brak tam drzew i krzewów, które by chociaż w części zakrywały ten nieładny teren. Jest to najgorszy widok w naszym mieście. Przychodzi na promenadę sporo osób z małymi dziećmi, dla których przydałoby się zmienić i dosypać piasku do piaskownicy. Myślę, że warto by w przyszłości pociągnąć promenadę za mostem na Segala w kierunku pogotowia. Mało mamy w mieście zieleni. Trochę za zazdroszczę takim miastom jak Resko czy Połczyn, które mają piękne, wchodzące do śródmieścia pełne starodrzewu parki. Janina K.

2. "Czy zwróciliście uwagę na to, że w tym roku, jak nigdy dotąd, Rega zarasta wodnymi roślinami na odcinku od mostu na Obrońców Stalingradu do Segala. Wydaje mi się, że jest to zjawisko niekorzystne z dwóch powodów - na rzece tworzy się kożuch roślinności, na której zatrzymują się różne śmieci, plastikowe opakowania, butelki, kawałki styropianu, a poza tym poziom rzeki się po prostu podnosi, zamula się ona, co chyba nie jest zjawiskiem korzystnym. Także betonowa kaskada regulująca bieg Regi zaczyna się coraz bardziej wykruszać. Warto by ją poprawić, żeby któregoś dnia nie zniosła jej woda. Przechodzień

3. "Mieszkam w bloku przy księgarni. Jest tam placyk między dwoma blokami, którego nikt nie sprząta, bo podobno nie wiadomo, do kogo on należy - do ADM-u czy do spółdzielni mieszkaniowej. A wygląda tam fatalnie. Przecież to jest środek miasta, które skądinąd jest czyste. Jeżeli to prawda, że to spory "kompetencyjne" powodują, że tego podwórka nikt nie sprząta, to można pęknąć ze smutnego śmiechu. Lokatorka

4. "Zobaczcie, co się wyprawia z posadzonymi w tym roku na wiosnę na promenadzie roślinami. Powiedzieć, że niektórzy ludzie zachowują się jak bydlaki to obraza dla zwierząt, bo te nawet, gdy są drapieżne albo nie robią tego, co nam się podoba, postępują zgodnie ze swoją naturą. Sarna, która nam wlazła na działkę i zeżarła rośliny, nie zrobiła nam tego na złość. Ale ludzie, którzy wyrwali i ukradli już część posadzonych na promenadzie azalii i rododendronów, zrobili to z pełną świadomością, że robią szkodę. Ostatnio przechodząc promenadą zauważyłam, że jeden z płotków osłaniających piękne tuje jest wrzucony do rzeki, a samo drzewko wyrwane. Czy naprawdę, chcąc sobie zapewnić piękne otoczenie, musimy nasze domy otaczać solidnymi płotami i parkanami oraz umieszczać na furtkach rzucające się w oczy tabliczki z napisem "zły pies", "ostry pies" czy "uwaga, pies"? To są smętne widoki świadczące o tym, że ludzie czują się niepewnie, że łobuzów jest u nas ciągle za dużo. Marnie to świadczy o naszej cywilizacji, łobeskiej też, a może przede wszystkim. Byłam swego czasu w Szwecji - tam między domami ani od ulicy nie buduje się żadnych płotów ani parkanów. Domy stoją tam po prostu na środku trawników wśród krzewów i kwiatów". Krystyna Sz.

5. "Bardzo się zdenerwowałem tym, jak mnie potraktowano w "Biedronce". Wybrałem potrzebne mi artykuły do wózka, podjechałem z nim do kasy, postawiłem towar na ladzie i wtedy jedna z moich butelek z piwem wywróciła się i wylała. Była chyba słabo zamknięta, bo normalnie coś takiego się nie zdarza, kiedy zakapslowana hermetycznie butelka się przewróci. Podszedł do mnie wtedy pan z personelu, niegrzecznie zażądał, bym za piwo zapłacił, bo, jak powiedział, byłem już przy kasie i nakazał mi sprzątnięcie rozlanego płynu. Uważam, że tak się z klientem nie postępuje. Nie rozlałem przecież tego piwa umyślnie. Jestem dorosłym człowiekiem, jednak wiem, że nawet i także dziecka nie powinno się tak traktować, zwłaszcza przy ludziach. Klient

6. "Źle zaczyna wyglądać posesja przy ul. Obrońców Stalingradu (obok PZU), którą wykupiła jakaś firma mająca tam zbudować tzw. market. Plac porósł chwastami, straszy ruina hali, szczególnie złe wrażenie robią nie koszone trawniki od ulicy przed opuszczonymi domkami. A przecież ta ruchliwa ulica stanowi już właściwie centrum miasta i przejeżdżają tamtędy tranzytem nad morze liczni turyści dosłownie z całej Polski. To nasza nienajlepsza wizytówka". Przechodzień

7. "Więcej niż ze zdumieniem i obrzydzeniem obejrzałem w telewizji fragment debaty sejmowej w dniu 22 sierpnia br., w trakcie której posłowie Maciarewicz, Wójcik i Czarnecki, wcześniej najwięksi zwolennicy rozwalenia pegeegrów jako dziedzictwa i wylęgarni wszelkiej komuny, wystąpili z patosem i niemal ze łzami (poseł Czarnecki chyba nawet płakał) w obronie byłych pegeerowców i konieczności podjęcia szybko uchwały poprawiającej byt tych blisko miliona ludzi zepchniętych przez koalicję AWS i UW w dożywotnie bezrobocie. Oto na czym polega cynizm tych osobników, którzy walcząc o stołki w przyszłym sejmie robią z gęby cholewę. Przecież uwierzyć im, to tak, jakby podpisać cyrograf z wyjątkowo perfidnym diabłem". Były pegeerowiec

Piękne balkony i ogródki


Warto przynajmniej raz do roku pochwalić tych Łobzian, którzy starają się upiększyć swoje otoczenie, głównie w tych miejscach, gdzie jest to szczególnie trudne - mianowicie w blokach. Bloki nie są arcydziełami architektury, dlatego każdy wysiłek, żeby chociaż trochę zmienić ich wystrój, jest bardzo cenny. Można sporo dobrego (jak to widzimy w tym roku) w tej dziedzinie zrobić starając się obsadzać balkony i ogródki przydomowe zielenią i kwiatami, co, w połączeniu z kolorowo odnawianymi obecnie przez "Jutrzenkę" i "Łobeziankę elewacjami, daje piękne efekty i łagodzi monotonię blokowisk, a także świadczy o smaku estetycznym mieszkańców i bardzo podnosi estetykę miasta. Tego lata wysiłki naszych obywateli w upiększaniu swoich małych wiszących ogródków są imponujące. Z niektórych balkonów spływają wręcz całe kaskady różnorodnych kwiatów, budzące podziw dla ogrodniczego kunsztu lokatorów. Bo ukwiecenie i utrzymanie tych małych kwietników wymaga dużej wiedzy, cierpliwości i nieustannej o nie troski, a także uczucia; zdajemy też sobie sprawę z tego, że koszty tej już artystycznej działalności są znaczne. Kwiaty same nie rosną. Trzeba kupić dla nich odpowiednią ziemię, wcale nie tanie sadzonki, specjalne nawozy, nieraz chemiczne środki ochrony przed owadami i grzybami, a nawet zaopatrzyć się w fachową literaturę. Niekiedy przychodzi przeżyć rozczarowanie, gdy coś się nie uda. Wiemy, że niektórzy lokatorzy odmawiają sobie niejednego, byle tylko upiększyć swój balkon. Dlatego nie staramy się jednym przed drugimi, stawiać ocen i wydawać laurek poszczególnym miłośnikom pięknej zieleni i kwiatów balkonowych za ich wyjątkowe osiągnięcia, bo pamiętamy też, że liczni mieszkańcy Łobza, kiedy mają wybierać między kwiatkami na balkon i chlebem, to wybierają chleb, bo na więcej ich nie stać. W tych warunkach nawet jedna skromna doniczka z pelargonią znaczy więcej niż kilkanaście wspaniałych surfinii (były po 12 zł i drożej za sztukę).

W tym numerze chwalimy lokatorów Spółdzielni Mieszkaniowych "Jutrzenka" i "Łobezianka", których balkony zakwitły szczególnie pięknie, a wszystkim pozostałym, którzy w miarę swoich możliwości też troszczą się o swoje kwiaty - serdecznie dziękujemy. Dzięki wam Łobez staje się coraz bardziej zadbany.
Oto osoby, które według oceny spółdzielczej komisji "Jutrzenki" zasługują na wyjątkowe wyróżnienie za swoje kwiatowe osiągnięcia na balkonach (w nawiasach podajemy numery lokali):
· na ul. Bema - Krystyna Kosińska (7/1), Zbigniew Bienias (8/12, Renata Pyrczak (8/4), Bogdan Wyczołek (8/5), Jadwiga Burhard (8/8), Janina Klukowska (8A/3);
· na ul. Budowlanej - Józef Perdjon (7/2), Danuta Halecka ((7/1), Ryszard Wołoszyn (73);
· na ul. Szkolnej - Karol Dadyński (12/2), Ryszard Angulski (12/5), Roman Świątczak (10/9), Jerzy Januszkiewicz (9/3), Teresa Ostrowska (9;
· na ul. Murarskiej - Helena Szwemmer (2/1), Elżbieta Żabińska (1/6), Teodozy Kic 8/6);
· na ul. Komuny Paryskiej - Stanisława Talarek (19/1), Józef Bajwoł (19/2), Marek Umiastowski (19/4), Jacek Burhard (15/1), Helena Nowicka (15/2), Jerzy Wiak (15/3), Grzegorz Sadkowski (13/4), Wiktor Rogacz (14/1), Krzysztof Cyculak (14/2);
· na ul. Ogrodowej - Piotr Terlecki (4/2), Katarzyna Skołucka (4/4), Włodzimierz Ferenc (4/5), Antoni Moroz (4B/4), Stanisław Dębski (4B/6), Mieczysław Wysocki (4C/3), Anna Sobczak (4D/8), Mirosław Siedlecki (4E/5), Janina Besiekirska (5/3), Henryk Olczak (5/10), Andrzej Sadkowski (5A/4), Antoni Dąbro (5B/6),
· na osiedlu Orzeszkowej - Jan Gibowski (2A/6), Jan Demko (2A/2), Jan Gibki (2D/1), Henryka Sładkowska (2D/2), Jan Uliński (4A/7), Adam Szkoła (4C/1), Marian Smoliński (4C/2), Tadeusz Kupczyński (4D/4), Marzena Maj (4D/6), Roman Kantor (4E/4), Małgorzata Kotwicka (4E/6), Danuta Dadan (4E/5), Henryk Przepiórka (4F/1), Henryk Ciurysek (4F/3), Janina Jarząb (4F/5), Jerzy Szuper (5/8), Elżbieta Szadziewska (5A/2), Marian Iwaniec (5A/6), Zbigniew Waliszewski (5A/8), Bożena Woźniak (4C/3);
· na ul. Kościuszki - Tadeusz Żbikowski (2/3), Stanisław Puchalski (2/4), Jan Kobzdej (3/7). A oto osoby, które najlepiej zadbały o ogródki przydomowe:
· na ul. Bema - Zbigniew Bienias (8/2), Krystyna Kosińska 7/1);
· na osiedlu Orzeszkowej - Joanna Koralewska (1D/6), Małgorzata Kotwicka (4E/6), Halina Iwaniec (4D/2), Wacława Chmura (4D/1), Anna Sylwerska (4B/5), Katarzyna Maruszewska (4/5), Krzysztof Wesołowski (4/2). Prosimy nam wybaczyć, że podaliśmy nazwiska właścicieli poszczególnych mieszkań, a są to przeważnie mężczyźni i że nie potrafiliśmy dokładnie ustalić, bo przekraczało to nasze możliwości - kto w tych lokalach poświęca więcej czasu na pielęgnację kwiatów - panie czy panowie. Z doświadczenia wiemy, że są to na ogół panie. Zatem jeśli to one, to do nich przede wszystkim kierujemy słowa podziwu.

A oto osoby, które pięknie zadbały o balkony w "Łobeziance" na ulicy H. Sawickiej:
· pod numerem 23 - Irena Gasek, Maria Idzik, Janina Szylińska, Stefania Fabisiak i Leokadia Busz;
· pod numerem 24 - Danuta Zwolińska i Iwona Kiarszys;
· pod numerem 25 - Grażyna Tober, Anna Jóźwiak, Stanisława Zawada, Maria Misiun, Irena Krupka i Dnuta Widera;
· pod numerem 26 - Teresa Konstanta i Teresa Kamińska;
· pod numerem 27 - Lidia Korniluk, Stefania Kiryk, Leokadia Muszalska i Maria Radziusz;
· pod numerem 28 - Bożena Perwenis i wiesława Kłys;
· pod numerem 29 - Danuta Żegota, Bożena Marczak, Danuta Rogalska i Barbara Olczak;
· pod numerem 32 - Halina Bobko, Józefa Urbańska i Krystyna Sidorów;
· pod numerem 33 - Seweryn Robaszkiewicz, Janina Świca, Janina Kołodziej, Daniela Mienciuk i Ryszard Mienciuk.
Redakcja

Informacja dla przedsiębiorców


Informacja to warunek rozwoju każdego przedsiębiorstwa. Informacja o możliwościach zbytu towarów produkowanych przez dane przedsiębiorstwo, informacja o innych firmach, ich produktach i usługach, o przepisach prawnych w różnych krajach. Różne są źródła informacji. Chciałabym przybliżyć łobeskim przedsiębiorcom instytucję znaną w miastach wojewódzkich jaką jest Centrum Euro Info. Projekt Euro Info powstał w Komisji Europejskiej w roku 1986 jako jeden z kluczowych elementów programu wspierania małych i średnich przedsiębiorstw. W 1990r. Komisja Europejska podjęła decyzję o rozszerzeniu sieci Euro Info, w rezultacie której prawo do otwarcia Centrów otrzymają również kraje objęte programem PHARE, w tym także Polska. W połowie 1999r. w Polsce utworzonych było 12 Centrów, m.in. w Szczecinie. W chwili obecnej w całej Europie i w krajach basenu Morza Śródziemnego działa 280 takich Centrów.

Centrum Euro Info podejmuje następujące działania: 1) proponuje pomoc w znalezieniu partnerów do współpracy gospodarczej za pośrednictwem sieci biur EIC w całej Europie; 2) oferuje szczegółowe informacje o podstawach prawnych oraz o zasadach funkcjonowania Unii Europejskiej (w tym informacje o formalno-prawnych zasadach współpracy gospodarczej z partnerami z Unii, o normach i standardach towarowych, regulacjach prawa handlowego Itp.; 3) organizuje wyjazdy polskich firm na imprezy organizowane pod patronatem Komisji Europejskiej, mające na celu ożywienie współpracy między regionami i krajami; 4) organizuje seminaria, szkolenia i spotkania informacyjne mające na celu przybliżenie przedsiębiorcom zagadnień gospodarczych z zakresu Unii Europejskiej.

CEI w Szczecinie posiada pakiet podstawowych materiałów wydanych przez Biuro Publikacji Wspólnot Europejskich (OPOCE), dzięki którym ma stały dostęp do aktualnych informacji i przepisów obowiązujących na terenie UE. W zbiorach szczecińskiego CEI znajduje się też kilka elektronicznych baz danych o podstawowym znaczeniu dla działalności biura: 1) Baza OICD - dziennik urzędowy wspólnot; 2) Baza OIS umożliwiająca dostęp do informacji o przetargach publicznych ogłaszanych na terenie państw członkowskich oraz krajów stowarzyszonych (dodatkowa baza ta zawiera również informacje o przetargach w ramach programu PHARE; 3) Baza LEX-DELTA - baza polskich aktów prawnych; 4) Baza KOMPASS zawierająca informacje o ponad 40 tysiącach firm, ich produktach i usługach; 5) Baza EUROPAGES zawierająca informacje o ponad 500 tysiącach firm europejskich.
Wszystkie te informacje udzielane są bezpłatnie. CEI w Szczecinie jest członkiem międzynarodowych sieci:
· BIN - Business Information Network (sieć informacji dla biznesu). Celem sieci jest wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce poprzez dostarczanie informacji potrzebnych do prowadzenia działalności gospodarczej.
· KSU - Krajowy system usług. Zadaniem sieci jest podniesienie konkurencyjności polskich firm poprzez dostarczanie im usług informacyjnych, doradczych, szkoleniowych i finansowych.
· BC - NET - Busines Co-operation Network. Jest to międzynarodowa sieć ponad 200 konsultantów w 55 krajach, której celem jest promocja współpracy międzynarodowej małych i średnich firm oraz pomoc w poszukiwaniu partnerów gospodarczych.
Adres Centrum Euro Info w Szczecinie: ul. Kolumba 86, 70-035 Szczecin, tel .(091) 433-02-20, fax: (091) 433-02-66, e-mail: euroinfo@aci.com.pl, http://www. http://www.euroinfo.org.pl. Osoba do kontaktu: Hanna Rojek. Nr KSU: 708.
Oferta Euro Info jest skierowana do przedsiębiorstw, ale korzystać z niej mogą również właściciele obiektów magazynowych, przemysłowych - pragnący wydzierżawić te obiekty. Ofert dla rolników mogliby poszukiwać pośród ofert Eurro Info przedstawiciele organizacji rolniczych bądź urzędnicy gminni czy powiatowi. Wiele gruntów rolnych na terenie naszej gminy nadaje się do uprawy ziół i produkcji zdrowej żywności ze względu na to, że nie są zanieczyszczone odpadami przemysłowymi, a skażenia substancjami promieniotwórczymi są niewielkie. Aktualna mapa skażeń opracowana przez Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie przedstawię w następnym numerze "Łobeziaka".
Mgr inż. Wiesława Bogunia

Kronika policyjna


Kronika policyjna
· 09.07. 2001. W Grabowie w Ośrodku Monaru nieznanany sprawca dokonał kradzieży telefonu komórkowego wart. 300 zł na szkodę Tomasza R.
· 15.07. W Łobzie w godzinach nocnych przy ul. Bogusława nieznany sprawca ukradł z forda Sierra koło kierownicy, gałkę dźwigni zmiany biegów oraz cztery kołpaki wart. 900 zł na szkodę Erwina R.
· 21/22. 07. W Łobzie przy ul. Orzeszkowej nieznany sprawca po przecięciu skobla dostał się do piwnicy Mieczysława B., skąd ukradł rower górski marki Wiktoria wart. 400 zł. W tym samym budynku złodziej dostał się do piwnicy Teresy B. i ukradł rower górski koloru czerwonego wart. 300 zł.
· 20/21.07. W Łobzie na ul. H. Sawickiej nieznany sprawca zarysował ostrym narzędziem lakier na samochodzie seat Toledo. Straty wyniosły 1500 zł na szkodę Janusza C.
· 24/25. 07. W Łobzie na ul. Spokojnej na terenie przyległym do szkoły podstawowej złodziej ukradł 7 słupków i 10 stężeń wykonanych z drewna wart. 500 zł na szkodę Jana B. Słupki odnaleziono na terenie przyległym do przedszkola.
· 27/28.07. W Łobzie na ul. Niepodległości nieznany złodziej wybił szybę okna sklepu odzieżowego Daniel i ukradł 11 kompletów pościeli i obuwie sportowe wart. 800 zł. Na szkodę Zuzanny S.
· 26.07. Około godz. 16`40 w Łobzie przy ul. Ogrodowej nieznany złodziej wyłamał wkładkę zamka fiata 126p i ukradł z niego radioodtwarzacz Bezar wart. 120 zł na szkodę Krzysztofa B. ze Świdwina. Trzy dni później ustalono i zatrzymano sprawców tych dwóch ostatnich zdarzeń. Okazali się nimi Adam K. Marcin R. i Paweł K., mieszkańcy Łobza w przeszłości karani za podobne przestępstwa.
· 25/26.07. Na drodze publicznej Łobez - Bonin nieznani złodzieje ukradli kabel telefoniczny na długości 900 m wart 3170 zł na szkodę TP S.A. w Łobzie. Dwa dni później policjanci zatrzymali na gorącym uczynku sprawców kradzieży przewodów telefonicznych na trasie Łobez - Węgorzyno. Byli to Krzysztof N. i Robert M. z Osowa gm. Nowogard, bezrobotni, ojcowie rodzin. W trakcie podjętych czynności ustalono, że wyżej wymienieni w okresie od maja br. do chwili ich zatrzymania dokonali szeregu kradzieży przewodów telefonicznych na terenie gmin Węgorzyno i Łobez (także tej w Boninie). Ustalono też osobę skupującą te przewody. Był to właściciel punktu skupu złomu z Nowogardu. Wartość kabli ukradzionych w gminach Łobez i Węgorzyno wyniosła 10 tys. zł.
· 31.07. W Łobzie przy ul. Kolejowej spod baru Kufelek nieznany złodziej ukradł parasol z reklamą piwa "Bosman" wart. 500 zł na szkodę Danuty Z. W noc wcześniej spod restauracji Kosmos ukradziono parasol z reklamą lodów "Koral" również wart. 500 zł na szkodę Teofila Sz.
Wynotował nadkom. Wiktor Mazan

Ludzie Łobza


Elżbieta Warsz mieszka w Siedlicach gm. Radowo Małe. Jest gospodynią domową. Pisze "do szuflady" wiersze, fraszki i tzw. Złote myśli już od kilkunastu lat. To jej forma odreagowania na trudy i klęski codzienności. Nie można jej odmówić poczucia humoru. Nieraz gorzkiego, czasami przewrotnego. Ale sądzę, że najlepiej scharakteryzują ją jej fraszki. Kilka z przytaczam poniżej. Miłej lektury.

PRZYCZYNA
Kiedyś poeta Jan Kochanowski
Dla wypoczynku pod lipą się chował.
A mnie od lipy boli dziś głowa...
Może dlatego, że jest to... lipa rządowa?!

LEKARSTWO
W krąg narzekają różni ludzie,
Że system władzy u nas chory...
A przecież łatwo go wyleczyć...
Tylko... bądź mądry na wybory!

AMNEZJA?
Zapomniał wół, jak cielęciem był...
Tak jest z niejednym politykiem...
Zapomniał, co naobiecywał,
Kiedy był jeszcze w kraju nikim!

GORZKA PRAWDA
Jak, cholera, żyć,
Kiedy w garnku nic?!

Krzysztof Andrusz

Odyseja łaski


Od pierwszych dni sierpnia wisiały na słupach ogłoszeniowych plakaty zapraszające łobzian na stare boisko na koncert zespołu "The Continentals" wykonującego utwory w stylu gospels czyli pieśni łączące cechy amerykańskich religijnych pieśni ludowych (przeważnie murzyńskich) z elementami jazzu i tańca. Pieśni te nawiązują do tematów biblijnych, ewangelicznych i w przesłaniu mają głosić optymizm i dobrą nowinę.

Występ "The Continentals", który odbył się po południu w dniu 12 sierpnia na estradzie starego stadionu przeszedł moje oczekiwania. Usłyszeliśmy dużo dobrej, rytmicznej, melodyjnej pogodnej muzyki i pieśni wykonywanych z przejęciem, dużą swobodą i w ruchu przez trzydziestkę młodych chłopców i dziewcząt; właściwie profesjonalistów, bo wielogłosowe aranżacje poszczególnych utworów, umiejętności wokalne solistów i całego zespołu stały na wysokim, budzącym podziw poziomie. To było przyjemne przeżycie artystyczne, zaskakujące tym bardziej, że "Coninentals" śpiewali na estradzie, z której na ogół słyszymy użytkową i bezproblemową muzykę taneczną.

Od organizatorów koncertu dowiedziałem się, że członkami tego zespołu są Holendrzy, którzy własnym autobusem podróżują po całej Europie i bezinteresownie występują w miejscach publicznych głosząc dobrą nowinę i wiarę w łaskę Najwyższego. Stąd pochodzi tytuł koncertu - "The Grace Odysea" czyli "Odyseja łaski". Organizatorem koncertu w Łobzie był miejscowy Kościół Ewangelicznych Chrześcijan, którego wyznawcy gościli i przenocowali grupę "The Coninentals" w swoich domach.
W.I.

Odznaczenia i awanse w policji


Z okazji Święta Policji odbyło się 30 lipca w Łobeskim Domu Kultury uroczyste spotkanie policjantów z powiatu stargardzkiego, na które zaproszono przedstawicieli władz wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Zwierzchnicy chwalili łobeskich policjantów za dobre wyniki w pracy, a zaproszeni goście złożyli im wiele zasłużonych serdecznych życzeń. My zrobiliśmy to w poprzednim numerze naszego pisma, bo nasze spostrzeżenia są także pozytywne. W trakcie spotkania zasłużeni łobescy policjanci dostali szereg odznaczeń i awansów. I tak komendant łobeskiego komisariatu Robert Rzeźnik, wcześniej awansowany do stopnia podinspektora odznaczony został Brązowym Krzyżem Zasługi. Brązową odznakę "Zasłużony policjant" otrzymali: asp. szt. Zdzisław Błaszków, mł. asp. Mariusz Brzeziński, asp. szt. Henryk Michalski, sierż.szt. Eugeniusz Podlisiecki i asp. Szt. Tadeusz Rokosz. Na stopień starszego aspiranta policji awansowany został: asp. Janusz Bednarz; na stopień aspiranta policji mł. asp. Ireneusz Banaszak; na stopień sierżanta sztabowego policji st. sierż. Kazimierz Jaremko, st. sierż. Artur Parsza i st. sierż. Dariusz Jadczyszyn. Wszystkim odznaczonym składamy gratulacje. RED.

Przełamać bariery


Przełamać bariery - pomóc niepełnosprawnym

Informuję, ze w ramach samorządowego programu na rzecz osób niepełnosprawnych realizowanego przez gminę Łobez pt. "Przełamać bariery - pomóc niepełnosprawnym" w okresie od 01.08.2001r. do 31.03.2002r. zatrudniono osobę w charakterze konsultanta świadczącego w Łobzie bezpłatne poradnictwo prawne i zawodowe dla osób niepełnosprawnych.
MIEJSCE KONSULTACJI TERMIN GODZINA
Szkoła Podstawowa nr 2 sala 62 ul. Spokojna 4 Pierwszy czwartek miesiąca 1500 - 1700
Środowiskowy Dom Samopomocy, ul. H. Sawickiej Drugi czwartek miesiąca 1230 - 1430
Urząd Gminy i Miasta, sala nr 22 Trzeci czwartek miesiąca 1230 - 1500
Urząd Gminy i Miasta, sala 22 Czwarty czwartek miesiąca 1230 - 1500
Wszystkich zainteresowanych (również spoza gminy Łobez) serdecznie zapraszam.
Burmistrz Gminy i Miasta Łobez

Serce zostawiamy w Łobzie


Od 9 do 21 sierpnia br. gościła w naszym mieście w Przedszkolu nr 1 (szefowała zapowiadana wcześniej kolonia dla 42 dzieci powodzian z Dwikozów. Dzieci były nią zachwycone, czemu się nie dziwimy, bo mieszkańcy Łobza przeszli samych siebie, żeby małym, pokrzywdzonym przez kataklizm gościom, stworzyć warunki choć na te dwa tygodnie pozwalające im oderwać się od przykrych wspomnień. Nie zabrakło pieniędzy. Z Urzędu Gminy wysupłano 15 tys. zł, prywatni dobroczyńcy dodali 10 tys. zł.

W programie pobytu dzieci codziennie była jakaś atrakcja: Były dwa wyjazdy nad morze (większość dzieci była nad nim po raz pierwszy); wizyta w gospodarstwie agroturystycznym pp. Saków w Brzeźniaku z poczęstunkiem, wywiadami dla radia, prezentami od radiowców; wycieczka do Szczecina, zwiedzanie miasta, zamku, Wałów Chrobrego, budynku telewizji (w bistro KFC dzieci dostały bezpłatne napoje, gdy właściciel dowiedział się, z kim ma do czynienia); dwie darmowe dyskoteki w "Stodole"; wycieczka do strusi i stada ogierów; nocny biwak na Jeziorem Miejskim; udział w turnieju piłki nożnej "siódemek", przejście ścieżki ekologicznej z obiadem w chacie syberyjskiej; zwiedzanie lotniska w Świdwinie; specjalny występ w przedszkolu grupy "The Continentals"; spektakl teatralny w Domu Kultury; festyn sportowy zorganizowany przez H. Lach; mecz piłki nożnej i ognisko z kiełbaskami przygotowane przez młodzież i rodziców (P. Kwaśniak z koleżankami) na Osiedlu Pomorskim; korzystanie z sali komputerowej w gimnazjum i z sali gimnastycznej w SP nr 2.

Lista osób i instytucji, które zasiliły kolonię pieniędzmi, artykułami spożywczymi, pomagały w jej organizacji, w opiece nad dziećmi liczy prawie setkę. W tym numerze ze względu na brak miejsca nie możemy im imiennie podziękować, co spróbujemy zrobić za miesiąc. Dzieci żegnając się z Łobzem napisały kilkanaście fraszek na cześć łobeskich gospodarzy. Oto jedna z nich: Choć swój bagaż mamy w torbie - serce zostawiamy w Łobzie! (RED.)

Grand Prix


Trzeci bieg Grand Prix
25 sierpnia br. odbył się trzeci bieg z edycji Grand Prix " Cztery pory roku - maraton na raty" na dystansie 10.550 m. Sponsorami byli UMiG i TKKF "Błyskawica" z Łobza. Tym razem nie wszyscy biegali z ochotą, bo już po 2 - 3 km upał dawał się wszystkim we znaki, bo temperatura dochodziła do 30 stopni C. Na półmetku w Unimiu ramię w ramię biegli Jerzy Ochota z Polic i Leszek Gałan ze Starej Studnicy koło Kalisza. Jednak na mecie niezawodny już po raz trzeci był Jerzy Ochota z czasem 37,16 min., drugi Leszek Gałan z czasem 37,34 min. i trzeci Tadeusz Plata ze Szczecina z czasem 38,15 min. Wśród kobiet zwyciżyła Marianna Janiszewska ze Szczecina przed Joanną Gałan ze Starej Studnicy i Elżbietą Wiśniewską z Łobza. Brawa należą się państwu Chudym ze Sławna. Ta trzyosobowa rodzina mimo awarii samochodu na trasie zdążyła dotrzeć na start. Jak zwykle w doskonałej formie wszyscy z nich ukończyli bieg. Syn zajął IV miejsce, tata był szósty, a wśród kobiet IV miejsce przypadło córce Grażynie. W biegu towarzyszącym poza konkursem udział wzięli: Jakub Wiśniewski, Monika Kalwinek i Elżbieta Afeltowicz. Sędzią głównym i starterem był Zdzisław Urbański z pomocą kontuzjowanego zawodnika Zygmunta Draczyńskiego. Nawrót obsługiwał Edward Kowaliński z córką Edytką. Ostatni już bieg z tego cyklu odbędzie się 29 grudnia 2001 roku.
Ze sportowym pozdrowieniem - Elżbieta Wiśniewska

W Krochmalni dobrze


Z każdego kolejnego pobytu w łobeskiej Krochmalni (Nowamylu) wychodzę z rosnącym poczuciem tego, że nie ze wszystkim w naszym kraju jest niedobrze, że jednak coś się poprawia, przynajmniej w dziedzinie tak ważnej jak hodowla i przetwórstwo ziemniaków. Potwierdziło te moje przekonania walne zgromadzenie 60 delegatów Zrzeszenia Producentów Ziemniaka "Plantator" z naszego terenu, jakie miało miejsce w dniu 04 sierpnia br. w łobeskim zakładzie przy Szosie Świdwińskiej. Do "Plantatora", który wchodzi w skład Zrzeszenia Krajowego, bo takie już powstało, należy w tej chwili 640 rolników dostarczających surowiec do łobeskiej Krochmalni. Stowarzyszenie jest skuteczną grupą nacisku, broniącą interesów hodowców ziemniaka i pośrednio przemysłu ziemniaczanego i nawzajem, bo przecież obie te branże się ściśle uzupełniają. Prezes "Plantatora" znany łobeski rolnik Julian Sierpiński, witał tak ważnych gości jak poseł Kopeć (członek sejmowej komisji rolnictwa), wicewojewoda Husejko i prezes zrzeszenia polskiego przemysłu ziemniaczanego Kierończyk, a następnie z sytuacją w przemyśle ziemniaczanym i jego perspektywami budzącymi nadzieję także w Łobzie zapoznał zebranych prezes łobeskiego Nowamylu mgr inż. Leszek Kaczmarek.

Zeszłoroczna kampania - mówił prezes Kaczmarek - była od 11 lat po raz pierwszy normalną, pełną kampanią w Łobzie, gdzie przetworzono 63 tys. ton surowca. Udało się do tej pory sprzedać 95% ubiegłorocznej produkcji i praktycznie magazyny są puste. Połowa wytworzonej skrobi (7 tys. ton) poszło na eksport do krajów azjatyckich. Przyczyniły się do tego pozytywne posunięcia rządu w postaci dopłat do eksportu skrobi w wysokości 400 zł do tony, tak, jak się to dzieje w krajach Unii Europejskiej.

Jesteśmy w przededniu nowej kampanii, która rusza już pod koniec sierpnia (22.08), wcześniej niż kiedykolwiek w poprzednich latach, bo zwiększamy produkcję. Już zaczęły się przyjęcia i szkolenie 80 pracowników sezonowych. Rolnicy są zainteresowani uprawą ziemniaka, bo jest to jedna z niewielu upraw, która daję godziwy zysk, a my mamy zapewnione możliwości zbytu naszej skrobi. Opłacalność hodowli ziemniaków w ubiegłym roku była dobra. Podpisaliśmy z rolnikami umowy kontraktacyjne w tym roku na 72 tys. ton. To jest sukces. Mamy już przygotowany harmonogram odbioru ziemniaków na dzisiaj. Nie będzie tłoku przed Krochmalnią. Szanujemy naszych partnerów, na bieżąco wypłacaliśmy im i nadal będziemy wypłacać należności za dostarczany surowiec. Kredytujemy kontrahentów w 1/3 sadzeniakami, nawozami i środkami ochrony roślin. Mamy w tej chwili dobrą ustawę o regulacji rynku skrobi uchwaloną przez sejm pod koniec ubiegłego roku i podpisaną przez prezydenta na początku obecnego roku. Ustawa stanowi, podobnie jak to się dzieje w UE, że krochmalnie będą miały zapewnione limity produkcyjne na trzy lata, ale tylko w oparciu o umowy kontraktacyjne z rolnikami. Od przyszłego roku krochmalnie będą mogły przerabiać tylko ziemniaki zakontraktowane, co gwarantuje producentom pełny zbyt. Prezes Kaczmarek zwrócił się do obecnie rządzących i ewentualnie tych, co przejmą rządy po wyborach, by jak najszybciej wprowadzili w życie odpowiednie akty normatywne do wspomnianej ustawy. Z ustawy wynika bowiem, że rząd ma do końca bieżącego roku ustalić cenę minimalną ziemniaków przemysłowych i określić, jakie będą dopłaty rekompensacyjne dla rolników czyli podać, ile złotych dostaną oni z budżetu państwa za każdą tonę surowca. Z ustawy wynika także, że dopłaty do tony ziemniaków będą mieć także fabryki i wszyscy przerabiający polską skrobię w kraju, to znaczy takie przemysły jak: farmaceutyczny, spożywczy czy papierniczy. Mają też funkcjonować nadal dopłaty do eksportu. Te wszystkie elementy wsparcia naszych rolników i krochmalni powinny spowodować, że będą oni konkurencyjni wobec Unii i w momencie wejścia do niej nie upadną. Działania te mają także na celu ograniczenie importu skrobi i jej przetworów, który dotowany nadal przez rządy państw zachodnich omal nie doprowadził do zniszczenia polskiego przetwórstwa ziemniaków i dalszego zubożenia ich producentów. Oczekiwania zarówno rolników jak i producentów skrobi na te szczegółowe unormowania są bardzo duże. Jeśli wszystkie te, budzące optymizm zapowiedzi się spełnią, to na przykład Krochmalnia łobeska chce i może zwiększyć swój przerób do 100 tysięcy ton czyli o 50% w ciągu dwóch lat. Oczywiste jest w związku z tym, że będzie ona wtedy "ciągnąć' miejscowe rolnictwo, jak to bywało w lepszych dla niej czasach. Można mieć nadzieję, że te złe, kiedy znajdowała się ona w dużych kłopotach, należą do przeszłości.

Łobeski zakład ma dobre perspektywy handlowe. Przewidujemy, że z tegorocznej kampanii połowa naszej produkcji pójdzie na eksport. Bardzo sympatyczne jest na przykład to, że Tajlandia chce kupować skrobię ziemniaczaną (mimo że ma własną, ryżową) wyłącznie z Polski, z Łobza (3 tysiące ton).

Zabierający głos w dyskusji wojewoda Husejko podkreślał znaczenie zorganizowania się rolników w Łobzie i w kraju w energiczne zrzeszenie producentów ziemniaka jako przykład dla innych branż rolnictwa polskiego. Na ich przykładzie - mówił - można się uczyć, jak sobie radzić w dzisiejszych, trudnych czasach, jeśli istnieje powszechna wola współdziałania. Chwalił też wojewoda łobeską firmę za to, że prowadzi się w niej normalną produkcję, za plany rozwojowe, za partnerskie stosunki między rolnikami a zakładem. Poseł Kopeć również bardzo pozytywnie ocenił działalność Krochmalni i zobowiązał się, jako członek sejmowej komisji rolnej do "popychania" i szybkiego realizowania przez rząd wspomnianej ustawy i aktów normatywnych do niej. Krochmalnia łobeska - stwierdził poseł - to na razie jedna z nielicznych firm przetwórstwa rolnego w naszym województwie, która ma perspektywę rozwojową. Prezes Kaczmarek uzupełnił te wypowiedzi tym, że rolnicy oczekują od zakładu przede wszystkim opłacalnych cen. Firma łobeska korzysta w tym względzie z opracowań Instytutu Ziemniaka w Boninie pod Koszalinem i Regionalnego Centrum Doradztwa Rolniczego i Obszarów Wiejskich w Baszkowicach i na ich podstawie stara się, by te ceny były opłacalne. Niemniej zakład musi robić ciągle analizę kosztów własnych i brać pod uwagę światowe ceny skrobi, która jest na rynku z dopłatami unijnymi i wszystkie te czynniki bilansować, stąd nie zawsze może zadowolić w pełni rolników wysokimi cenami. Obecna dość dobra sytuacja finansowa firmy wynika z tego, że sporo ona eksportuje. Mimo tych korzystnych wyników niepokoi fakt malejącego zapotrzebowania na skrobię w kraju. Jest to skutek malejącego popytu właściwie na wszystko, na każdy towar. Dowiedzieliśmy się też, że Krochmalnia przygotowuje się do inwestycji, które zmniejszą w przyszłości uciążliwość zakładu dla miejscowego środowiska. Rozpoczęto już w tym roku przygotowania do uruchomienia urządzeń do odzyskiwania białka z wód poprodukcyjnych, co zmniejszy ilość ścieków odprowadzanych z zakładu i ograniczy nieprzyjemny zapach wywoływany w trakcie ich fermentacji.

Po zakończeniu walnego zgromadzenia "Plantatora" hodowcy, krochmalnicy i ich goście spotkali się w hubertówce w Strzmielach na tradycyjnym Święcie Ziemniaka, gdzie miała miejsce dalsza integracja tego sympatycznego środowiska.
Wojciech Bajerowicz

Wiadomości wędkarskie


Wiadomości wędkarskie. Wędkarski Filar.
Tak dosłownie i w przenośni, choć może trochę żartobliwie można nazwać pana Dariusza Knysza, kierownika łobeskiej filii Korporacji Ubezpieczeniowej FILAR. Pan Dariusz od wielu lat sam będąc zapalonym wędkarzem i sponsorując w imieniu swojej firmy szereg imprez organizowanych przez wędkarzy z "Karasia" w końcu zapragnął mieć swoje "własne" zawody wędkarskie. A że u ludzi czynu droga od pomysłu do realizacji krótka tak, więc też się stało. Zakręcił się koło sponsorów, zwołał wędkarską brać z niemal całego województwa i z pomocą działaczy "Karasia" wystawił imprezę jak malowanie. Zawody wędkarskie o Puchar Korporacji Ubezpieczeniowej FILAR odbyły się 29 lipca na jeziorze Ginawa. Impreza rozpoczęła się bardzo miłym akcentem, którym było wręczenie przez dyrektora biura Zarządu Okręgu PZW w Szczecinie Emiliana Pilcha Medalu za Zasługi dla Wędkarstwa Polskiego przyznanego przez Zarząd Główny PZW dla prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Jutrzenka" w Łobzie Jana Dzięgielewskiego. Po tej krótkiej części oficjalnej przystąpiono do łowienia ryb. Po trzygodzinnych bojach wyłoniono zwycięzców. W punktacji indywidualnej kolejne miejsca zajęli : 1. Wojciech Kwiatkowski z Białogardu, 2. Stanisław Trapszo, 3. Stanisław Bęś z Załomia, 4. Wiesław Kwak, 5. Ryszard Dubicki, 6. Wincenty Woźniewicz. Klasyfikacja drużynowa wyglądała następująco: 1. Białogard, 2. Karaś, 3. Załom, 4. HDK Filar, 5. Prezesi, 6. Zawodowcy. W punktacji tej sporą niespodziankę sprawiło bardzo wysokie szóste miejsce drużyny "Zawodowcy", bo za tą groźną nazwą kryją się nasi reprezentacyjni juniorzy: Daniel Rycharski, Grzegorz Wróblewski i Łukasz Kowalewski. Chłopcy nie bali się wystartować we wspólnej konkurencji z seniorami i pokazali ząbki zostawiając w polu wiele zacnych zespołów. Warte odnotowania jest też coraz większe uczestnictwo kobiet w tego typu imprezach. W tych zawodach wśród nich niewątpliwie pierwsze skrzypce grała pani Wanda Gosławska, którą pamiętamy jako byłą wielokrotną mistrzynię koła "Karaś" i naszą reprezentantkę w wielu zawodach okręgowych. Największą rybę zawodów złowił Ryszard Dubicki. Był to trzydziestocentymetrowy okoń. Najmłodszym z pośród bez mała sześćdziesięciu zawodników był Damian Mościcki. Nad zgodnością zawodów z wszystkimi wędkarskimi przepisami czuwał Sędzia Główny Krzysztof Ilewicz. Po zawodach tradycyjnie już podawano grochówkę a w wytworzeniu piknikowej atmosfery spory wkład miała orkiestra Henryka Hryniewieckiego. Sporo ciepłych słów należy się też sponsorom wśród których byli: Korporacja Ubezpieczeniowa FILAR, Klub HDK Łobez, Hurtownia Marbud I, sklep Blukar, Urząd Miasta i Gminy Łobez, Foto Serwis Kodak, Compbi, RTV Leon, Koło PZW "Karaś", sklep zoologiczno-wędkarski Ara i
Dariusz Rutkowski.

Rodzinne potyczki
Ostatnie dni wakacji to już tradycyjna pora na rozegranie zawodów wędkarskich "Rodzinnych". Tegoroczna edycja tej sympatycznej imprezy odbyła się 19 sierpnia nad jeziorem Karwowo. Jak zwykle cieszyła się ona sporym zainteresowaniem wędkarzy i na starcie stanęło szesnaście rodzinnych zespołów. Spośród nich najlepsze miejsca zdobyli: 1. Orzechowscy, 2. Cyculakowie, 3. Kwakowie, 4. Wróblewscy, 5. Kowalewscy, 6. Rakocy. Zwycięskie drużyny zostały uhonorowane stosownie do zajętej pozycji pucharami, dyplomami i nagrodami rzeczowymi a zdobywcy pierwszego miejsca otrzymali dodatkowo Puchar Przechodni ufundowany przez łobeski klub Honorowych Dawców Krwi. Puchar za największą rybę zawodów, dwudziestocentymetrową płotką zdobył Marek Kowalewski. Poza łowieniem ryb bawiono się też przy innych konkurencjach. Najwięcej emocji wzbudziło przeciąganie liny, które wygrała drużyna Stanisława Kwaka. Największą krzepą popisał się Jan Cyculak, który zdobył pierwsze miejsce w konkursie wyciskania ciężarka. Rozegrano też konkurencję w łowieniu plastikowych rybek w basenie, która jak zwykle sprawiła sporo radości jej uczestnikom. Każdy, kto tylko miał ochotę, mógł do woli najeść się grochówki przygotowanej na miejscu przez grupę kucharzy pod wodzą Henryka Koszeli, a odrobinę ognia do niej dodała orkiestra Tomka Hryniewieckiego. Sponsorami tej nadzwyczaj udanej imprezy był sklep BLUKAR i pani IRENA KWAŚNIAK. W imieniu organizatorów i wszystkich uczestników zawodów składam im za to najserdeczniejsze podziękowania.

Mistrzostwa Polski
W dniach 27-29 lipca w Świerkocinie na Warcie w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego odbyły się XVI Mistrzostwa Polski Kobiet w Wędkarstwie Spławikowym. Reprezentantką naszego okręgu na tych zawodach była łobezianka Ewa Marszałek. Ewa zajęła w tych zawodach wysokie siódme miejsce. Łowisko, na którym odbyły się zawody, przez ogół zawodników uważane jest za bardzo trudne do wędkowania spławikowego. Bardzo pomocny przy pokonaniu tych trudności był jeden z najlepszych wędkarzy okręgu gorzowskiego, Zenon Marczuk z Choszczna, który był trenerem Ewy i bardzo dużo pracy włożył w jej przygotowanie i prowadzenie w trakcie zawodów, co w efekcie dało tak dobry wynik. Korzystając z okazji chciałbym mu w tym miejscu podziękować za jego trud i chęć podzielenia się swoim doświadczeniem. Podziękowania należą się także tym, bez których całe to wydarzenie nie miałoby miejsca, są to Jan Wolanicki i Stanisław Trapszo, którzy namówili Ewę do startu w pierwszych zawodach i to od nich uczyła się ona wędkarskiego abecadła. Dziękujemy!

Wzruszająca rocznica w Grabowie


W sobotę 18 sierpnia świętowano czwartą rocznicę otwarcia Zakładu Opieki Zdrowotnej Monaru w Grabowie. Wzięli w niej udział aktualni wychowankowie i ich bliscy, goście z innych, zaprzyjaźnionych placówek Monaru i dawni wychowankowie Ośrodka często z całymi rodzinami. Ponad dwieście osób. To była dla wszystkich obecnych w tym dniu w Grabowie bardzo ważna uroczystość, bo potwierdzała ona po raz kolejny słuszność podejmowanych tu działań w ratowaniu młodych ludzi uzależnionych od narkotyków.

Mamy tutaj - opowiada mi wychowawca Wojciech Dopierała, sam kiedyś wychowanek Monaru, od dziewiętnastu lat zdrowy - 45 chłopców i dziewcząt kierowanych do nas przez punkty konsultacyjne. Więcej nie możemy naraz przyjąć, mimo że zgłoszeń mamy bardzo dużo. Narkomania stała się problemem społecznym. Ludzie przyjeżdżają czy przywożeni są do nas z myślą, że znajdą się na oddziale odwykowym. Niektórzy zresztą są w ciężkim stanie, dosłownie na granicy życia. Tymczasem trafiają do społeczności rządzącej się samodzielnie, do społeczności korekcyjnej, w której muszą być odpowiedzialni sami za siebie, za cały zespół. Zanim zostaną przyjęci na dłużej, przechodzą bardzo trudny dla ludzi uzależnionych 2-tygodniowy okres próbny, poczym miejscowa społeczność decyduje, czy mogą pozostać w Ośrodku na czas dalszy. Pełnią oni tu różne wewnętrzne funkcje - są kucharzami, palaczami, dyżurnymi, sami sprzątają, wykonują prace remontowe, pracują u okolicznych rolników, w lesie, zbierają truskawki, biorą wszystkie prace, jakie się zdarzą, są sami sobie kierownikami, w ogóle uczą się różnych ról życiowych i społecznych, zdobywają nawyki społeczne. Muszą sami za siebie być odpowiedzialni Większości tych czynności, które tu robią, w życiu nie wykonywali. Niektórzy z nich, zanim się w ośrodku znaleźli, nie potrafili sobie ugotować przysłowiowej herbaty czy ukroić chleba, zadbać o siebie, nie mówiąc o koleżeństwie, przyjaźni, miłości, odpowiedzialności za drugich ludzi. Jedynym ich dążeniem i doznaniem był głód narkotykowy, coś, czego zdrowy człowiek najczęściej nie potrafi zrozumieć. Ośrodek nie zatrudnia, oprócz kierowniczki p. Wiesławy Janiszewskiej, wychowawców i kierowcy, nikogo więcej. Raz w tygodniu zagląda tu lekarz z Łobza, bardzo pomaga profesjonalny elektryk p. Zbrzeźny. Wychowawcy są członkami społeczności. Środki na utrzymanie zakładu daje kasa chorych i biuro do spraw narkomanii Ministerstwa Zdrowia.

- Czy są one wystarczające - przerywam p. Wojciechowi? - ten uśmiecha się - w naszej sytuacji każde są dobrodziejstwem. Powiedzmy, że wystarczają... Ośrodek ma opracowany przez samą społeczność bardzo surowy regulamin i program dnia, surowszy niż w życiu "na zewnątrz". Każdy dzień jest wypełniony zajęciami. Wszyscy muszą chodzić jak w zegarku. Niekiedy trzeba hamować, temperować wychowanków, bo stwarzają sobie takie obciążenia i bariery w dążeniu do wyrwania się z nałogu, że nie wszyscy mogą im sprostać. Czy wszyscy godzą się na poddanie się prawom panującym w Ośrodku? Nie. Niektórzy uciekają, okradłszy przy okazji kolegów i wracają do dawnego strasznego życia, niektórych, co nie potrafią się do reguł panujących w zakładzie nagiąć, społeczność po prostu usuwa ze swojego grona. Może to jest okrutne, można to uznać za przemoc, ale nie ma innego sposobu na wyrwanie się z nałogu, kiedy perswazja nie działa. Niektórzy wracają po jakimś czasie do Ośrodka i próbują od nowa. Pobyt w Grabowie trwa przeciętnie rok. Potem wychowanek zostaje neofitą, człowiekiem, który wraca do normalnego życia. Może w społeczeństwie funkcjonować, dostaje pomoc socjalną, ułatwia mu się znalezienie pracy. Większość z nich radzi sobie w nowym życiu. Właśnie tu dzisiaj tak licznie przyjechali, żeby się tym odzyskanym życiem pochwalić, przywieźli z sobą swoje żony, dzieci dziewczyny, chłopaków.

Kto im pomaga? Dostają od czasu do czasu środki chemiczne i higieniczne od firmy Benckiser, od firmy Atlas mają zaprawy murarskie, od hurtowni stargardzkich żywność, od łobeskiej firmy Tympol opony i pomoc w remontach samochodu dostawczego, od bardzo życzliwego nadleśniczego W. Rymszewicza drewno na opał, od mieszkającego obok sympatycznego kierownika miejscowego gospodarstwa rolnego H. Podkańskiego wsparcie w kontaktach z miejscowymi ludźmi, które układają się dobrze.

Potem oglądam to, co monarowcy, dostawszy na siedzibę stary dwór w Grabowie, znany mi wcześniej jako chyląca się w ruinę budowla, potrafili z niego zrobić przez cztery lata gospodarowania w nim. To jest naprawdę imponujące i wzruszające, kiedy się weźmie pod uwagę możliwości zawodowe i finansowe, jakimi dysponowali i dysponują dzisiaj. Naprzód zerwali wewnątrz szpetne, pomalowane olejnicą tynki i odsłonili oryginalne ściany z pruskiego muru, oczyścili belkowanie i zakonserwowali je pięknie bezbarwnym lakierem, potem do białego drewna wyszlifowali stare sosnowe podłogi i schody i też je utrwalili na bursztynowo lakierem, odnowili pokoje mieszkalne i pomieszczenia socjalne, zbudowali i wyposażyli kuchnię, postarali się o meble do wszystkich pomieszczeń, wykafelkowali sanitariat. Mają własną stolarnię. Pokazują to wszystko z dumą ludzi, którzy musieli dosłownie wszystko zaczynać od początku własnymi rękoma, z dumą neofitów. Dla większości z nich jest to często pierwszy własny, zadbany normalny dom. I szczycą się nim.

Dwudziestoletniego Artura W. z Zabrza, na przykład, przywiozło do Grabowa na noszach pogotowie. Mówi on o swoim krótkim, dawnym, tragicznym życiu, jakby chciał rzucić z siebie wspomnienia o nim. Dwa lata temu umarła mu matka, rok temu ojciec. Ten ojciec był pijakiem i bił matkę. Matka była dobra, ale w domu panowała bieda i niewiele mogła Arturowi pomóc. Zaczął z narkotykami w szkole podstawowej w wieku 9 lat. A nakłonił go do tego starszy brat, obiecujący mu niezwykłe przeżycia i wejście w świat inny niż ten codzienny i okrutny, właściwie bez domu, bez normalnego dzieciństwa. Na początku był to wąchanie kleju w piwnicy, potem ta podnieta już nie wystarczała, trzeba było sięgać po mocniejsze środki. Skąd miał pieniądze? Oszukiwał matkę, która znajdowała dla dziecka parę groszy na gry komputerowe. Zaczął wstrzykiwać sobie kompot makowy. Uzależnił się całkowicie. Poszedł z domu. Żebrał o litość z tabliczką na ulicach, że niby na leczenie, kradł po sklepach. Najczęściej można go było spotkać na katowickim "Bajzlu", miejscu gdzie gromadzili się inni chorzy, gdzie można się było zaopatrzyć w potrzebną dawkę i w ogóle zamienić z kimś słowo, niechby tylko na ten sam temat - jak zaspokoić narkotykowy głód. Nocował w piwnicach, na klatkach schodowych. Sam też gotował kompot. Słomę makową przywoził od rolników z Kielecczyzny. Można ja tam zresztą dostać do dzisiaj, proceder ten nadal kwitnie. Strasznie wychudł, zrobił mu się ropniak w pachwinie. Nie mógł już chodzić. Właściwie niewiele już życia mu zostało, gdy pozbierało go pogotowie i zawiozło do szpitala, gdzie go operowano. Tam go zauważyła Ola, pracownica opieki społecznej, nawiasem - dziewczyna Wojciecha Dopierały, wychowawcy w Grabowie i ona właśnie skierowała go do tegoż Grabowa. To było szczęście. Przywieziono go tutaj na noszach, ledwo żywego ze słabymi rokowaniami, bez żadnych dokumentów i rzeczy osobistych, których nie miał. Jest w Grabowie już dziewięć miesięcy. Z początku przez miesiąc nie mógł spać (głód narkotykowy), nie chciał nic robić. Ale się przełamał. Po raz pierwszy w życiu ludzie byli tu dla niego uprzejmi, nie traktowano go jak śmiecia. Zaprosili go do wspólnoty, byli życzliwi, rozumieli jego nieszczęście, bo go też zaznali. To był dla niego szok. Tu dodajmy, że większość tutejszych dziewcząt i chłopców ma podobne doświadczenia. Często nie wiedzą, co to jest ta życzliwość, przyjaźń, do tej pory słyszeli najczęściej słowo "won", nikomu nie byli potrzebni. Tutaj uczą się właśnie tych podstawowych uczuć i nawyków. A okazało się, że Artur W. bardzo lubi pracować w drewnie. Mają w Zakładzie stolarnię, tam lubi pracować, wierzy, że jak opuści Zakład, dostanie pracę w tym zawodzie. W swoje rodzinne strony nie chce wracać.

Patrzę na tego schludnego, sympatycznego, rozumnego człowieka i aż nie mogę uwierzyć, że tyle w tym swoim krótkim życiu przeżył. Doktor G. przysłuchujący się naszej rozmowie potwierdza wyznania Artura. Artur właściwie tutaj zmartwychwstał - mówi - jest młody, wrócił już do niezłej fizycznej formy, wygląda zdrowo, dba o siebie, chce pracować, jest ufny, chce rozmawiać, uczy się. Jest nadzieja, że się wyleczył. Przypadek Artura wcale nie jest tu jakiś szczególny. Dlatego ta dzisiejsza uroczystość ma dla mieszkańców Ośrodka wielkie znaczenie, bo już czwarte pokolenie odbija się tutaj od dna. To buduje tę wspólnotę, dodaje otuchy. Większość wychowanków zakładu ma za sobą bardzo gorzkie i tragiczne doświadczenia - mówi doktor - a są one udziałem wielu młodych ludzi w Polsce i na świecie. W Polsce, warto sobie zdać zawczasu sprawę z tego, 400 tysięcy młodych ludzi styka się z narkotykami, a sama narkomania nie jest wcale udziałem młodzieży z marginesu społecznego czy biedoty. Na chorobę tę zapada zarówno młodzież ze środowisk zamożnych czy takich, w jakich wychowywał się Artur. Trudno zresztą w tym przypadku mówić w ogóle o jakimś wychowaniu. Przykładem tego są wychowankowie Grabowa. Mamy tu reprezentowany cały przekrój społeczny. Proszę popatrzeć, jakimi samochodami przyjechali tu rodzice części naszej młodzieży. Rzeczywiście, maluchów nie widać na parkingu, raczej audi, mercedesy, duże fordy. Twierdzę i nie jestem w tym odosobniony, potwierdzają to też - włącza się do naszej rozmowy wychowawca Wojek Dopierała - że jedną z głównych przyczyn narkomanii jest przede wszystkim, "na oko" niewidoczny dysonans nawet w tak zwanej "porządnej" rodzinie. Nie mówiąc o rodzinie patologicznej, bo ta działa z góry destrukcyjnie. Można to wyrazić tak - jeśli dziecko jest chore, trzeba leczyć rodzinę. Gdzieś tam, w jakimś miejscu czegoś w niej zabrakło, może czułości, może braku zaufania, uczuciowych więzi między rodzicami, może braku czasu dla dziecka wiecznie czekającego na goniących za karierą czy grosiwem rodziców, które, osamotnione, sięgnęło po namiastkę nadziei, jaką jest narkotyk? Następnie już wszystko samo leci ku zgubie. Dlatego na jubileuszu w tym dniu nie było oficjalnych przemówień, stołów prezydialnych czy referatów, bo tu się wiele nie mówi, tu się działa przykładem; była natomiast wzajemna życzliwość i ciepła, swobodna atmosfera, jaka może zaistnieć tylko w środowisku ludzi wracających do domu z dalekiej i niebezpiecznej podróży. Kierownik Ośrodka Wiesława Janiszewska przywitała gości dwoma życzliwymi słowami. Cichutko z boku asystowała jej zastępczyni Marka Kotańskiego Jagoda Władoń. Potem był wspólny obiad na trawniku przed domem pod pewnie dwusetletnimi kasztanami, po nim, przygotowany również przez wychowanków występ inteligentnego i oryginalnego kabaretu na imponującej scenie wzniesionej pracowicie i dowcipnie na tę okazję z tartacznych obrzynków przez młodych ośrodkowych artystów i cieśli. Rozgrywano turnieje siatkówki i piłki nożnej. Na ten uroczysty dzień poluzowano surowy regulamin. Wieczorem na wielkim belkowanym strychu popegeerowskiej obory rozświetlanej kolorowym światłem, tworzącym niezwykłą scenerię, urządzono dyskotekę.

Jak to dobrze, że darowano monarowcom stary dwór w Grabowie, jak to dobrze, że się w nim tak pięknie zadomowili.
Wojciech Bajerowicz

Z księgi fraszek


Z księgi fraszek Krzysztofa Andrusza
NIE MUSIAŁ
Miał żonę, dzieci...Teraz już nie ma...
Nie musiał przecież od razu z dwiema!

RADA
Kiedy na kaca nie masz chęci,
Warto dzień wcześniej głową pokręcić!

POWIEDZONKO
Uwielbiał mawiać:
W praniu się okaże -
Czy mu w końcu ktoś
Tę instrukcję prania pokaże!?

PIESZCZOCH
Kiedyś się łasił do pewnej Stasi...
Zwiał, kiedy przyszło płacić.

PRACOWITY
W pracy dawał z siebie wszystko.
Szkoda, że miał tak mało...!

LOS CHŁOPA
Gdy spadnie z wozu baba...
Chłopu za to przykłada.

OSTRZEŻENIE
Traktuje cię jak boginię!?
Uważaj skarbie...to mu szybko minie!

STAŁA
W miłość nie wierzę, choć jestem stała -
Do wszystkich czterech zawsze mawiała!

PRZESZKODA
Na awans gość miał szanse spore...
Przeszkodził mu... z butelki korek!

ŻYCIORYS
Jestem, jaki jestem...
Bo byłem, jaki byłem!

UPODOBANIE
Jest coś, co się Czesiowi widzi...
...mówię o Lidzi!

INTERES
Ciężkie dziś czasy - tak powiedziała...
I za bogacza się wydała!

Znowu śmiech na sali


Chcąc nie chcą wybuchamy przysłowiowym śmiechem na sali, kiedy ktoś, jakaś osoba publiczna lub uważająca się za taką, w obecności jakiejś zbiorowości palnie jakieś głupstwo lub popełni jakieś faux pas czyli inaczej zrobi popularne fopa. Dzisiaj mamy możliwość wybuchania takim śmiechem nie koniecznie na sali, bo możemy też uśmiać się, kiedy ktoś się zbłaźni w okienku telewizora. I na taką reakcję możemy sobie też pozwolić w naszym Łobzie, bo przecież telewizja ma tę cudowną właściwość, że wchodzi nam do domu z kimś, kto w tej chwili w Warszawie czy na Kamczatce mówi od rzeczy lub robi coś podobnego.

Właśnie coś takiego zdarzyło się 17 sierpnia, kiedy w telewizyjnym dzienniku wieczornym zmartwiony premier Buzek przepraszał nas, emerytów, rencistów i innych żyjących na państwowym garnuszku ludzi, a takich w naszym kraju jest bodaj ponad trzydzieści milionów, za to, że ktoś nieodpowiedzialny przestraszył nas tym, że muszą nam zostać wstrzymane co najmniej na dwa lata podwyżki naszych raczej bardzo skromnych dochodów, żeby nie nastąpił gospodarczy kryzys państwa. Tu już można się było zacząć śmiać śmiechem wisielczym, bo dwa dni wcześniej ten niby nieznany sabotażysta-ktoś (czyli domyślcie się ludzie) minister finansów Bauc publicznie i w obecności mediów przedstawił dramatyczny stan polskiej gospodarki i podał drastyczne sposoby zapobieżenia nadchodzącemu nieszczęściu. Niby premier nie wiedział, taki dobroduszny i naiwny, jak ta bieda wygląda i co się szykuje. Jak tu się gorzko nie śmiać, kiedy właściwie pierwsza osoba w państwie, tak się właśnie wypowiadając, potwierdza, że jest fatalnie. Bo niby budżetówce się nie pogorszy, a co i komu się pogorszy, skoro musi się pogorszyć, skoro jest źle? I już nic nie pomoże zwalanie na ktosia, że jest nieodpowiedzialny. Strach został zasiany, a premier Buzek go skutecznie powiększył. Jak tu się nie śmiać na sali? A swoją drogą, jeśli wypowiedź ministra Bauca była rzeczywiście nieodpowiedzialna, nieprawdziwa i na kredyt, to powinien on natychmiast zostać zdymisjonowany za podważanie autorytetu premiera i swojej partii. Czy coś takiego nastąpiło? Nie. To znaczy, że prawda jest najgorsza z możliwych. Tylko po co to kręcenie i próby robienia łobeskiego emeryta w konia, który na to wszystko patrzy i wie, że i tak go w tego konia zrobią. Już samo pojawienie się w okienku telewizyjnym takiego i podobnych proroków budzi wisielczy śmiech - już oni za chwilę palną coś takiego, co pozbawi nas na dłużej snu i nadziei na dożycie lepszych czasów. A poza tym są to wszystko widowiska wyjątkowo żałosne i oprócz złości budzące także politowanie.
Emeryt

ZNOWU WYBORY
Mądry Polak po szkodzie..
A co dziś powiedzieć?...
Cztery lata żyjemy
W coraz większej biedzie.
Ci, których wybraliśmy,
By nami rządzili,
O swoje interesy
Tylko się troszczyli.
Splendor, władza, zaszczyty,
Coraz większa kasa...
A nas niszczy dziś nędza,
Bo gdzieś znika praca.
Coraz bliżej wybory,
Więc zmieniają barwy...
I na przyszłość w raju
Głoszą nam kurs twardy.
Obiecują na wierzbie
Gruszki znowu smaczne
I na zyski liczą
Dla się...bardzo znaczne.
Nie wiem, czy i tym razem
Polak gadkę kupi,
Jeśli znów da się nabrać
...to po szkodzie głupi.
Krzysztof Andrusz

Ze starej książki


Ze starej książki wydarzeń
11.03.1947. Wybucha pożar w stodole ob. Józefa B. zamieszkałego Klauszewo (Przytoń), który został spowodowany przez zapalenie się z piwnicy, gdzie w tym czasie jego syn Leopold palił słomę i drzewo celem uniknięcia zamarznięcia kartofli, skąd przez dwa otwory ogień dostał się na klepisko stodoły, na którym leżała słoma.
21.03. O godz. 15`30 w Łobezie na skrzyżowaniu się ulic Kościelnej, Limanowskiego, Bieruta i Osóbki-Morawskiego zderzyło się auto ciężarowe z traktorem. Samochód stanowi własność Maksymiliana B. zamieszkałego Limanowskiego 9, traktor stanowi własność Przedsiębiorstwa Transportu i Maszyn Rolniczych w Łobezie. W skutek katastrofy została śmiertelnie ranna Katarzyna B. z Lisowa (?). Katastrofa została spowodowana przez nieudolną jazdę szofera Witolda K. zamieszkałego Łobez, Szkolna 30 i Konrada L. Z Reska.
23.03. O godz. 20`30 Niemiec pracujący przy tutejszej komendzie MO Wilhelm B. zszedł do sklepu znajdującego się naprzeciw Komendy Powiatowej. Po otworzeniu drzwi wytrychem skradł ze sklepu artykuły spożywcze na sumę 1700 zł, gdzie został przychwycony na gorącym uczynku przez wartownika.
20.03. O godz. 19`20 w majątku Lubawieś (?) należącym do Państwowych Nieruchomości Wiejskich został pokaleczony świniak wagi 70 kg, potem wsadzony do beczki z wodą przez nieznanych sprawców.
24.03. W Resku została skradziona świnia za pomocą oderwania kilku desek z sufitu chlewa. Świnię zarżnięto na miejscu, porąbano na kawałki i wyniesiono na zewnątrz.
24.03. Na stacji kolejowej Resko Wincenty B., Stanisław Z. Zamieszkali we Włochach pod Warszawą chcieli przewieźć koleją nielegalnie 2 aparaty radiowe, 3 pary nóg od maszyny do szycia, 2 siodełka rowerowe, 3 siodełka od motocykla, 1 lampę nocną do Centralnej Polski. Rzeczy te zostały skonfiskowane przez Urząd Likwidacyjny w Resku. Stanisław Z. bojąc się przekupił łapówką milicjanta, aby ich puścił, jednak zostali zatrzymani. Tu potrzebny jest komentarz. W relacjonowanych przeze mnie czasach (rok 1947) brakowało wszystkiego, przedmiotem pożądania mogły być nogi do maszyny do szycia, stare siodełka do roweru, widły czy motyka, rzeczy, które na Ziemiach Odzyskanych jeszcze można było znaleźć czy wyszabrować i wywieźć do tzw. Centralnej Polski czyli ziem Polski przedwojennej. Ludzie jeszcze nie mieli pewności czy zostaniemy na zachodzie. Dzisiaj wydaje nam się to śmieszne, ale takie były realia wówczas. Myślę, że te stare notatki dają nam jakieś pojęcie o tym, jak wyglądało tu zwyczajne życie. Nie było ono łatwe - Leszek Olizarczyk.
23.03. Stanisław B. zamieszkały kolonia Dobrzyca, gm. Starogard wracają pijanyz Rska wozem wiózł swoje córki i inne dwie dziewczynki. Wjechał on wozem w bajoro powstałe wskutek roztopu śnieżnego, gdzie utopił się i z nim jego córki - Henia lat 12 i Wiktoria lat 10, a dwie obce uratowały się.
26/27.03. W nocy zostało dokonane włamanie do sklepu spółdzielczego w Małej Radówce przez okno, które zostało wybite i wyłamana krata. Zabrano w tym czasie 9 kg boczku przydziałowego, 1 spodnie, 18 kg oleju kokosowego.
29.03. Obywatelka Maria P. zamieszkała w Lasocinie gm. Klauszewo (Przytoń) będąc chorą wenerycznie latem 1946 roku świadomie zaraziła ob. Jana W. z Klauszewa, Henryka P z Kąkolewic i ob. S. Z Lasocina.
05.04.W Resku na ul. I Armii WP auto PKS-u z Łobezu prowadzone przez szofera Józefa N. uderzyło w bryczkę ob. Jana B. stojącą na ulicy kalecząc konia, który według zaświadczenia lekarza weterynarii jest niezdolny na 12 dni do pracy.
06.04. W godzinach wieczornych w Łobezie w lokalu stołówki Państwowego Urzędu Repatriacyjnego szoferzy Woj. Oddz. PUR-u ze Szczecina ob. ob. Stanisław P., Julian G. i Jan S. urządzili awanturę wyrzucając krzesła przez okno na podwórko oraz zakłócili spokój nocy dobijając się do prywatnego mieszkania Jana H. przy ul. Gdańskiej.
08.04. W godzinach rannych we wsi Stare Sosnówko gm. Starogard podczas kłótni między Kazimierzem G. a Marianną P. Kazimierz G. członek ORMO wziął karabin przez niego posiadany i wystrzelił bezcelowo w górę, rzekomo na postrach.
14.04. Funkcjonariusz MO z posterunku w Resku z przedstawicielami Urzędu Likwidacyjnego podczas sprawdzania posiadanych mebli u ob. S. Zamieszkałej w Ługowinie gm. Resko znaleźli 3 paczki, w których znajdowały się 2 podstawy do szycia, 9 szyb do okien, 1 maszynka do robienia masła, 8 kg pierza, 2 pary grabi, 1 widły, 1 motyka, 4 garnki, 1 stojak do choinki, 1 tłuczek do kartofli, 2 chodniki stare, które to ob. Stanisława Ch. chciała wywieźć do Polski Centralnej.

Wynotował nadkom. Leszek Olizarczyk

Z żałobnej karty


1. Anna Stachyra 06.10.1934 - 05.07.2001
2. Helena Rakowska 20.09.1917 - 08.07 - " -
3. Daniela Brzozowska 18.05.1929 - 14.07 - " -
4. Natalia Boroszuk 26.08.1913 - 20.07 - " -
5. Mieczysław Kondratowicz 19.12.1948 - 21.07 - " -
6. Zdzisław Lalak 29.06.1929 - 14.07 - " -
7. Teresa Więcławska 09.07.1948 - 27.07 - " -
8. Erwin Friedrich Riechmann 11.05.1940 - 24.07 - " -
9. Zofia Siemaszko 29.07.2001
10. Anna Kondratowicz 14.10.1915 - 01.08 - " -
11. Leon Borkowski 06.03.1909 - 02.08 - " -
12. Barbara Szczęsna 26.03.1958 - 02.08 - " -
13. Irena Łukianow 21.03.1952 - 06.08 - " -
14. Genowefa Paczkowska 30.07.1920 - 09.08 - " -
15. Stanisław Czerniawski 02.12.1936 - 10.08 - " -
16. Władysława Piłat 02.03.1918 - 14.08 - " -
17.Bolesław Gajewski 24.01.1933 - 15.08 - " -
18. Józef Wasiuk 26.06.1920 - 17.08 - " -
19. Grzegorz Gawor 21.04.1973 - 17.08 - " - (W. B.)
Do Łobeziaka można pisać tutaj:


Numery archiwalne:
ARCHIWUM